Sword

17 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 41. Skrywane uczucia.

            Isabella cofnęła się o krok, a palce jej ręki wplotły się w te należące do stojącego obok elfa. Kobieta zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy, starając się dostrzec czające się w mroku niebezpieczeństwo.
            Zevran zdumiony zachowaniem szlachcianki zerknął wpierw na swoją dłoń, w której czuł zmarzniętą skórę Couslandówny. Po sekundzie podniósł wzrok, wpatrując się w oblicze Strażniczki.
             Księżycowe światło sprawiało, że twarz Isabelli zdawała się jeszcze bledsza, niż zazwyczaj. Delikatne rysy były jeszcze bardziej idealne. Oczy, na które padał cień utworzony z wachlarza rzęs, drżały nieznacznie, a ciemne niczym otchłań źrenice rozszerzyły się do granic możliwości.
            Elf mimowolnie uniósł kącik ust w nikłym uśmiechu na ten widok. Lubił na nią patrzeć. Nie obchodziło go, czy była w danej chwili zaspana, schludna, czy rozczochrana po wspólnie spędzonej upojnej nocy. Zawsze, gdy miał okazję, napawał się jej widokiem, a w tamtej chwili, gdy jej oblicze za sprawą nocnej pory zdawało się niczym wyjęte z płótna wybitnego dzieła, nie mógł się powstrzymać. Jego złociste oczy badały każdy minimetr jej twarzy. Przypatrywał się łukowato wygiętym ciemnym brwiom, błyszczącym oczom, delikatnym, aczkolwiek zadartym, nosie, wysokich kościach policzkowych, bliźnie na jednym licu, która zawsze go fascynowała, oraz wąskim podbródku, co niejednokrotnie zabawnie się marszczył, gdy coś szło nie po myśli Isabelli.
            Zacisnął dłoń, jakby chciał w ten sposób uchronić kobietę od wszelakiego złego, po czym odwrócił od niej wzrok, skupiając się na tym, co w tamtej chwili ich otaczało. Wyraźnie czuł czyjąś obecność. Mógłby przysiąc, że nie tylko jedna para oczu była tej nocy skupiona na intruzach z Redcliffe.
            – Obserwują nas – wyszeptał, delikatnie przyciągając kobietę do siebie, tak by w razie konieczności mógł ją ochronić. – Nie widzę ich, ale doskonale wyczuwam. Wątpię, by zrobili nam krzywdę.
            Isabella spojrzała na Zevrana, wysoko unosząc brwi.
            – Nie boję się – powiedziała hardo, a elf wymownie wskazał ruchem głowy ich wciąż splecione dłonie.
            Couslandówna wyrwała się z uścisku, po czym niczym obrażona splotła ręce na piersi, wydymając przy tym usta.
            – Nic tu po nas. Skoro mają nas na oku, to znak, że albo się nas boją lub pilnują, byśmy czegoś nie odkryli. Nie rzucając się w oczy i siedząc grzecznie w domu, nie narazimy się na niebezpieczeństwo. – Zevran mówił cicho, rozglądając się wokół, zupełnie ignorując dziecinne zachowanie Szarej Strażniczki. – Dzisiaj możemy spać spokojnie, a rano postanowimy, co dalej.
            – Od kiedy to przejąłeś dowodzenie?
            – Nie myl dowodzenia z rozsądkiem, moja droga.

***
            Cisza. Niczym niezmącona, nienaturalna, przerażająca cisza. Tylko to zdawało się panować na zewnątrz i wkradać do środka. Niepokojący bezgłos, który sprawiał, że Isabella nie potrafiła zmrużyć oka. Ciągle czuła się obserwowana, a co najgorsze, nie potrafiła wyzbyć się wrażenia, że to miejsce było martwe czy przeklęte.
            Wierciła się, obracała z boku na bok, nie mogąc znaleźć ukojenia w nocy. Zmęczenie trawiło jej organizm, który, wycieńczony długą wędrówką przez niebezpieczne Góry Mroźnego Grzbietu, aż wołał o odpoczynek. Jednak mimo to sen nie nadchodził. Tak jakby Pustka ten jeden jedyny raz nie chciała wpuścić Isabelli do swojego królestwa snów.
            Sfrustrowana szlachcianka po raz któryś z kolei obróciła się w stronę mężczyzny śpiącego z nią w łożu. Uchyliła powieki, czując ciepły oddech Zevrana na skórze. Ten już od wielu godzin błądził w sennych marzeniach. Przez chwilę zastanawiała się, czy śnił o niej. Wzięła głęboki wdech i spojrzała na niego zawistnie, zazdroszcząc mu tego, że potrafił tak spokojnie spać.
            Leżała tak jeszcze przez chwilę, przypatrując się jego spokojnej twarzy, na której już zaczęły się jawić znaki tego, ile w życiu przeszedł, w postaci delikatnych zmarszczek. Wyciągnęła w jego kierunku dłoń i ledwo go dotykając, odgarnęła kosmyk jasnych włosów z czoła. Uśmiechnęła się smutno, czując dziwne kłucie w sercu. Po chwili, nie mogąc już znieść takiego bezczynnego leżenia, wykopała się spod grubego koca i, usiadłszy na łóżku, podkuliła kolana, obejmując je ramionami. Oparła się brodą o przedramiona, a spomiędzy jej warg wydobyło się ciche westchnienie zdradzające, że nad czymś gorączkowo dumała.
            Isabella nie lubiła takich bezsennych nocy. Brak snu sprawiał, że zaczynała za dużo myśleć. Myślała o tym, co działo się teraz w jej życiu, jak bardzo musiała uważać na siebie i na innych, gdyż na każdym kroku mogli stracić życie. Myślała o przyjaciołach poznanych w ciągu roku. O Duncanie, którego nie było już wśród żywych. Przypomniał jej się Daveth oraz sir Jory, dwóch mężczyzn o tak odmiennych charakterach, co mieli być jej braćmi w służbie dobra. Przymknęła oczy, czując, jak w gardle narastała nieprzyjemna gula. Zaczęła błądzić wokół tych, którzy jeszcze byli przy niej. Alistair, Morrigan, Leliana, Sten. Uśmiechnęła się smutno, bojąc się, że kiedyś ich straci. Uchyliła powieki i zerknęła w stronę okna, w mrok, jaki za nim panował. Myślami wróciła do Redcliffe i tych, którzy tam zostali – Wynne, Oghrena oraz jej wiernego psa Rufusa. Poczuła, jak tęsknota ścisnęła jej serce. Brakowało jej wesołego krasnoluda, co zawsze, nieważne jak parszywy humor miała, potrafił ją rozweselić. Tęskniła również za Wynne, mądrą czarodziejką, otaczającą każdego z nich matczyną opieką. O psie wolała nawet nie myśleć. Mogła sobie tylko wyobrazić, jak bardzo mu było przykro z powodu jej nieobecności.
            Nagle przypomniała sobie swój dom – Wysokoże – i poczuła, jakby niewidzialna siła zacisnęła pięści wokół jej narządów. Narastający ból, niemalże fizyczny, ogarnął jej ciało, gdy wróciła wspomnieniami do tego, co było kiedyś. Pragnęła odgonić od siebie te wizje. A wydawało się już tak dobrze, już się jej udało nie pamiętać, a jednak niechciane koszmary wróciły ze zdwojoną siłą. To nie tak, że nie chciała pamiętać rodziny czy tych lat, gdy była jeszcze małą dziewczynką, która goniła starszego brata po zamkowych korytarzach, wymachując przy tym zabawkowym mieczem. Pragnęła, by te wspomnienia nigdy się nie zatarły, jednak późniejsze wydarzenia, te makabryczne, przez które straciła dom i tych, których kochała, sprawiły, że wszystkie dobre chwile z rodziną stały się zamglone, zamazane. Gdy tylko próbowała przypomnieć sobie twarz ojca, zamiast dumnego, stonowanego i troskliwego szlachcica o przenikliwym niebieskim spojrzeniu, widziała mężczyznę tonącego we własnej krwi, któremu z oczu ulatywało życie.
            Isabella zacisnęła szczęki i przymknęła powieki, czując wzbierające łzy. Nienawidziła takich nocy, ponieważ podczas takich jak ta wszystko do niej wracało ze zdwojoną siłą i ledwo zagojone rany po raz kolejny zaczynały krwawić. Krwawiły tak obficie, jak obficie po jej policzkach spływały gorące łzy.
            Nienaturalną ciszę zmącił pełen cierpienia szloch oraz stłumiony krzyk.
            Zevranowi coś zakłóciło sen. Po chwali dotarło do niego, co takiego. Do jego uszu doszedł płacz Isabelli. Zaspany uniósł się cicho na łokciu i spojrzał na skuloną postać. Cierpiąca w samotności kobieta nie dostrzegła zbudzonego kochanka, a ten niczym zahipnotyzowany wpatrywał się w jej drżące ciało. Po chwili, gdy już sam nie potrafił wytrzymać rozgoryczenia wypływającego z każdą jej łzą i gniewu emanującego z każdego jej szlochu, wyciągnął dłoń. Jeden szybki ruch wystarczył, by plącząca szlachcianka utonęła w jego objęciach.
            – Uspokój się – poprosił czule, szepcząc w jej kruczoczarne włosy.
            Zapłakaną twarz ukryła we wgłębieniu ramienia. Nic nie mówiła, jedynie łkała, kwiląc niczym zranione zwierzę. Zevran przytulił Strażniczkę jeszcze mocnej. Gdy miała koszmary, to zawsze pomagało, a ona zbudzona upiornymi wizjami w mig ponownie zapadała w sen. Elf jednak czuł, że teraz było zupełnie inaczej. Nie wiedząc, co robić, po prostu gładził jej aksamitne włosy, sam wpatrując się w nocne bezgwiezdne niebo za oknem.
            – Zevranie – usłyszał stłumiony głos Isabelli.
            – Hmm? – mruknął, nie mając pojęcia, co powiedzieć.
            – Przepraszam – załkała.
            – Nie masz za co – powiedziawszy to, oparł się policzkiem o jej głowę.
            Isabella czuła, jak jej ciało powoli się rozluźniało pod wpływem jego obecności. Było jej głupio. Nie miała zamiaru go zbudzić. Chciała przecierpieć w samotności, jednak nie sądziła, że z jej piersi wydobędzie się tak rozpaczliwy szloch. Próbowała się opamiętać, lecz nie potrafiła. Im bardziej starała się skupić na tym, by nie zbudzić Zevrana, tym gorzej się czuła. Zupełnie jakby cierpiała z jego powodu, co zdawało się absurdalne. On nigdy jej nie skrzywdził. Zanim przygarnął ją do siebie, podświadomie pragnęła, by otworzył oczy i pomógł ukoić ból, pragnęła, by ją objął i dał poczucie bezpieczeństwa. Gdy tak się w końcu stało, dopiero do niej dotarło, jak bardzo go potrzebowała.
            – Przepraszam – wyszeptała ponownie, a on tylko pocałował ją w czubek głowy, na co ona poczuła uścisk serca.
            Przepraszam, że się w tobie zakochałam, pomyślała, po czym opadły jej powieki.

***
            Znowu płakała. Cierpiała, a ja razem z nią. Tak bardzo chcę jej pomóc. Zapewnić ją o moich uczuciach.
            Tak dawno nie miałem dziennika w rękach, że omal o nim zapomniałem. Gdy ostatnim razem była okazja, by sięgnąć po pióro, byłem w Redcliffe.
            Niegdyś słyszałem historię na temat tego miasta. Wiele różnych historii. Jedne były zwykłe, opowiadające o majestatycznych czerwonych skałach, od których wzięła się nazwa, a inne były dla mnie niczym innym jak majaczeniem niespełna rozumu dziadka.
            Tak czy owak, nastała zima, a mój tyłek wylądował w osławionym Redcliffe. Jak się tak nad tym zastanowić, to nie poświęciłem nawet pół strony na to, by opisać tamtejszy piękny zamek, włości, ludzi czy chodzące trupy, które nieźle mnie wkurwiały i utrudniały życie. Jednak nie o tym miałem pisać.
            Chciałem tylko zaznaczyć, ile czasu już minęło od mojego ostatniego uzewnętrzniania się przed kartkami papieru. Otóż minęło go całkiem sporo. Tydzień? Dwa? A może miesiąc? Sam już straciłem rachubę. Jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, by spisywać daty na marginesach. Chociaż jaki w tym sens, gdy się nawet samemu nie wie, jaki dzień?
            Obecnie znajduję się w niejakim Azylu. Przeklętej wiosce ukrytej wysoko w górach, w miejscu według mnie już dawno zapomnianym przez wszelakich bogów, Przodków czy w cokolwiek tam jeszcze wierzą.
            Czasem sam chciałbym być przez nich zapomniany. Wtedy bym nie istniał, a co za tym idzie, nie musiałbym robić z siebie błazna nawet przed samym sobą, spisując pieprzony monolog zamiast od razu, jak to jeszcze kiedyś miałem w zwyczaju, przejść do rzeczy.
            Cholera, dlaczego moje ręce się tak trzęsą? No tak, w końcu już od jakiegoś czasu śmieję się pod nosem niczym wariat. To nie jest śmiech rozbawienia, to panika. Dziwna reakcja, okropne uczucie, przerażająca niemoc, podczas której robi się różne rzeczy.
            Czy wspomniałem, że jest środek nocy? Nie? To mówię to teraz. Jest środek pierdolonej nocy, a ja, zamiast spać wtulony w blade piersi Isabelli, siedzę na podłodze obok krzesła, na którym dopala się świeczka z cholernie śmierdzącego wosku. Siedzę i piszę jakieś brednie, śmiejąc się przy tym jak oszołom.
            Po stokroć wolałbym być teraz obok niej. Nie musiałbym nawet spać. Wystarczyłoby mi to, że jestem z nią, a ona może spokojnie śnić, bo ja czuwam.
            Jestem niespokojny. Już od jakiegoś czasu. Od tygodnia… tak mi się wydaje. Nie mam apetytu, stałem się rozkojarzony, poddenerwowany tak, że gdybym mógł, to wbiłbym Alistairowi nóż do oka tylko po to, by dać upuść narastającej we mnie frustracji. Czuję się, jakbym miał lada chwila wybuchnąć. Nie chcę się tak czuć. Ciągle mnie coś stresuje, ona mnie stresuje. Ciągle o niej myślę, jakbym miał jakąś chorą obsesję na jej punkcie. I potwornie mnie boli, ściska w środku. To uczucie nie do opisania, tak jakbym się dusił, a zarazem chciał wymiotować.
            Wolałbym, by się okazało, że jestem chory i zwyczajnie umieram. Wszystko byłoby lepsze od tego, co teraz czuję. Dam się powiesić, podłożę się katu pod topór, poddam się torturom trwającym i do końca świata, bo wszystko, powtarzam wszystko, jest dużo lepsze od miłości.





5 komentarzy:

  1. Hura! Nowy rozdział!
    Świetnie ci wyszedł, ale chociaż liczyłam, że będzie dłuższy.
    I muszę dodać że znowu gram w Dragon Age.
    Oby następny rozdział był troszkę dłuższy, albo wyszedł trochę szybciej.
    Życzę dużo weny i wolnego czasu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę to ze trwało, ale zmierzyłam się z tym opo . Przyznam się szczerze, z ręką na sercu, nie znam gry. Nigdy w życiu w nią nie grałam, bo ja z reguły nie bawię się w takie rzeczy. Od początku robisz odnośniki do niej, umiejscowienia, powiązania itp. Oczywiście od czego ma się wujka google, doszłam co, z czym i jak.
    Sama treść jest wciągająca i bardzo fajnie się ją czyta. Choć czasem główna bohaterka mnie wnerwia - zachowuje się jakby chciała, a się bała.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszczie! Przeczytałam blog od samego początku aż do tego rozdziału. Zapewne dałabym sobie z tym spokój na 15 rozdziale gdyby nie to, że to Dragon Age! Szukałam jakiegoś fanfiction i już traciłam nadzieję, że znajdę cokolwiek dłuższego. Ale los się do mnie uśmiechnął i pokazał link do tego bloga. Ale się cieszę!
    Dobra, do rzeczy. Bardzo spodobało mi się Twoje opowiadanie. Nie grałam w pierwszą część, czego teraz żałuję. Ale ładnie przedstawiłaś mi bohaterów tej części. Wszyscy się od siebie różnią, a jednak potrafią odnaleźć wspólny język. No, może poza Morrigan, która jest typem samotniczki (a poza tym jest zimna i nieprzyjemna). Muszę przyznać, że przeżyłam niezły szok gdy zobaczyłam jak wygląda quinari w jedynce :O W dwójce lepiej wyglądały.
    To chyba wszystko, co chciałam powiedzieć. Pisz dalej. Twoja nowa wierna czytelniczka, Dominika.

    OdpowiedzUsuń
  4. 'minimetr' - milimetr? Generalnie całkiem fajna miara. 'poproszę trzy minimetry tego i tamtego' :D

    powinnaś wyjustować tekst, taka drobna uwaga. A i dużo przyjemniej czyta mi się rozdział z taką czcionką.

    'Przepraszam, że się w tobie zakochałam, pomyślała, po czym opadły jej powieki.' - awwww, ja chyba też <3 <3

    Nie mam słów na opis wspomnień/przemyśleń Strażniczki. Jest cudny, boski, wspaniały, czytałam go z przejęciem <3 miód dla oczu, po prostu miód.

    'to wbiłbym Alistairowi nóż do oka' - hahaha, skisłam <3

    Jeżeli wcześniejsze rozdziały podobały mi się, to cofam wszystko, co mówiłam.Ten bije na głowę wszystko, jest najlepszy jaki dotąd napisałaś. Jasne, reszta jest również cudowna, ale to, co można przeczytać w tym, to to istny majstersztyk! Współczuję każdemu, kto porzucił bloga, nie wie bowiem, co stracił. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    wspomnienia z przeszłości zapały umysł Isabelli, ale na szczęście miała wsparcie w Zevranie, ten jednak zdaje sobie sprawę, że się w niej zakochał…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń