Sword

11 września 2014

ROZDZIAŁ 42. Ciemna strona.

         Isabella wstała skoro świt. Zerwała się z łóżka niczym oparzona. Czuła, że coś się jej śniło. Coś nieprzyjemnego. Miała wrażenie, że biegła, nie mogąc się zatrzymać.
Zmieszana odgarnęła włosy z twarzy, zaczesując je palcami szczupłej dłoni. Zerknęła w bok, gdzie powinien spać złotowłosy elf. Nie była pewna, jakie drgnęły w niej emocje, gdy odkryła, że jego miejsce świeciło pustką. Poduszka zdążyła się odkształcić, a to oznaczało tylko tyle, że Zevran opuścił posłanie jakiś czas temu.

         Kobieta wyprostowała się, by zerknąć za okno. Z różowiejącego nieba prószył śnieg. Gdy spuszczała wzrok, jej uwagę przykuł notes oprawiony w brązową skórę. Wiedziała, do kogo należał. Niejednokrotnie obserwowała, jak jego właściciel zapisywał w nim stronę po stronie. Strażniczka wstała z łoża i boso podeszła do lichej szafki, na której niby zapomniany leżał fant kuszący swą zawartością. Isabella niepewnie wyciągnęła dłoń, wpierw nieznacznie ją cofając, jakby miała dotknąć zakazanej rzeczy.
Po chwili się ośmieliła i musnęła okładkę koniuszkiem palca. Poczuła przyjemną w dotyku skórę; twardą, lecz aksamitną. Wiedziała, że chęć zajrzenia w czyjeś prywatne zapiski była niestosowna, ale fakt, jak mało wiedziała o mężczyźnie, z którym spędzała niemal każdą noc, doprowadzał ją do gorączki. Wstrzymała oddech i nadstawiła uszu, starając się wychwycić dźwięki dochodzące zza drzwi. Nie usłyszała niczego poza pochrapywaniem Alistaira.
         W panującym półmroku Isabella odważyła się podnieść okładkę. Zaintrygowana przyglądała się różnorakim rysunkom oraz szkicom. Może to była tylko jej wyobraźnia, ale mogłaby przysiąc, że większość tych szkiców przedstawiało jedną i tę samą osobę – elfkę. Strażniczka przerzuciła parę kartek i przeleciała wzrokiem po tekście zapisanym czarnym jak noc atramentem. 
 
         Kolejne udane zlecenie. Nie mogło być inaczej. Tworzymy idealny zespół. Talisen jak zwykle pokazał się od najgorszej strony.
Ach, Rinna. Ta kobieta to ma styl. Każde cięcie jej sztyletu jest jak znakomita melodia dla mych uszu, a jej ruchy ciała są pożywką dla zmysłów…

         Isabella zmarszczyła nos. Przekartkowała kolejne strony.

         „Gdybyś był nieśmiertelny, jak spędziłbyś wieczność?” Dzisiaj zadała mi to pytanie. Talisen już dawno spał na posadzce, a my staliśmy na balkonie, sącząc kradzione wino. Spojrzałem na nią. Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Wiem, co chciałem. Jakby zareagowała, gdybym odparł, iż wieczność wyobrażam sobie, będąc zapatrzonym w jej mahoniowe oczy?

         Szlachcianka poczuła dziwne ukłucie w sercu. Mogła wyczuć emocje, jakie kierowały Zevranem spisującym przeżycia związane z niejaką Rinną. Nie mając ochoty dłużej czytać, zaczęła od niechcenia przeglądać strona po stronie, ciesząc oko rysunkami. Łatwiej jej przychodziło oglądać swą rywalkę na obrazkach, niżeli czytając o niej. Strażniczka nie wiedziała, co myśleć. Czuła się zdradzona, a może to Rinna powinna się tak czuć? Przecież tamta kobieta nie miała pojęcia o tym, co wyprawiał Zevran tu, w obcym kraju.
Nagle jedna stronica przykuła całą uwagę Couslandówny. Brzegi kartki były splamione odciskami palców z krwi, a pismo wyglądało chaotycznie.

         Co ja najlepszego zrobiłem?! Jak mogłem?
Nie! Dobrze się stało. Zasługiwała na śmierć. Mogłem to zrobić ja lub on. Tak. Tak musiało być. Prawda?!
MUSIALO! NIE MIAŁA PRAWA ZDRADZIĆ KRUKÓW!
         Nie, nie, nie, nie, nie. Rinna.
         Rinna.
         RINNA. RINNA. RINNA.
         Nie mam prawa wymawiać jej imienia. Nigdy nie istniała.
         Nie było jej. Nie było nas.
         Niczego już nie ma.


         Isabella wyszła z pokoju w pełnym uniformie. Spojrzała na Alistaira i Lelianę śpiących smacznie w swoich łóżkach. Przeszła do pokoju dziennego, gdzie zastała zbudzoną Morrigan siedzącą przy oknie. Usłyszawszy kroki, nawet nie odwróciła twarzy od tafli szkła, tylko odezwała się szeptem:
         – Wyszedł z chaty, trzaskając drzwiami tak, że od razu się obudziłam. Siedzi od tamtej pory na dworze. Aż dziw, że nie zmienił się jeszcze w złotowłosy sopel lodu.
         – Zevran spędził pół nocy na zewnątrz? – spytała zszokowana Isabella.
         Morrigan w końcu oderwała spojrzenie od okna i badawczo się przyjrzała liderce, a zarazem przyjaciółce.
         – Nie wiem, co jest między wami i nie obchodzi mnie też to, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami waszej sypialni, ale wyglądasz okropnie. Coś się stało – stwierdziła, unosząc brwi niemal po linię czarnych włosów.
         Couslandówna zaprzeczyła, energicznie kręcąc głową.
         – Kłamiesz – rzekła bez urazy czarodziejka, na powrót zerkając za okno.
         Isabella podeszła do frontowych drzwi.
         – Proszę, zbudź wszystkich – wyszeptała i wyszła.
         Górskie powietrze wkradało się do płuc z każdym branym oddechem. Białe płatki zagnieżdżały się we włosach, tworząc naturalny welon. Obłoczki pary spomiędzy warg wędrowały ku niebu, a pod butami skrzypiał śnieg, w którego lodowych kryształkach odbijały się promienie budzącego się słońca. Isabella, rozejrzawszy się, odnalazła elfa siedzącego przy płocie. Podeszła do niego i przystanęła w ciszy, czekała, które z nich pierwsze się odezwie.
         – Nie mogłem spać – powiedział po chwili Zevran, patrząc gdzieś przed siebie. – Zimne powietrze potrafi otrzeźwić zmysły.
         – A co takiego musiałeś przemyśleć, że nie mogłeś tego zrobić w domu? – spytała, kucając obok mężczyzny.
         – To nie czas i miejsce, byśmy o tym rozmawiali. Mamy zadanie do wykonania, pamiętasz?
         – Morrigan już wszystkich budzi.
         – To dobrze. Im szybciej się uwiniemy, tym szybciej zejdziemy na niziny. Od górskiego powietrza człowiekowi miesza się w głowie.
         Isabella prychnęła rozbawiona.
         – Sam przed chwilą powiedziałeś, że…
         – Wiem, co mówiłem – przerwał stanowczo, po czym wstał. Ku zdziwieniu Isabelli ujrzała, jak ten wyciągnął w jej kierunku dłoń. Kobieta była niemal pewna, że jej kochanek zostawi ją na mrozie. – Wracajmy do środka –  poprosił nader życzliwym tonem głosu. – Musimy się spakować i ruszać w dalsza drogę.
         Szara Strażniczka przyjęła pomoc. W chwili, gdy dotknęła lodowatej dłoni elfa, ten szarpnął ją stanowczo, podrywając ją do góry. Jej twarz znalazła się tak blisko niego, że mogła poczuć, jak wydychane przez niego powietrze pieściło jej skórę. Elf musnął wargami jej usta, po czym poprowadził w kierunku drzwi.

***

         – Powinniśmy udać się do tego sklepu, o którym wspominał ten jakże uprzejmy wartownik – zagaił Alistair, gdy cała drużyna stała przed chatą.
         – A później co? – spytał Zevran, krzyżując ręce.
         – Może poszukamy świątyni? – odezwała się Leliana. – Tak potężna relikwia powinna znajdować się w świątyni, prawda?
         – Powinniśmy zaatakować, później zadawać pytania – burknął Sten. – Ci ludzie nie są nam przyjaciółmi, więc czemu my mamy ich tak traktować?
         – Nie wiemy, co nas czeka, to pewne. – Strażniczka starała się ułożyć jakiś plan, jednak nic nie przychodziło jej do głowy. – Myślę, że powinniśmy zostawić nasze bagaże w tej chacie na wszelki wypadek. Weźmiemy tylko prowiant, każde z nas ma ciepłą pelerynę, więc nie powinniśmy zamarznąć.
         Towarzysze w zamyśleniu pokiwali głowami.
         – A co, jeśli nas okradną podczas nieobecności? – spytała Leliana, wygodniej układając łuk przerzucony przez ramię.
         – Mogę zapieczętować dom zaklęciem – odpowiedziała Morrigan, pewnie przy tym unosząc podbródek.
         – A więc postanowione – dodał Alistair, zwracając spojrzenie orzechowych oczu w kierunku ścieżki prowadzącej wyżej w górę, gdzie w oddali widać było dalsze zabudowania.

         Gdy wiedźma uporała się z zaklęciem, a każdy zabrał to, co według niego było mu potrzebne, drużyna ruszyła drogą usłaną cienką warstwą puszystego białego śniegu. Wiatr nie zacinał jak ostatnio, jednak mroźne powietrze sprawiało, że para wydobywająca się z ich ust skraplała się na rzęsach, tworząc lodowy makijaż. Posuwali się w ciszy, czujne patrolując okolicę wzrokiem. Ostatnie, czego chcieli, to wpaść w zasadzkę.
Dotarłszy na koniec ścieżki, znaleźli się jakby w samym centrum tajemniczej wioski. Domy stały niemal w równej od siebie odległości, tworząc plac o eliptycznym kształcie, pośrodku którego widniał drewniany podest mogący służyć zarówno jako mównica, ale też do innych, mniej przyjemnych celów.  
Zevran, przyglądając się drewnianym belkom i deskom, już widział oczami wyobraźni dyndające na szubienicy ciała.
         – Nie wiem, czy jestem przewrażliwiony, ale wydaje mi się, że to miejsce bardzo na mnie oddziałuje – powiedział w końcu, nie patrząc na towarzyszy.
Jego wzrok błądził od domostwa do domostwa, na krótką chwilę zatrzymując się na każdych zatrzaśniętych drzwiach oraz oknach sprawiających wrażenie, jakby w środku od dawna nie było życia. Szyby ozdobił mróz swymi fantazyjnymi lodowymi kwiatami, a parapety, na pierwszy rzut oka zbutwiałe, pokrywała nowa warstwa śniegu. Ten stary był dobrze widoczny, już dawno zamienił się w lodową skorupę.
         – Tak? Mnie to wygląda na zwykłą wioskę – powiedział Alistair, unosząc brwi i mrużąc oczy od rażącej bieli wokół.
         – Tylko gdzie się podziali wszyscy mieszkańcy? – Rudowłosa łucznika nie zdawała się podzielać optymistycznych myśli Szarego Strażnika, błądziła bowiem niebieskimi oczyma niczym ofiara szukająca drapieżnika czającego się pośród gąszczy.
 Sten, nie odezwawszy się, przystanął i wydał z siebie pomruk niezadowolenia. Nie mógł zrozumieć, po co tak często się zatrzymywali. On zawsze był gotów do walki. Rozpierała go energia, dość miał bezczynności. Fioletowymi oczami odszukał liderkę, z którą skrzyżował spojrzenia. Isabella zrugała olbrzyma bez słów, na co ten tylko odwrócił srebrzystą twarz.
– Ostrouchy ma rację – powiedziała ostro Morrigan. – To miejsce jest przesiąknięte złymi mocami.
– Najwidoczniej nigdy nie możemy mieć spokojnego wypadu w teren – burknął Alistair, szczerze zdenerwowany. – Pomioty, demony, dzikie zwierzęta… – zaczął wyliczać na palcach niczym dziecko. – Co kolejne? Fanatycy? A może nawiedzeni kapłani? – spytał retorycznie, rozkładając ręce w geście rezygnacji.
Drużyna zignorowała jego docinki.
– To chyba sklep, o którym mówił ten wartownik. Sprawdzę, co też mogą nam zaoferować – odezwała się szlachcianka, z miejsca ruszając we wskazanym przez nią kierunku.
Podłużny budynek, sprawiał wrażanie, jakby był podzielony na dwie części – mieszkalną i sklepową. Przy drzwiach, mających bardziej zachęcający wygląd niż inne, można było dostrzec parę skrzyń wypełnionych szarymi workami. Przez dziurę jednego z nich dało się wypatrzyć ziemniaczane bulwy. Nad futryną wisiał szyld – zatarta farba nie zdradzała nazwy przybytku. Jedynie, huśtając się leniwie na wietrze, skrzypiał nieprzyjemnie, zapewne skutecznie odstraszając klientów, którzy, jak drużyna Szarej Strażniczki, przybyli z nizin. W zasłoniętych oknach dało się dostrzec materiał w czerwonym kolorze, jednak mimo tego przez szparę pomiędzy materiałem widać było poruszający się cień na tle bladego światła, sugerujący, iż w środku jednak znajdował się ktoś żywy.
– Zaczekaj, pójdę razem z tobą! – Zevran zerwał się i popędził za oddalającą się czarnowłosą kobietą.
Wnętrze domniemanego sklepu witało interesanta dźwiękiem dzwonka zawieszonego przy drzwiach oraz zapachem palonego drewna. Deski pod nogami skrzypiały, zawodząc niczym zniedołężniała staruszka czekająca na śmierć. Pod ścianami ustawione były drewniane powykrzywiane już regały, na których stało parę rulonów pergaminu, kałamarzy, płócien, kłębków przędzy oraz innych rzeczy domowego użytku. Bliżej sklepowej lady, składającej się z wysokiego stołu pokrytego brzydkim szarozielonym materiałem w kratę, ułożone zostały skrzynie z prowiantem oraz dwa zamknięte kufry lichej jakości. Za nią, stojąc niemal jak posąg, uśmiechał się sprzedawca.
Mężczyzna był średniego wzrostu, odziany w najpospolitszą koszulę oraz kamizelkę ze skór jakiegoś zwierzęcia. Włosy mysiego koloru, przerzedzone na skroniach, sięgały mu ramion. Twarz nosiła ślady minionych lat w postaci ledwo widocznych zmarszczek zdradzających, iż ów człowiek wiele przeszedł i niejedno widział. Skórę miał chorobliwie bladą, zaś na dłoniach widniały ciemniejsze plamy, a paznokcie sprawiały wrażenie zgrubiałych i pożółkłych. Można było pomyśleć, że to normalny jegomość, jednak jego wyraz twarzy sprawiał, że czuło się nieswojo. Klientów witał z pogodnym szerokim uśmiechem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że oczy wyrażały niechęć oraz wrogość. Sklepikarz wyglądał, jakby nosił dobrze dobraną maską teatralną, którą przywdziewają aktorzy komediowi.
– Witajcie. W czym mogę pomóc? Nazywam się Milun i jestem właścicielem tego sklepu – odezwał się niby radośnie.
Zevran spojrzał na mężczyznę, po czym przeniósł wzrok na Isabellę, która stała wpatrzona w nieznajomego. Nim się odezwała, przyglądała mu się przez parę sekund, po czym, mówiąc, podeszła do lady:
– Spędziliśmy noc w waszej wiosce. Potrzebujemy paru rzeczy, by ruszyć w dalszą drogę.
– Oczywiście. Proszę, zapraszam. Rozgośćcie się – odparł Milun, zachęcając gestem dłoni.
Isabella zamiast tego zaczęła zagadywać właściciela. A to o produkty, jakie miał na stanie, a to o maści oraz mikstury czy pokarm dla ogarów mabari. Zevran czuł, że nie robiła tego bez powodu. Ostrożnie, jak to miał w zwyczaju, zaczął przechadzać się po przybytku, badając i sprawdzając każdy kąt w poszukiwaniu czegoś podejrzanego.
Gdy elf okrążył całe pomieszczenie, zauważył, że na lewo od lady znajdywało się wejście do dalszej części budynku. Nie namyślając się wiele, poszedł w tamtą stronę, czując całym sobą, że było tam coś niedobrego. Już stał przy drewnianej futrynie, już miał stawiać kolejny krok, gdy mężczyzna za ladą obrócił się szybko i spojrzał na niego gniewnie, jednak z uśmiechem.
– Proszę, nie wchodź tam. To moje prywatne pokoje.
– Wybacz, staruszku, ale chodzę tam, gdzie chcę – odparł elf ze sztucznym uśmiechem, po czym, nie zważając na groźbę ukrytą w wypowiedzianym przez Miluna zdaniu, zrobił krok do sąsiedniego pomieszczenia.
Nim Isabella zdążyła cokolwiek zarejestrować, właściciel wyskoczył zza swego stanowiska pracy i rzucił się Zevranowi na plecy. Ten, tracąc równowagę, upadł na podłogę. Atakujący mężczyzna niczym w szale zamachnął się i z całej siły uderzył elfa w twarz. Dało się słyszeć charakterystyczny odgłos towarzyszący ciosowi, po czym na drewnianą podłogę bryznęło parę kropel posoki. Zevran ze wściekłością wypisaną na twarzy spojrzał na oprawcę, nawet nie zwracając uwagi na to, że z ust leciała mu krew. Wcale się nie namyślając, naprężył się, podkurczył nogę w kolanie i kopnął napastnika tak, że ten zaraz znalazł się parę metrów dalej, uderzając potylicą oraz łopatkami o swój prowizoryczny kontuar.
Isabella doskoczyła do leżącego sklepikarza, gdy ten starał się podnieść z ziemi. Działając automatycznie i pod wpływem emocji, kopnęła go z całej siły w twarz. Coś chrupnęło jak łamana kość, po ziemi potoczyło się parę zakrwawionych zębów, a sam właściciel runął gębą na podłogowe deski jakby bez życia.
– Nic ci nie jest?! – spytała zszokowana całym zajściem, podając pomocną dłoń kochankowi.
Elf wdzięczny wziął kobietę za rękę. Gdy już wstał na równe nogi, przyjrzał się napastnikowi. Nie oddychał, a oczy miał wywrócone białkami. W tym czasie szlachcianka delikatnie ujęła podbródek Zevrana i zaczęła mu się z troską przyglądać.
– Wygląda paskudnie, masz rozerwaną wargę – powiedziała.
– A on pękniętą czaszkę i złamaną szczękę. Jesteśmy kwita – odparł jeszcze rozjuszony, zlizując własną krew. – Swoją drogą, przypomnij mi, bym nie załaził ci za skórę – dodał, wskazując podbródkiem nieprzytomnego sklepikarza.
Isabella spojrzała za siebie i aż się skrzywiła. Szczęka jegomościa wyglądała, jakby jej część była wbita w podniebienie.
– Nie żyje? – spytała.
Zevran wyjął jeden ze swych sztyletów i wbił nieprzytomnemu prosto w oczodół.
– Teraz na pewno – rzekł szyderczo, po czym skierował kroki do zakazanego pomieszczenia.
Isabella stała jeszcze przez chwilę, patrząc na coraz bardziej powiększającą się kałużę krwi. Stałaby pewnie dłużej, gdyby nie Zevran wołający ją do siebie.
Szlachcianka otrząsnęła się i poszła za głosem kochanka. Wkroczyła do malej klitki, pełniącą funkcję magazynku. Była tam dość pokaźna skrzynia – na niej leżało mnóstwo pergaminów oraz zeszytów, a na ziemi pod ścianą jakiś podłuży worek.         
– Znalazłeś coś? – spytała, rozglądając się zaciekawiona po pomieszczeniu.
– Nie coś, a kogoś – powiedział ponuro i podniósł szare płótno, które szlachcianka wzięła za wór z ziemniakami.
Pod nim w plamie zaschniętej krwi leżał mężczyzna w zbroi. Na tarczy, rzuconą mu na plecy niczym zbędny fant, oraz na ramionach rycerza widniał symbol Redcliffe.

8 komentarzy:

  1. Zaskoczyłaś mnie tymi opisami. Robią ogromne wrażenie.
    Oprócz kilku literówek nie mam się do czego przyczepić.
    Czy mi się wydaje czy Isabella zrobiła się troszkę milsza?
    Biorąc pod uwagę ostatnie zdarzenia to nie jest zbyt dziwne.
    Ale nadal nie mogę się przyzwyczaić do tej sytuacji z Morrigan i Alistairem (chyba za dużo grałam w grę).
    Chociaż jak grałam facetem to jak zbliżyłam się do Morrigan to Alistair był zazdrosny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny rozdział, kolejny udany dzień. Bardzo mi się spodobał. Czekam na następny i serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj, czy miałabyś coś przeciwko zmianie oceniającej na Mediate? Przypominam, że zgodnie z opieprzowym systemem każdy Autor ma swój numerek i na pewno nie wylądujesz na końcu kolejki. Proszę o odpowiedź na:
    corkatsw@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Z radością spieszę Cię powiadomić, że ocena Twojego bloga została skończona i opublikowana na Internetowym Spisie. Zachęcam do skomentowania mojej pracy oraz życzę miłego czytania oceny.
    Przepraszam też za długi czas oczekiwań.
    Pozdrawiam,
    CarolleOfficial.
    [internetowy-spis.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejny wspaniały rozdział, jest idealny taki, jaki jest <3
    Nawet nie mam, co pisać, ileż można wlewać słodkości i komplementów, jeszcze zaczniesz rzygać tęczą :D

    Teraz sobie chyba zrobię przerwę, bo nie chcę wypaść z fabuły, a ze smuteczkiem zbliżam się do ostatniego rozdziału. Za Twoją namową przejdę chyba do miniaturek.

    Mam pytanie, planujesz pisać coś związanego z Dragon Age 2? :) w sensie, jakieś dłuższe opko. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pędzisz niczym tajfun z tym czytaniem. Hmm szczerze mówiąc zastanawiałam się nad tym i nawet miałam (mam) pomysł na główną postać, na romans itp sprawy, ale patrząc na o z fabularnej strony, to nie wydaje mi się ona taka rozbudowana jak w DA:O. Do tego dochodzi fakt, że szczerze nie lubię towarzyszy z dwójki. Są irytujący. Tylko trzy osoby zaskarbiły sobie moją sympatię: Fenris, Anders i Varric,a reszta, jak dla mnie nie istnieje. Jeśli miałabym coś napisać z DA II to tylko miniatury. Ale za to mam w planach, jak skończę Wspomnienia z Plagi, machnąć kolejne ff z DA:O, ale po wydarzeniach z Plagi. Tylko jeszcze nie jestem pewna, czy będzie zachowany kanon w stu procentach. Pomysł jest, plany są, ale czy będzie to realizowane to czas pokaże. W końcu na mych barkach spoczywa łącznie 5 blogów :P

      Usuń
  6. Hej,
    o tak Isabelli to lepiej nie podpaść, i znaleźli martwego rycerza z zamku…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń