Zevran położył Isabellę na łóżku, po czym zapalił stojącą na
szafce świecę, pozwalając, aby nikły płomień rozświetlił mrok. Czując panujący
w komnacie chłód, wyjął z kosza stojącego przy łożu dwa ciepłe wełniane koce i
rzucił je obok śpiącej kobiety.
Zmienił
przemoczone po podróży ubrania na suche, po czym zaczął rozbierać Isabellę
najdelikatniej, jak tylko potrafił, gdyż nie chciał jej zbudzić. Jak się już
uporał z wysokimi wiązanymi butami, skórzanymi – podszytymi futrem – getrami
oraz rzemieniami od lekkiej zbroi, rozplątał jej włosy i okrył szczelnie
kocami.
Stał
przez chwilę przy łóżku. Jak nigdy wcześniej pragnął odejść, znaleźć się gdzieś
daleko, by nie móc już na nią patrzeć. Miał ochotę się uwolnić od tego uczucia,
które zaczynało władać jego sercem, nie pozwalając na usłuchanie głosu
rozsądku. Ból rozsadzał mu pierś.
Bał się.
Bał się, że kiedyś Isabella zginie, bo on nie będzie w stanie zapewnić jej
bezpieczeństwa. Nie chciał tego. Myśl o tym, że znów miałby kogoś stracić, sprawiała,
że ogarniała go panika. Gdyby Isabella umarła, dlatego, że jego nie byłoby w
pobliżu, byłoby to równoznaczna z tym, że ją zabił.
Strażnik
Urny rozdrapał stare rany układające się w jedno krwawiące imię.
Rinna.
Zevran
usiadł na skraju łóżka. Jakże on chciał o niej zapomnieć. Jak bardzo starał się
przez te lata wyprzeć z pamięci jej twarz. Jej kasztanowe włosy, mahoniowy
kolor oczu, dołeczek z prawej strony pod ustami, gdy się do niego uśmiechała,
fantazyjne wzory na jej ciele, które sam jej wytatuował.
Elf zacisnął pięści na włosach,
szarpiąc je mocno. Chciał bólu, zasługiwał na niego.
– Co ty robisz, Zev?! Oszalałeś? –
Rinna podpełzła do niego na kolanach. Jej twarz była mokra od łez, a w oczach
czaił się ból i skołowanie.
– Jak mogłaś?! – krzyczał Zevran. –
Masz pojęcie, co zrobiłaś?!
– Niczego nie zrobiłam… – łkała. –
Uwierz mi, nie mogłabym, bo…
Zevran patrzył na nią pełen pogardy.
Był zimny i nieugięty. Nie potrafił przełknąć tej zdrady. Nie mógł się z tym
pogodzić.
– Przestań… – wyszeptał, a ona cofnęła
się, raniona chłodem w jego głosie.
Usiadła, załamując ręce. Patrzyła mu
w oczy. Tak bardzo chciała, by jej uwierzył.
– Wiesz, że nie mogłabym cię
zdradzić, Zevranie… – powiedziała przez zaciśnięte gardło.
W tym czasie Talisen zaszedł ją od
tyłu i złapał za kasztanowe włosy. Owinął je sobie wokół ręki i szarpnął,
odsłaniając jej krtań.
– Zev… JA CIĘ KOCHAM! – wykrzyczała
mu w twarz, a on tylko zerknął na przyjaciela, kiwając głową.
Ostrze przecięło napiętą skórę. Rinna
zaczęła się dusić i krztusić. Błagalnie, jakby w ostatnim odruchu, wyciągnęła
dłoń do Zevrana, patrzącego, jak umierała w konwulsjach, topiąc się we własnej
krwi.
Zevran otarł twarz. Nie płakał od
tamtego dnia.
Na łóżku Isabella poruszyła się
niespokojnie.
– Zev…? – Usłyszał jej senny głos.
Dotknął jej uda przez warstwę koców,
zerkając na nią ukradkiem, tak, by nie zauważyła jego mokrej od łez twarzy.
– Śpij – uspokoił ją. – Zaraz się
obok ciebie położę. Daj mi chwilę.
Odpowiedział mu niezrozumiały pomruk,
a po chwili znów usłyszał jej miarowy oddech. Dał sobie jeszcze parę minut na
uspokojenie się, po czym zdmuchnął tańczący płomień świecy i ułożył się obok
kobiety, która jako druga brutalnie wdarła mu się do serca.
_____
Wczesny poranek wyrwał ich ze snu
głośnym zawodzeniem psa, krzykami Alistaira oraz krzątaniną na korytarzu. Przez
okno wpadało nikłe światło budzącego się dnia.
Zevran, uchyliwszy powiekę i
zobaczywszy półmrok panujący w komnacie, okrył się szczelniej kocami,
naciągając je po sam czubek głowy. Po chwili poczuł, jak leżąca u jego boku
Isabella zaczęła go poszturchiwać nogą.
– Idź ich ucisz… – wymruczała jakby w
półśnie.
– Sama to zrób, jak tak bardzo chcesz
spać – fuknął w poduszkę, nawet się nie odwracając, by spojrzeć kobiecie w
oczy.
– Pomioty… bywają… głośniejsze –
sapnęła, rozciągając się wygodniej na łóżku.
– …jak Stwórcę kocham, Oghrenie,
zaraz cię uderzę! – Dało się słyszeć zza drzwi.
– Odejdź ode mnie, ty zapchlony
bryłkowcu! – wrzeszczał Oghren.
– Obaj się uspokójcie! Ludzie chcą
spać! – Gdzieś z daleka do uszu Isabelli i Zevrana doszedł donośny głos
Morrigan.
– Gdzie są pomioty, kiedy naprawdę
mógłyby się na coś przydać – wystękała ze skargą Isabella, siadając na łóżku i
chowając zmęczoną twarz w dłoniach.
– …zawsze taka jesteś… Tylko krzyczysz!
A co ja… – Strzępy rozmów stawały się coraz mniej znośne.
– Co robisz? – zdziwiła się Isabella,
widząc Zevrana, który migiem wyskoczył spod koców i wziął ze stołu swój
sztylet, kierując się do drzwi.
Zevran stanął na środku pokoju i
wyszczerzył zęby w przerażającym uśmiechu zwiastującym kłopoty.
– Wyjdę tylko na pięć minut. W końcu
zamilkną… na wieki – powiedział, machając bronią.
– Daj spokój – odparła Isabella,
wywracając oczami. – Naprawdę sądziłeś, że dane nam będzie się wyspać? W końcu
wróciliśmy z Azylu, prawda? Wiesz, z prochami tej szalonej kobiety, co żyła
lata temu – sarknęła Isabella, siląc się na uśmiech.
Zevran westchnął zrezygnowany.
– Cały zamek pewnie jest już na
nogach – stwierdził oczywisty fakt. – Może skorzystamy z tego, że jeszcze nikt
nie wyważył nam drzwi, chcąc nas obudzić? – spytał kokieteryjnym tonem głosu,
podchodząc bliżej. – Zrelaksujmy się – dodał, przyklękając na łożu, dalej
trzymając sztylet w dłoni.
Isabella cały czas wpatrywała się w
broń, a jej myśli krążyły tylko wokół tajemniczego wpisu w dzienniku elfa. Nie
wiedząc dlaczego, obleciał ją zimny dreszcz. Może spowodowany chłodem w
komnacie, a może wewnętrznym przeczuciem, co spotkało kobietę o imieniu Rinna.
– Nie mam nastroju –powiedziała,
odpychając od siebie kochanka, po czym wyszła z łoża i poczłapała bosymi
stopami do sterty swoich rzeczy.
– Co cię gryzie? – spytał
rozdrażniony.
Był sfrustrowany i nie ukrywał tego,
że seks pomógłby mu rozładować nagromadzone przez prawie dwa tygodnie napięcie.
– Nie wiem – powiedziała Isabella bez
krzty ciepłych uczuć. – Ty mi powiedz – dodała, spoglądając na niego.
Zevran prychnął pod nosem jeszcze
bardziej zirytowany.
– Czyli wina jest po mojej stronie.
Więc oświeć mnie, kochanie, co ci zrobiłem – warknął, rozkładając się wygodniej
na posłaniu.
– Myślałam, że chcesz ze mną o czymś
porozmawiać. Widać się myliłam – odparła, ściągając z siebie koszulę, w której
spała. Odrzuciwszy ją w kąt, dodała: – Całą drogę milczałeś, a ja nie
nalegałam, bo rozmowa z tym duchem w świątyni nie tylko mną wstrząsnęła.
Zevran wyglądał, jakby zamiast
słuchać Isabelli zastanawiał się, co w najbliżej przyszłości będzie robić z jej
nagim ciałem.
– Twarz mam wyżej – warknęła, rzucając
w niego butem.
– O co ci chodzi?! – skapitulował, odtrącają
kozak na
drugi kraniec komnaty. – Czego ode mnie oczekujesz? Że będę ci się zwierzać?
To, że ty jesteś taka głupia i to robisz, to już nie moja wina!
Isabella stała, jakby ją ktoś
spoliczkował.
– Jakoś do tej pory ci to nie przeszkadzało
– powiedziała ostro, zakładając na siebie pierwsze lepsze spodnie. –Myślałam,
że do nas obojga dotarło, że nasza rozmowa w łaźni to zwykłe pieprzenie, bo
żadne z nas nie miało odwagi przyznać się, że coś czuje! – krzyczała, wciągając
na siebie płócienną tunikę.
– Teraz chcesz w to wplątywać
uczucia?! Naprawdę? Teraz? – Zevran, tak jak Isabella, kipiał złością. – To.
Tylko. Seks – powiedział z chłodem i obojętnością.
– Pierdol się – rzuciła Isabella i
wyszła z komnaty, trzaskając drzwiami.
Na korytarzu zderzyła się Alistairem.
Od razu poznała, że słyszał jak nie całą kłótnię, to chociaż jej część.
– Też chcesz jeszcze coś do tego
dodać? – spytała ze sztucznym uśmiechem na ustach, walcząc z napływającymi do
oczu łzami.
Alistair westchnął, ale nie
skomentował tej sytuacji.
– Teagan za godzinę będzie nas
oczekiwał w jadalni – powiedział, udając, że nie zauważył łez przyjaciółki,
które zaczęły jej spływać po policzkach.
Isabella tylko kiwnęła głową, otarła
twarz i, pociągając czerwonym z nerwów nosem, ruszyła przed siebie, nawołując
Rufusa.
_____
– Nawet
nie macie pojęcia, jak się cieszę, że wszyscy wróciliście zdrowi – powiedział
Teagan, wchodząc do jadalni, w której siedziała niemal cała drużyna Szarych
Strażników. – Chyba kogoś brakuje – zauważył z nieskrywanym lękiem w głosie.
– Tak,
Zevrana – zaczął Alistair, a Isabella spojrzała na niego błagalnie. – Jest…
eee…
– Jest w
słabej kondycji – wtrąciła Morrigan, widząc, że z Isabellą było coś nie tak.
–
Rozumiem – powiedział Teagan z ulgą, po czym zasiadł do stołu. – Senniva
przekazała mi woreczek, Alistairze, tak jak ją o to prosiłeś. Gdy tylko
zobaczyłem, co to, nawet nie potrzebowałem wyjaśnień, że wróciliście. Od razu
wysłałem posłańca po najlepszych uzdrowicieli. Teraz pozostaje nam jedynie
czekać, aż się zjawią i sprawią, że mój brat na powrót odzyska przytomność –
opowiedział z przejęciem. – To dobre wieści, naprawdę – kontynuował. – Na
chwilę obecną musimy jeszcze bardziej wierzyć, że wszystko się ułoży.
–
Teaganie – odezwała się Isabella, która do tej pory zdawała się nie słuchać
nikogo wokół. Jedyne, co robiła, to siedziała zgarbiona, cały czas gładząc
czarną sierść Rufusa opierającego swój wielgachny łeb na jej udach. – Jest
jeszcze jedna sprawa, której Alistair nie mógł ci przekazać poprzez służbę.
– Słucham
zatem.
– Ten
uczony, którego śladem podążyliśmy, pozostał w Azylu – powiedziała apatycznym
głosem. – Jednak mimo naszej interwencji nie jest tam bezpiecznie. Obiecaliśmy
bratu Genitivusowi, że dostanie żołnierzy do obrony, podczas gdy będzie
prowadzić swoje badania.
– Racja – zawtórowała jej Leliana. –
Tamta świątynia, Urna… to wszystko jest zbyt cenne, by znów wpadło w ręce
kolejnych szaleńców, a są szanse na to, aby zapomniana przez świat wioska stała
się miejscem dla wiernych.
– Właśnie sama zaprzeczyłaś swoim
słowom, Leliano – prychnęła Morrigan, krzyżując ręce na piersi. – Zakon to taka
sama sekta zrzeszająca stada szaleńców.
– Cisza – powiedziała Isabella nader
stanowczym głosem.
– Rozumiem.
Jeszcze dzisiaj poślę do Azylu część moich żołnierzy oraz ludzi, którzy wykażą
chęć pomocy przy badaniach – obiecał Teagan, wstając.
– Jest
jeszcze coś – wtrąciła Morrigan.
Teagan
przeniósł uwagę na czarodziejkę, unosząc brwi.
– Radzę
wysłać zaprawionych w walce wojowników, bo grasuje tam smok.
_____
Po
obiedzie Isabella spacerowała po zamku z Rufusem u boku. Mabari nie odstępował
jej na krok, jakby się bał, że znów zostanie sam na nie wiadomo jaki okres.
Couslandówna mijała komnaty, bibliotekę, korytarze, schody, aż w końcu, gdy
przechadzała się po piętrze kolejny raz, opadła na fotel w saloniku, skąd
odchodził korytarz prowadzący do części rodziny arla i gości zamku. Rufus
ułożył się Isabelli na stopach, grzejąc je swoim cielskiem. Ona sama wpatrywała
się w płomienie.
– …to było
coś więcej niż kłótnia. – Usłyszała przytłumione kroki oraz dochodzący z
korytarza głos Alistaira.
– …mówiłam…
Nie wtrącaj… – zawtórowała mu Morrigan.
Isabella
nadstawiła uszu.
– Płakała,
a ona rzadko płacze.
– Wiele
przeszła… Oboje są zmęczeni i sfrustrowani – odparła Morrigan.
Kroki
zbliżały się coraz bardziej.
– Teraz
go bronisz? Mówiłem ci, że żadna siła mnie nie powtrzyma, jeśli ją skrzywdzi –
powiedział Alistair; Isabella, słysząc to, mimowolnie się uśmiechnęła.
– Nie
bronię, ale na twoim miejscu poczekałabym z osądem – ucięła Morrigan, a ich
głosy było słychać bardzo wyraźnie.
– Nadal
twierdzę, że… Isabella, co tu robisz? – zdziwił się Alistair, dostrzegając
siedzącą w fotelu liderkę.
– Siedzę
i napawam się ciepłem ogniska. Odkąd wróciliśmy, mam wrażenie, że jak tylko
poruszę głową, spada mi z niej śnieg – odpowiedziała, siląc się na uprzejmość.
– Wiem,
co masz na myśli. Jakbym mógł, nie wychodziłbym spod pierzyny – przytaknął
Alistair, uciekając wzrokiem.
– Widziałaś
się z Zevranem? – spytała bez ogródek Morrigan stojąca obok templariusza, a ten
tylko rozdziawił usta, nie mogąc uwierzyć w taki brak taktu z jej strony.
Isabella
w odpowiedzi pokręciła głową, na co czarodziejka obróciła się za siebie, po
czym pchnęła Alistaira w kierunku biblioteki.
– Rusz
się. Pomożesz mi – rozkazała mu.
– Ale…
–
Zamknij się!
Isabella
obserwowała, jak oboje zniknęli na klatce schodowej. Jeszcze przez chwilę echo
niosło ich głosy, aż w końcu została sama z ciszą. Jednak nie na długo.
Zevran w
końcu opuścił komnatę, którą dzielił z Isabellą. Od kłótni z niej nie
wychodził. Dotarło do niego, że nie mógł siedzieć w niej wiecznie i
rozpamiętywać przeszłości. Gdy zatrzaskiwał okładkę swojego dziennika,
wiedział, że zrobił najgorszy błąd, czytając stare wpisy sprzed lat. Nie mogąc
znieść własnego towarzystwa, postanowił się przejść. Chciał odetchnąć świeżym
powietrzem, napić się wina i zapomnieć.
Nie sądził,
że zastanie Isabellę w salonie, w którym przed paru tygodniami zamordowała
dziecko. Gdy tylko spostrzegł Rufusa, a potem Isabellę siedzącą w fotelu,
stanął jak wryty, nie bardzo wiedząc, co robić. W końcu oparł się o futrynę.
–
Zachowałem się jak ostatni skurwiel. Nie miałem prawa tak cię potraktować –
zaczął.
– Nie tłumacz
się – przerwała mu, spoglądając na niego z ukosa. – Powiedziałeś dokładnie to,
co chciałeś powiedzieć.
– Już
nie każesz mi się pierdolić? – zagaił, siląc się na żart. W odpowiedzi uzyskał
prychnięcie. – Mówię poważnie. Isabello, spójrz na mnie – poprosił.
Couslandówna
niechętnie zwróciła się twarzą do elfa. Widziała, że było mu przykro, ale czy
ją to obchodziło? Zranił ją. Poczuła się jak zmieszana z błotem. Jedynie się
cieszyła, że nie zdążyła mu wyjawić uczuć, jakie do niego żywiła, bo wtedy czułaby
się jeszcze gorzej, a jego słowa bolałyby o stokroć bardziej.
Tylko
dlaczego mimo tej sytuacji tak bardzo chciała słuchać, jak wymawiał jej imię?
Czy stała się aż taką masochistką?
– Chyba
nadszedł czas, bym ci to powiedział. Byłaś dla mnie dobrą przyjaciółką i nie ma
sensu dłużej tego ukrywać – powiedział, wchodząc do salonu, cały czas patrząc
jej w oczy. – Jest pewien powód, dla którego przyjąłem zlecenie w Fereldenie.
Isabella
podkuliła nogi, gdy Zevran stanął przed nią, zasłaniając kominek. Rufus,
obudzony, poczłapał niemal pod samo palenisko. Zevran, korzystając z miejsca, usiadł, gdzie jeszcze przed
chwilą spał mabari.
– Mów –
powiedziała prawie bezgłośnie.
– Moje
poprzednie zlecenie… nie poszło dobrze. Musisz wiedzieć, że do tego dnia byłem
arogancki i pewien siebie. Wierzyłem, że jestem najlepszym Krukiem w Antivii i
często przechwalałem się swymi osiągnięciami… zarówno jako zabójcy, jak i
kochanka. – Zevran umilkł, czekając na jakąkolwiek reakcję.
Isabella tylko patrzyła na niego
wyczekująco, a jakaś siła miażdżyła mu serce, gdy widział jej opuchnięte od
płaczu oczy. Dotąd nie sądził, że słowa mogły ranić równie skutecznie jak
ostrze.
– Moje przechwałki zaczęły męczyć jednego
z przełożonych. Ku zaskoczeniu zaakceptowano moją prośbę o wyjątkowo trudne
zlecenie: niezauważone zabójstwo bogatego kupca, silnie strzeżonego. W skład
drużyny zgodził się wejść Talisen…
– Twój
przyjaciel – odezwała się Isabella.
– Tak,
opowiadałem ci o nim – przytaknął, czując nieprzyjemną gulę w gardle, narastającą
z każdą minutą, z którą zbliżał się do głównego wątku tej smutnej historii. –
Tak więc… do drużyny dołączył Talisen, jak również elfka imieniem Rinna –
powiedział jednym tchem, spuszczając wzrok. – Rinna była… cudowna. Silna,
piękna, zadziorna. Jej oczy lśniły niczym klejnoty. Stała się ucieleśnieniem
moich pragnień… – wymieniał.
– I
zakochałeś się. – Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie, jednak coś w tonie
wypowiedzi Isabelli uderzyło Zevrana i odważył się na nią spojrzeć.
Cierpiała,
a on wolał nie myśleć, dlaczego.
– Rinna
była wyjątkowa. Myślałem, że zamknąłem swoje serce, lecz ona dotknęła mojego
wnętrza. To mnie przestraszyło. Kiedy Talisen zdradził mi, że Rinna dała się
przekupić kupcowi i powiedziała mu o naszym planie, od razu przyznałem, że musi
za to zapłacić, i pozwoliłem Talisenowi ją zabić – wychrypiał, ostatkiem sił
trzymając emocje na wodzy. – Rinna błagała mnie, bym tego nie robił. Na
kolanach, ze łzami w oczach przysięgała, że kochała mnie i że nas nie
zdradziła. Wyśmiałem ją i powiedziałem, że nawet jeśli to prawda, to już mnie
nie obchodzi.
– Zabiłeś
ją? – spytała Isabella, kuląc się jeszcze bardziej.
–
Talisen poderżnął jej gardło, a ja przyglądałem się, jak krwawi, patrząc mi w
oczy. Splunąłem jej w twarz za zdradę Kruków. Gdy z Talisenem zabiłem kupca,
poznaliśmy prawdziwie źródło tej informacji. – Zevran ukrył twarz w dłoniach. –
Rinna nas nie zdradziła.
– Nie
mogłeś tego wiedzieć – powiedziała Isabella, nawet nie mając pojęcia, dlaczego
chciała go usprawiedliwić.
Czy
rzeczywiście przez to, że była zakochana, zabrakło jej resztek rozumu i
zdrowego rozsądku?
– Oczywiście.
Nie chciałem tego wiedzieć – przyznał, spoglądając na nią. Pragnął ją dotknąć,
ale bał się jej reakcji. – Ja… miałem zamiar powiedzieć Krukom o naszej
pomyłce, o tym, co zrobiliśmy. Talisen mi to odradził. Powiedział, że nic by to
nie dało. Zgłosiliśmy więc, że Rinna zginęła podczas zamachu. Jak się okazało,
niepotrzebnie, bo Kruki już wiedziały, co zrobiliśmy. Mistrz, który mnie nie
znosił, powiedział mi to wprost. Rzekł, że Kruki wiedzą o tym… i że to ich nie
obchodzi. A pewnego dnia przyjdzie i moja kolej…
– Nie
wiem, co powiedzieć. – Isabella pochyliła się w fotelu.
– Kiedyś,
podczas jednych z naszych wspólnie spędzonych nocy, spytałaś mnie, dlaczego chciałem
opuścić Kruki. Prawdę mówiąc, pragnąłem po prostu zginąć. A jaki, lepszy sposób
niż rzucenie się na jednego ze słynnych Szarych Strażników? A potem… stało się
to – powiedział zagadkowo, patrząc na nią uważnie. – I oto jestem.
– Ciągle
chcesz zginąć?
– Nie –
odparł stanowczo, z błyskiem w oku. – Teraz pragnę zacząć od nowa. Znalazłem
to, czego szukałem, opuszczając Antivę, cokolwiek by to nie było. Zawdzięczam
ci bardzo wiele – wyznał szczerze.
– Co
znalazłeś? – spytała Isabella, pochylając się jeszcze bardziej.
Zevran długo
ją obserwował, jakby od nowa poznawał jej twarz, na której malowało się tyle
różnych emocji. Widział gniew, żal, smutek, ból, pożądanie, chęć mordu i coś
jeszcze, coś, przed czym sam się ciągle bronił. Ale czy miało to sens?
–
Ciebie, Isabello – wyznał, łapiąc ją za twarz. – Znalazłem ciebie i nie chcę
cię stracić. A za moje słowa dzisiejszego ranka…
–
Zamknij się już – poprosiła, rozkoszując się dotykiem jego dłoni.
Pocałował
ją w czoło, czego nigdy przedtem nie robił.
–
Nienawidzisz mnie? – spytał.
– Nie,
ja… Ja cię… – jąkała się, uciekając wzrokiem.
Zevran
zaśmiał się cicho.
– Wiem –
wyszeptał, puszczając ją i rozsiadając się wygodniej, na tyle na ile mógł na
szorstkim dywanie. – Wiem to już od dawna, ale chciałem mieć pewność.
– Pewność?
– zdziwiła się.
– Tak, że
zabijesz mnie raz a porządnie, gdybym kiedykolwiek cię skrzywdził – odparł,
posyłając jej oczko.
– A tak
dobrze ci szło – powiedziała, parskając śmiechem.
Kocham.
OdpowiedzUsuńKocham.
Kocham.
I jeszcze raz kocham.
Tak dawno mnie tu nie było, więc wchodzę, a tutaj... DWA NOWE ROZDZIAŁY. :) Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam na ich widok. Bardzo ładnie opisałaś uczucia Isabelli i Zevrana, serio.
No i czekam na kolejne rozdziały, a jak!
P.S: Była Chi Yosei się kłania. :)
Świetny.
OdpowiedzUsuńTo wszystko toczy się tak szybko. Redcliffe, elfy, a potem Denerim i jak w takim tempie to wszystko pójdzie to... będzie już koniec. Auć!
Kolejny bardzo dobry rozdział. Czekamy na więcej!
OdpowiedzUsuńAww my god <3 Ależ piękne wspomnienie Zevrana, uwielbiam jego kreację!
OdpowiedzUsuń'Zevran wyglądał, jakby zamiast słuchać Isabelli zastanawiał się, co w najbliżej przyszłości będzie robić z jej nagim ciałem.
– Twarz mam wyżej – warknęła, rzucając w niego butem.' - paskudnik <3
Rozdział jest przecudowny. Rozmowa Zevrana i Strażniczki po prostu mnie zauroczyła. Podoba mi się to, że nie byli wobec siebie tak bardzo wylewni. Nie pasowałoby to do nich. Jest bosko, bosko, bosko, aż żal mi czytać ostatni rozdział.
PS. Słyszałaś może o grze Ferelden?
Genialna jest tak kłótnia kochanków. Powaga, idealnie do nich pasuje. Strach przed utratą i miłością jest większy niż radość z niej wypływająca! wowowowowow. <3
Zapytam jeszcze raz, bo jestem ciekawa...
OdpowiedzUsuń... o grze rpg Ferelden słyszałaś może kiedyś? :D klimaty DA :D
A no tak, zapomniałam Ci odpisać :D słyszałam, ale nie za bardzo wiem z czym to się je. Wiem, że jest to na zasadzie pisanego rpg, czy coś :P
UsuńTworzysz swoją postać i nią grasz, tak jakby. Ogranicza Cię jednie lore (bardzo przestrzegają, żeby wszystko było zgodnie z historią DA - nie ma jeszcze nic z Inkwizycji). Generalnie pomyślałam o Tobie, bo piszesz, a na tym to tam polega - rozgrywasz prywatne sesje, udzielasz się w ważnych wydarzeniach w Życiu Fereledenu, piszesz gorące ploteczki o czym zapragniesz i siedzisz z ludźmi w karczmie. Dostajesz punkty, rozwijasz swoje umiejętności i możesz tworzyć własny ekwipunek. Ja tam siedzę i strasznie mnie urzekło, w sumie od razu pomyślałam o Tobie :D bo nie dość, że to głownie DA Origin, to jeszcze można pisać i pisać i pisać. Bez gonitw itd. na wszystko jest czas tam :D
UsuńMiałam cichą nadzieję, że może i Ty tam siedzisz już :D
Założyłam konto na Fereldenie. Zobaczymy z czym to się je :)
UsuńJa gram dalijskim elfem. Jest tam taka zasada, że dalijczycy, podobnie jak w grze, raczej nie spotykają się z ludźmi i mogą siedzieć jedynie w swoim obozie i gdzieś w okolicy, więc jeżeli wybrałaś człowieka to raczej się nie spotkamy (w sensie nasze postaci) i raczej nie będziemy mogły zrobić wspólnych sesji, ale możemy obserwować swoje działania. :D w grze jestem Eliana. :)
UsuńAle zawsze może ja wpadnę do dalijczyków :P Ja jestem Veronique Arif :)
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńno dobra, pokłócili się, Zevran opowiedział o Rinnie całą bistorie, Allistair troszczy się o Isabelle...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia