Między Koronami
drzew świszczał wiatr, zaś niektóre gałęzie uginały się niebezpiecznie pod
grubą warstwą śniegu. Słońce, co większość dnia skrywało się za ciemnymi
chmurami, już dawno zaszło, ustępując miejsca księżycowi, którego co i rusz
przysłaniały zbłąkane obłoki. Granatowe niebo skrzyło się za sprawą tysięcy
gwiazd mieniących się niczym drobne diamenty.
Isabella stała
niedaleko skarpy, patrząc w przestrzeń nad sobą. Co pewien czas przymykała oczy
i zaciekała zęby pod natłokiem przygnębiających myśli.
– Mam dość –
wyszeptała do siebie.
Po chwili
potarła dłonie i przycisnęła je do twarzy, starając się ogrzać skostniale palce
ciepłym oddechem.
Gdzie okiem
nie sięgnąć, wszędzie leżał biały śnieg skutecznie utrudniający marsz w już i
tak ekstremalnych warunkach. Po całym dniu wędrówki drużyna musiała się
zatrzymać. Potrzebowali odpocząć. Podróż nocą była niebezpieczna. Z łatwością mogliby
się zgubić, czy zrobić sobie krzywdę.
Couslandówna
obróciła się za siebie, spoglądając na trójkę towarzyszy kucających przy małym
ognisku, które udało się rozpalić Morrigan. Byli wycieńczeni; widziała to w ich
oczach. Mieli dość zimna, ogłuszającego wiatru, śniegu wdzierającego się za
kołnierze i tej morderczej wędrówki górskim zboczem w poszukiwaniu tajemniczej
wioski.
Isabella
chciała jak najszybciej odnaleźć Azyl. Cały czas poganiała resztę, ci zaś
sprzeciwiali się, tłumacząc, że jeśli zbyt zwiększą tempo, Sten i Leliana nie
będą mogli ich odnaleźć.
Szlachcianka
wciągnęła powietrze, jednak po chwili pożałowała tak głębokiego wdechu. Lewy
bok zabolał, upominając, że nie należało go nadwyrężać. Kobieta, cicho klnąc
pod nosem, złapała się pod żebra i usiadła w śniegu, kuląc się przy tym lekko. Po
chwili usłyszała zbliżające się do niej kroki.
– Rana znowu
ci dokucza? – spytał Alistair, przystając obok przyjaciółki.
Z lekkim
uśmiechem na twarzy spojrzał na krajobraz ciągnący się poniżej. Nie kontrolując
tego, z jego piersi wyrwało się westchnienie wyrażające zachwyt nad otaczającą
ich przyrodą.
– Nie
przypominam sobie, bym skarżyła się na ból – odpowiedziała kobieta, patrząc w
górę na twarz templariusza.
Alistair,
czując wzrok Couslandówny na sobie, skrzyżował z nią spojrzenia. Uśmiechnął się
przy tym ciepło, widząc, jak w jej niebieskich oczach mimo bólu i niepewności
dało się spostrzec zadowolenie. Wiedział, że tak jak on była zmęczona. Jednak
on, gdy już nie dawał rady, potrafił się przyznać do słabości, odkładając dumę
na bok, zaś ona? Była kobietą, dla której duma była ważniejsza od życia.
– Nie musisz
udawać niezwyciężonej, Isabello. Każdy z nas już ledwo zipie. Jak tak dalej
pójdzie, to, jeśli nie padniemy ze zmęczenia, wykończy nas ta niska
temperatura. Jesteśmy tylko ludźmi.
– Zastanawiam
się, czy dobrze robimy, Alistairze.
Mężczyzna,
słysząc wahanie w głosie Strażniczki, przysiadł obok, unosząc wysoko brwi.
– Czyli co? –
spytał, nie bardzo wiedząc, co Isabella mogła mieć na myśli.
– To. Tułamy
się po górach jak banda głupców, goniąc za legendami i bajkami dla dzieci,
podczas gdy tam, za tymi drzewami, pomioty zapewne plądrują kolejne miasta i
wioski. – Isabella zawiesiła głowę. – Wiem, że jest zima i nie mieliśmy innego
wyjścia, jak zostać w Redcliffe, ale czy to w porządku? Obijamy się za ciepłymi
i bezpiecznymi murami, gdy tak naprawdę z zaciśniętymi zębami powinniśmy przeczesywać
każdy kilometr lasu Brecilian w poszukiwaniu elfów, by ostatni traktat trafił w
odpowiednie ręce, byśmy mogli ruszyć na wojnę… i ją wygrać – dokończyła
szeptem.
Alistair oparł
się na rękach, zanurzając dłonie w zimnym śniegu. Przymknął oczy, zastanawiając
się nad tym, co właśnie usłyszał. Kąciki jego wąskich ust drgały nieznacznie w
lekkim uśmiechu.
– Boisz się,
że gdy wrócimy do Redcliffe, nie będzie już o co walczyć? Że Ferelden upadnie w
ciągu tych paru tygodni? – Zaśmiał się nerwowo. – Dobrze, że się boisz; znaczy,
że ci zależy. Cieszę się z tego powodu.
– Jak to? –
spytała zmieszana.
– Wiesz,
czasem miałem wrażenie, że zostałaś Strażniczką nie dlatego, bo Duncan cię
zwerbował, a po to, że wyczułaś w tym okazję, by umrzeć. Straciłaś wszystko.
Nie miałaś gwarancji, że Fergus żyje; nie wiedziałaś, czy, stojąc twarzą w
twarz z Howem, dasz mu radę. Dlatego podjęłaś się rytuału Dołączenia. Gdy zmarł
Daveth, nie byłaś zaskoczona. Wyglądałaś, jakbyś czym prędzej chciała polec
obok niego, krztusząc się cuchnącą krwią. Jednak przeżyłaś i pochłonął cię wir
walki. Zawsze szarżowałaś niczym opętana, goniąc śmierć, która nieustannie ci
uciekała. – Alistair podkulił kolana, po czym objął je ramionami, ponawiając
wypowiedź: – Nie zależało ci na tym, by uratować Ferelden czy na zabijaniu
pomiotów. Zależało ci na tym, by któryś z tych potworów w końcu cię zabił.
Jednak później coś się zmieniło – mówiąc to, Alistair spojrzał na siedzącą obok
kobietę.
Isabella miała
zmarszczone brwi i lekko rozchylone, drżące usta. Zaś w jej oczach skrzyły się
łzy, które prędko otarła wierzchem dłoni. Odwróciła głowę w przeciwnym
kierunku, spoglądając na ciągnący się ciemny las.
– Gdy w
Honnleath zostałam ranna… gdy poczułam krew wpływającą do ust i niemożność
złapania oddechu… Nie bałam się o siebie, wpierw ostatkiem sił sprawdziłam, czy
wam nic się nie stało. A gdy traciłam przytomność, cała w środku krzyczałam, że
nie chcę umrzeć. Zapragnęłam walczyć i pokonać Plagę. Nie wiem, co się nagle
zmieniło. Może minęła żałoba po rodzinie lub dojrzałam do tego, by być Szarą
Strażniczką, a może po prostu doceniłam życie. To jest teraz nieważne,
ważniejsze jest to, czy to, co teraz robimy, nie okaże się fatalne w skutkach.
– Nie dowiemy
się, dopóki nie dokończymy zadania. Przez ten niecały rok bardzo się zmieniłaś,
Isabello – powiedział Alistair, wstając. – Dorosłaś, jednak nadal jesteś
egoistką i nie zawsze potrafię zrozumieć twoje zachowanie. Osobiście myślę, że
jesteś zbyt młoda, by dzierżyć miecz w wojnie.
– A ty może
jesteś stary – żachnęła się.
– Na pewno starszy
od ciebie – powiedziawszy to, szturchnął ją pięścią w ramię. – Postaraj się
czasem być bardziej ludzka, Isabello. Wrogom nie powinno się okazywać słabości,
a teraz nie jesteś nimi otoczona, tylko przyjaciółmi, którzy wiedzą, że jeszcze
niedawno walczyłaś o każdy oddech.
– Muszę być
silna…
– I jesteś –
przerwał jej. – Jesteś najsilniejszą kobietą, jaką znam. Jednak siła to też
umiejętność przyznania się do własnych słabości.
Isabella
pokręciła głową. Czuła się, jakby dostała kazanie od brata. Nie złościła się na
Alistaira. Potrzebowała go. Była mu wdzięczna, że to on w tej chwili stał obok,
a nie Zevran czy Morrigan.
– Pomożesz mi
wstać? – spytała cicho, wyciągając w kierunku templariusza prawą dłoń.
Ten tylko się
uśmiechnął i ochoczo ruszył z pomocą.
Morrigan
spacerowała to w jedną, to w drugą stronę, przyglądając się niebu, zaczynającemu
zabarwiać się kolorami poranka. Wschód słońca, który miała przyjemność
obserwować, zapierał dech w piersi. Kobieta objęła się ramionami, patrząc na
ptactwo, co w tamtej chwili wzbiło się do lotu i zaczęło zataczać kręgi nad
koronami drzew. Niechętnie oderwała wzrok od spektaklu odbywającego się na
niebie, podchodząc do towarzyszy drzemiących przy żarzącym się ognisku.
– Już świta,
powinniśmy ruszać dalej – powiedziała głośno.
Gdy nie
doczekała się odpowiedzi, kopnęła leżącego najbliżej elfa prosto w żebra. Ten,
skomląc i zawodząc niczym ranne zwierzę, zerwał się do siadu, masując obolałe
miejsce. Wiedźma uśmiechnęła się złośliwie, po czym to samo uczyniła nadal
śpiącemu Alistairowi.
Drużyna
ruszyła, a mężczyźni jeszcze długo rozcierali siniaki, podczas gdy Isabella
śmiała się do rozpuku. Wiedziała, że to, co zrobiła im Morrigan, nie było miłe
i przyjemne, ale widok ich min sprawiał, że nie mogła się opanować.
– Bardzo
śmieszne, Isabello – warknął Zevran, widząc, jak idąca obok niego kobieta znów
nie potrafiła powstrzymać uśmieszku.
– Wybacz, ale
naprawdę, gdybyś widział wasze twarze… – powiedziała przepraszająco, lekko dotykając
jego ręki.
Ten, czując
miły gest, zacisnął palce wokół kobiecej dłoni. Isabella spuściła głowę,
rumieniąc się niczym mała dziewczynka. Ostatnio obecność Zevrana ją stresowała;
zaczynała się jąkać, przejęzyczać i mylić. A gdy ich spojrzenia się krzyżowały,
czym prędzej uciekała wzrokiem, na co elf reagował pobłażliwym uśmieszkiem.
Nie mogąc
dłużej znieść bliskości skrytobójcy, szlachcianka wyrwała dłoń z uścisku, przygarniając
ją do piersi.
– Ja, umm… to
krępuje mi ruchy – powiedziała, tłumacząc się.
– A czy ja coś
mówię? – spytał rozbawiony Zevran.
– Isabello! –
Alistair idący parę metrów przed flirtującą dwójką zawołał liderkę, machając
przy tym ręką.
Strażniczka,
słysząc nawoływania, zostawiła elfa, zmierzając wprost do przyjaciela. Przejęta
zapytała:
– Co się
stało?
Templariusz
tylko wskazał na rozwidlenie drogi.
– Cholera
jasna – zaklęła pod nosem. – Gdzie Morrigan? – dodała Isabella, nie widząc
nigdzie czarodziejki.
– Poszła
sprawdzić drogę po lewej. Zaraz powinna wrócić – wytłumaczył.
– Mieliśmy się
nie rozdzielać – powiedziała ostro. – Dobrze, poczekamy na nią i zadecydujemy,
co później. Senniva mówiła, że na pierwszym rozwidleniu trzeba skręcić w prawo.
– A Sten i
Leliana? – spytał Zevran, który właśnie dołączył do Strażników. – Jeśli dobrze
kalkuluję, to gdybyśmy się tu zatrzymali, jutro w południe nas dogonią.
– O ile nie
idzie z nimi Wynne, wtedy ich marsz wydłuży się o kolejny dzień – powiedział
Strażnik.
Isabella
pokręciła głową.
– Wynne
została w Redcliffe.
– Skąd możesz
mieć pewność? – spytał Alistair, krzyżując ręce. – Mogła zrobić to, co uważała
za stosowne. Może jest staruszką, ale sił do walki jej nie brakuje.
– Zapominasz o
jednym, Alistairze. W Redcliffe został Rufus. Wątpię, by Wynne skazała cały
zamek na jego towarzystwo. Nawet naczelnik tamtejszej psiarni był przerażony
ogarem Isabelli – odparł Zevran
– Tak, wiem. Jednak uważam, że Wynne…
Podczas, gdy
mężczyźni wymieniali się kolejnymi spekulacjami, Isabella spojrzała w niebo.
Rozglądała się wokół, gdy nagle jej wzrok przykuł ciemny snop rozpraszający się
w powietrzu. Zaciekawiona zwęziła oczy, próbując odgadnąć, co to mogło być.
Była niemal pewna, że to dym. Po chwili do niej dotarło, iż właśnie w tamtym
kierunku musieli się udać.
– Spójrzcie –
powiedziała, pokazując palcem niebo.
Zevran i
Alistair lekko niezadowoleni, iż przerwano im burzliwa konwersację, posłusznie
spojrzeli we wskazanym kierunku.
– Dym? –
spytał niepewnie templariusz.
– Też mi się
tak wydaje. Może rzeczywiści ta cała wioska Azyl istnieje. – Wzruszył ramionami
elf.
– I tak nie
możemy ruszyć dalej. Musimy poczekać, aż wróci Morrigan i dołączy do nas
reszta. Nie mamy pewności, czy Senniva zdradziła im drogę.
Sten i
rudowłosa łuczniczka szli przed siebie, nie zatrzymując się na żadne postoje.
Czym prędzej chcieli dogonić towarzyszy. Wędrówka tej dwójki była nużąca.
Leliana nie wiedziała, o czym miała rozmawiać z potężnym qunari, więc plotła to,
co jej ślina na język przyniosła. Nieraz Sten zaciekawiony zadanym przez
kobietę pytaniem odpowiadał. Jednak po tym znów milczał, idąc przed siebie,
cały czas w gotowości trzymając dłoń na klindze miecza.
Gdy ogromny
wojownik parł dalej naprzód, Leliana już potwornie zmęczona przystanęła, by
złapać oddech. Wtem jej niebieskie oczy spostrzegły czarną plamę prześwitującą
spod cienkiej warstwy świeżego śniegu. Zaciekawiona podeszła do znaleziska,
rozkopując je nogą. Uradowana widokiem spalonych kawałków drewna zerwała się do
biegu.
– Sten! –
Olbrzym, słysząc Lelianę, obrócił się za siebie. – Widziałam ich ognisko. Muszą
być niedaleko! – zawołała uradowana kobieta.
Qunari
rozciągnął usta w nikłym uśmiechu, przymykając oczy.
– Nadchodzimy,
kaadan – wymruczał, ponawiając krok.
Bardzo dobry rozdział!!! Naprawdę, bardzo mi się podobał. I czy tylko mi się wydaje, czy między Lelianą a Stenem coś zaiskrzy :p?
OdpowiedzUsuńNieee to by było zbyt hardcorowe xD
UsuńCiekawe by to było :). Ja chętnie przeczytałabym takie coś xD
UsuńMoże miniaturka :)
UsuńMoże :D
Usuńczekałam, czekałam i się doczekałam :) i czekam na więcej :D
OdpowiedzUsuń'Lewy bok zabolał' - A to nie był prawy bok? (już nie jestem pewna)
OdpowiedzUsuńPrzyjaźń Alistaira i Strażniczki jest cudowna <3
'– I jesteś – przerwał jej. – Jesteś najsilniejszą kobietą, jaką znam. Jednak siła to też umiejętność przyznania się do własnych słabości.' - no Alistair mnie za serducho ujął, jak zwykle zresztą. Chyba czas odpalić Origina, Inkwizycja już mi się znudziła :D
'Ten, czując miły gest, zacisnął palce wokół kobiecej dłoni. Isabella spuściła głowę, rumieniąc się niczym mała dziewczynka. Ostatnio obecność Zevrana ją stresowała; zaczynała się jąkać, przejęzyczać i mylić. A gdy ich spojrzenia się krzyżowały, czym prędzej uciekała wzrokiem, na co elf reagował pobłażliwym uśmieszkiem.' - noooo, to jest takie naturalne. Tzn. myślę. że kobiety tak się zachowują właśnie (nie wszystkie oczywiście). Często są niedostępne, idą z facetem do łóżka tak o, bez znaczenia. Z czasem jednak niechęć zamienia się w coś innego, przyjazne uczucia, powoli człowiekowi zaczyna zależeć, a to może przyprawiać o rumieńce. Podoba mi się <3
<3 <3 --> wyraża więcej niż tysiąc słów :D
Hej,
OdpowiedzUsuńmoże naprawdę istnieje ta wioska, ojć Morigan bardzo brutalnie obudziła Zevrana i Allistera
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia