Isabella stała z rozdziawionymi ustami, wpatrując się w
ciało rycerza Redcliffe. Obserwowała, jak Zevran pochylił się nad denatem i szarpnął
za przyłbicę zakurzonego hełmu, odsłaniając martwe oblicze.
– Tobie co? – spytał, widząc wyraz twarzy towarzyszki.
Szara Strażniczka energicznie pokręciła głową, po czym wskazała
palcem skrzynie, które rzuciły się jej w oczy, gdy tylko weszła do
pomieszczenia. Zevran, widząc ten gest, podszedł do drewnianego pudła i pociągnął
za koniec szarej narzuty ukrywającej zawartość.
– Ten dupek to miał dziwne zamiłowania, nie sądzisz? –
spytał elf, wpatrując się w parę nagich ciał. – A nasz drogi gospodarz pewnie
się zastanawiał, czemuż to żołnierze nie wracali z wypraw – dodał, stając
prosto.
– Nie mam pojęcia, po co zabijał tych ludzi, ale mam zamiar
się tego dowiedzieć – powiedziała Isabella, po czym pospiesznie wyszła z
magazynku.
Zaintrygowany skrytobójca wybiegł za szlachcianką.
Przeskoczył z gracją nad martwym sklepikarzem, którego wspólnie posłali w
diabły. W locie szarpnął kobietę za ramię. Zatrzymana, odwróciła się do
kochanka.
–
Co ci tak prędko?
– Być może nam też coś grozi. Ruszyłbyś czasem głową, a nie
myślał tylko jednym narządem – odparła, patrząc znacząco na jego krocze.
Skrytobójca spojrzał na nią, starając się ukryć cyniczny
uśmieszek.
– Jakoś do tej pory ci to nie przeszkadzało – odparł buńczucznie,
łapiąc kochankę za pośladek, prowadząc ją do wyjścia. – Chodźmy zdać relację…
I wtedy usłyszeli donośny huk dochodzący z zewnątrz.
Spojrzeli po sobie, po czym od razu wybiegli ze sklepu.
Musieli
przystanąć. Wszechobecna biel na chwilę ich oślepiła po pobycie w ponurym
wnętrzu. Gdy odzyskali możliwość widzenia, ujrzeli, że ich przyjaciele zostali
zaatakowani.
Napastnicy mieli skórzane zbroje oraz hełmy z rogami. W
dłoniach dzierżyli ogromne miecze lub topory, a jeden z nich, odziany w ciepłą
szatę, stał z dala od drużyny Szarych Strażników i rzucał zaklęcia ochronne na
swych towarzyszy.
Leliana biegała wokół bandytów, szukając pozycji do oddania
precyzyjnego strzału, który dosięgnąłby maga. Dwóch toporników co i rusz
zagradzało jej drogę, wymachując bronią. Rudowłosa łuczniczka odskakiwała w tył,
unikając kolejnych ataków.
Morrigan uleczała Stena, któremu krwawiła głowa. Qunari, nie
zważając na obrażenia, szarżował na potężnego mężczyznę, którego ramiona były
wielkości dorodnej dyni. Alistair w tym samym czasie parował ataki wojownika
próbującego ugodzić go mieczem.
Zevran rzucił się przed siebie. W biegu dosięgł kieszeni u
pasa.
– Leliana, padnij! – krzyknął i zamachnął się rękoma.
Łucznika upadła, wyciągając przed siebie dłonie. Usłyszała
nad głową świst przecinających powietrze małych noży. Gdy poczuła chłód śniegu,
zerknęła w górę. Ku ziemi opadało parę kosmyków rudych włosów, a zaraz przed
nią runęły dwa ciała. Oba wpatrywały się w nią szeroko otwartymi oczami
wyrażającymi największe zdziwienie. Wykrzywione w grymasie usta zdawały się
pytać: co się właśnie stało?
– Wstawaj! – Usłyszała
nad sobą głos Isabelli, która, dzierżąc w dłoniach dwa sztylety, kroczyła
szybkim tempem ku napastnikowi, atakującego Alistaira.
Leliana bez wahania podniosła się z ziemi i chwyciła łuk.
Czujnym okiem zarejestrowała, co się wokół niej działo. Dobyła z
kołczanu strzałę i, napinając cięciwę, wycelowała. Niecały ułamek sekundy później
z przebitej tchawicy maga chlusnęła krew, barwiąc biały puch kolorem czerwieni.
Alistair, dostrzegając, co się stało, na moment stracił koncentrację.
Ta chwila wystarczyła. Bandyta wykorzystał zdezorientowanie przeciwnika i
podciął Strażnikowi nogi. Ten upadł na ziemię, wypuszczając z dłoni miecz.
Napastnik zbliżył się o parę kroków i z nienawistnym błyskiem w oku zakręcił
bronią w powietrzu, pokazując swoją siłę. Wziął zamach, a cios miał być śmiertelny,
ale nie trafił. Alistair okazał się szybszy. Brodząc w mokrym śniegu, zaczął się
czołgać, chcąc chronić życie, które lada chwila mogło zostać odebrane. Ślizgał
się i potykał, próbując wstać na równe nogi. Zaczęła ogarniać go panika. Zamachnął
się tarczą, próbując zmusić wroga do cofnięcia się. Bezskutecznie. Miecz wroga
zalśnił w słońcu. Alistair kopnął nogą, pragnąc złamać napastnikowi nogę.
Chybił, jednak nieprzyjaciel nie zamierzał. Ostrze zaczęło opadać. Alistair
widział, jak od stali odbijało się światło słońca. Pomyślał, że to taki piękny
widok. Już zamykał oczy, gotowy na spotkanie ze Stwórcą.
Usłyszał tylko gardłowy charkot, a na twarz trysnęło mi coś ciepłego.
Uchylił powieki. Drżącą dłonią dotknął policzka. Ujrzał krew. Jednak nie
należała do niego. Zaraz potem obok Alistaira, z raną pomiędzy żebrami, runął
niedoszły kat.
– Nie ma za co – doszedł go znajomy, drwiący głos Zevrana.
Strażnik
z uśmiechem wdzięczności przyjął wyciągniętą ku niemu dłoń.
Isabella stała niecałe dwa metry dalej. Dyszała po biegu.
Gdy ujrzała, jakich kłopotów nabawił się jej przyjaciel, tracąc broń, omal nie
dostała zawału. Rzuciła się mu na pomoc, mając przeświadczenie, że nie zdąży. I
wtedy, jak na zawołanie, pojawił się Zevran wbijający ostrze w niczego
niespodziewającego się bandytę.
Sten z pomocą Morrigan rozprawił się z ostatnim atakującym
ich człowiekiem. Gdy oddzielił głowę okrytą hełmem z rogami od ciała, ci, co zostali
przy życiu, popatrzyli po sobie z nieukrywanym zaskoczeniem.
Cała walka zaczęła się i skończyła błyskawicznie.
Zevran z Alistairem u boku zaczęli iść w stronę Isabelli rozglądającej
się wokół. Leliana przeszukiwała jedno z ciał, a Sten i Morrigan stali w
miejscu.
– Co tu się, do cholery, stało? – spytała Isabella
Alistaira, gdy ten był przy niej.
– Zanim wybiegliście ze sklepu, oberwałam zaklęciem –
powiedział, pokazując ranne lewe ramię. – To nic – uspokoił przyjaciółkę, gdy
ta chciała się rzucić, by obejrzeć jego obrażenia. – Morrigan się tym zaraz
zajmie – powiedział spokojnie.
– Pojawili się znikąd – dodała Leliana, podchodząc do nich.
– Jeden z nich miał przy sobie to – powiedziała, podając Isabelli coś, co
wyglądało na odznakę z brązu.
– Smok? – zdziwiła się, oglądając fant, na którym wyryto
podobiznę wielkiego skrzydlatego gada oraz dwie trupie czaszki. – Co to ma być?
– Wygląda na znak jakiejś mało szlachetnej organizacji – odezwał
się Zevran, zerkając kochance przez ramię. – Emblemat Antivańskich Kruków jest
równie paskudy i zwiastujący kłopoty.
– Ale czemu was zaatakowali? Mówili coś? – Isabella nadal
była poruszona niespodziewaną walką.
– Nic. Wyłonili się spomiędzy domów. Ja oberwałem pierwszy. Wyglądało
to tak, jakby dostali dokładne instrukcje, kogo i gdzie, mają zaatakować – odparł
Alistair, przyciskając dłoń do krwawiącej rany. – Myślę, że czatowali na nas
już od jakiegoś czasu, tylko czekali na odpowiedni moment.
– Byliśmy obserwowani – powiedział
Zevran, przypominając sobie moment, gdy miał z Isabella objąć wartę. – Ciągle
mieli na nas oko.
– Nie ma czasu do
stracenia. – Isabella schowała przedmiot do kieszeni przy pasie. – Musimy się
dowiedzieć, co tu się dzieje. Sądzę, że ten atak to nie przypadek. Tak jak to,
że w magazynie w sklepie gniły zwłoki żołnierzy Redcliffe.
– Co?! – spytał zdumiony Alistair.
– To, co słyszałeś. A teraz idź do Morrigan. Niech się tym
zajmie – mówiąc to, spojrzała na pokiereszowane ramię przyjaciela.
Chwilę później cała grupa ruszyła dalej, kierując się ku
szczytowi. Podczas niespełna godzinnej wędrówki zostali zaatakowani jeszcze dwa
razy. Jednak tym razem napastnicy nie byli tak zorganizowani jak poprzedni.
Wydawali się zaskoczeni tym, że ktokolwiek dotarł tak daleko. W szoku i
zdumieniu starali się jak najszybciej pozbyć intruzów. Jednak brak skupienia
wrogów był dla Szarych Strażników tym, co przechyliło szalę zwycięstwa.
Gdy teren zaczął się wyrównywać, do uszu sześcioosobowej
grupy doszły odgłosy ludzi odśpiewujących pieśń religijną. Zerwał się wiatr
utrudniający zrozumienie słów. Drzewa wokół szumiały jakby w gniewie. Niebo
przysłoniły ciemne chmury, z których sypnął śnieg. Biały puch skutecznie
ograniczał widoczność. Isabella oraz inni trzymali kaptury płaszczy, starając
się ochronić przed zimnem.
– Chyba widzę jakiś budynek! – krzyknęła Leliana stojąca na przedzie.
Alistair podbiegł do łuczniczki i przystanął u jej boku.
Zmrużył oczy, starając się wytężyć wzrok. Przez szalejącą dookoła biel dało się
dostrzec cztery jaśniejące punkty o kwadratowym kształcie.
– Światło… Podejdźmy bliżej – powiedział Alistair, klepiąc
kobietę w ramię, po czym zbiegł ze wzniesienia i poszedł w wypatrzonym
kierunku, gestem ręki nakazując, by reszta ruszyła za nim.
Leliana w biegu zdjęła z ramienia łuk i chwyciła go pewniej,
gotowa na jakikolwiek atak. Isabella szła powoli, rozglądając się wkoło, co okazało
się zbyteczne, biorąc pod uwagę zamieć.
Gdy przeszli jeszcze parę metrów, jak z mgły wyłoniła się
budowla. Była niska, ale długa. Od frontu wmontowano cztery okna, przez które sączyło
się światło. Jednak zaciągnięte zasłony z jasnego materiału nie pozwalały
zajrzeć do środka. Drzwi, a raczej wrota, miały ponad dwa metry wysokości i
tworzyły je dwa skrzydła umocowane na mosiężnych zawiasach. Z dwóch kominów
ulatywał biały dym sugerujący, że ktoś wewnątrz palił drzewem w kominkach.
Teraz już wyraźnie było słychać ludzkie głosy łączące się w jeden donośny.
Pieśń ucichła.
Wewnątrz budowli, w głównej sali, gdzie po obu stronach
poustawiano wielkie ławy, a z sufitu zwisały żyrandole, w których paliły się
dziesiątki świec, za kamiennym ołtarzem stał starzec.
Jego twarz zdobiły zmarszczki. Siwe włosy opadały swobodnie
na wąskie ramiona. Nad podkrążonymi szarymi oczyma jak krzewy sterczały
krzaczaste czarne brwi. Srebrzysta broda zasłaniała policzki oraz podbródek.
Odziany był w dobrej jakości szaty koloru niebieskiego. W pasie miał przepasany
żółty materiał, do niego przyczepione zostały trzy sznury, na których końcach
zwisały medaliony o owalnym kształcie. Ramiona miał uniesione, jakby
błogosławił stojących przed nim ludzi. Przemawiał do zgromadzonych
zachrypniętym, pełnym pasji głosem:
– …błogosławieni ponad miarę: Święta Umiłowana wybrała sobie
nas na swych strażników. Ten święty obowiązek tylko nam jest przeznaczony:
radujcie się bracia i gotujcie swe serca na jej przyjęcie. Wznieście swe głosy
i nie rozpaczajcie, gdyż wyniesie Ona swe wierne sługi ku chwale, kiedy jej…
Ach!
Wrota otworzyły się, a do środka bez przejęcia wkroczyła
uzbrojona grupa. Alistair szedł na czele, trzymając tarczę w gotowości. Zaraz
za nim, czujnie rozglądając się po każdym zakamaru, posuwała się Leliana.
Isabella, Zevran, Morrigan oraz Sten szli w jednej linii.
Zgromadzeni mieszkańcy wioski rozstępowali się na boki,
dając przejść intruzom.
– Witajcie – odezwał się ponownie starzec, wychodząc zza
ołtarza. – Słyszałem, że w wiosce kręci się grupa nieznajomych. Ufam, że Azyl
jak dotąd wam się podoba – powiedział, zniżając ton głosu.
Isabella wyszła przed szereg i stanęła twarzą w twarz z
kapłanem. Otaksowała go wzrokiem, oceniając, w jakim stopniu mógł być
niebezpieczny.
– Podoba jak diabli – wypowiedziała przez zaciśnięte zęby.
– To, bracia moi, dzieje się, gdy wpuścimy do wioski kogoś z
zewnątrz – zagrzmiał, rozpościerając ramiona i patrząc wokół po twarzach
wiernych. – Oni nie umieją uszanować naszej prywatności. Jeśli im pozwolimy, to
opowiedzą o nas innym. – W tym momencie Isabella położyła dłonie na
rękojeściach swych ostrzy.
Zaalarmowana
drużyna szykowała się na atak. Groźbę ukrytą w słowach starca dało się zbyt
dobrze wyczuć, by można było puścić ją płazem.
–
Wieść się rozejdzie – kontynuował mędrzec. – I co wtedy? – spytał tłumu, ten
wydał z siebie odgłos niezadowolenia. – Ty, nieznajoma, nie rozumiesz naszych
zwyczajów – powiedział, wskazując palcem uzbrojoną szlachciankę. – W swej
ignorancji sprowadziłabyś do Azylu wojnę.
– Mojej ignorancji? – oburzyła się Isabella. – Mojej? To nie
ja zabijam niczemu winnych rycerzy i pozwalam ich ciałom gnić na zapleczu
jakiejś nory – powiedziała ostro, lekko podnosząc głos.
– Nie mam obowiązku tłumaczyć ci się z naszych czynów –
odparł starzec, machając lekceważąco dłońmi. – Mamy nasz święty obowiązek.
Gdyby nie udało nam się Jej ochronić, popełnilibyśmy wielki grzech. – Gdy
wypowiadał te słowa, Leliana i Sten spojrzeli po bokach, zaalarmowani odgłosem
kroków; zauważyli uzbrojonych mężczyzn z rogatymi hełmami na głowach. –
Wszystko zostanie wybaczone – powiedział kapłan, po czym zza kolumn wyskoczyli
napastnicy. On sam pobiegł za ołtarz, pochylił się, a gdy stanął wyprostowany, w
dłoniach ściskał powykrzywiany drewniany kostur.
Ludzie zgromadzeni wokół rozpierzchli się na wszystkie
strony, w panice starając się uciec ze świątyni. Parę osób przebiegło, omijając
drużynę Szarych. Zevran, wyciągając sztylety, zrobił parę kroków w bok, co
spowodowało, że stał odsłonięty, zaś ku niemu biegło dwóch odważnych
nieuzbrojonych mężczyzn. Nie namyślając się, zamachnął się dwa razy, zadając
precyzyjne cięcia. Obaj stanęli jak wryci. Na ich krtaniach pojawiły się równe
czerwone pasma. Przecięta skóra rozwarła się, a z ran polała się jucha. Pewnie
staliby tak w szoku, nie wiedząc, co się tak właściwie stało. Zevran zaśmiał
się szczerze rozbawiony ludzką głupotą i kopnął jednego delikwenta. Ten, upadając,
chwycił kompana za rękaw i obaj runęli na kamienną posadzę, krztusząc się
własną krwią.
Leliana, jeszcze nim zdążył nastąpić atak, napięła cięciwę,
naciągając na nią dwie strzały, które wystrzelone pozbawiły życia napastników.
Gdy padli, targani konwulsjami, łucznika przebiegła nad nimi, chcąc się dostać
do stopni prowadzących na balkon, skąd mogła osłaniać towarzyszy. U szczytu schodów
drogę zagrodziła jej młoda kobieta łypiąca na nią szalonym spojrzeniem.
– Przepuść mnie – poprosiła Leliana, sięgając dłonią
kołczanu.
– Musimy bronić Świętej Umiłowanej! – krzyknęła i rzuciła
się na łuczniczkę z wyciągniętymi rękami.
Leliana tylko się odsunęła i uderzyła napastniczkę łokciem
między łopatki. Ta, tracąc równowagę, upadła i potoczyła się po krętych
schodach niczym beczka. Gdy uderzała o ścianę, dało się słyszeć
charakterystyczny chrzęst skręconego karku.
Leliana popatrzyła w martwe oczy kobiety.
– Śmierć godna głupca – wyszeptała i podbiegła do
balustrady.
W dole Morrigan nie dawała dojść do siebie napastnikom. Z wyciągniętych
rąk buchały płomienie. Trzech uzbrojonych w miecze mężczyzn cofnęło się o parę
kroków, by zaraz przypuścić kolejny atak. Morrigan tylko tupnęła nogą, co
spowodowało, że delikwentów odrzuciło w tył. Wiedźma skierowała dłonie w
kierunku jednego z nich i zaczęła zaciskać je w pięści. Z oczu, uszu oraz
nozdrzy wojaka polała się czarna krew. Już się nią krztusił, łapiąc w panice za
gardło, gdy Morrigan runęła na ziemię.
Nad nią, trzymając w jednej ręce tarczę, zaś w drugiej
ciężką buławę, stał kolejny napastnik. Wiedźma zaklęła szpetnie pod nosem.
Ukucnęła, walcząc z zawrotami głowy. Już nie trzech, a czterech uzbrojonych
osiłków zmierzało w jej kierunku. Otoczyli ją, nie dając możliwości ucieczki. Z
ich spojrzeń można było wyczytać dumę ze zwycięstwa nad czarodziejką. Morrigan
zaczęła się śmiać.
– Pieprzeni ignoranci – warknęła, po czym jej oczy ze
złotych zmieniły barwę na czarne.
Ciemny
kolor pochłonął nawet białka, sprawiając wrażenie pustych oczodołów.
Całe jej ciało okryła fioletowa poświata. Plecy wygięły się
w garb. Pokryły je gęste włoski. Ramiona się rozdwoiły, nogi również. Słychać
było trzask, gdy z jej lędźwi wystrzelił nabrzmiały czarny odwłok z fioletowym
wzorem biegnącym przez środek. Odnóża się wydłużały i porastały ostrymi jak
igły, cienkimi kolcami. Usta Morrigan rozchyliły się. Spomiędzy nich zaczęły
się wysuwać grube, stożkowate, ostre, ociekające zielonym jadem szczękoczółki.
Kobieca twarz zniknęła pod czterema parami wielgachnych oczu.
Zdumieni mężczyźni cofnęli się parę kroków, patrząc w
osłupieniu na miejsce, w którym jeszcze przed paroma sekundami siedziała
bezbronna czarodziejka. Teraz, zaciekle tupiąc w miejscu odnóżami, stał ogromny
pająk. Stworzenie rzuciło się na oprawców, kąsając ich oraz unieruchamiając
lepką siecią.
Alistair walczył z równym sobie przeciwnikiem. Miecz
krzyżował się z mieczem. Tarcza uderzała o tarczę. Stal przeciwko stali.
Niedoszły templariusz nie tracił postawy. Osłaniał się, gdy przeciwnik
wyprowadzał cios. Atakował, gdy wróg cofał swe ostrze. Walka była wyrównana.
Jeden na jednego, tak jak przystało.
Jednak szalony kapłan miał co do tego inne zdanie.
Otoczywszy siebie ochronnym glifem, który nie pozwalał na dojście do niego na
odległość trzech metrów, wycelował kosturem w odsłonięte plecy jasnowłosego
mężczyzny.
Alistaira odrzuciło do przodu, gdy oberwał rażącą go
błyskawicą. Padł na twarz, a jego ciałem wstrząsnęły drgawki.
Leliana zauważyła kłopoty przyjaciela. Wystrzeliła strzałę,
która ugodziła idącego ku niemu z wyciągniętym mieczem napastnika prosto w kark.
Kobieta widziała, że jej towarzysz oberwał zaklęciem. Jednak z pozycji, jaką
obrała, nie mogła dosięgnąć szalonego kapłana. Sfrustrowana rzuciła się biegiem,
mając za cel okrążenie półpiętra, otaczającego całą salę.
Zevran oraz Isabella starali się pokonać maga. Jednak ten,
mimo sędziwego wieku, miał znakomity refleks i, dzięki zaklęciom ochronnym, nie
dosięgały go noże rzucane w jego stronę. Oboje sfrustrowani krążyli na granicy
ochronnego glifu, obmyślając sposób na odwrócenie uwagi starca. Wtem, jak na
zawołanie, gdy ten miał rzucić kolejne zaklęcie, strzała przeszyła jego pierś.
Glif zniknął w tym samym momencie, w którym przestało bić jego serce.
Dwoje kochanków spojrzało w kierunku skąd oddano precyzyjny
strzał.
Naprzeciwko nich, parę metrów nad ziemią, stojąc na
balustradzie, machała do nich Leliana. Kobieta przeniosła spojrzenie
niebieskich oczu na prawo, tam, gdzie w cieniu balkonu i kolumn walczył Sten
przeciwko dwóm osiłkom. Leliana, mając już dość walki bez zastanowienia oddała
dwa strzały pod rząd. Zdumiony qunari zadarł głowę. Widząc rudowłosą
towarzyszkę, skinął jej w podzięce.
Zevran popatrzył na ogromnego pająka, który w fioletowym
świetle zaczął zmieniać się w tak dobrze znaną mu kobietę.
Morrigan przeciągnęła się i rozejrzała zadowolona z siebie.
– Jesteś pieprzonym pająkiem – powiedział Zevran z
nieukrywanym obrzydzeniem.
– Była pieprzonym pająkiem – poprawiła go Isabella,
rozbawiona jego wyrazem twarzy.
– Potrafię wiele sztuczek – odparła Morrigan, krzyżując ręce
na piersi.
Alistair właśnie podnosił się z podłogi. Włosy sterczały mu we
wszystkie strony niczym igły na jeżu. Oczy miał rozszerzone, źrenice
powiększone. Dłonie drżały nieznacznie, a nogi trzęsły w kolanach.
– To się nazywa rażenie piorunem – powiedział, nie tracąc
poczucia humoru.
Dało się usłyszeć melodyjny śmiech od strony schodów. Po
chwili z cienia wyłoniła się rozbawiona Leliana. Podeszła do Szarego Strażnika i
położyła mu rękę na ramieniu.
– Można by rzec, że masz elektryzującą osobowość – powiedziała
z uśmiechem na ustach.
Sten rozglądał się wokół, patrząc na podłogę usianą ciałami.
Jedne krwawiły, inne po spotkaniu ze śmiercionośną trucizną miały niezdrowy
koloryt skóry i przekrwione oczy, a jeszcze inne zostały zaplatane w pajęczą
sieć odcinającą życiodajne powietrze.
– Powinniśmy się rozejrzeć – odezwał się qunari, czując, że
to nie koniec ich zmagań.
– Racja – przytaknęła mu Isabella. – Przeszukajmy ten
cholery przybytek.
Dość dużo powtórzeń, ale jeszcze nigdy mi się tak podobały sceny walki opisywane przez ciebie.
OdpowiedzUsuńLubię te niespodziewane zwroty akcji, więc proszę o więcej takich scen z Morrigan.
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
już myślałam, że się nie odczekam kolejnego rozdziału :D a ten jest świetny :) teraz tylko czekać do piątku na III :D
OdpowiedzUsuńTaaa, ale mnie nie stać :( juz nie tyle, co na samą grę, ale na nowego kompa, który ja uciągnie :D
Usuńszczerze to kupiłam ją z nadzieją, że pociągnę chociaż na minimalnych :D a jak nie to się zapłaczę :D
UsuńMi nawetna minimalnych nie pojdzie, system stary bo XP :D
UsuńJuhu! :D Nowy rozdział. Wybacz mi ten ostatni brak komentarzy. :c Co bym mogla napisać? Piszesz niesamowite sceny walki, chociaż zdarzyło się kilka literówek (np. "łucznika" zamiast "łuczniczka"). Ogólnie jednak jestem meeega zadowolona. :D
OdpowiedzUsuńHere i'm!
OdpowiedzUsuń'Alistair kopnął nogą, pragnąc złamać napastnikowi nogę.' - drobne powtórzenie ;)
'– Wstawaj! – Usłyszała nad sobą głos Isabelli, która, dzierżąc w dłoniach dwa sztylety, kroczyła szybkim tempem ku napastnikowi, atakującego Alistaira.' - hmm, a później jest, że to Zevran pomógł Aliemu. Jest nawet fragment, że Izka biegła w jego stronę ( stała na pewno gdzieś całkiem niedaleko, na pewno by dobiegła w tym czasie, kiedy Alistair walczył o życie, no w końcu nie byli od siebie oddaleni tak bardzo).Tzn. jest dość nieczytelne, tak mi się wydaje. Dodatkowo tak -Zev i Izka musieli być obok siebie, po wyjściu ze sklepu. Zev rzucił nożami, by obronić Lelianę (stał więc za pewno gdzieś za nią). A Izka krzyknęła, żeby ta wstawała, będąc już obok niej. Wychodzi więc na to, że wyprzedziła Zevrana w drodze do Alistaira, tak? Skoro biegła w jego stronę gnana strachem, powinna być przy nim pierwsza. Chyba, że coś ją zatrzymało. A to Zevran interweniował. Znowu taki trochę teleportejszyn dla mnie :D
'Z dwóch kominów ulatywał biały dym sugerujący, że ktoś wewnątrz palił drzewem w kominkach.' - trochę niepotrzebne to wtrącenie, bo zazwyczaj się pali drewnem w kominku i dodatkowo małe powtórzenie się przez to wkradło.
'Teraz już wyraźnie było słychać ludzkie głosy łączące się w jeden donośny. Pieśń ucichła.
Wewnątrz budowli, w głównej sali, gdzie po obu stronach poustawiano wielkie ławy, a z sufitu zwisały żyrandole, w których paliły się dziesiątki świec, za kamiennym ołtarzem stał starzec.' - trochę to dla mnie nieczytelne. Tzn weszli do środka, tak ? bo nigdzie w sumie to nie jest zaznaczone. Widzą drzwi, bam, są w środku :D teleportejszyn!
No dobra, teraz widzę, że to była zmiana perspektywy. Odstęp mi wcale tego nie zasugerował :D
'Isabella wyszła przed szereg i stanęła twarzą w twarz z kapłanem. ' - to co ona na ołtarz weszła? (przecież za nim stał ten facet :D)
'Z oczu, uszu oraz nozdrzy wojaka polała się czarna krew.' oraz 'Już nie trzech, a czterech uzbrojonych osiłków zmierzało w jej kierunku.' - ten, co mu się ta posoka z każdego otworu leje też szedł dalej w jej stronę?
'Miecz krzyżował się z mieczem. Tarcza uderzała o tarczę. Stal przeciwko stali.' - czy miecz z mieczem i stal ze stalą to nie jest to samo? czy chodzi tutaj ogólnie, że stal (miecz i tarcza) przeciwko stali.
Bardzo mi się podobają opisy walk, w tym rozdziale jest ich sporo i to jest fajne. Kilka uwag, jak zwykle, niemniej sam rozdział jest przyjemny. <3
Hej,
OdpowiedzUsuńcały czas byli obserwowani i zostali zaatakowani w odpowiednim momencie, no chyba udało im się odnaleźć ta świątynię, której szukali
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia