Sword

13 listopada 2014

ROZDZIAŁ 43. Świątynia ciał.

         Isabella stała z rozdziawionymi ustami, wpatrując się w ciało rycerza Redcliffe. Obserwowała, jak Zevran pochylił się nad denatem i szarpnął za przyłbicę zakurzonego hełmu, odsłaniając martwe oblicze.
         – Tobie co? – spytał, widząc wyraz twarzy towarzyszki.
         Szara Strażniczka energicznie pokręciła głową, po czym wskazała palcem skrzynie, które rzuciły się jej w oczy, gdy tylko weszła do pomieszczenia. Zevran, widząc ten gest, podszedł do drewnianego pudła i pociągnął za koniec szarej narzuty ukrywającej zawartość.

         – Ten dupek to miał dziwne zamiłowania, nie sądzisz? – spytał elf, wpatrując się w parę nagich ciał. – A nasz drogi gospodarz pewnie się zastanawiał, czemuż to żołnierze nie wracali z wypraw – dodał, stając prosto.
         – Nie mam pojęcia, po co zabijał tych ludzi, ale mam zamiar się tego dowiedzieć – powiedziała Isabella, po czym pospiesznie wyszła z magazynku.
         Zaintrygowany skrytobójca wybiegł za szlachcianką. Przeskoczył z gracją nad martwym sklepikarzem, którego wspólnie posłali w diabły. W locie szarpnął kobietę za ramię. Zatrzymana, odwróciła się do kochanka. 
– Co ci tak prędko?
         – Być może nam też coś grozi. Ruszyłbyś czasem głową, a nie myślał tylko jednym narządem – odparła, patrząc znacząco na jego krocze.
         Skrytobójca spojrzał na nią, starając się ukryć cyniczny uśmieszek.
         – Jakoś do tej pory ci to nie przeszkadzało – odparł buńczucznie, łapiąc kochankę za pośladek, prowadząc ją do wyjścia. – Chodźmy zdać relację…
         I wtedy usłyszeli donośny huk dochodzący z zewnątrz.
         Spojrzeli po sobie, po czym od razu wybiegli ze sklepu.
Musieli przystanąć. Wszechobecna biel na chwilę ich oślepiła po pobycie w ponurym wnętrzu. Gdy odzyskali możliwość widzenia, ujrzeli, że ich przyjaciele zostali zaatakowani.
         Napastnicy mieli skórzane zbroje oraz hełmy z rogami. W dłoniach dzierżyli ogromne miecze lub topory, a jeden z nich, odziany w ciepłą szatę, stał z dala od drużyny Szarych Strażników i rzucał zaklęcia ochronne na swych towarzyszy.
         Leliana biegała wokół bandytów, szukając pozycji do oddania precyzyjnego strzału, który dosięgnąłby maga. Dwóch toporników co i rusz zagradzało jej drogę, wymachując bronią. Rudowłosa łuczniczka odskakiwała w tył, unikając kolejnych ataków.
         Morrigan uleczała Stena, któremu krwawiła głowa. Qunari, nie zważając na obrażenia, szarżował na potężnego mężczyznę, którego ramiona były wielkości dorodnej dyni. Alistair w tym samym czasie parował ataki wojownika próbującego ugodzić go mieczem.
         Zevran rzucił się przed siebie. W biegu dosięgł kieszeni u pasa.
         – Leliana, padnij! – krzyknął i zamachnął się rękoma.
         Łucznika upadła, wyciągając przed siebie dłonie. Usłyszała nad głową świst przecinających powietrze małych noży. Gdy poczuła chłód śniegu, zerknęła w górę. Ku ziemi opadało parę kosmyków rudych włosów, a zaraz przed nią runęły dwa ciała. Oba wpatrywały się w nią szeroko otwartymi oczami wyrażającymi największe zdziwienie. Wykrzywione w grymasie usta zdawały się pytać: co się właśnie stało?
         – Wstawaj! – Usłyszała nad sobą głos Isabelli, która, dzierżąc w dłoniach dwa sztylety, kroczyła szybkim tempem ku napastnikowi, atakującego Alistaira.
         Leliana bez wahania podniosła się z ziemi i chwyciła łuk. Czujnym okiem zarejestrowała, co się wokół niej działo. Dobyła z kołczanu strzałę i, napinając cięciwę, wycelowała. Niecały ułamek sekundy później z przebitej tchawicy maga chlusnęła krew, barwiąc biały puch kolorem czerwieni.
         Alistair, dostrzegając, co się stało, na moment stracił koncentrację. Ta chwila wystarczyła. Bandyta wykorzystał zdezorientowanie przeciwnika i podciął Strażnikowi nogi. Ten upadł na ziemię, wypuszczając z dłoni miecz. Napastnik zbliżył się o parę kroków i z nienawistnym błyskiem w oku zakręcił bronią w powietrzu, pokazując swoją siłę. Wziął zamach, a cios miał być śmiertelny, ale nie trafił. Alistair okazał się szybszy. Brodząc w mokrym śniegu, zaczął się czołgać, chcąc chronić życie, które lada chwila mogło zostać odebrane. Ślizgał się i potykał, próbując wstać na równe nogi. Zaczęła ogarniać go panika. Zamachnął się tarczą, próbując zmusić wroga do cofnięcia się. Bezskutecznie. Miecz wroga zalśnił w słońcu. Alistair kopnął nogą, pragnąc złamać napastnikowi nogę. Chybił, jednak nieprzyjaciel nie zamierzał. Ostrze zaczęło opadać. Alistair widział, jak od stali odbijało się światło słońca. Pomyślał, że to taki piękny widok. Już zamykał oczy, gotowy na spotkanie ze Stwórcą.
         Usłyszał tylko gardłowy charkot, a na twarz trysnęło mi coś ciepłego. Uchylił powieki. Drżącą dłonią dotknął policzka. Ujrzał krew. Jednak nie należała do niego. Zaraz potem obok Alistaira, z raną pomiędzy żebrami, runął niedoszły kat.
         – Nie ma za co – doszedł go znajomy, drwiący głos Zevrana.
Strażnik z uśmiechem wdzięczności przyjął wyciągniętą ku niemu dłoń.
         Isabella stała niecałe dwa metry dalej. Dyszała po biegu. Gdy ujrzała, jakich kłopotów nabawił się jej przyjaciel, tracąc broń, omal nie dostała zawału. Rzuciła się mu na pomoc, mając przeświadczenie, że nie zdąży. I wtedy, jak na zawołanie, pojawił się Zevran wbijający ostrze w niczego niespodziewającego się bandytę.
         Sten z pomocą Morrigan rozprawił się z ostatnim atakującym ich człowiekiem. Gdy oddzielił głowę okrytą hełmem z rogami od ciała, ci, co zostali przy życiu, popatrzyli po sobie z nieukrywanym zaskoczeniem.
         Cała walka zaczęła się i skończyła błyskawicznie.
         Zevran z Alistairem u boku zaczęli iść w stronę Isabelli rozglądającej się wokół. Leliana przeszukiwała jedno z ciał, a Sten i Morrigan stali w miejscu.
         – Co tu się, do cholery, stało? – spytała Isabella Alistaira, gdy ten był przy niej.
         – Zanim wybiegliście ze sklepu, oberwałam zaklęciem – powiedział, pokazując ranne lewe ramię. – To nic – uspokoił przyjaciółkę, gdy ta chciała się rzucić, by obejrzeć jego obrażenia. – Morrigan się tym zaraz zajmie – powiedział spokojnie.
         – Pojawili się znikąd – dodała Leliana, podchodząc do nich. – Jeden z nich miał przy sobie to – powiedziała, podając Isabelli coś, co wyglądało na odznakę z brązu.
         – Smok? – zdziwiła się, oglądając fant, na którym wyryto podobiznę wielkiego skrzydlatego gada oraz dwie trupie czaszki. – Co to ma być?
         – Wygląda na znak jakiejś mało szlachetnej organizacji – odezwał się Zevran, zerkając kochance przez ramię. – Emblemat Antivańskich Kruków jest równie paskudy i zwiastujący kłopoty.
         – Ale czemu was zaatakowali? Mówili coś? – Isabella nadal była poruszona niespodziewaną walką.
         – Nic. Wyłonili się spomiędzy domów. Ja oberwałem pierwszy. Wyglądało to tak, jakby dostali dokładne instrukcje, kogo i gdzie, mają zaatakować – odparł Alistair, przyciskając dłoń do krwawiącej rany. – Myślę, że czatowali na nas już od jakiegoś czasu, tylko czekali na odpowiedni moment.
         – Byliśmy obserwowani – powiedział Zevran, przypominając sobie moment, gdy miał z Isabella objąć wartę. – Ciągle mieli na nas oko.
          – Nie ma czasu do stracenia. – Isabella schowała przedmiot do kieszeni przy pasie. – Musimy się dowiedzieć, co tu się dzieje. Sądzę, że ten atak to nie przypadek. Tak jak to, że w magazynie w sklepie gniły zwłoki żołnierzy Redcliffe.
         – Co?! – spytał zdumiony Alistair.
         – To, co słyszałeś. A teraz idź do Morrigan. Niech się tym zajmie – mówiąc to, spojrzała na pokiereszowane ramię przyjaciela.

         Chwilę później cała grupa ruszyła dalej, kierując się ku szczytowi. Podczas niespełna godzinnej wędrówki zostali zaatakowani jeszcze dwa razy. Jednak tym razem napastnicy nie byli tak zorganizowani jak poprzedni. Wydawali się zaskoczeni tym, że ktokolwiek dotarł tak daleko. W szoku i zdumieniu starali się jak najszybciej pozbyć intruzów. Jednak brak skupienia wrogów był dla Szarych Strażników tym, co przechyliło szalę zwycięstwa.
         Gdy teren zaczął się wyrównywać, do uszu sześcioosobowej grupy doszły odgłosy ludzi odśpiewujących pieśń religijną. Zerwał się wiatr utrudniający zrozumienie słów. Drzewa wokół szumiały jakby w gniewie. Niebo przysłoniły ciemne chmury, z których sypnął śnieg. Biały puch skutecznie ograniczał widoczność. Isabella oraz inni trzymali kaptury płaszczy, starając się ochronić przed zimnem.
         – Chyba widzę jakiś budynek! – krzyknęła Leliana stojąca na przedzie.
         Alistair podbiegł do łuczniczki i przystanął u jej boku. Zmrużył oczy, starając się wytężyć wzrok. Przez szalejącą dookoła biel dało się dostrzec cztery jaśniejące punkty o kwadratowym kształcie.
         – Światło… Podejdźmy bliżej – powiedział Alistair, klepiąc kobietę w ramię, po czym zbiegł ze wzniesienia i poszedł w wypatrzonym kierunku, gestem ręki nakazując, by reszta ruszyła za nim.
         Leliana w biegu zdjęła z ramienia łuk i chwyciła go pewniej, gotowa na jakikolwiek atak. Isabella szła powoli, rozglądając się wkoło, co okazało się zbyteczne, biorąc pod uwagę zamieć.
         Gdy przeszli jeszcze parę metrów, jak z mgły wyłoniła się budowla. Była niska, ale długa. Od frontu wmontowano cztery okna, przez które sączyło się światło. Jednak zaciągnięte zasłony z jasnego materiału nie pozwalały zajrzeć do środka. Drzwi, a raczej wrota, miały ponad dwa metry wysokości i tworzyły je dwa skrzydła umocowane na mosiężnych zawiasach. Z dwóch kominów ulatywał biały dym sugerujący, że ktoś wewnątrz palił drzewem w kominkach. Teraz już wyraźnie było słychać ludzkie głosy łączące się w jeden donośny. Pieśń ucichła.

         Wewnątrz budowli, w głównej sali, gdzie po obu stronach poustawiano wielkie ławy, a z sufitu zwisały żyrandole, w których paliły się dziesiątki świec, za kamiennym ołtarzem stał starzec.
         Jego twarz zdobiły zmarszczki. Siwe włosy opadały swobodnie na wąskie ramiona. Nad podkrążonymi szarymi oczyma jak krzewy sterczały krzaczaste czarne brwi. Srebrzysta broda zasłaniała policzki oraz podbródek. Odziany był w dobrej jakości szaty koloru niebieskiego. W pasie miał przepasany żółty materiał, do niego przyczepione zostały trzy sznury, na których końcach zwisały medaliony o owalnym kształcie. Ramiona miał uniesione, jakby błogosławił stojących przed nim ludzi. Przemawiał do zgromadzonych zachrypniętym, pełnym pasji głosem:
         – …błogosławieni ponad miarę: Święta Umiłowana wybrała sobie nas na swych strażników. Ten święty obowiązek tylko nam jest przeznaczony: radujcie się bracia i gotujcie swe serca na jej przyjęcie. Wznieście swe głosy i nie rozpaczajcie, gdyż wyniesie Ona swe wierne sługi ku chwale, kiedy jej… Ach!
         Wrota otworzyły się, a do środka bez przejęcia wkroczyła uzbrojona grupa. Alistair szedł na czele, trzymając tarczę w gotowości. Zaraz za nim, czujnie rozglądając się po każdym zakamaru, posuwała się Leliana. Isabella, Zevran, Morrigan oraz Sten szli w jednej linii.
         Zgromadzeni mieszkańcy wioski rozstępowali się na boki, dając przejść intruzom.
         – Witajcie – odezwał się ponownie starzec, wychodząc zza ołtarza. – Słyszałem, że w wiosce kręci się grupa nieznajomych. Ufam, że Azyl jak dotąd wam się podoba – powiedział, zniżając ton głosu.
         Isabella wyszła przed szereg i stanęła twarzą w twarz z kapłanem. Otaksowała go wzrokiem, oceniając, w jakim stopniu mógł być niebezpieczny.
         – Podoba jak diabli – wypowiedziała przez zaciśnięte zęby.
         – To, bracia moi, dzieje się, gdy wpuścimy do wioski kogoś z zewnątrz – zagrzmiał, rozpościerając ramiona i patrząc wokół po twarzach wiernych. – Oni nie umieją uszanować naszej prywatności. Jeśli im pozwolimy, to opowiedzą o nas innym. – W tym momencie Isabella położyła dłonie na rękojeściach swych ostrzy.
Zaalarmowana drużyna szykowała się na atak. Groźbę ukrytą w słowach starca dało się zbyt dobrze wyczuć, by można było puścić ją płazem.
– Wieść się rozejdzie – kontynuował mędrzec. – I co wtedy? – spytał tłumu, ten wydał z siebie odgłos niezadowolenia. – Ty, nieznajoma, nie rozumiesz naszych zwyczajów – powiedział, wskazując palcem uzbrojoną szlachciankę. – W swej ignorancji sprowadziłabyś do Azylu wojnę.
         – Mojej ignorancji? – oburzyła się Isabella. – Mojej? To nie ja zabijam niczemu winnych rycerzy i pozwalam ich ciałom gnić na zapleczu jakiejś nory – powiedziała ostro, lekko podnosząc głos.
         – Nie mam obowiązku tłumaczyć ci się z naszych czynów – odparł starzec, machając lekceważąco dłońmi. – Mamy nasz święty obowiązek. Gdyby nie udało nam się Jej ochronić, popełnilibyśmy wielki grzech. – Gdy wypowiadał te słowa, Leliana i Sten spojrzeli po bokach, zaalarmowani odgłosem kroków; zauważyli uzbrojonych mężczyzn z rogatymi hełmami na głowach. – Wszystko zostanie wybaczone – powiedział kapłan, po czym zza kolumn wyskoczyli napastnicy. On sam pobiegł za ołtarz, pochylił się, a gdy stanął wyprostowany, w dłoniach ściskał powykrzywiany drewniany kostur.
         Ludzie zgromadzeni wokół rozpierzchli się na wszystkie strony, w panice starając się uciec ze świątyni. Parę osób przebiegło, omijając drużynę Szarych. Zevran, wyciągając sztylety, zrobił parę kroków w bok, co spowodowało, że stał odsłonięty, zaś ku niemu biegło dwóch odważnych nieuzbrojonych mężczyzn. Nie namyślając się, zamachnął się dwa razy, zadając precyzyjne cięcia. Obaj stanęli jak wryci. Na ich krtaniach pojawiły się równe czerwone pasma. Przecięta skóra rozwarła się, a z ran polała się jucha. Pewnie staliby tak w szoku, nie wiedząc, co się tak właściwie stało. Zevran zaśmiał się szczerze rozbawiony ludzką głupotą i kopnął jednego delikwenta. Ten, upadając, chwycił kompana za rękaw i obaj runęli na kamienną posadzę, krztusząc się własną krwią.
         Leliana, jeszcze nim zdążył nastąpić atak, napięła cięciwę, naciągając na nią dwie strzały, które wystrzelone pozbawiły życia napastników. Gdy padli, targani konwulsjami, łucznika przebiegła nad nimi, chcąc się dostać do stopni prowadzących na balkon, skąd mogła osłaniać towarzyszy. U szczytu schodów drogę zagrodziła jej młoda kobieta łypiąca na nią szalonym spojrzeniem.
         – Przepuść mnie – poprosiła Leliana, sięgając dłonią kołczanu.
         – Musimy bronić Świętej Umiłowanej! – krzyknęła i rzuciła się na łuczniczkę z wyciągniętymi rękami.
         Leliana tylko się odsunęła i uderzyła napastniczkę łokciem między łopatki. Ta, tracąc równowagę, upadła i potoczyła się po krętych schodach niczym beczka. Gdy uderzała o ścianę, dało się słyszeć charakterystyczny chrzęst skręconego karku.
         Leliana popatrzyła w martwe oczy kobiety.
         – Śmierć godna głupca – wyszeptała i podbiegła do balustrady.

         W dole Morrigan nie dawała dojść do siebie napastnikom. Z wyciągniętych rąk buchały płomienie. Trzech uzbrojonych w miecze mężczyzn cofnęło się o parę kroków, by zaraz przypuścić kolejny atak. Morrigan tylko tupnęła nogą, co spowodowało, że delikwentów odrzuciło w tył. Wiedźma skierowała dłonie w kierunku jednego z nich i zaczęła zaciskać je w pięści. Z oczu, uszu oraz nozdrzy wojaka polała się czarna krew. Już się nią krztusił, łapiąc w panice za gardło, gdy Morrigan runęła na ziemię.
         Nad nią, trzymając w jednej ręce tarczę, zaś w drugiej ciężką buławę, stał kolejny napastnik. Wiedźma zaklęła szpetnie pod nosem. Ukucnęła, walcząc z zawrotami głowy. Już nie trzech, a czterech uzbrojonych osiłków zmierzało w jej kierunku. Otoczyli ją, nie dając możliwości ucieczki. Z ich spojrzeń można było wyczytać dumę ze zwycięstwa nad czarodziejką. Morrigan zaczęła się śmiać.
         – Pieprzeni ignoranci – warknęła, po czym jej oczy ze złotych zmieniły barwę na czarne.
Ciemny kolor pochłonął nawet białka, sprawiając wrażenie pustych oczodołów.
         Całe jej ciało okryła fioletowa poświata. Plecy wygięły się w garb. Pokryły je gęste włoski. Ramiona się rozdwoiły, nogi również. Słychać było trzask, gdy z jej lędźwi wystrzelił nabrzmiały czarny odwłok z fioletowym wzorem biegnącym przez środek. Odnóża się wydłużały i porastały ostrymi jak igły, cienkimi kolcami. Usta Morrigan rozchyliły się. Spomiędzy nich zaczęły się wysuwać grube, stożkowate, ostre, ociekające zielonym jadem szczękoczółki. Kobieca twarz zniknęła pod czterema parami wielgachnych oczu.
         Zdumieni mężczyźni cofnęli się parę kroków, patrząc w osłupieniu na miejsce, w którym jeszcze przed paroma sekundami siedziała bezbronna czarodziejka. Teraz, zaciekle tupiąc w miejscu odnóżami, stał ogromny pająk. Stworzenie rzuciło się na oprawców, kąsając ich oraz unieruchamiając lepką siecią.
        
         Alistair walczył z równym sobie przeciwnikiem. Miecz krzyżował się z mieczem. Tarcza uderzała o tarczę. Stal przeciwko stali. Niedoszły templariusz nie tracił postawy. Osłaniał się, gdy przeciwnik wyprowadzał cios. Atakował, gdy wróg cofał swe ostrze. Walka była wyrównana. Jeden na jednego, tak jak przystało.
         Jednak szalony kapłan miał co do tego inne zdanie. Otoczywszy siebie ochronnym glifem, który nie pozwalał na dojście do niego na odległość trzech metrów, wycelował kosturem w odsłonięte plecy jasnowłosego mężczyzny.
         Alistaira odrzuciło do przodu, gdy oberwał rażącą go błyskawicą. Padł na twarz, a jego ciałem wstrząsnęły drgawki.
         Leliana zauważyła kłopoty przyjaciela. Wystrzeliła strzałę, która ugodziła idącego ku niemu z wyciągniętym mieczem napastnika prosto w kark. Kobieta widziała, że jej towarzysz oberwał zaklęciem. Jednak z pozycji, jaką obrała, nie mogła dosięgnąć szalonego kapłana. Sfrustrowana rzuciła się biegiem, mając za cel okrążenie półpiętra, otaczającego całą salę.

         Zevran oraz Isabella starali się pokonać maga. Jednak ten, mimo sędziwego wieku, miał znakomity refleks i, dzięki zaklęciom ochronnym, nie dosięgały go noże rzucane w jego stronę. Oboje sfrustrowani krążyli na granicy ochronnego glifu, obmyślając sposób na odwrócenie uwagi starca. Wtem, jak na zawołanie, gdy ten miał rzucić kolejne zaklęcie, strzała przeszyła jego pierś. Glif zniknął w tym samym momencie, w którym przestało bić jego serce.
         Dwoje kochanków spojrzało w kierunku skąd oddano precyzyjny strzał.
         Naprzeciwko nich, parę metrów nad ziemią, stojąc na balustradzie, machała do nich Leliana. Kobieta przeniosła spojrzenie niebieskich oczu na prawo, tam, gdzie w cieniu balkonu i kolumn walczył Sten przeciwko dwóm osiłkom. Leliana, mając już dość walki bez zastanowienia oddała dwa strzały pod rząd. Zdumiony qunari zadarł głowę. Widząc rudowłosą towarzyszkę, skinął jej w podzięce.

         Zevran popatrzył na ogromnego pająka, który w fioletowym świetle zaczął zmieniać się w tak dobrze znaną mu kobietę.
         Morrigan przeciągnęła się i rozejrzała zadowolona z siebie.
         – Jesteś pieprzonym pająkiem – powiedział Zevran z nieukrywanym obrzydzeniem.
         – Była pieprzonym pająkiem – poprawiła go Isabella, rozbawiona jego wyrazem twarzy.
         – Potrafię wiele sztuczek – odparła Morrigan, krzyżując ręce na piersi.
         Alistair właśnie podnosił się z podłogi. Włosy sterczały mu we wszystkie strony niczym igły na jeżu. Oczy miał rozszerzone, źrenice powiększone. Dłonie drżały nieznacznie, a nogi trzęsły w kolanach.
         – To się nazywa rażenie piorunem – powiedział, nie tracąc poczucia humoru.
         Dało się usłyszeć melodyjny śmiech od strony schodów. Po chwili z cienia wyłoniła się rozbawiona Leliana. Podeszła do Szarego Strażnika i położyła mu rękę na ramieniu.
         – Można by rzec, że masz elektryzującą osobowość – powiedziała z uśmiechem na ustach.
         Sten rozglądał się wokół, patrząc na podłogę usianą ciałami. Jedne krwawiły, inne po spotkaniu ze śmiercionośną trucizną miały niezdrowy koloryt skóry i przekrwione oczy, a jeszcze inne zostały zaplatane w pajęczą sieć odcinającą życiodajne powietrze.
         – Powinniśmy się rozejrzeć – odezwał się qunari, czując, że to nie koniec ich zmagań.
         – Racja – przytaknęła mu Isabella. – Przeszukajmy ten cholery przybytek.
           

8 komentarzy:

  1. Dość dużo powtórzeń, ale jeszcze nigdy mi się tak podobały sceny walki opisywane przez ciebie.
    Lubię te niespodziewane zwroty akcji, więc proszę o więcej takich scen z Morrigan.
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  2. już myślałam, że się nie odczekam kolejnego rozdziału :D a ten jest świetny :) teraz tylko czekać do piątku na III :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa, ale mnie nie stać :( juz nie tyle, co na samą grę, ale na nowego kompa, który ja uciągnie :D

      Usuń
    2. szczerze to kupiłam ją z nadzieją, że pociągnę chociaż na minimalnych :D a jak nie to się zapłaczę :D

      Usuń
    3. Mi nawetna minimalnych nie pojdzie, system stary bo XP :D

      Usuń
  3. Juhu! :D Nowy rozdział. Wybacz mi ten ostatni brak komentarzy. :c Co bym mogla napisać? Piszesz niesamowite sceny walki, chociaż zdarzyło się kilka literówek (np. "łucznika" zamiast "łuczniczka"). Ogólnie jednak jestem meeega zadowolona. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Here i'm!

    'Alistair kopnął nogą, pragnąc złamać napastnikowi nogę.' - drobne powtórzenie ;)

    '– Wstawaj! – Usłyszała nad sobą głos Isabelli, która, dzierżąc w dłoniach dwa sztylety, kroczyła szybkim tempem ku napastnikowi, atakującego Alistaira.' - hmm, a później jest, że to Zevran pomógł Aliemu. Jest nawet fragment, że Izka biegła w jego stronę ( stała na pewno gdzieś całkiem niedaleko, na pewno by dobiegła w tym czasie, kiedy Alistair walczył o życie, no w końcu nie byli od siebie oddaleni tak bardzo).Tzn. jest dość nieczytelne, tak mi się wydaje. Dodatkowo tak -Zev i Izka musieli być obok siebie, po wyjściu ze sklepu. Zev rzucił nożami, by obronić Lelianę (stał więc za pewno gdzieś za nią). A Izka krzyknęła, żeby ta wstawała, będąc już obok niej. Wychodzi więc na to, że wyprzedziła Zevrana w drodze do Alistaira, tak? Skoro biegła w jego stronę gnana strachem, powinna być przy nim pierwsza. Chyba, że coś ją zatrzymało. A to Zevran interweniował. Znowu taki trochę teleportejszyn dla mnie :D

    'Z dwóch kominów ulatywał biały dym sugerujący, że ktoś wewnątrz palił drzewem w kominkach.' - trochę niepotrzebne to wtrącenie, bo zazwyczaj się pali drewnem w kominku i dodatkowo małe powtórzenie się przez to wkradło.

    'Teraz już wyraźnie było słychać ludzkie głosy łączące się w jeden donośny. Pieśń ucichła.
    Wewnątrz budowli, w głównej sali, gdzie po obu stronach poustawiano wielkie ławy, a z sufitu zwisały żyrandole, w których paliły się dziesiątki świec, za kamiennym ołtarzem stał starzec.' - trochę to dla mnie nieczytelne. Tzn weszli do środka, tak ? bo nigdzie w sumie to nie jest zaznaczone. Widzą drzwi, bam, są w środku :D teleportejszyn!
    No dobra, teraz widzę, że to była zmiana perspektywy. Odstęp mi wcale tego nie zasugerował :D

    'Isabella wyszła przed szereg i stanęła twarzą w twarz z kapłanem. ' - to co ona na ołtarz weszła? (przecież za nim stał ten facet :D)

    'Z oczu, uszu oraz nozdrzy wojaka polała się czarna krew.' oraz 'Już nie trzech, a czterech uzbrojonych osiłków zmierzało w jej kierunku.' - ten, co mu się ta posoka z każdego otworu leje też szedł dalej w jej stronę?

    'Miecz krzyżował się z mieczem. Tarcza uderzała o tarczę. Stal przeciwko stali.' - czy miecz z mieczem i stal ze stalą to nie jest to samo? czy chodzi tutaj ogólnie, że stal (miecz i tarcza) przeciwko stali.

    Bardzo mi się podobają opisy walk, w tym rozdziale jest ich sporo i to jest fajne. Kilka uwag, jak zwykle, niemniej sam rozdział jest przyjemny. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    cały czas byli obserwowani i zostali zaatakowani w odpowiednim momencie, no chyba udało im się odnaleźć ta świątynię, której szukali
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń