– Myślisz, że
się to uda?
– Musi –
zachichotała mała elfka.
W
północno-zachodniej części lasu Brecilian trwały przygotowania jednego z klanów
elfów do dalszej wędrówki. Doszły ich słuchy, że na zachodzie grasowały
wilkołaki mordujące ich pobratymców, a od strony Głuszy Korcari nadciągała
Plaga.
Na skraju
obozowiska dwa małe elfy skradały się do zagrody hall. halle były pięknymi oraz
majestatycznymi stworzeniami przypominającymi wyglądem jelenie. Ich sierść miała
śnieżnobiały kolor, a ciało wydawało się kruche i drobne, pomimo tego były
bardzo wytrzymałymi oraz silnymi stworzeniami. Ich długie rogi dodające im
dostojności mogły uzdrawiać z ciężkich chorób.
Psotna elfka Ireth
wraz ze swoim bratem Elladanem starali się obejść ogrodzenie, by dostać się do
zwierząt. Rodzeństwo było bardzo do siebie podobne. Oboje mieli włosy koloru
kasztanowego oraz wielkie złote oczy. Niektórzy z obozowiska nazywali ich
miodowym rodzeństwem właśnie ze względu na barwę tęczówek. Elladan, starszy od
siostry, miał jedenaście lat, lecz jak na swój młody wiek zachowywał się bardzo
dojrzale. Wynikało to zapewne z wychowania, ojciec młodych elfów był bowiem
dość stanowczym oraz surowym łowcą. Elladan, podziwiający rodzica,
zawsze starał się zachowywać posłuszeństwo, a dwa lata temu po śmierci matki
obiecał zająć się i pomóc wychować swoją młodszą siostrę.
Ireth zaś bardzo
rozrabiała i zawsze namawiała brata do psikusów oraz żartów. Była radosną
dziewczynką. Nie zaznała jeszcze strachu oraz bólu, który tak często
gościł w spojrzeniu kochanego brata. Dziewczynka była oczkiem w głowie ojca,
Aegnora, miała wybaczany praktycznie każdy wybryk. Winą za jej przewinienia
zwykł obarczać syna.
Dziewczynka
nie pamiętała matki. Ledwo skończyła cztery lata, gdy ta została zaatakowana
przez niedźwiedzia podczas jednego z polowań. Jej rany okazały się tak
dotkliwe, że nawet najlepsi uzdrowiciele z klanu nie mogli jej pomóc. Pomimo
braku matki Ireth pozostawała szczęśliwa i dumna ze swojej rodzicielki. Na
każdym kroku elfy z klanu powtarzały jej, jak bardzo ją przypominała. Kiedy się
śmiała, to tak dźwięcznym głosem, jakby rozśpiewało się stado ptaków. Jak się
denerwowała, w specyficzny sposób marszczyła swój malutki elfi nosek,
tak jak jej matka Lúthien.
– Ireth, nie
możemy, ojciec znowu się wścieknie. – Elladan starał się wyperswadować siostrze
pomysł wejścia do zagrody.
– Ale
braciszku, ja nigdy nie widziałam z bliska halli, tata nie pozwalał, teraz go
nie ma. Poluje w lesie.
Sześciolatka obrażona założyła ręce na piersi.
Wiatr rozwiewał jej kasztanowe włosy, oswobadzając pojedyncze kosmyki z
koku, w który tak staranie uczesała ją przyjaciółka rodziny, staruszka
Nessa.
Młody elf stał
i obserwował siostrę – znowu marszczyła nos.
– No dobrze, chodźmy,
ale tylko na chwilę – zgodził się niechętnie.
– Hura! –
Ireth podskoczyła i klasnęła w dłonie. – Wiesz co, braciszku? Jak będę duża,
chcę się opiekować hallami, nie chcę polować.
– Dlaczego?
Halle są nudne. – Elladan spojrzał na pasące się stworzenia. – Polowanie
jest ekscytujące i ważne.
– Ale jest ciężkie.
– Elfka nie dawała się przekonać.
Położyła się
na ziemi zaraz obok zagrody, starając się pod nią przeczołgać.
– Nessa się
wścieknie, znowu wrócisz cała brudna – zwrócił jej uwagę.
Nessa to bardzo
stara elfka. W sumie nikt tak naprawdę nie wiedział, ile przeżyła już lat.
Miała siwe włosy iskrzące się w słońcu srebrem, jasne błękitne oczy oraz
bardzo wielkie serce. Nessa nie miała własnych dzieci, dlatego też zajmowała
się tymi elfami, które z różnych przyczyn nie miały rodziców. Elladanem i Ireth
opiekowała się pod nieobecność ojca. Zawsze się denerwowała, kiedy sześciolatka
wracała cała umorusana i z potarganymi włosami.
– Babcia nie
wie, co to zabawa, braciszku. Idziesz? –
Spojrzała na brata, czekając na niego w zagrodzie.
Ten z
ociąganiem wdrapał się na płot i przeskoczył na drugą stronę.
– Jesteśmy, i
co teraz? – Podparł się pod boki.
– Tam są,
chodźmy. – Wskazała palcem na stadko po
drugiej stronie i szarpnęła brata za koszulę, ciągnąc w stronę zwierząt.
Jedenastolatek
rozglądał się nerwowo wokół, wypatrując, czy czasem nikt się nie zbliżał. Rodzeństwo
zaczęło podchodzić coraz bliżej. Zaciekawione zwierzęta tylko ich obserwowały;
nie widywały dzieci w zagrodzie, jedynie dorosłe elfy oraz swoja opiekunkę. Jeden
z osobników, najmłodsza samica, wyszła przed stado, przyglądając się dwójce
elfów. Zaczęła majestatycznie kroczyć w ich kierunku. Słońce przebijające się
przez drzewa oświetliło białą sierść zwierzęcia, tworząc wokół niego świetlista
aurę.
Elladan cofnął
się parę kroków, kiedy zorientował się, że zwierzę nie miało zamiaru się
zatrzymać. Jednakże nieroztropna Ireth podeszła prosto do
nadchodzącej halli. Zwierzę nie okazywało strachu. Było młode i ciekawe świata,
zupełnie jak dziewczynka zmierzająca w jej kierunku.
Tej
zadziwiającej scenie zza drzew przyglądała się opiekunka halli, Nindë. Już od wielu lat nie była świadkiem
takiej sytuacji. Raz na pewien czas jeden osobnik ze stada wybierał następnego
opiekuna. Zazwyczaj ten osobnik to samiec lub samica alfa. Tym razem była to
niespełna roczna halla, którą opiekunka nazwała Neige, co znaczyło „śnieg”.
Ireth wyciągnęła
dłoń w stronę halli. Ta cofnęła głowę, spłoszona gwałtownych gestem
dziewczynki. Jednak po chwili przyłożyła czoło do ręki. Elfka stała oniemiała;
nigdy nie sądziła, że uda jej się pogłaskać hallę. Elladen stał zadziwiony.
Usłyszeli za
sobą zbliżające się kroki.
– Nindë! To
nie tak, jak myślisz. Moja siostra, ona chciała tylko zobaczyć halle, no i
dałem się namówić. Nie robiliśmy nic złego. Nie straszyliśmy ich, nic z tych
rzeczy. Proszę, nie mów ojcu! – Chłopiec zaczął się nerwowo tłumaczyć, machając
rękoma.
Kobieta jednak
tylko się uśmiechała. Nindë czasem sama przypominała halle, nie tylko swoim
spokojem ducha, również cechami fizycznymi. Miała długie białe włosy lekko
falujące na wietrze, jak i duże, czarne jak węgiel oczy. Jej blada skóra
była pokrywało Vallaslin – pismo krwi, układające się w fantazyjne wzory.
– Elladen, prawda?
Syn Aegnora?
Elf skinął
głową. Spojrzał ukradkiem na siostrę; ta nawet nie zauważyła powrotu opiekunki
stada. Była otoczona przez halle, śmiejąc się
wniebogłosy zachwycona możliwością pobawienia się z tymi majestatycznymi
i tajemniczymi stworzeniami.
Białowłosa
elfka przykucnęła przed chłopczykiem, kładąc mu w uspokajającym geście ręce na
ramionach.
– Nie
zrobiliście nic złego, jednakże – spojrzała w stronę zadowolonej dziewczynki – będę
zmuszona pomówić z waszym ojcem, halle wybrały. – Uśmiechnęła się do Elladena.
– Wybrały? –
zdziwił się.
– Tak, twoją
młodszą siostrę. Od teraz codziennie razem ze mną będzie doglądać, karmić i
pielęgnować naszych przyjaciół. A teraz, zawołajmy Ireth, chodźmy poszukać
waszego ojca. Trzeba przekazać mu nowiny.
Podoba mi się nowy wygląd :) Zastanawiam się teraz co ten wątek ma wspólnego z Isabellą :) ciekawość mnie zeżre więc chce więcej :D
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy będę pisać druga cześć tej miniaturki. Leżała i gniła w czeluściach dysku więc postanowiłam ją tub wrzucić :)
UsuńA no tak dopiero zaważyłam, że to nie kolejny rozdział :( ale mogłabyś to ciekawie rozwinąć :)
OdpowiedzUsuńNiby by szło, ale nie mam pomysłu jak xD
UsuńBardzo ładny nagłówek :).
OdpowiedzUsuńMiniaturka udana, nawet bardzo. Ech, też mam starszego brata, ale o siedem lat, soł... No. Bardzo mi się spodobała, chociaż krótka niemożebnie :).
Weny! :*
Ja uwielbiam dalijczyków , moją pierwszą postacią była właśnie dalijką.
OdpowiedzUsuńŚlicznie napisane,a już jestem ciekawa jak elfy zareagują na Isabellę.
Bardzo ciekawa opcja, historia Dalijczyków jest jedną z najlepszych moim zdaniem, zaraz obok Couslandów i magów :D
OdpowiedzUsuń