Sword

22 stycznia 2014

Opiekunka stada.

– Myślisz, że się to uda?
– Musi – zachichotała mała elfka.
W północno-zachodniej części lasu Brecilian trwały przygotowania jednego z klanów elfów do dalszej wędrówki. Doszły ich słuchy, że na zachodzie grasowały wilkołaki mordujące ich pobratymców, a od strony Głuszy Korcari nadciągała Plaga.

Na skraju obozowiska dwa małe elfy skradały się do zagrody hall. halle były pięknymi oraz majestatycznymi stworzeniami przypominającymi wyglądem jelenie. Ich sierść miała śnieżnobiały kolor, a ciało wydawało się kruche i drobne, pomimo tego były bardzo wytrzymałymi oraz silnymi stworzeniami. Ich długie rogi dodające im dostojności mogły uzdrawiać z ciężkich chorób.
Psotna elfka Ireth wraz ze swoim bratem Elladanem starali się obejść ogrodzenie, by dostać się do zwierząt. Rodzeństwo było bardzo do siebie podobne. Oboje mieli włosy koloru kasztanowego oraz wielkie złote oczy. Niektórzy z obozowiska nazywali ich miodowym rodzeństwem właśnie ze względu na barwę tęczówek. Elladan, starszy od siostry, miał jedenaście lat, lecz jak na swój młody wiek zachowywał się bardzo dojrzale. Wynikało to zapewne z wychowania, ojciec młodych elfów był bowiem dość stanowczym oraz surowym łowcą. Elladan, podziwiający rodzica, zawsze starał się zachowywać posłuszeństwo, a dwa lata temu po śmierci matki obiecał zająć się i pomóc wychować swoją młodszą siostrę.
Ireth zaś bardzo rozrabiała i zawsze namawiała brata do psikusów oraz żartów. Była radosną dziewczynką. Nie zaznała jeszcze strachu oraz bólu, który tak często gościł w spojrzeniu kochanego brata. Dziewczynka była oczkiem w głowie ojca, Aegnora, miała wybaczany praktycznie każdy wybryk. Winą za jej przewinienia zwykł obarczać syna.
Dziewczynka nie pamiętała matki. Ledwo skończyła cztery lata, gdy ta została zaatakowana przez niedźwiedzia podczas jednego z polowań. Jej rany okazały się tak dotkliwe, że nawet najlepsi uzdrowiciele z klanu nie mogli jej pomóc. Pomimo braku matki Ireth pozostawała szczęśliwa i dumna ze swojej rodzicielki. Na każdym kroku elfy z klanu powtarzały jej, jak bardzo ją przypominała. Kiedy się śmiała, to tak dźwięcznym głosem, jakby rozśpiewało się stado ptaków. Jak się denerwowała, w specyficzny sposób marszczyła swój malutki elfi nosek, tak jak jej matka Lúthien.
– Ireth, nie możemy, ojciec znowu się wścieknie. – Elladan starał się wyperswadować siostrze pomysł wejścia do zagrody.
– Ale braciszku, ja nigdy nie widziałam z bliska halli, tata nie pozwalał, teraz go nie ma. Poluje w lesie.
 Sześciolatka obrażona założyła ręce na piersi. Wiatr rozwiewał jej kasztanowe włosy, oswobadzając pojedyncze kosmyki z koku, w który tak staranie uczesała ją przyjaciółka rodziny, staruszka Nessa.
Młody elf stał i obserwował siostrę – znowu marszczyła nos.
– No dobrze, chodźmy, ale tylko na chwilę – zgodził się niechętnie.
– Hura! – Ireth podskoczyła i klasnęła w dłonie. – Wiesz co, braciszku? Jak będę duża, chcę się opiekować hallami, nie chcę polować.
– Dlaczego? Halle są nudne. – Elladan spojrzał na pasące się stworzenia. – Polowanie jest  ekscytujące i ważne.
– Ale jest ciężkie. – Elfka nie dawała się przekonać.
Położyła się na ziemi zaraz obok zagrody, starając się pod nią przeczołgać.
– Nessa się wścieknie, znowu wrócisz cała brudna – zwrócił jej uwagę.
Nessa to bardzo stara elfka. W sumie nikt tak naprawdę nie wiedział, ile przeżyła już lat. Miała siwe włosy iskrzące się w słońcu srebrem, jasne błękitne oczy oraz bardzo wielkie serce. Nessa nie miała własnych dzieci, dlatego też zajmowała się tymi elfami, które z różnych przyczyn nie miały rodziców. Elladanem i Ireth opiekowała się pod nieobecność ojca. Zawsze się denerwowała, kiedy sześciolatka wracała cała umorusana i z potarganymi włosami.
– Babcia nie wie, co to zabawa, braciszku. Idziesz? –  Spojrzała na brata, czekając na niego w zagrodzie.
Ten z ociąganiem wdrapał się na płot i przeskoczył na drugą stronę.
– Jesteśmy, i co teraz? – Podparł się pod boki.
– Tam są, chodźmy. –  Wskazała palcem na stadko po drugiej stronie i szarpnęła brata za koszulę, ciągnąc w stronę zwierząt.
Jedenastolatek rozglądał się nerwowo wokół, wypatrując, czy czasem nikt się nie zbliżał. Rodzeństwo zaczęło podchodzić coraz bliżej. Zaciekawione zwierzęta tylko ich obserwowały; nie widywały dzieci w zagrodzie, jedynie dorosłe elfy oraz swoja opiekunkę. Jeden z osobników, najmłodsza samica, wyszła przed stado, przyglądając się dwójce elfów. Zaczęła majestatycznie kroczyć w ich kierunku. Słońce przebijające się przez drzewa oświetliło białą sierść zwierzęcia, tworząc wokół niego świetlista aurę.
Elladan cofnął się parę kroków, kiedy zorientował się, że zwierzę nie miało zamiaru się zatrzymać. Jednakże nieroztropna Ireth podeszła prosto do nadchodzącej halli. Zwierzę nie okazywało strachu. Było młode i ciekawe świata, zupełnie jak dziewczynka zmierzająca w jej kierunku.
Tej zadziwiającej scenie zza drzew przyglądała się opiekunka halli,  Nindë. Już od wielu lat nie była świadkiem takiej sytuacji. Raz na pewien czas jeden osobnik ze stada wybierał następnego opiekuna. Zazwyczaj ten osobnik to samiec lub samica alfa. Tym razem była to niespełna roczna halla, którą opiekunka nazwała Neige, co znaczyło „śnieg”.
Ireth wyciągnęła dłoń w stronę halli. Ta cofnęła głowę, spłoszona gwałtownych gestem dziewczynki. Jednak po chwili przyłożyła czoło do ręki. Elfka stała oniemiała; nigdy nie sądziła, że uda jej się pogłaskać hallę. Elladen stał zadziwiony.
Usłyszeli za sobą zbliżające się kroki.
– Nindë! To nie tak, jak myślisz. Moja siostra, ona chciała tylko zobaczyć halle, no i dałem się namówić. Nie robiliśmy nic złego. Nie straszyliśmy ich, nic z tych rzeczy. Proszę, nie mów ojcu! – Chłopiec zaczął się nerwowo tłumaczyć, machając rękoma.
Kobieta jednak tylko się uśmiechała. Nindë czasem sama przypominała halle, nie tylko swoim spokojem ducha, również cechami fizycznymi. Miała długie białe włosy lekko falujące na wietrze, jak i duże, czarne jak węgiel oczy. Jej blada skóra była pokrywało Vallaslin – pismo krwi, układające się w fantazyjne wzory.
– Elladen, prawda? Syn Aegnora?
Elf skinął głową. Spojrzał ukradkiem na siostrę; ta nawet nie zauważyła powrotu opiekunki stada. Była otoczona przez halle, śmiejąc się  wniebogłosy zachwycona możliwością pobawienia się z tymi majestatycznymi i tajemniczymi stworzeniami.
Białowłosa elfka przykucnęła przed chłopczykiem, kładąc mu w uspokajającym geście ręce na ramionach.
– Nie zrobiliście nic złego, jednakże – spojrzała w stronę zadowolonej dziewczynki – będę zmuszona pomówić z waszym ojcem, halle wybrały. – Uśmiechnęła się do Elladena.
– Wybrały? – zdziwił się.
– Tak, twoją młodszą siostrę. Od teraz codziennie razem ze mną będzie doglądać, karmić i pielęgnować naszych przyjaciół. A teraz, zawołajmy Ireth, chodźmy poszukać waszego ojca. Trzeba przekazać mu nowiny.

7 komentarzy:

  1. Podoba mi się nowy wygląd :) Zastanawiam się teraz co ten wątek ma wspólnego z Isabellą :) ciekawość mnie zeżre więc chce więcej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy będę pisać druga cześć tej miniaturki. Leżała i gniła w czeluściach dysku więc postanowiłam ją tub wrzucić :)

      Usuń
  2. A no tak dopiero zaważyłam, że to nie kolejny rozdział :( ale mogłabyś to ciekawie rozwinąć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ładny nagłówek :).
    Miniaturka udana, nawet bardzo. Ech, też mam starszego brata, ale o siedem lat, soł... No. Bardzo mi się spodobała, chociaż krótka niemożebnie :).
    Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja uwielbiam dalijczyków , moją pierwszą postacią była właśnie dalijką.
    Ślicznie napisane,a już jestem ciekawa jak elfy zareagują na Isabellę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawa opcja, historia Dalijczyków jest jedną z najlepszych moim zdaniem, zaraz obok Couslandów i magów :D

    OdpowiedzUsuń