Sword

13 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 38. Odnalezione powołanie.


Między Koronami drzew świszczał wiatr, zaś niektóre gałęzie uginały się niebezpiecznie pod grubą warstwą śniegu. Słońce, co większość dnia skrywało się za ciemnymi chmurami, już dawno zaszło, ustępując miejsca księżycowi, którego co i rusz przysłaniały zbłąkane obłoki. Granatowe niebo skrzyło się za sprawą tysięcy gwiazd mieniących się niczym drobne diamenty.

Isabella stała niedaleko skarpy, patrząc w przestrzeń nad sobą. Co pewien czas przymykała oczy i zaciekała zęby pod natłokiem przygnębiających myśli.

– Mam dość – wyszeptała do siebie.

Po chwili potarła dłonie i przycisnęła je do twarzy, starając się ogrzać skostniale palce ciepłym oddechem.

Gdzie okiem nie sięgnąć, wszędzie leżał biały śnieg skutecznie utrudniający marsz w już i tak ekstremalnych warunkach. Po całym dniu wędrówki drużyna musiała się zatrzymać. Potrzebowali odpocząć. Podróż nocą była niebezpieczna. Z łatwością mogliby się zgubić, czy zrobić sobie krzywdę.

Couslandówna obróciła się za siebie, spoglądając na trójkę towarzyszy kucających przy małym ognisku, które udało się rozpalić Morrigan. Byli wycieńczeni; widziała to w ich oczach. Mieli dość zimna, ogłuszającego wiatru, śniegu wdzierającego się za kołnierze i tej morderczej wędrówki górskim zboczem w poszukiwaniu tajemniczej wioski.

Isabella chciała jak najszybciej odnaleźć Azyl. Cały czas poganiała resztę, ci zaś sprzeciwiali się, tłumacząc, że jeśli zbyt zwiększą tempo, Sten i Leliana nie będą mogli ich odnaleźć.

Szlachcianka wciągnęła powietrze, jednak po chwili pożałowała tak głębokiego wdechu. Lewy bok zabolał, upominając, że nie należało go nadwyrężać. Kobieta, cicho klnąc pod nosem, złapała się pod żebra i usiadła w śniegu, kuląc się przy tym lekko. Po chwili usłyszała zbliżające się do niej kroki.

– Rana znowu ci dokucza? – spytał Alistair, przystając obok przyjaciółki.

Z lekkim uśmiechem na twarzy spojrzał na krajobraz ciągnący się poniżej. Nie kontrolując tego, z jego piersi wyrwało się westchnienie wyrażające zachwyt nad otaczającą ich przyrodą.

– Nie przypominam sobie, bym skarżyła się na ból – odpowiedziała kobieta, patrząc w górę na twarz templariusza.

Alistair, czując wzrok Couslandówny na sobie, skrzyżował z nią spojrzenia. Uśmiechnął się przy tym ciepło, widząc, jak w jej niebieskich oczach mimo bólu i niepewności dało się spostrzec zadowolenie. Wiedział, że tak jak on była zmęczona. Jednak on, gdy już nie dawał rady, potrafił się przyznać do słabości, odkładając dumę na bok, zaś ona? Była kobietą, dla której duma była ważniejsza od życia.

– Nie musisz udawać niezwyciężonej, Isabello. Każdy z nas już ledwo zipie. Jak tak dalej pójdzie, to, jeśli nie padniemy ze zmęczenia, wykończy nas ta niska temperatura. Jesteśmy tylko ludźmi.

– Zastanawiam się, czy dobrze robimy, Alistairze.

Mężczyzna, słysząc wahanie w głosie Strażniczki, przysiadł obok, unosząc wysoko brwi.

– Czyli co? – spytał, nie bardzo wiedząc, co Isabella mogła mieć na myśli.

– To. Tułamy się po górach jak banda głupców, goniąc za legendami i bajkami dla dzieci, podczas gdy tam, za tymi drzewami, pomioty zapewne plądrują kolejne miasta i wioski. – Isabella zawiesiła głowę. – Wiem, że jest zima i nie mieliśmy innego wyjścia, jak zostać w Redcliffe, ale czy to w porządku? Obijamy się za ciepłymi i bezpiecznymi murami, gdy tak naprawdę z zaciśniętymi zębami powinniśmy przeczesywać każdy kilometr lasu Brecilian w poszukiwaniu elfów, by ostatni traktat trafił w odpowiednie ręce, byśmy mogli ruszyć na wojnę… i ją wygrać – dokończyła szeptem.

Alistair oparł się na rękach, zanurzając dłonie w zimnym śniegu. Przymknął oczy, zastanawiając się nad tym, co właśnie usłyszał. Kąciki jego wąskich ust drgały nieznacznie w lekkim uśmiechu.      

– Boisz się, że gdy wrócimy do Redcliffe, nie będzie już o co walczyć? Że Ferelden upadnie w ciągu tych paru tygodni? – Zaśmiał się nerwowo. – Dobrze, że się boisz; znaczy, że ci zależy. Cieszę się z tego powodu.

– Jak to? – spytała zmieszana.

– Wiesz, czasem miałem wrażenie, że zostałaś Strażniczką nie dlatego, bo Duncan cię zwerbował, a po to, że wyczułaś w tym okazję, by umrzeć. Straciłaś wszystko. Nie miałaś gwarancji, że Fergus żyje; nie wiedziałaś, czy, stojąc twarzą w twarz z Howem, dasz mu radę. Dlatego podjęłaś się rytuału Dołączenia. Gdy zmarł Daveth, nie byłaś zaskoczona. Wyglądałaś, jakbyś czym prędzej chciała polec obok niego, krztusząc się cuchnącą krwią. Jednak przeżyłaś i pochłonął cię wir walki. Zawsze szarżowałaś niczym opętana, goniąc śmierć, która nieustannie ci uciekała. – Alistair podkulił kolana, po czym objął je ramionami, ponawiając wypowiedź: – Nie zależało ci na tym, by uratować Ferelden czy na zabijaniu pomiotów. Zależało ci na tym, by któryś z tych potworów w końcu cię zabił. Jednak później coś się zmieniło – mówiąc to, Alistair spojrzał na siedzącą obok kobietę.

Isabella miała zmarszczone brwi i lekko rozchylone, drżące usta. Zaś w jej oczach skrzyły się łzy, które prędko otarła wierzchem dłoni. Odwróciła głowę w przeciwnym kierunku, spoglądając na ciągnący się ciemny las.

– Gdy w Honnleath zostałam ranna… gdy poczułam krew wpływającą do ust i niemożność złapania oddechu… Nie bałam się o siebie, wpierw ostatkiem sił sprawdziłam, czy wam nic się nie stało. A gdy traciłam przytomność, cała w środku krzyczałam, że nie chcę umrzeć. Zapragnęłam walczyć i pokonać Plagę. Nie wiem, co się nagle zmieniło. Może minęła żałoba po rodzinie lub dojrzałam do tego, by być Szarą Strażniczką, a może po prostu doceniłam życie. To jest teraz nieważne, ważniejsze jest to, czy to, co teraz robimy, nie okaże się fatalne w skutkach.

– Nie dowiemy się, dopóki nie dokończymy zadania. Przez ten niecały rok bardzo się zmieniłaś, Isabello – powiedział Alistair, wstając. – Dorosłaś, jednak nadal jesteś egoistką i nie zawsze potrafię zrozumieć twoje zachowanie. Osobiście myślę, że jesteś zbyt młoda, by dzierżyć miecz w wojnie.

– A ty może jesteś stary – żachnęła się.

– Na pewno starszy od ciebie – powiedziawszy to, szturchnął ją pięścią w ramię. – Postaraj się czasem być bardziej ludzka, Isabello. Wrogom nie powinno się okazywać słabości, a teraz nie jesteś nimi otoczona, tylko przyjaciółmi, którzy wiedzą, że jeszcze niedawno walczyłaś o każdy oddech.

– Muszę być silna…

– I jesteś – przerwał jej. – Jesteś najsilniejszą kobietą, jaką znam. Jednak siła to też umiejętność przyznania się do własnych słabości.

Isabella pokręciła głową. Czuła się, jakby dostała kazanie od brata. Nie złościła się na Alistaira. Potrzebowała go. Była mu wdzięczna, że to on w tej chwili stał obok, a nie Zevran czy Morrigan.

– Pomożesz mi wstać? – spytała cicho, wyciągając w kierunku templariusza prawą dłoń.

Ten tylko się uśmiechnął i ochoczo ruszył z pomocą.



Morrigan spacerowała to w jedną, to w drugą stronę, przyglądając się niebu, zaczynającemu zabarwiać się kolorami poranka. Wschód słońca, który miała przyjemność obserwować, zapierał dech w piersi. Kobieta objęła się ramionami, patrząc na ptactwo, co w tamtej chwili wzbiło się do lotu i zaczęło zataczać kręgi nad koronami drzew. Niechętnie oderwała wzrok od spektaklu odbywającego się na niebie, podchodząc do towarzyszy drzemiących przy żarzącym się ognisku.

– Już świta, powinniśmy ruszać dalej – powiedziała głośno.

Gdy nie doczekała się odpowiedzi, kopnęła leżącego najbliżej elfa prosto w żebra. Ten, skomląc i zawodząc niczym ranne zwierzę, zerwał się do siadu, masując obolałe miejsce. Wiedźma uśmiechnęła się złośliwie, po czym to samo uczyniła nadal śpiącemu Alistairowi.

Drużyna ruszyła, a mężczyźni jeszcze długo rozcierali siniaki, podczas gdy Isabella śmiała się do rozpuku. Wiedziała, że to, co zrobiła im Morrigan, nie było miłe i przyjemne, ale widok ich min sprawiał, że nie mogła się opanować.

– Bardzo śmieszne, Isabello – warknął Zevran, widząc, jak idąca obok niego kobieta znów nie potrafiła powstrzymać uśmieszku.

– Wybacz, ale naprawdę, gdybyś widział wasze twarze… – powiedziała przepraszająco, lekko dotykając jego ręki.

Ten, czując miły gest, zacisnął palce wokół kobiecej dłoni. Isabella spuściła głowę, rumieniąc się niczym mała dziewczynka. Ostatnio obecność Zevrana ją stresowała; zaczynała się jąkać, przejęzyczać i mylić. A gdy ich spojrzenia się krzyżowały, czym prędzej uciekała wzrokiem, na co elf reagował pobłażliwym uśmieszkiem.

Nie mogąc dłużej znieść bliskości skrytobójcy, szlachcianka wyrwała dłoń z uścisku, przygarniając ją do piersi.

– Ja, umm… to krępuje mi ruchy – powiedziała, tłumacząc się.

– A czy ja coś mówię? – spytał rozbawiony Zevran.

– Isabello! – Alistair idący parę metrów przed flirtującą dwójką zawołał liderkę, machając przy tym ręką.

Strażniczka, słysząc nawoływania, zostawiła elfa, zmierzając wprost do przyjaciela. Przejęta zapytała:

– Co się stało?

Templariusz tylko wskazał na rozwidlenie drogi.

– Cholera jasna – zaklęła pod nosem. – Gdzie Morrigan? – dodała Isabella, nie widząc nigdzie czarodziejki.

– Poszła sprawdzić drogę po lewej. Zaraz powinna wrócić – wytłumaczył.

– Mieliśmy się nie rozdzielać – powiedziała ostro. – Dobrze, poczekamy na nią i zadecydujemy, co później. Senniva mówiła, że na pierwszym rozwidleniu trzeba skręcić w prawo.

– A Sten i Leliana? – spytał Zevran, który właśnie dołączył do Strażników. – Jeśli dobrze kalkuluję, to gdybyśmy się tu zatrzymali, jutro w południe nas dogonią.

– O ile nie idzie z nimi Wynne, wtedy ich marsz wydłuży się o kolejny dzień – powiedział Strażnik.

Isabella pokręciła głową.

– Wynne została w Redcliffe.

– Skąd możesz mieć pewność? – spytał Alistair, krzyżując ręce. – Mogła zrobić to, co uważała za stosowne. Może jest staruszką, ale sił do walki jej nie brakuje.

– Zapominasz o jednym, Alistairze. W Redcliffe został Rufus. Wątpię, by Wynne skazała cały zamek na jego towarzystwo. Nawet naczelnik tamtejszej psiarni był przerażony ogarem Isabelli – odparł Zevran

  Tak, wiem. Jednak uważam, że Wynne…

Podczas, gdy mężczyźni wymieniali się kolejnymi spekulacjami, Isabella spojrzała w niebo. Rozglądała się wokół, gdy nagle jej wzrok przykuł ciemny snop rozpraszający się w powietrzu. Zaciekawiona zwęziła oczy, próbując odgadnąć, co to mogło być. Była niemal pewna, że to dym. Po chwili do niej dotarło, iż właśnie w tamtym kierunku musieli się udać.

– Spójrzcie – powiedziała, pokazując palcem niebo.

Zevran i Alistair lekko niezadowoleni, iż przerwano im burzliwa konwersację, posłusznie spojrzeli we wskazanym kierunku.

– Dym? – spytał niepewnie templariusz.

– Też mi się tak wydaje. Może rzeczywiści ta cała wioska Azyl istnieje. – Wzruszył ramionami elf.

– I tak nie możemy ruszyć dalej. Musimy poczekać, aż wróci Morrigan i dołączy do nas reszta. Nie mamy pewności, czy Senniva zdradziła im drogę.



Sten i rudowłosa łuczniczka szli przed siebie, nie zatrzymując się na żadne postoje. Czym prędzej chcieli dogonić towarzyszy. Wędrówka tej dwójki była nużąca. Leliana nie wiedziała, o czym miała rozmawiać z potężnym qunari, więc plotła to, co jej ślina na język przyniosła. Nieraz Sten zaciekawiony zadanym przez kobietę pytaniem odpowiadał. Jednak po tym znów milczał, idąc przed siebie, cały czas w gotowości trzymając dłoń na klindze miecza.

Gdy ogromny wojownik parł dalej naprzód, Leliana już potwornie zmęczona przystanęła, by złapać oddech. Wtem jej niebieskie oczy spostrzegły czarną plamę prześwitującą spod cienkiej warstwy świeżego śniegu. Zaciekawiona podeszła do znaleziska, rozkopując je nogą. Uradowana widokiem spalonych kawałków drewna zerwała się do biegu.

– Sten! – Olbrzym, słysząc Lelianę, obrócił się za siebie. – Widziałam ich ognisko. Muszą być niedaleko! – zawołała uradowana kobieta.

Qunari rozciągnął usta w nikłym uśmiechu, przymykając oczy.

– Nadchodzimy, kaadan – wymruczał, ponawiając krok.


8 komentarzy:

  1. Bardzo dobry rozdział!!! Naprawdę, bardzo mi się podobał. I czy tylko mi się wydaje, czy między Lelianą a Stenem coś zaiskrzy :p?

    OdpowiedzUsuń
  2. czekałam, czekałam i się doczekałam :) i czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. 'Lewy bok zabolał' - A to nie był prawy bok? (już nie jestem pewna)

    Przyjaźń Alistaira i Strażniczki jest cudowna <3
    '– I jesteś – przerwał jej. – Jesteś najsilniejszą kobietą, jaką znam. Jednak siła to też umiejętność przyznania się do własnych słabości.' - no Alistair mnie za serducho ujął, jak zwykle zresztą. Chyba czas odpalić Origina, Inkwizycja już mi się znudziła :D

    'Ten, czując miły gest, zacisnął palce wokół kobiecej dłoni. Isabella spuściła głowę, rumieniąc się niczym mała dziewczynka. Ostatnio obecność Zevrana ją stresowała; zaczynała się jąkać, przejęzyczać i mylić. A gdy ich spojrzenia się krzyżowały, czym prędzej uciekała wzrokiem, na co elf reagował pobłażliwym uśmieszkiem.' - noooo, to jest takie naturalne. Tzn. myślę. że kobiety tak się zachowują właśnie (nie wszystkie oczywiście). Często są niedostępne, idą z facetem do łóżka tak o, bez znaczenia. Z czasem jednak niechęć zamienia się w coś innego, przyjazne uczucia, powoli człowiekowi zaczyna zależeć, a to może przyprawiać o rumieńce. Podoba mi się <3

    <3 <3 --> wyraża więcej niż tysiąc słów :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    może naprawdę istnieje ta wioska, ojć Morigan bardzo brutalnie obudziła Zevrana i Allistera
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń