– Jesteś niewdzięczną i
podłą kobietą, Morrigan – lamentował Alistair, ociekający zupą grzybową.
– A ty okropnym
kucharzem. Wolę paść z głodu, niż karmić się tymi pomyjami.
Zaśmiałam się pod
nosem, oglądając z ubocza podobną do wielu innych scenę. Warkoczyk rudych
włosów owijałam sobie wokół palca, stojąc oparta o jedno z drzew, kątem oka
mając baczenie na okolicę.
– Od samego początku,
gdy cię tylko zobaczyłem, wiedziałem, że będą z tobą same problemy – psioczył
Alistair, jeden z Szarych Strażników, z którymi przyszło mi podróżować. –
Prosiłem, błagałem Aidena, by przy najlepszej nadarzającej się okazji
przywiązał cię do drzewa i zostawił na pastwę mrocznych pomiotów.
Pokręciłam głową. Zupa
Alistaira nie była taka zła. Jednak wątpiłam aby Morrigan się kiedykolwiek
przyznała, że cokolwiek co wyszło spod rąk templariusza było godne jej
pochwały, czy niemej aprobaty.
– Jak tam, Leliano? –
spytał Aiden, podchodząc do mnie.
Widziałam, jak zezował
na kłócących się. Spojrzałam na niego wymownie, uśmiechając się delikatnie i
wzruszyłam ramionami.
– Znowu się kłócą... –
Westchnął ciężko, zaczesując dłońmi czarne włosy za szpiczaste uszy.
Nie odpowiedziałam. Po
prostu ponownie spojrzałam w kierunku, skąd dochodziły podniesione głosy.
Zawsze się kłócili.
Odkąd ich poznałam. Od tamtej chwili jestem święcie przekonana, że Alistair i
Morrigan, najzwyczajniej na świecie czuli do siebie miętę. Co z tego, że pasowali
do siebie jak ogień i woda?
– Żebym ja nie
przywiązała twoich cuchnących nóg do kamienia, który niechcący wpadnie do
jeziora – odwarknęła Morrigan, po czym popychając Alistaira, przeszła na drugą
stronę obozowiska.
Powędrowałam za nią
wzrokiem. Obserwowałam, jak otrzepując skóry przed namiotem, mamrota pod nosem
– zapewne wymyślne przekleństwa. W końcu odrzuciła skórę na bok, skrzyżowała
dłonie i obróciła się gwałtownie, wlepiając wzrok w plecy Alistaira. Ten, nie
mając pojęcia, że bacznie obserwowały go złote oczy wiedźmy, wycierał twarz z
pozostałości po zupie, którą został oblany zaledwie parę chwil temu. Pochylił
się, by pozbierać resztki glinianej miseczki.
Było mi go w tamtym momencie szkoda. Miał minę niczym zbity pies.
Było mi go w tamtym momencie szkoda. Miał minę niczym zbity pies.
– Co się tak szczerzysz?
– zagaił mnie Aiden.
– Nie ważne –
wymruczałam, zezując na niego.
Uśmiechnął się, ale nie
dopytywał.
– Obejmiesz wartę?
W odpowiedzi tylko
skinęłam głową, by zaraz udać się na obchód wokół obozu, by posprawdzać wnyki
zastawione na króliki i inne pułapki, które miały za zadanie nas chronić.
Gdy wróciłam,
przystanęłam w cieniu pnących się ku ciemnemu niebu drzew. Wokół obozu panował
względny spokój. Ziewnęłam szeroko, nawet nie kwapiąc się by zasłonić usta
dłonią. Poprawiłam tylko kołczan oraz łuk na ramieniu, rozglądając się po
obozowisku. Dostrzegłam śpiącego przed namiotem Aidena, a obok niego, strzygąc
uszami na jakikolwiek dźwięk leżał jego ogar bojowy. Sten, olbrzym qunari,
który ze mną opuścił Lothering wraz z Morrigan i Szarymi Strażnikami, drzemał
oparty o konar drzewa nieopodal swojego namiotu.
Zdziwiona brakiem
Alistaira przy ognisku, wkroczyłam na teraz obozu, kierując się wprost do
namiotu templariusza. Gdy byłam zaraz przy nim, odsunęłam połać materiały, by
zerknąć do środka. Pusto. Nadstawiłam uszu by wyłapać jakikolwiek dźwięk,
świadczący i tym, że jednak był gdzieś w pobliżu. Nie chciałam wzbudzać
bezpodstawnie paniki, jednak dla pewności zsunęłam z ramienia łuk, a z kołczanu
wyjęłam strzałem. Nie naciągałam cięciwy, by niepotrzebnie nie męczyć ręki.
W końcu coś usłyszałam.
Ze zdumienia zmarszczyłam brwi. Śmiech. To Alistair się śmiał.
Skołowana ruszyłam przez obóz, kierując się w tamtym kierunku. To, co zobaczyłam sprawiło, że wyszczerzyłam zęby od ucha do ucha.
Skołowana ruszyłam przez obóz, kierując się w tamtym kierunku. To, co zobaczyłam sprawiło, że wyszczerzyłam zęby od ucha do ucha.
Alistair siedział z
Morrigan przy ognisku obok jej namiotu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie
fakt, że przecież ciągle prowadzili ze sobą otwartą wojnę.
Uspokojona, ze jednak
nikt go nie porwał, czy nie ukatrupił, gdy na przykład poszedł sobie na stronę,
schowałam strzałę, a łuk wylądował na swoim miejscu. Oparłam się o brzozę,
chcąc nacieszyć oczęta tą sielską sceną. Morrigan, właśnie położyła dłoń na
ramieniu Alistaira, opowiadając mu zapewne jakaś ciekawa historię z Głuszy, z której podobno pochodziła. Nie mogłam
uwierzyć, że Morrigan była zdolna do delikatności, gdy dotykała drugiego
człowieka. Nawet gdy mnie opatrywała byłą dość ostra, a teraz? Złapała dłoń
Alistaira i się jej uważnie przyglądała. Trzymała ją z taką ostrożnością, jakby
miała w rękach bardzo rzadki artefakt,
mogący się stłuc w każdej chwili.
Znowu ziewnęłam, a
wiatr, który się zerwał niósł ze sobą płatki kwiatów z drzew. Zirytowana
otrzepałam rude włosy, a w tym samym
czasie Alistair nachylił się nad Morrigan. Niemal wstrzymała oddech, zacisnęła
dłonie, siłą powstrzymując się od głośnego krzyknięcia „no dalej, pocałuj ją”.
Obserwowałam, co się działo, jakby w zwolnionym tempie, by po chwili z mojej piersi
wydarło się westchniecie rozczarowania.
Alistair tylko wyjął z
włosów wiedzmy płatek. Zaśmiał się i zdmuchnął. Morrigan wypuściła jego dłoń, mruknęła
coś pod nosem i podała Alistairowi jakąś fiolkę. Zrezygnowana sapnęłam pod
nosem. Pomyślałam sobie, że chyba zaczynam widzieć co chcę. Może przed innymi
grali wrogów, ale się lubili. I tyle?
Postanowiłam wyjść z
ukrycia. W końcu nie było sensu tak stać
i szpiegować przyjaciół. Jak na złość nie zauważyłam korzenia. Potknęłam się,
robiąc przy tym hałas. Stęknęłam, podnosząc się z zieleniny, rozcierając kolano.
– Ktoś tam jest! – pisnęła
Morrigan.
Co? Jak to pisnęła?
Ona? Ta wiedźma bez serca? Zdziwiłam się, słysząc jak ktoś zmierzał szybkim
tempem w moją stronę. Jakoś wstałam i zadarłam głowę. Alistair. Rozejrzałam się
wokół, chcąc zlokalizować Morrigan, ale ta się po prostu ulotniła.
– Leliana! – krzyknął
Alistair, nazbyt spanikowanym głosem. –
Widziałaś coś?
To pytanie zdawało się
być normalne. W końcu byłam na obchodzie i… Nagle uśmiechnęłam się najjajowaciej,
jak tylko mogłam.
– Niby co? – zainteresowałam
się, podnosząc na niego spojrzenie niebieskich oczu, jednocześnie wychodząc z
krzaków. – Czy ty się rumienisz? – spytałam, nawet nie mając pojęcia, czy taka
była prawda.
Była noc a widoczność
była mocno ograniczona, jednak jego reakcja okazała się bezcenna.
– Co? Nie, nic z tych
rzeczy! Na głowę ci już chyba padło od tego biadolenia o Stwórcy – tłumaczył
się, z miejsca podejmując marsz ku swojemu namiotowi.
– Wracasz od Morrigan?
– zagaiłam podbiegając do niego i splatając dłonie za plecami. – łączy was coś?
– wypaliłam bez namysłu.
– Ja i ona to dwa różne
światy – powiedział ostrym tonem, po czym mnie wyprzedził i zniknął w namiocie.
– Dwa światy, co? –
zaśmiałam się pod nosem.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo wiesz co? Tyle czekałam na tą miniaturkę, a tu tak mało? Zabolało...
OdpowiedzUsuńDokładnie to samo odczucie, co u mnie. ;-;
UsuńDocelowo miało być krótkie, nie widziałam sensu aby się rozpisywać.
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńWłaśnie opublikowano ocenę Twojego bloga:
http://wspolnymi-silami.blogspot.com/2016/03/70-ocena-bloga-dragon-age-wspomnienia-z.html
Zapraszam do lektury.
Pozdrowienia ;)