Sword

29 grudnia 2015

Dwa światy.

– Jesteś niewdzięczną i podłą kobietą, Morrigan – lamentował Alistair, ociekający zupą grzybową.
– A ty okropnym kucharzem. Wolę paść z głodu, niż karmić się tymi pomyjami.
Zaśmiałam się pod nosem, oglądając z ubocza podobną do wielu innych scenę. Warkoczyk rudych włosów owijałam sobie wokół palca, stojąc oparta o jedno z drzew, kątem oka mając baczenie na okolicę.
– Od samego początku, gdy cię tylko zobaczyłem, wiedziałem, że będą z tobą same problemy – psioczył Alistair, jeden z Szarych Strażników, z którymi przyszło mi podróżować. – Prosiłem, błagałem Aidena, by przy najlepszej nadarzającej się okazji przywiązał cię do drzewa i zostawił na pastwę mrocznych pomiotów.

Pokręciłam głową. Zupa Alistaira nie była taka zła. Jednak wątpiłam aby Morrigan się kiedykolwiek przyznała, że cokolwiek co wyszło spod rąk templariusza było godne jej pochwały, czy niemej aprobaty.
– Jak tam, Leliano? – spytał Aiden, podchodząc do mnie.
Widziałam, jak zezował na kłócących się. Spojrzałam na niego wymownie, uśmiechając się delikatnie i wzruszyłam ramionami.
– Znowu się kłócą... – Westchnął ciężko, zaczesując dłońmi czarne włosy za szpiczaste uszy.
Nie odpowiedziałam. Po prostu ponownie spojrzałam w kierunku, skąd dochodziły podniesione głosy.
Zawsze się kłócili. Odkąd ich poznałam. Od tamtej chwili jestem święcie przekonana, że Alistair i Morrigan, najzwyczajniej na świecie czuli do siebie miętę. Co z tego, że pasowali do siebie jak ogień i woda?
– Żebym ja nie przywiązała twoich cuchnących nóg do kamienia, który niechcący wpadnie do jeziora – odwarknęła Morrigan, po czym popychając Alistaira, przeszła na drugą stronę obozowiska.
Powędrowałam za nią wzrokiem. Obserwowałam, jak otrzepując skóry przed namiotem, mamrota pod nosem – zapewne wymyślne przekleństwa. W końcu odrzuciła skórę na bok, skrzyżowała dłonie i obróciła się gwałtownie, wlepiając wzrok w plecy Alistaira. Ten, nie mając pojęcia, że bacznie obserwowały go złote oczy wiedźmy, wycierał twarz z pozostałości po zupie, którą został oblany zaledwie parę chwil temu. Pochylił się, by pozbierać resztki glinianej miseczki.
Było mi go w tamtym momencie szkoda. Miał minę niczym zbity pies.
– Co się tak szczerzysz? – zagaił mnie Aiden.
– Nie ważne – wymruczałam, zezując na niego.
Uśmiechnął się, ale nie dopytywał.
– Obejmiesz wartę?
W odpowiedzi tylko skinęłam głową, by zaraz udać się na obchód wokół obozu, by posprawdzać wnyki zastawione na króliki i inne pułapki, które miały za zadanie nas chronić.
Gdy wróciłam, przystanęłam w cieniu pnących się ku ciemnemu niebu drzew. Wokół obozu panował względny spokój. Ziewnęłam szeroko, nawet nie kwapiąc się by zasłonić usta dłonią. Poprawiłam tylko kołczan oraz łuk na ramieniu, rozglądając się po obozowisku. Dostrzegłam śpiącego przed namiotem Aidena, a obok niego, strzygąc uszami na jakikolwiek dźwięk leżał jego ogar bojowy. Sten, olbrzym qunari, który ze mną opuścił Lothering wraz z Morrigan i Szarymi Strażnikami, drzemał oparty o konar drzewa nieopodal swojego namiotu.
Zdziwiona brakiem Alistaira przy ognisku, wkroczyłam na teraz obozu, kierując się wprost do namiotu templariusza. Gdy byłam zaraz przy nim, odsunęłam połać materiały, by zerknąć do środka. Pusto. Nadstawiłam uszu by wyłapać jakikolwiek dźwięk, świadczący i tym, że jednak był gdzieś w pobliżu. Nie chciałam wzbudzać bezpodstawnie paniki, jednak dla pewności zsunęłam z ramienia łuk, a z kołczanu wyjęłam strzałem. Nie naciągałam cięciwy, by niepotrzebnie nie męczyć ręki.
W końcu coś usłyszałam. Ze zdumienia zmarszczyłam brwi. Śmiech. To Alistair się śmiał.
Skołowana ruszyłam przez obóz, kierując się w tamtym kierunku. To, co zobaczyłam sprawiło, że wyszczerzyłam zęby od ucha do ucha.
Alistair siedział z Morrigan przy ognisku obok jej namiotu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przecież ciągle prowadzili ze sobą otwartą wojnę.
Uspokojona, ze jednak nikt go nie porwał, czy nie ukatrupił, gdy na przykład poszedł sobie na stronę, schowałam strzałę, a łuk wylądował na swoim miejscu. Oparłam się o brzozę, chcąc nacieszyć oczęta tą sielską sceną. Morrigan, właśnie położyła dłoń na ramieniu Alistaira, opowiadając mu zapewne jakaś ciekawa historię z Głuszy, z  której podobno pochodziła. Nie mogłam uwierzyć, że Morrigan była zdolna do delikatności, gdy dotykała drugiego człowieka. Nawet gdy mnie opatrywała byłą dość ostra, a teraz? Złapała dłoń Alistaira i się jej uważnie przyglądała. Trzymała ją z taką ostrożnością, jakby miała w rękach bardzo  rzadki artefakt, mogący się stłuc w każdej chwili.
Znowu ziewnęłam, a wiatr, który się zerwał niósł ze sobą płatki kwiatów z drzew. Zirytowana otrzepałam rude włosy, a  w tym samym czasie Alistair nachylił się nad Morrigan. Niemal wstrzymała oddech, zacisnęła dłonie, siłą powstrzymując się od głośnego krzyknięcia „no dalej, pocałuj ją”. Obserwowałam, co się działo, jakby w zwolnionym tempie, by po chwili z mojej piersi wydarło się westchniecie rozczarowania.
Alistair tylko wyjął z włosów wiedzmy płatek. Zaśmiał się i zdmuchnął. Morrigan wypuściła jego dłoń, mruknęła coś pod nosem i podała Alistairowi jakąś fiolkę. Zrezygnowana sapnęłam pod nosem. Pomyślałam sobie, że chyba zaczynam widzieć co chcę. Może przed innymi grali wrogów, ale się lubili. I tyle?  
Postanowiłam wyjść z ukrycia. W końcu  nie było sensu tak stać i szpiegować przyjaciół. Jak na złość nie zauważyłam korzenia. Potknęłam się, robiąc przy tym hałas. Stęknęłam, podnosząc się z zieleniny, rozcierając kolano.
– Ktoś tam jest! – pisnęła Morrigan.
Co? Jak to pisnęła? Ona? Ta wiedźma bez serca? Zdziwiłam się, słysząc jak ktoś zmierzał szybkim tempem w moją stronę. Jakoś wstałam i zadarłam głowę. Alistair. Rozejrzałam się wokół, chcąc zlokalizować Morrigan, ale ta się po prostu ulotniła.
– Leliana! – krzyknął Alistair, nazbyt spanikowanym głosem.  – Widziałaś coś?
To pytanie zdawało się być normalne. W końcu byłam na obchodzie i… Nagle uśmiechnęłam się najjajowaciej, jak tylko mogłam.
– Niby co? – zainteresowałam się, podnosząc na niego spojrzenie niebieskich oczu, jednocześnie wychodząc z krzaków. – Czy ty się rumienisz? – spytałam, nawet nie mając pojęcia, czy taka była prawda.
Była noc a widoczność była mocno ograniczona, jednak jego reakcja okazała się bezcenna.
– Co? Nie, nic z tych rzeczy! Na głowę ci już chyba padło od tego biadolenia o Stwórcy – tłumaczył się, z miejsca podejmując marsz ku swojemu namiotowi.
– Wracasz od Morrigan? – zagaiłam podbiegając do niego i splatając dłonie za plecami. – łączy was coś? – wypaliłam bez namysłu.
– Ja i ona to dwa różne światy – powiedział ostrym tonem, po czym mnie wyprzedził i zniknął w namiocie.
– Dwa światy, co? – zaśmiałam się pod nosem.

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. No wiesz co? Tyle czekałam na tą miniaturkę, a tu tak mało? Zabolało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie to samo odczucie, co u mnie. ;-;

      Usuń
    2. Docelowo miało być krótkie, nie widziałam sensu aby się rozpisywać.

      Usuń
  3. Witam,
    Właśnie opublikowano ocenę Twojego bloga:
    http://wspolnymi-silami.blogspot.com/2016/03/70-ocena-bloga-dragon-age-wspomnienia-z.html

    Zapraszam do lektury.
    Pozdrowienia ;)

    OdpowiedzUsuń