Plaga
dobiegła końca. Arcydemon został pokonany, a niecne i przerażające mroczne
pomioty po utracie swego boga uciekły na Głębokie Ścieżki, by skryć się w
mroku, w oczekiwaniu na to, że ponownie usłyszą złowieszczy śpiew wzywający ich
na powierzchnię.
Po wielkiej,
ostatecznej bitwie, która rozegrała się w Denerim, nad Fereldenem jeszcze długo
krążyły kruki szukające ciał żołnierzy z pustym wyrazem oczu wpatrujących się w
niebo. Cywile od rana do wieczora przeczesywali ulice stolicy w celu odnalezienia
wszystkich poległych po to, by móc oddać im należny hołd podczas wielkiej
ceremonii pogrzebowej. Ceremonii tak ważnej, gdyż podczas niej została
pożegnana dzielna i wojownicza Szara Strażniczka – niegdyś skromna elfka
mieszkająca w denerimskim obcowisku. Tayana, okrzyknięta Bohaterką Fereldenu,
ratując ojczyznę, poświęciła życie, zostawiając rodzinę, zaufanych ludzi, a
przede wszystkim przyjaciół, którzy pomogli jej zrealizować cel zjednania
królestwa oraz pokonania wroga.
Jednak
najważniejszą osobę, jaką Tayana zostawiła wśród żywych, był jej brat spod
herbu Szarych Strażników, przyjaciel, powiernik oraz towarzysz Alistair,
nieślubny syn króla Marica. Zostawiła go wśród żywych wraz z obietnicą złożoną
podczas Zjazdu Możnych. Obietnicą pojęcia królowej Anory za żonę, by wraz z
nią, miał władać państwem spustoszonym przez Plagę.
W
stolicy Fereldenu – Denerim równo trzy miesiące po wielkiej bitwie rozbrzmiały
dzwony obwieszczające zawarcie związku małżeńskiego pomiędzy wdową po królu
Cailanie a jego przyrodnim bratem, Szarym Strażnikiem. Był to piękny słoneczny dzień,
podczas którego na ogromnym rynku poustawiano długie stoły syto zastawione
najznakomitszymi potrawami oraz napitkami. Był to dzień, kiedy na co dzień
szare ulice zabarwiły się różnokolorowymi chorągwiami falującymi na
orzeźwiającym wietrze.
Potężne
drewniane wrota ozdobione złotym symbolem Zakonu stanęły otworem, a ludzie
ustawieni po obu ich stronach zaczęli wiwatować oraz wysoko rzucać płatki
kwiatów. Po chwili z wnętrza budynku wyszedł przystojny wyprostowany mężczyzna
o opalonej skórze, bursztynowych oczach oraz jasnych niczym pszenica włosach.
Jego silna sylwetka skryta była pod złotą zbroją, gdzie na piersi wyraźnie odznaczała
się głowa smoka.
Przy
lewym boku, trzymając go za zaoferowane ramię, kroczyła nieskromnej urody
kobieta. Piękna suknia opinała jej powabne ciało. Delikatne piersi uwydatniał
sztywny gorset w złotym kolorze. Wątłe ramiona okrywał aksamitny biały materiał.
Wąskie biodra kołysały się, każdym ruchem wprawiając połacie kreacji w hipnotyzujący
ruch. Włosy, które zwykła nosić w dwóch warkoczach, teraz spływały złotą
kaskadą po plecach aż do pośladków.
Młoda
para, czując, jak białe płatki kwiatów lecących na nich z rąk ludu niczym z
nieba muskały ich twarze, spojrzała po sobie. Niebieskie oczy królowej
skrzyżowały wzrok z bursztynowymi oczami króla. Oboje, mimo nieskrywanej do
siebie niechęci, uśmiechnęli się, po czym prowadzeni przez wiwatujący tłum
udali się na wesele.
Odgłosy
uczty już dawno ucichły. Słońce ustąpiło miejsca blademu księżycowi, a jasny
dzień nocy. Wesołe pieśni na cześć królewskiej pary zmieniały się w pijackie
piosenki w mrocznych zaułkach.
Nocne
Denerim było obserwowane. W wielkim pokoju, w którym niegdyś mieszkali
poprzedni fereldeńscy królowie, stał Alistair. Jedną rękę miał opartą o zimną
taflę szkła, wpatrując się w widok za oknem. Nadal do niego nie docierało, co
się wydarzyło zaledwie parę godzin temu. Został królem, a jego żoną córka
najbardziej znienawidzonego przez niego człowieka. Alistairowi się to wszystko
nie mieściło w głowie. W jaki sposób tak szybko upłynął czas? Od wybuchu Plagi,
od jego przygód w gronie przyjaciół, gdy starali się zjednoczyć różne nacje w
walce z wrogiem, do tej wielkiej bitwy i późniejszego pogrzebu wszystkich
poległych. Trzy miesiące. Dziewięćdziesiąt dni, w ciągu których stracił
ukochaną, pożegnał przyjaciół broni oraz został królem. Król. To słowo huczało
mu w głowie niczym złowieszcza klątwa. Jednak nim na dobre zaczął
rozpamiętywać, usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, a zaraz po tym odgłos cichych
kroków. Nie musiał się obracać za siebie. Doskonale wiedział, kto stał za nim.
Zapach lawendowej wody tylko go w tym utwierdził.
– Mówiłem
ci, że jeżeli nie chcesz, możemy przełożyć ten… obowiązek – powiedział pustym
głosem, nie odrywając wzroku od widoku śpiącego za oknem miasta.
– Wiem
– usłyszał delikatny kobiecy glos. – Jednak uważam, że to nie w porządku.
Jesteśmy teraz małżeństwem i jako małżeństwo mamy swoje obowiązki. W tym noc
poślubną.
Alistair
westchnął przeciągle, po czym niechętnie odwrócił się za siebie. Ze smutnym
wyrazem twarzy spojrzał na swoją żonę; naprawdę bardzo się starał, by nie
patrzeć na nią obojętnie.
Anora skrzyżowała
ręce pod piersiami, przyglądając się mężczyźnie, któremu parę godzin temu
powiedziała „tak” przed obliczem Stwórcy. Alistair zdawał się zupełnie inny.
Ten sprzed wieczora był szykownym, wesołym, dumnym i stonowanym młodym władcą.
Ten stojący przed nią, w słabym świetle świec, był smutnym, rozgoryczonym
mężczyzną tonącym w odmętach przeszłości.
–
Anoro… – zaczął niepewnie, dopiero zauważając, jak ta była ubrana, a raczej jak
nie była.
Jej
blade ciało okrywał cienki materiał satynowego szlafroku, który miała zawiązany
na ledwie trzy wstążki.
– Trzy
miesiące. Tyle mieliśmy czasu, by starać się dotrzeć do siebie. A co się
wydarzyło? – Kobieta buńczucznie patrzyła na małżonka. – Jedliśmy razem posiłki,
wymieniając fałszywe uprzejmości…
– Kto
powiedział, że były fałszywe? – zaprzeczył, podchodząc do ogromnego łoża
stojącego pod ścianą pomiędzy oknem a drzwiami. – Może tylko przez pierwsze
dwadzieścia osiem posiłków… – zakpił pod nosem, siadając.
–
Jesteśmy małżeństwem…
– Tak,
wiem! I ile razy jeszcze będziesz mi o tym przypominać? Wiem o tym doskonale.
Nie byłem pijany, gdy stałem przed ołtarzem, trzymając twoje zimne dłonie,
składając ci przysięgę miłości, która była cholernym kłamstwem – powiedział
dużo gwałtowniej, niż chciał.
– To
może wyładujesz ten gniew w inny sposób? – spytała, sięgając dłonią do jednej
ze wstążek.
–
Przestań – zganił ją, odwracając wzrok.
Gdy
patrzył w bordową ścianę, na której tańczyły cienie, usłyszał szelest materiału
oraz ciche westchnienie.
– Może
cię urażę tym pytaniem – zaczęła Anora,
opuszczając szlafrok do łokci. – Ale czy ty nie wolisz mężczyzn, że się tak
wzdrygasz na mój widok?
–
Stwórco, nie! – krzyknął, wbijając wzrok w twarz żony, czego sekundę później
mocno żałował.
Widok
jej delikatnych, małych piersi podziałał na niego niezwykle pobudzająco. Jednak
zacisnął zęby i posłał kobiecie chłodne spojrzenie.
– Więc
w czym problem?
– W
tym, że cię nie kocham. W tym, że nigdy nie byłem z kobietą, a najważniejszy
problem jest taki, że ty nie jesteś nią.
Anora
stała zszokowana nagłym wyznaniem, którego tak naprawdę się nie spodziewała.
Przeczuwała każdą możliwą odpowiedź, ale nie sądziła, że usłyszy, iż jej mąż był czysty.
– Nie
widziałam – odparła po chwili, robiąc krok w jego kierunku. – Myślałam… byłam
pewna, że ty i Tayana…
– Nic z
tych rzeczy. – Zaśmiał się nerwowo, zaciskając dłoń na miękkim materiale. – Nie
zrozum mnie źle. Kochałem ją bardziej niż cokolwiek na świecie.
Alistair
zerknął na żonę z ukosa, wyciągając w jej kierunku dłoń. W pierwszej chwili
Anora nie wiedziała, o co mogło mu chodzić, jednak podała mu rękę. Gdy to
zrobiła, poczuła lekkie, lecz stanowcze szarpnięcie, które nakazało jej usiąść
obok niego. Była już niemal pewna, że zwyczajnie chciał utopić swój smutek w
namiętności. Speszona i onieśmielona jego niewinnością skuliła się w sobie.
– Więc…
co poszło nie tak? – spytała niemal szeptem.
–
Zevran poszedł nie tak.
– Kto?
– Anora zerknęła zaintrygowana na męża.
–
Pamiętasz wytatuowanego elfa, który nam pomógł cię odbić z rąk Howe’a? – Tylko
pokiwała głową, czując, że nie powinna się teraz odzywać. – To był Zevran. Ja
kochałem Tayanę, a ona jego, tyle że z wzajemnością. Takie me szczęście –
westchnął.
–
Przepraszam.
Zdumiony
zerknął w bok, tam, gdzie siedziała jego królowa. Rozpuszczone włosy
przysłaniały jej część twarzy, jednak mimo to dostrzegł rumieńce na policzkach.
Już
miał podnosić dłoń w przypływie wrodzonej troski, chcąc dotknąć jej ramienia
czy przeczesać jasne włosy. Jednak, gdy uświadomił sobie, że te złote pukle nie
należały do Tayany, cofnął dłoń, na powrót zaciskając ją na materiale.
– Widać
oboje mamy problem – usłyszał jej smutny szept. – Oboje kochamy zmarłych.
–
Najwyraźniej… – odpowiedział.
Siedzieli
tak w ciszy przerywanej ich oddechami. Każde z nich pogrążyło się w myślach.
Alistair zastanawiał się, jak to się stało, że nigdy nie dostrzegł tego, iż
Anora była zwyczajną kobietą potrzebującą choć odrobiny czułości. Może nigdy
nie chciał tego wiedzieć, bo sam był zaślepiony przez narastający w nim żal.
Zaś Anora przeklinała w myślach cały świat za to, że Alistair tak bardzo
przypominał jej Cailana. Przeklinała siebie za to, że zamiast traktować go jak
innego człowieka, pierwsze, co w nim zobaczyła, to substytut zmarłego męża.
–
Anoro… – Alistair jako pierwszy przerwał ciszę.
Kobieta,
słysząc swoje imię, spojrzała na niego, zastanawiając się, o co mogło mu
chodzić. Gdy przyjrzała się jego twarzy oraz umięśnionemu torsowi, poczuła, jak
od dawna ugaszony płomień żądzy zaczął się tlić. Nie chcąc tracić okazji,
podniosła się z łoża i, stanąwszy przed mężem zsunęła z siebie szlafrok.
– Co ty
robisz? – spytał zszokowany król.
– To,
co należy – powiedziała, i, pochyliwszy się, wpiła mu się mocno w usta, nie zwracając
uwagi na jego sprzeciw, który z każdą sekunda malał, aż ku jej zdumieniu,
odwzajemnił pocałunek i przygarnął ją do siebie.
Tyle czasu czekałam i się doczekałam.Codziennie nawet z pięć razy twój blog sprawdzałam.
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie takim zakończeniem i ta skrywana miłość Alistaira.
Mam nadzieję, że za niedługo znowu coś dodasz.
Heh, właśnie zdałam sobie sprawę, że niezbyt wyraziłam moją opinię na temat miniaturki.
UsuńA więc...
Żadna moja postać nie kazała Alistair'owi ożenić się z Anorą.
Nie cierpiałam tej... tej... tej... idiotki.
Rozdział mnie zaintrygował, a wyznanie Alistaira zaskoczyło.
Tayana miejska elfka, skrywana miłość itp.
Ja mam słabość do elfów.
A ta miniaturka chyba jest najlepsza z dotychczasowych (według mnie).
kolejna świetna miniaturka :) jednak szlak mnie trafia jak pomyślę o parszywej Anorze :D
OdpowiedzUsuńPomijając fakt, iż Anora jest moją znienawidzoną postacią (... OK, Loghain i Howe są gorsi), to miniaturka mi się podobała :D
OdpowiedzUsuńWidzę po komentarzach, że w uczuciach do Anory nieszczególnie jestem osamotniona :D Taka parszywa ta postać i perfidna, tylko władza jej w głowie. Nieszczególnie przejęła się faktem, iż to jej ojciec zabił Cailana.
OdpowiedzUsuńA skoro o nim mowa... Lubisz postać Loghaina w ogóle? Powiem Ci, że sama miałam co do niego mieszane uczucia, alee po przeczytaniu pierwszego tomu książki (gorąco polecam), niechęć mi przeszła.
Dobra, koniec. Zabieram się do czytania....
Bardzo przyjemna miniaturka. Alistair to jest taki rycerz paskudny, do szpiku kości. Nigdy nie popierałam jego ślubu z Francorą, ale kto wie, może faktycznie kochała Cailana i w jakiś sposób za nim tęskniła?
Super <3