Isabella wstała skoro świt. Zerwała się z łóżka niczym
oparzona. Czuła, że coś się jej śniło. Coś nieprzyjemnego. Miała wrażenie, że
biegła, nie mogąc się zatrzymać.
Zmieszana
odgarnęła włosy z twarzy, zaczesując je palcami szczupłej dłoni. Zerknęła w
bok, gdzie powinien spać złotowłosy elf. Nie była pewna, jakie drgnęły w niej
emocje, gdy odkryła, że jego miejsce świeciło pustką. Poduszka zdążyła się
odkształcić, a to oznaczało tylko tyle, że Zevran opuścił posłanie jakiś czas
temu.
Kobieta wyprostowała się, by zerknąć za okno. Z
różowiejącego nieba prószył śnieg. Gdy spuszczała wzrok, jej uwagę przykuł
notes oprawiony w brązową skórę. Wiedziała, do kogo należał. Niejednokrotnie
obserwowała, jak jego właściciel zapisywał w nim stronę po stronie. Strażniczka
wstała z łoża i boso podeszła do lichej szafki, na której niby zapomniany leżał
fant kuszący swą zawartością. Isabella niepewnie wyciągnęła dłoń, wpierw nieznacznie
ją cofając, jakby miała dotknąć zakazanej rzeczy.
Po
chwili się ośmieliła i musnęła okładkę koniuszkiem palca. Poczuła przyjemną w
dotyku skórę; twardą, lecz aksamitną. Wiedziała, że chęć zajrzenia w czyjeś
prywatne zapiski była niestosowna, ale fakt, jak mało wiedziała o mężczyźnie, z
którym spędzała niemal każdą noc, doprowadzał ją do gorączki. Wstrzymała oddech
i nadstawiła uszu, starając się wychwycić dźwięki dochodzące zza drzwi. Nie usłyszała
niczego poza pochrapywaniem Alistaira.
W panującym półmroku Isabella odważyła się podnieść okładkę.
Zaintrygowana przyglądała się różnorakim rysunkom oraz szkicom. Może to była
tylko jej wyobraźnia, ale mogłaby przysiąc, że większość tych szkiców
przedstawiało jedną i tę samą osobę – elfkę. Strażniczka przerzuciła parę
kartek i przeleciała wzrokiem po tekście zapisanym czarnym jak noc
atramentem.
Kolejne udane zlecenie. Nie mogło być inaczej. Tworzymy idealny zespół.
Talisen jak zwykle pokazał się od najgorszej strony.
Ach, Rinna. Ta kobieta
to ma styl. Każde cięcie jej sztyletu jest jak znakomita melodia dla mych uszu,
a jej ruchy ciała są pożywką dla zmysłów…
Isabella zmarszczyła nos. Przekartkowała kolejne strony.
„Gdybyś był nieśmiertelny, jak spędziłbyś wieczność?” Dzisiaj zadała mi
to pytanie. Talisen już dawno spał na posadzce, a my staliśmy na balkonie, sącząc
kradzione wino. Spojrzałem na nią. Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Wiem,
co chciałem. Jakby zareagowała, gdybym odparł, iż wieczność wyobrażam sobie, będąc
zapatrzonym w jej mahoniowe oczy?
Szlachcianka poczuła dziwne ukłucie w sercu. Mogła wyczuć
emocje, jakie kierowały Zevranem spisującym przeżycia związane z niejaką Rinną.
Nie mając ochoty dłużej czytać, zaczęła od niechcenia przeglądać strona po
stronie, ciesząc oko rysunkami. Łatwiej jej przychodziło oglądać swą rywalkę na
obrazkach, niżeli czytając o niej. Strażniczka nie wiedziała, co myśleć. Czuła
się zdradzona, a może to Rinna powinna się tak czuć? Przecież tamta kobieta nie
miała pojęcia o tym, co wyprawiał Zevran tu, w obcym kraju.
Nagle
jedna stronica przykuła całą uwagę Couslandówny. Brzegi kartki były splamione odciskami
palców z krwi, a pismo wyglądało chaotycznie.
Co ja najlepszego zrobiłem?! Jak mogłem?
Nie!
Dobrze się stało. Zasługiwała na śmierć. Mogłem to zrobić ja lub on. Tak. Tak
musiało być. Prawda?!
MUSIALO!
NIE MIAŁA PRAWA ZDRADZIĆ KRUKÓW!
Nie, nie, nie, nie, nie. Rinna.
Nie mam prawa wymawiać jej imienia. Nigdy nie istniała.
Nie było jej. Nie było nas.
Niczego już nie ma.
Isabella wyszła z pokoju w pełnym uniformie. Spojrzała na
Alistaira i Lelianę śpiących smacznie w swoich łóżkach. Przeszła do pokoju
dziennego, gdzie zastała zbudzoną Morrigan siedzącą przy oknie. Usłyszawszy
kroki, nawet nie odwróciła twarzy od tafli szkła, tylko odezwała się szeptem:
– Wyszedł z chaty, trzaskając drzwiami tak, że od razu się
obudziłam. Siedzi od tamtej pory na dworze. Aż dziw, że nie zmienił się jeszcze
w złotowłosy sopel lodu.
– Zevran spędził pół nocy na zewnątrz? – spytała zszokowana
Isabella.
Morrigan w końcu oderwała spojrzenie od okna i badawczo się
przyjrzała liderce, a zarazem przyjaciółce.
– Nie wiem, co jest między wami i nie obchodzi mnie też to, co
się dzieje za zamkniętymi drzwiami waszej sypialni, ale wyglądasz okropnie. Coś
się stało – stwierdziła, unosząc brwi niemal po linię czarnych włosów.
Couslandówna zaprzeczyła, energicznie kręcąc głową.
– Kłamiesz – rzekła bez urazy czarodziejka, na powrót
zerkając za okno.
Isabella
podeszła do frontowych drzwi.
– Proszę, zbudź wszystkich – wyszeptała i wyszła.
Górskie powietrze wkradało się do płuc z każdym branym
oddechem. Białe płatki zagnieżdżały się we włosach, tworząc naturalny welon. Obłoczki
pary spomiędzy warg wędrowały ku niebu, a pod butami skrzypiał śnieg, w którego
lodowych kryształkach odbijały się promienie
budzącego się słońca. Isabella, rozejrzawszy się, odnalazła elfa siedzącego
przy płocie. Podeszła do niego i przystanęła w ciszy, czekała, które z nich
pierwsze się odezwie.
– Nie mogłem spać – powiedział po chwili Zevran, patrząc gdzieś
przed siebie. – Zimne powietrze potrafi otrzeźwić zmysły.
– A co takiego musiałeś przemyśleć, że nie mogłeś tego
zrobić w domu? – spytała, kucając obok mężczyzny.
– To nie czas i miejsce, byśmy o tym rozmawiali. Mamy
zadanie do wykonania, pamiętasz?
– Morrigan już wszystkich budzi.
– To dobrze. Im szybciej się uwiniemy, tym szybciej
zejdziemy na niziny. Od górskiego powietrza człowiekowi miesza się w głowie.
Isabella prychnęła rozbawiona.
– Sam przed chwilą powiedziałeś, że…
– Wiem, co mówiłem – przerwał stanowczo, po czym wstał. Ku
zdziwieniu Isabelli ujrzała, jak ten wyciągnął w jej kierunku dłoń. Kobieta
była niemal pewna, że jej kochanek zostawi ją na mrozie. – Wracajmy do środka – poprosił nader życzliwym tonem głosu. –
Musimy się spakować i ruszać w dalsza drogę.
Szara Strażniczka przyjęła pomoc. W chwili, gdy dotknęła
lodowatej dłoni elfa, ten szarpnął ją stanowczo, podrywając ją do góry. Jej
twarz znalazła się tak blisko niego, że mogła poczuć, jak wydychane przez niego
powietrze pieściło jej skórę. Elf musnął wargami jej usta, po czym poprowadził
w kierunku drzwi.
***
– Powinniśmy udać się do tego sklepu, o którym wspominał ten
jakże uprzejmy wartownik – zagaił Alistair, gdy cała drużyna stała przed chatą.
– A później co? – spytał Zevran, krzyżując ręce.
– Może poszukamy świątyni? – odezwała się Leliana. – Tak
potężna relikwia powinna znajdować się w świątyni, prawda?
– Powinniśmy zaatakować, później zadawać pytania – burknął
Sten. – Ci ludzie nie są nam przyjaciółmi, więc czemu my mamy ich tak traktować?
– Nie wiemy, co nas czeka, to pewne. – Strażniczka starała
się ułożyć jakiś plan, jednak nic nie przychodziło jej do głowy. – Myślę, że
powinniśmy zostawić nasze bagaże w tej chacie na wszelki wypadek. Weźmiemy
tylko prowiant, każde z nas ma ciepłą pelerynę, więc nie powinniśmy zamarznąć.
Towarzysze w zamyśleniu pokiwali głowami.
– A co, jeśli nas okradną podczas nieobecności? – spytała
Leliana, wygodniej układając łuk przerzucony przez ramię.
– Mogę zapieczętować dom zaklęciem – odpowiedziała Morrigan,
pewnie przy tym unosząc podbródek.
– A więc postanowione – dodał Alistair, zwracając spojrzenie
orzechowych oczu w kierunku ścieżki prowadzącej wyżej w górę, gdzie w oddali
widać było dalsze zabudowania.
Gdy wiedźma uporała się z zaklęciem, a każdy zabrał to, co
według niego było mu potrzebne, drużyna ruszyła drogą usłaną cienką warstwą
puszystego białego śniegu. Wiatr nie zacinał jak ostatnio, jednak mroźne
powietrze sprawiało, że para wydobywająca się z ich ust skraplała się na
rzęsach, tworząc lodowy makijaż. Posuwali się w ciszy, czujne patrolując
okolicę wzrokiem. Ostatnie, czego chcieli, to wpaść w zasadzkę.
Dotarłszy
na koniec ścieżki, znaleźli się jakby w samym centrum tajemniczej wioski. Domy
stały niemal w równej od siebie odległości, tworząc plac o eliptycznym
kształcie, pośrodku którego widniał drewniany podest mogący służyć zarówno jako
mównica, ale też do innych, mniej przyjemnych celów.
Zevran,
przyglądając się drewnianym belkom i deskom, już widział oczami wyobraźni dyndające
na szubienicy ciała.
– Nie wiem, czy jestem przewrażliwiony, ale wydaje mi się, że
to miejsce bardzo na mnie oddziałuje – powiedział w końcu, nie patrząc na
towarzyszy.
Jego
wzrok błądził od domostwa do domostwa, na krótką chwilę zatrzymując się na
każdych zatrzaśniętych drzwiach oraz oknach sprawiających wrażenie, jakby w
środku od dawna nie było życia. Szyby ozdobił mróz swymi fantazyjnymi lodowymi
kwiatami, a parapety, na pierwszy rzut oka zbutwiałe, pokrywała nowa warstwa
śniegu. Ten stary był dobrze widoczny, już dawno zamienił się w lodową skorupę.
– Tak? Mnie to wygląda na zwykłą wioskę – powiedział
Alistair, unosząc brwi i mrużąc oczy od rażącej bieli wokół.
– Tylko gdzie się podziali wszyscy mieszkańcy? – Rudowłosa
łucznika nie zdawała się podzielać optymistycznych myśli Szarego Strażnika, błądziła
bowiem niebieskimi oczyma niczym ofiara szukająca drapieżnika czającego się
pośród gąszczy.
Sten, nie odezwawszy się, przystanął i wydał z
siebie pomruk niezadowolenia. Nie mógł zrozumieć, po co tak często się
zatrzymywali. On zawsze był gotów do walki. Rozpierała go energia, dość miał
bezczynności. Fioletowymi oczami odszukał liderkę, z którą skrzyżował
spojrzenia. Isabella zrugała olbrzyma bez słów, na co ten tylko odwrócił srebrzystą
twarz.
–
Ostrouchy ma rację – powiedziała ostro Morrigan. – To miejsce jest
przesiąknięte złymi mocami.
–
Najwidoczniej nigdy nie możemy mieć spokojnego wypadu w teren – burknął
Alistair, szczerze zdenerwowany. – Pomioty, demony, dzikie zwierzęta… – zaczął wyliczać
na palcach niczym dziecko. – Co kolejne? Fanatycy? A może nawiedzeni kapłani? –
spytał retorycznie, rozkładając ręce w geście rezygnacji.
Drużyna
zignorowała jego docinki.
–
To chyba sklep, o którym mówił ten wartownik. Sprawdzę, co też mogą nam zaoferować
– odezwała się szlachcianka, z miejsca ruszając we wskazanym przez nią
kierunku.
Podłużny
budynek, sprawiał wrażanie, jakby był podzielony na dwie części – mieszkalną i
sklepową. Przy drzwiach, mających bardziej zachęcający wygląd niż inne, można było
dostrzec parę skrzyń wypełnionych szarymi workami. Przez dziurę jednego z nich dało
się wypatrzyć ziemniaczane bulwy. Nad futryną wisiał szyld – zatarta farba nie
zdradzała nazwy przybytku. Jedynie, huśtając się leniwie na wietrze, skrzypiał
nieprzyjemnie, zapewne skutecznie odstraszając klientów, którzy, jak drużyna
Szarej Strażniczki, przybyli z nizin. W zasłoniętych oknach dało się dostrzec
materiał w czerwonym kolorze, jednak mimo tego przez szparę pomiędzy materiałem
widać było poruszający się cień na tle bladego światła, sugerujący, iż w środku
jednak znajdował się ktoś żywy.
–
Zaczekaj, pójdę razem z tobą! – Zevran zerwał się i popędził za oddalającą się
czarnowłosą kobietą.
Wnętrze
domniemanego sklepu witało interesanta dźwiękiem dzwonka zawieszonego przy
drzwiach oraz zapachem palonego drewna. Deski pod nogami skrzypiały, zawodząc
niczym zniedołężniała staruszka czekająca na śmierć. Pod ścianami ustawione
były drewniane powykrzywiane już regały, na których stało parę rulonów
pergaminu, kałamarzy, płócien, kłębków przędzy oraz innych rzeczy domowego
użytku. Bliżej sklepowej lady, składającej się z wysokiego stołu pokrytego
brzydkim szarozielonym materiałem w kratę, ułożone zostały skrzynie z
prowiantem oraz dwa zamknięte kufry lichej jakości. Za nią, stojąc niemal jak
posąg, uśmiechał się sprzedawca.
Mężczyzna
był średniego wzrostu, odziany w najpospolitszą koszulę oraz kamizelkę ze skór
jakiegoś zwierzęcia. Włosy mysiego koloru, przerzedzone na skroniach, sięgały mu
ramion. Twarz nosiła ślady minionych lat w postaci ledwo widocznych zmarszczek
zdradzających, iż ów człowiek wiele przeszedł i niejedno widział. Skórę miał
chorobliwie bladą, zaś na dłoniach widniały ciemniejsze plamy, a paznokcie
sprawiały wrażenie zgrubiałych i pożółkłych. Można było pomyśleć, że to
normalny jegomość, jednak jego wyraz twarzy sprawiał, że czuło się nieswojo.
Klientów witał z pogodnym szerokim uśmiechem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby
nie fakt, że oczy wyrażały niechęć oraz wrogość. Sklepikarz wyglądał, jakby nosił
dobrze dobraną maską teatralną, którą przywdziewają aktorzy komediowi.
–
Witajcie. W czym mogę pomóc? Nazywam się Milun i jestem właścicielem tego
sklepu – odezwał się niby radośnie.
Zevran
spojrzał na mężczyznę, po czym przeniósł wzrok na Isabellę, która stała
wpatrzona w nieznajomego. Nim się odezwała, przyglądała mu się przez parę
sekund, po czym, mówiąc, podeszła do lady:
–
Spędziliśmy noc w waszej wiosce. Potrzebujemy paru rzeczy, by ruszyć w dalszą
drogę.
–
Oczywiście. Proszę, zapraszam. Rozgośćcie się – odparł Milun, zachęcając gestem
dłoni.
Isabella
zamiast tego zaczęła zagadywać właściciela. A to o produkty, jakie miał na stanie,
a to o maści oraz mikstury czy pokarm dla ogarów mabari. Zevran czuł, że nie
robiła tego bez powodu. Ostrożnie, jak to miał w zwyczaju, zaczął przechadzać
się po przybytku, badając i sprawdzając każdy kąt w poszukiwaniu czegoś
podejrzanego.
Gdy
elf okrążył całe pomieszczenie, zauważył, że na lewo od lady znajdywało się
wejście do dalszej części budynku. Nie namyślając się wiele, poszedł w tamtą
stronę, czując całym sobą, że było tam coś niedobrego. Już stał przy drewnianej
futrynie, już miał stawiać kolejny krok, gdy mężczyzna za ladą obrócił się
szybko i spojrzał na niego gniewnie, jednak z uśmiechem.
–
Proszę, nie wchodź tam. To moje prywatne pokoje.
–
Wybacz, staruszku, ale chodzę tam, gdzie chcę – odparł elf ze sztucznym
uśmiechem, po czym, nie zważając na groźbę ukrytą w wypowiedzianym przez Miluna
zdaniu, zrobił krok do sąsiedniego pomieszczenia.
Nim
Isabella zdążyła cokolwiek zarejestrować, właściciel wyskoczył zza swego
stanowiska pracy i rzucił się Zevranowi na plecy. Ten, tracąc równowagę, upadł
na podłogę. Atakujący mężczyzna niczym w szale zamachnął się i z całej siły uderzył
elfa w twarz. Dało się słyszeć charakterystyczny odgłos towarzyszący ciosowi,
po czym na drewnianą podłogę bryznęło parę kropel posoki. Zevran ze wściekłością
wypisaną na twarzy spojrzał na oprawcę, nawet nie zwracając uwagi na to, że z ust
leciała mu krew. Wcale się nie namyślając, naprężył się, podkurczył nogę w kolanie
i kopnął napastnika tak, że ten zaraz znalazł się parę metrów dalej, uderzając
potylicą oraz łopatkami o swój prowizoryczny kontuar.
Isabella
doskoczyła do leżącego sklepikarza, gdy ten starał się podnieść z ziemi.
Działając automatycznie i pod wpływem emocji, kopnęła go z całej siły w twarz.
Coś chrupnęło jak łamana kość, po ziemi potoczyło się parę zakrwawionych zębów,
a sam właściciel runął gębą na podłogowe deski jakby bez życia.
–
Nic ci nie jest?! – spytała zszokowana całym zajściem, podając pomocną dłoń
kochankowi.
Elf
wdzięczny wziął kobietę za rękę. Gdy już wstał na równe nogi, przyjrzał się
napastnikowi. Nie oddychał, a oczy miał wywrócone białkami. W tym czasie szlachcianka
delikatnie ujęła podbródek Zevrana i zaczęła mu się z troską przyglądać.
–
Wygląda paskudnie, masz rozerwaną wargę – powiedziała.
–
A on pękniętą czaszkę i złamaną szczękę. Jesteśmy kwita – odparł jeszcze
rozjuszony, zlizując własną krew. – Swoją drogą, przypomnij mi, bym nie załaził
ci za skórę – dodał, wskazując podbródkiem nieprzytomnego sklepikarza.
Isabella
spojrzała za siebie i aż się skrzywiła. Szczęka jegomościa wyglądała, jakby jej
część była wbita w podniebienie.
–
Nie żyje? – spytała.
Zevran
wyjął jeden ze swych sztyletów i wbił nieprzytomnemu prosto w oczodół.
–
Teraz na pewno – rzekł szyderczo, po czym skierował kroki do zakazanego
pomieszczenia.
Isabella
stała jeszcze przez chwilę, patrząc na coraz bardziej powiększającą się kałużę
krwi. Stałaby pewnie dłużej, gdyby nie Zevran wołający ją do siebie.
Szlachcianka
otrząsnęła się i poszła za głosem kochanka. Wkroczyła do malej klitki, pełniącą
funkcję magazynku. Była tam dość pokaźna skrzynia – na niej leżało mnóstwo
pergaminów oraz zeszytów, a na ziemi pod ścianą jakiś podłuży worek.
–
Znalazłeś coś? – spytała, rozglądając się zaciekawiona po pomieszczeniu.
–
Nie coś, a kogoś – powiedział ponuro i podniósł szare płótno, które
szlachcianka wzięła za wór z ziemniakami.
Pod
nim w plamie zaschniętej krwi leżał mężczyzna w zbroi. Na tarczy, rzuconą mu na
plecy niczym zbędny fant, oraz na ramionach rycerza widniał symbol Redcliffe.
Zaskoczyłaś mnie tymi opisami. Robią ogromne wrażenie.
OdpowiedzUsuńOprócz kilku literówek nie mam się do czego przyczepić.
Czy mi się wydaje czy Isabella zrobiła się troszkę milsza?
Biorąc pod uwagę ostatnie zdarzenia to nie jest zbyt dziwne.
Ale nadal nie mogę się przyzwyczaić do tej sytuacji z Morrigan i Alistairem (chyba za dużo grałam w grę).
Chociaż jak grałam facetem to jak zbliżyłam się do Morrigan to Alistair był zazdrosny.
Kolejny rozdział, kolejny udany dzień. Bardzo mi się spodobał. Czekam na następny i serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWitaj, czy miałabyś coś przeciwko zmianie oceniającej na Mediate? Przypominam, że zgodnie z opieprzowym systemem każdy Autor ma swój numerek i na pewno nie wylądujesz na końcu kolejki. Proszę o odpowiedź na:
OdpowiedzUsuńcorkatsw@gmail.com
wowowowow!!!!
OdpowiedzUsuńZ radością spieszę Cię powiadomić, że ocena Twojego bloga została skończona i opublikowana na Internetowym Spisie. Zachęcam do skomentowania mojej pracy oraz życzę miłego czytania oceny.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam też za długi czas oczekiwań.
Pozdrawiam,
CarolleOfficial.
[internetowy-spis.blogspot.com]
Kolejny wspaniały rozdział, jest idealny taki, jaki jest <3
OdpowiedzUsuńNawet nie mam, co pisać, ileż można wlewać słodkości i komplementów, jeszcze zaczniesz rzygać tęczą :D
Teraz sobie chyba zrobię przerwę, bo nie chcę wypaść z fabuły, a ze smuteczkiem zbliżam się do ostatniego rozdziału. Za Twoją namową przejdę chyba do miniaturek.
Mam pytanie, planujesz pisać coś związanego z Dragon Age 2? :) w sensie, jakieś dłuższe opko. :)
Pędzisz niczym tajfun z tym czytaniem. Hmm szczerze mówiąc zastanawiałam się nad tym i nawet miałam (mam) pomysł na główną postać, na romans itp sprawy, ale patrząc na o z fabularnej strony, to nie wydaje mi się ona taka rozbudowana jak w DA:O. Do tego dochodzi fakt, że szczerze nie lubię towarzyszy z dwójki. Są irytujący. Tylko trzy osoby zaskarbiły sobie moją sympatię: Fenris, Anders i Varric,a reszta, jak dla mnie nie istnieje. Jeśli miałabym coś napisać z DA II to tylko miniatury. Ale za to mam w planach, jak skończę Wspomnienia z Plagi, machnąć kolejne ff z DA:O, ale po wydarzeniach z Plagi. Tylko jeszcze nie jestem pewna, czy będzie zachowany kanon w stu procentach. Pomysł jest, plany są, ale czy będzie to realizowane to czas pokaże. W końcu na mych barkach spoczywa łącznie 5 blogów :P
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńo tak Isabelli to lepiej nie podpaść, i znaleźli martwego rycerza z zamku…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia