Isabella
cofnęła się o krok, a palce jej ręki wplotły się w te należące do stojącego
obok elfa. Kobieta zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy, starając się dostrzec
czające się w mroku niebezpieczeństwo.
Zevran zdumiony zachowaniem szlachcianki zerknął wpierw
na swoją dłoń, w której czuł zmarzniętą skórę Couslandówny. Po sekundzie
podniósł wzrok, wpatrując się w oblicze Strażniczki.
Księżycowe światło
sprawiało, że twarz Isabelli zdawała się jeszcze bledsza, niż zazwyczaj.
Delikatne rysy były jeszcze bardziej idealne. Oczy, na które padał cień
utworzony z wachlarza rzęs, drżały nieznacznie, a ciemne niczym otchłań źrenice
rozszerzyły się do granic możliwości.
Elf mimowolnie uniósł kącik ust w nikłym uśmiechu na ten
widok. Lubił na nią patrzeć. Nie obchodziło go, czy była w danej chwili
zaspana, schludna, czy rozczochrana po wspólnie spędzonej upojnej nocy. Zawsze,
gdy miał okazję, napawał się jej widokiem, a w tamtej chwili, gdy jej oblicze
za sprawą nocnej pory zdawało się niczym wyjęte z płótna wybitnego dzieła, nie
mógł się powstrzymać. Jego złociste oczy badały każdy minimetr jej twarzy.
Przypatrywał się łukowato wygiętym ciemnym brwiom, błyszczącym oczom,
delikatnym, aczkolwiek zadartym, nosie, wysokich kościach policzkowych, bliźnie
na jednym licu, która zawsze go fascynowała, oraz wąskim podbródku, co
niejednokrotnie zabawnie się marszczył, gdy coś szło nie po myśli Isabelli.
Zacisnął dłoń, jakby chciał w ten sposób uchronić kobietę
od wszelakiego złego, po czym odwrócił od niej wzrok, skupiając się na tym, co
w tamtej chwili ich otaczało. Wyraźnie czuł czyjąś obecność. Mógłby przysiąc,
że nie tylko jedna para oczu była tej nocy skupiona na intruzach z Redcliffe.
– Obserwują nas – wyszeptał, delikatnie przyciągając
kobietę do siebie, tak by w razie konieczności mógł ją ochronić. – Nie widzę
ich, ale doskonale wyczuwam. Wątpię, by zrobili nam krzywdę.
Isabella spojrzała na Zevrana, wysoko unosząc brwi.
– Nie boję się – powiedziała hardo, a elf wymownie
wskazał ruchem głowy ich wciąż splecione dłonie.
Couslandówna wyrwała się z uścisku, po czym niczym
obrażona splotła ręce na piersi, wydymając przy tym usta.
– Nic tu po nas. Skoro mają nas na oku, to znak, że albo
się nas boją lub pilnują, byśmy czegoś nie odkryli. Nie rzucając się w oczy i
siedząc grzecznie w domu, nie narazimy się na niebezpieczeństwo. – Zevran mówił
cicho, rozglądając się wokół, zupełnie ignorując dziecinne zachowanie Szarej
Strażniczki. – Dzisiaj możemy spać spokojnie, a rano postanowimy, co dalej.
– Od kiedy to przejąłeś dowodzenie?
– Nie myl dowodzenia z rozsądkiem, moja droga.
***
Cisza. Niczym niezmącona, nienaturalna, przerażająca
cisza. Tylko to zdawało się panować na zewnątrz i wkradać do środka.
Niepokojący bezgłos, który sprawiał, że Isabella nie potrafiła zmrużyć oka.
Ciągle czuła się obserwowana, a co najgorsze, nie potrafiła wyzbyć się
wrażenia, że to miejsce było martwe czy przeklęte.
Wierciła się, obracała z boku na bok, nie mogąc znaleźć
ukojenia w nocy. Zmęczenie trawiło jej organizm, który, wycieńczony długą
wędrówką przez niebezpieczne Góry Mroźnego Grzbietu, aż wołał o odpoczynek.
Jednak mimo to sen nie nadchodził. Tak jakby Pustka ten jeden jedyny raz nie
chciała wpuścić Isabelli do swojego królestwa snów.
Sfrustrowana szlachcianka po raz któryś z kolei obróciła
się w stronę mężczyzny śpiącego z nią w łożu. Uchyliła powieki, czując ciepły oddech
Zevrana na skórze. Ten już od wielu godzin błądził w sennych marzeniach. Przez
chwilę zastanawiała się, czy śnił o niej. Wzięła głęboki wdech i spojrzała na
niego zawistnie, zazdroszcząc mu tego, że potrafił tak spokojnie spać.
Leżała tak jeszcze przez chwilę, przypatrując się jego
spokojnej twarzy, na której już zaczęły się jawić znaki tego, ile w życiu
przeszedł, w postaci delikatnych zmarszczek. Wyciągnęła w jego kierunku dłoń i
ledwo go dotykając, odgarnęła kosmyk jasnych włosów z czoła. Uśmiechnęła się
smutno, czując dziwne kłucie w sercu. Po chwili, nie mogąc już znieść takiego
bezczynnego leżenia, wykopała się spod grubego koca i, usiadłszy na łóżku,
podkuliła kolana, obejmując je ramionami. Oparła się brodą o przedramiona, a
spomiędzy jej warg wydobyło się ciche westchnienie zdradzające, że nad czymś
gorączkowo dumała.
Isabella nie lubiła takich bezsennych nocy. Brak snu
sprawiał, że zaczynała za dużo myśleć. Myślała o tym, co działo się teraz w jej
życiu, jak bardzo musiała uważać na siebie i na innych, gdyż na każdym kroku
mogli stracić życie. Myślała o przyjaciołach poznanych w ciągu roku. O
Duncanie, którego nie było już wśród żywych. Przypomniał jej się Daveth oraz
sir Jory, dwóch mężczyzn o tak odmiennych charakterach, co mieli być jej braćmi
w służbie dobra. Przymknęła oczy, czując, jak w gardle narastała nieprzyjemna
gula. Zaczęła błądzić wokół tych, którzy jeszcze byli przy niej. Alistair,
Morrigan, Leliana, Sten. Uśmiechnęła się smutno, bojąc się, że kiedyś ich
straci. Uchyliła powieki i zerknęła w stronę okna, w mrok, jaki za nim panował.
Myślami wróciła do Redcliffe i tych, którzy tam zostali – Wynne, Oghrena oraz
jej wiernego psa Rufusa. Poczuła, jak tęsknota ścisnęła jej serce. Brakowało
jej wesołego krasnoluda, co zawsze, nieważne jak parszywy humor miała, potrafił
ją rozweselić. Tęskniła również za Wynne, mądrą czarodziejką, otaczającą
każdego z nich matczyną opieką. O psie wolała nawet nie myśleć. Mogła sobie
tylko wyobrazić, jak bardzo mu było przykro z powodu jej nieobecności.
Nagle przypomniała sobie swój dom – Wysokoże – i poczuła,
jakby niewidzialna siła zacisnęła pięści wokół jej narządów. Narastający ból,
niemalże fizyczny, ogarnął jej ciało, gdy wróciła wspomnieniami do tego, co było
kiedyś. Pragnęła odgonić od siebie te wizje. A wydawało się już tak dobrze, już
się jej udało nie pamiętać, a jednak niechciane koszmary wróciły ze zdwojoną
siłą. To nie tak, że nie chciała pamiętać rodziny czy tych lat, gdy była
jeszcze małą dziewczynką, która goniła starszego brata po zamkowych
korytarzach, wymachując przy tym zabawkowym mieczem. Pragnęła, by te
wspomnienia nigdy się nie zatarły, jednak późniejsze wydarzenia, te
makabryczne, przez które straciła dom i tych, których kochała, sprawiły, że
wszystkie dobre chwile z rodziną stały się zamglone, zamazane. Gdy tylko
próbowała przypomnieć sobie twarz ojca, zamiast dumnego, stonowanego i
troskliwego szlachcica o przenikliwym niebieskim spojrzeniu, widziała mężczyznę
tonącego we własnej krwi, któremu z oczu ulatywało życie.
Isabella zacisnęła szczęki i przymknęła powieki, czując
wzbierające łzy. Nienawidziła takich nocy, ponieważ podczas takich jak ta
wszystko do niej wracało ze zdwojoną siłą i ledwo zagojone rany po raz kolejny
zaczynały krwawić. Krwawiły tak obficie, jak obficie po jej policzkach spływały
gorące łzy.
Nienaturalną ciszę zmącił pełen cierpienia szloch oraz
stłumiony krzyk.
Zevranowi coś zakłóciło sen. Po
chwali dotarło do niego, co takiego. Do jego uszu doszedł płacz Isabelli.
Zaspany uniósł się cicho na łokciu i spojrzał na skuloną postać. Cierpiąca w
samotności kobieta nie dostrzegła zbudzonego kochanka, a ten niczym
zahipnotyzowany wpatrywał się w jej drżące ciało. Po chwili, gdy już sam nie
potrafił wytrzymać rozgoryczenia wypływającego z każdą jej łzą i gniewu
emanującego z każdego jej szlochu, wyciągnął dłoń. Jeden szybki ruch
wystarczył, by plącząca szlachcianka utonęła w jego objęciach.
– Uspokój się – poprosił czule, szepcząc w jej
kruczoczarne włosy.
Zapłakaną twarz ukryła we wgłębieniu ramienia. Nic nie
mówiła, jedynie łkała, kwiląc niczym zranione zwierzę. Zevran przytulił
Strażniczkę jeszcze mocnej. Gdy miała koszmary, to zawsze pomagało, a ona
zbudzona upiornymi wizjami w mig ponownie zapadała w sen. Elf jednak czuł, że
teraz było zupełnie inaczej. Nie wiedząc, co robić, po prostu gładził jej
aksamitne włosy, sam wpatrując się w nocne bezgwiezdne niebo za oknem.
– Zevranie – usłyszał stłumiony głos Isabelli.
– Hmm? – mruknął, nie mając pojęcia, co powiedzieć.
– Przepraszam – załkała.
– Nie masz za co – powiedziawszy to, oparł się policzkiem
o jej głowę.
Isabella czuła, jak jej ciało powoli się rozluźniało pod
wpływem jego obecności. Było jej głupio. Nie miała zamiaru go zbudzić. Chciała
przecierpieć w samotności, jednak nie sądziła, że z jej piersi wydobędzie się
tak rozpaczliwy szloch. Próbowała się opamiętać, lecz nie potrafiła. Im
bardziej starała się skupić na tym, by nie zbudzić Zevrana, tym gorzej się
czuła. Zupełnie jakby cierpiała z jego powodu, co zdawało się absurdalne. On
nigdy jej nie skrzywdził. Zanim przygarnął ją do siebie, podświadomie pragnęła,
by otworzył oczy i pomógł ukoić ból, pragnęła, by ją objął i dał poczucie
bezpieczeństwa. Gdy tak się w końcu stało, dopiero do niej dotarło, jak bardzo
go potrzebowała.
– Przepraszam – wyszeptała ponownie, a on tylko pocałował
ją w czubek głowy, na co ona poczuła uścisk serca.
Przepraszam, że się w tobie zakochałam, pomyślała,
po czym opadły jej powieki.
***
Tak dawno nie miałem dziennika w rękach, że omal o nim
zapomniałem. Gdy ostatnim razem była okazja, by sięgnąć po pióro, byłem w
Redcliffe.
Niegdyś słyszałem historię na temat tego miasta. Wiele
różnych historii. Jedne były zwykłe, opowiadające o majestatycznych czerwonych
skałach, od których wzięła się nazwa, a inne były dla mnie niczym innym jak
majaczeniem niespełna rozumu dziadka.
Tak czy owak, nastała zima, a mój tyłek wylądował w
osławionym Redcliffe. Jak się tak nad tym zastanowić, to nie poświęciłem nawet
pół strony na to, by opisać tamtejszy piękny zamek, włości, ludzi czy chodzące
trupy, które nieźle mnie wkurwiały i utrudniały życie. Jednak nie o tym miałem
pisać.
Chciałem tylko zaznaczyć, ile czasu już minęło od mojego
ostatniego uzewnętrzniania się przed kartkami papieru. Otóż minęło go całkiem
sporo. Tydzień? Dwa? A może miesiąc? Sam już straciłem rachubę. Jakoś nigdy nie
przyszło mi do głowy, by spisywać daty na marginesach. Chociaż jaki w tym sens,
gdy się nawet samemu nie wie, jaki dzień?
Obecnie znajduję się w niejakim Azylu. Przeklętej wiosce
ukrytej wysoko w górach, w miejscu według mnie już dawno zapomnianym przez
wszelakich bogów, Przodków czy w cokolwiek tam jeszcze wierzą.
Czasem sam chciałbym być przez nich zapomniany. Wtedy bym
nie istniał, a co za tym idzie, nie musiałbym robić z siebie błazna nawet przed
samym sobą, spisując pieprzony monolog zamiast od razu, jak to jeszcze kiedyś
miałem w zwyczaju, przejść do rzeczy.
Cholera, dlaczego moje ręce się tak trzęsą? No tak, w
końcu już od jakiegoś czasu śmieję się pod nosem niczym wariat. To nie jest śmiech
rozbawienia, to panika. Dziwna reakcja, okropne uczucie, przerażająca niemoc,
podczas której robi się różne rzeczy.
Czy wspomniałem, że jest środek nocy? Nie? To mówię to
teraz. Jest środek pierdolonej nocy, a ja, zamiast spać wtulony w blade piersi Isabelli,
siedzę na podłodze obok krzesła, na którym dopala się świeczka z cholernie
śmierdzącego wosku. Siedzę i piszę jakieś brednie, śmiejąc się przy tym jak
oszołom.
Jestem niespokojny. Już od jakiegoś czasu. Od tygodnia…
tak mi się wydaje. Nie mam apetytu, stałem się rozkojarzony, poddenerwowany
tak, że gdybym mógł, to wbiłbym Alistairowi nóż do oka tylko po to, by dać
upuść narastającej we mnie frustracji. Czuję się, jakbym miał lada chwila
wybuchnąć. Nie chcę się tak czuć. Ciągle mnie coś stresuje, ona mnie stresuje.
Ciągle o niej myślę, jakbym miał jakąś chorą obsesję na jej punkcie. I
potwornie mnie boli, ściska w środku. To uczucie nie do opisania, tak jakbym
się dusił, a zarazem chciał wymiotować.
Wolałbym, by się okazało, że jestem chory i zwyczajnie
umieram. Wszystko byłoby lepsze od tego, co teraz czuję. Dam się powiesić,
podłożę się katu pod topór, poddam się torturom trwającym i do końca świata, bo
wszystko, powtarzam wszystko, jest dużo lepsze od miłości.
Hura! Nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńŚwietnie ci wyszedł, ale chociaż liczyłam, że będzie dłuższy.
I muszę dodać że znowu gram w Dragon Age.
Oby następny rozdział był troszkę dłuższy, albo wyszedł trochę szybciej.
Życzę dużo weny i wolnego czasu.
Trochę to ze trwało, ale zmierzyłam się z tym opo . Przyznam się szczerze, z ręką na sercu, nie znam gry. Nigdy w życiu w nią nie grałam, bo ja z reguły nie bawię się w takie rzeczy. Od początku robisz odnośniki do niej, umiejscowienia, powiązania itp. Oczywiście od czego ma się wujka google, doszłam co, z czym i jak.
OdpowiedzUsuńSama treść jest wciągająca i bardzo fajnie się ją czyta. Choć czasem główna bohaterka mnie wnerwia - zachowuje się jakby chciała, a się bała.
Pozdrawiam.
Nareszczie! Przeczytałam blog od samego początku aż do tego rozdziału. Zapewne dałabym sobie z tym spokój na 15 rozdziale gdyby nie to, że to Dragon Age! Szukałam jakiegoś fanfiction i już traciłam nadzieję, że znajdę cokolwiek dłuższego. Ale los się do mnie uśmiechnął i pokazał link do tego bloga. Ale się cieszę!
OdpowiedzUsuńDobra, do rzeczy. Bardzo spodobało mi się Twoje opowiadanie. Nie grałam w pierwszą część, czego teraz żałuję. Ale ładnie przedstawiłaś mi bohaterów tej części. Wszyscy się od siebie różnią, a jednak potrafią odnaleźć wspólny język. No, może poza Morrigan, która jest typem samotniczki (a poza tym jest zimna i nieprzyjemna). Muszę przyznać, że przeżyłam niezły szok gdy zobaczyłam jak wygląda quinari w jedynce :O W dwójce lepiej wyglądały.
To chyba wszystko, co chciałam powiedzieć. Pisz dalej. Twoja nowa wierna czytelniczka, Dominika.
'minimetr' - milimetr? Generalnie całkiem fajna miara. 'poproszę trzy minimetry tego i tamtego' :D
OdpowiedzUsuńpowinnaś wyjustować tekst, taka drobna uwaga. A i dużo przyjemniej czyta mi się rozdział z taką czcionką.
'Przepraszam, że się w tobie zakochałam, pomyślała, po czym opadły jej powieki.' - awwww, ja chyba też <3 <3
Nie mam słów na opis wspomnień/przemyśleń Strażniczki. Jest cudny, boski, wspaniały, czytałam go z przejęciem <3 miód dla oczu, po prostu miód.
'to wbiłbym Alistairowi nóż do oka' - hahaha, skisłam <3
Jeżeli wcześniejsze rozdziały podobały mi się, to cofam wszystko, co mówiłam.Ten bije na głowę wszystko, jest najlepszy jaki dotąd napisałaś. Jasne, reszta jest również cudowna, ale to, co można przeczytać w tym, to to istny majstersztyk! Współczuję każdemu, kto porzucił bloga, nie wie bowiem, co stracił. <3
Hej,
OdpowiedzUsuńwspomnienia z przeszłości zapały umysł Isabelli, ale na szczęście miała wsparcie w Zevranie, ten jednak zdaje sobie sprawę, że się w niej zakochał…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia