Orzammar. Potężne królestwo
krasnoludów, dumnej i silnej nacji, która znana jest ze swojej silnej woli
walki oraz swych wyrobów. Od koronacji Bhelena minęło już siedemnaście lat. W
Orzammarze panuje pokój. Pomimo paru zamachów stanu zorganizowanych przez
popleczników Harrowmonta życie w królestwie toczy się swoim naturalnym rytmem.
Legion Umarłych niezmiennie, jak przed wiekami, strzeże Okopów Umarłych przed pomiotami. Odkąd
Plaga dobiegła końca, ataki tych istot zdarzają się bardzo rzadko. Jednakże, by
nie dopuścić do jakiejkolwiek tragedii, król
Aeducan nadal zachowuje czujność.
Gdy
wszystko wokół zdawało się układać fantastycznie, w głębi królewskiego pałacu
wrzało od ciągłych sporów władcy ze swym jedynym synem, Barvertem.
Marzeniem Bhelena było, by jego
szesnastoletni potomek został najpotężniejszym wojownikiem, któremu nie
straszny byłby żaden przeciwnik.
By nie zawahał się przed niczym. Czy to przed pomiotem w dalekich krańcach Głębokich
Ścieżek, czy to na Arenie Prób, stawiając czoło najwyśmienitszym wojownikom,
jakich widzieli Przodkowie. Niestety Bhelen patrzył, jak jego pierworodny
włóczy się po Kurzowisku, wśród brudów i odpadków, starając się pomóc Bezkastowcom.
Duży wpływ na
zachowanie chłopaka mogła mieć matka, Rika z domu Brosca. Czerwonowłosa
krasnoludka, bardzo niezwykłej urody kobieta. Pochodziła z biednej rodziny
kurzalców. Jej brat stał się częścią Kartelu. Odkąd Bohater Fereldenu kilkanaście
lat temu rozprawił się z niejaką Jarvią, starszy Brosca przejął kontrolę nad
światkiem podziemia.
Rika zawsze chciała się wyrwać z
tego życia. Miała już dość wiecznie pijanej matki oraz brata szukającego na
siłę bogatego szlachcica po to, by mogła zarobić na utrzymanie rodziny.
Szczęśliwy traf chciał, że zwrócił uwagę jeszcze młodego Bhelena na
płomiennowłosą piękność skalaną tatuażem. Nie przeszkadzało mu to. Gdy się
poznali, okazała się być bardzo stanowczą i inteligentną kobietą z ogromnym
temperamentem. Po krótkim czasie zaprosił ją do komnat pałacowych. Już po paru
miesiącach powiła mu syna. Maluch odziedziczył urodę po matce, natomiast
upartość i twardość charakteru po ojcu.
Kiedy chłopiec
miał niecały rok, Bhelen zasiadł na tronie. Od tamtej chwili Barvert stał się
księciem z racji tego, że nie posiadał rodzeństwa z prawowitego związku. Jednak
staremu Aeducanowi to nie przeszkadzało. Nadal pamiętał, co się stało z jego
braćmi. W szale wściekłości i walki o władzę skoczyli sobie do gardeł. Ze
skutkiem tragicznym, najstarszy z nich został zamordowany, zaś rok starszego od
Bhelena brata wygnano na Głębokie Ścieżki za ten czyn, by tam sczezł lub zginął,
walcząc z pomiotami. Bhelen nie chciał takiego losu dla swojego syna. Miał już
dość intryg. Tylko jak może zostać królem młodzieniec, który z ledwością trzyma
miecz w rękach?
– Nad czym
rozmyślasz, mój drogi? – spytała Rika swojego ukochanego.
Ten tylko potarł
rękami twarz. Oparł łokcie o stół i spojrzał na kobietę pełnym czułości wzrokiem.
– O naszym synu.
Kiedyś zasiądzie w wielkiej sali na tronie moich i jego Przodków. – Król pokręcił
głową. – Co to za władca, skoro nawet nie potrafi udźwignąć ostrza?
Krasnoludka patrzyła spokojnie na swojego wybranka; doskonale
rozumiała Bhelena. Jednak z drugiej strony była też matką. Kochała swego pierworodnego najmocniej na świecie,
więc jeśli ten, zamiast przebywać w pałacowych komnatach, wolał się włóczyć po Kurzowisku
i pomagać ubogim oraz bezkastowcom, była z niego dumna.
– Barvert ma
dopiero szesnaście lat, ty sam jesteś jeszcze młody. Pozwól chłopakowi być
dzieckiem, nie każ mu zbyt szybko dorastać. Sam młodo zasiadłeś na tronie,
dobrze wiesz, jaka to odpowiedzialność. – Kobieta wstała od stołu, szurając ze
wściekłości krzesłem.
– Rika! – Na
próżno próbował zawrócić ukochaną.
Miała temperament,
nie da się ukryć.
W Kurzowisku dzieci beztrosko
biegały za bryłkowcami. Matki rozwieszały pranie na sznurach rozpiętych między ubogimi domami. Tu w niższych sferach było ciasno i brudno, mimo to
większość ludu starała się żyć z dnia
na dzień. Tu nie miały władzy pieniądze, bo nigdy ich nie było. Życie toczyło się inaczej.
Barvert stał oparty o dom rodzinny
swej matki. Często odwiedzał babcię, która uciekła z pałacu, nie mogąc
wytrzymać wszechobecnej kultury dworskiej. Młody Aeducan miał czerwone włosy
zaplecione w warkoczyki, które kontrastowały z mahoniowym kolorem tęczówek.
Jego oczy były znakiem rozpoznawczym, do jakiego tak naprawdę rodu należał,
oraz czyim był potomkiem. Od niepamiętnych czasów Aeducanowie posiadali oczy w
szlachetnych odcieniach miodu, mahoniu oraz złota.
Szesnastolatek był
dumny z ojca, jak i dumny ze swych korzeni. Nie ujmowało mu to na honorze, iż
jego matka pochodziła z Kurzowiska. Bolało go jednak to, że ojciec zabraniał mu
tu przychodzić. Tu też miał
rodzinę: babcię, wuja oraz kuzynów. Mieszkała tu jeszcze jedna osoba, dla
której przychodził w to miejsce – nosiła imię Tatiana.
Była to
dziewczyna jego marzeń. Włosy długie do pasa w kolorze rdzy. W tym samym wieku,
co młody książę. Miała duże zielone oczy, zawsze pociągnięte błękitnym cieniem,
co dawało fikuśne połączenie. Jej twarz promieniała. Nie posiadała tatuażu
bezkastowca, już od dawna nie praktykowało się tego zwyczaju. Bhelen zakazał.
Pewnie przez wzgląd na Rikę.
– Uważaj, bo się
zakochasz, kuzynie. – Yarrak szturchnął krewniaka w bok.
– Zamknij się.
Myślałem, że szwendasz się po dzielnicy kupców. Wiesz, że jak cię znowu
przyłapią na kradzieży, to ojciec ci przetrzepie skórę. – Barvert spojrzał na
swojego rosłego kuzyna.
Yarrak, tak jak
on, miał czerwone włosy, jednakże oczy były jak dwa okrągłe węgielki.
– Mój ojciec od
wielu dni nie pokazuje się w domu, a co za tym idzie, to na mnie spadł
obowiązek opieki nad babcią. – Czarnooki krasnolud był najstarszym synem Gorera
Brosci.
Jego młodsze rodzeństwo,
dwie siostry, zostały wydane za mąż dwójce szlachciców, by rodzic im synów.
Yarrak już od dawna nie widział dziewcząt. Pomimo że miały po dwadzieścia parę
lat, nadal uważał za swój obowiązek chronić młodsze siostrzyczki. Gdy tylko
pomyślał o tym, kiedy ojciec pewnego dnia oznajmił, że Orrila i Merat zostały
wydane, automatycznie zaciskał pięści.
– Mój niestety cały
czas przebywa w Pałacu. Nie daje mi spokoju. Ciągle mnie wysyła na Arenę, bym
brał udział w treningach.
– Jak dla mnie – Yarrak
objął kuzyna ramieniem – powinieneś umieć walczyć. Teraz mamy spokojne czasy, a
co się stanie, kiedy pomioty urosną w siłę? Twój ojciec będzie cię wtedy
potrzebować.
Barvert zepchnął
ramię krewniaka ze swych barków.
– Może i tak. Ja
bynajmniej obecnie nie mam zamiaru się babrać we krwi. – Zerknął w stronę
Tatiany. –
Krew odstrasza niewiasty.
Rosły krasnolud
zaśmiał się donośnie. – O ile, mój drogi Barvercie, nie odstraszy ich twój
status społeczny, ale życzę powodzenia. – Puścił mu oko, po czym zostawił kuzyna
samego.
***
– Gdzieś ty był!?
– Rozwścieczony
ojciec już od progu zmierzał w kierunku czerwonowłosego młodzieńca.
Barvet tylko założył ręce na piersi, dumnie
unosząc głowę.
– Moja sprawa, dokąd
chodzę – odparł.
– Na Kamień,
synu! Kiedy w końcu zrozumiesz, że twoje miejsce jako mojego dziedzica jest u
mego boku, tu, na zamku?!
– A kiedy ty
zrozumiesz, ojcze, że są ważniejsze sprawy, niż tylko wygrzewanie tyłka na
tronie, podczas gdy twoi poddani przymierają głodem, a rodzina twojej kobiety
jest na skraju śmierci głodowej?!
Bhelen stał
oniemiały. Syn jeszcze nigdy się tak nie uniósł.
– Co tu się
dzieje?! – Do holu wkroczyła dostojnym krokiem Rika.
Swoje długie
włosy upięła w staranny i ciasny kok. Odziana w zieloną suknię prezentowała
się jak prawdziwa królowa. Gdyby nie znak widniejący na jej prawym policzku,
mogłaby za nią uchodzić.
Młody szlachcic
wyminął ojca oraz stojącą w drzwiach rodzicielkę. Czym prędzej skierował się do
swoich komnat, z zamiarem zaryglowania się w nich i nie wychodzenia do dnia
następnego.
– Może ty z nim
porozmawiasz? – spytał zrezygnowany król, podchodząc do kobiety. – Ja nie
potrafię dotrzeć do tego chłopaka.
Rika przyglądała
się uważnie mężczyźnie, który dał życie jej synowi.
– Naskoczył na
mnie, że nie interesują mnie sprawy kurzalców. Wyobrażasz to sobie? A co ja
mogę zrobić? Nie posiadam takiej władzy, by dać im wszystko. O tym wszak decydują
deszirowie. – Bhelen złapał krasnoludkę za rękę. – Nie mam takiej władzy –
wyszeptał. – Dobrze wiesz, że chciałbym, by twoi pobratymcy mieli lepiej.
Rika pocałowała
krasnoluda w policzek.
– Wiem, mój
drogi. Może już czas, by i nasz syn się tego dowiedział? Daj mu chwilę, sam się
przekona, że chcesz jak najlepiej dla niego i dla nas wszystkich. A teraz
chodź. Już późno. Powinieneś wypocząć. Jutro masz zebranie z sekretarzami.
Minął rok.
Barvert
potajemnie spotykał się z Tatianą, by uśpić czujność ojca, wykonywał jego
polecenia bez mrugnięcia oka. Bhelena przepełniała duma. Jego syn zaczął
uczęszczać na treningi, na których okazał się najlepszym wojownikiem. Rika
zadowolona krążyła po pałacu. Z jej twarzy nie schodził uśmiech.
– No, synu. –
Bhelen nalał sobie obfity puchar wina. – Mam dla ciebie niespodziankę.
Barvert spojrzał
niepewnie na ojca znad swojego
talerza wypełnionego pieczenią z bryłkowca. Niespodzianki króla nie zawsze odpowiadały jego
gustom i tym razem miał przeczucie, iż ta nie będzie inna.
– Znalazłem ci
świetną partię. Jest to córka mojego przyjaciela, jednego z deszirów.
Chłopak zaczął
kasłać. Prawie udławił się kawałkiem mięsa, kiedy to usłyszał. On miał niby
poślubić jakaś szlachciankę? Nie, nie było
mowy!
– Ojcze, z całym
szacunkiem, ale nie mam zamiaru się ustatkowywać. – Barvert w tym momencie
pragnął jak najszybciej się wymigać od pomysłu króla.
Przecież był z Tatianą,
kochał ją. Nie ożeni się z pierwszą lepszą panną tylko dlatego, że dobra z niej
partia.
– Nie bądź
śmieszny, jesteś w stosownym wieku. Poza tym mam tylko ciebie. Jedynego
potomka, chciałbym, byś założył swoją rodzinę i tak jak ja cieszył się z
własnych dzieci. – Stary Aeducan nie dawał za wygraną.
– Oszalałeś! – Młodzieniec
pokręcił głową z niedowierzaniem. – Od roku robię wszystko, o co mnie
poprosisz, bez najmniejszego sprzeciwu. Pozwól mi chociaż samemu decydować, kogo
poślubię.
– Mówisz tak, jakbyś
miał kogoś na oku. – Bhelen
posłał mu zawadiacki uśmiech. –
No, synu. Gadaj. Kim jest ta szczęściara? Hm? Z jakiego rodu? – Król wyraźnie
uradowany zacierał ręce.
– To jeszcze nic
pewnego, ojcze. Nie ekscytuj się tak. – Chłopak wstał od stołu. – I na pewno
nie wyjdę za jakąś wysoko urodzoną, rozkapryszoną pannice, którą akurat ty mi
raczyłeś wybrać.
– Mówisz poważnie? – Zielonooka
dziewczyna patrzyła wprost na swojego kochanka. – Przecież my będziemy mieć... –
Pogłaskała się po zaokrąglonym już brzuchu.
– Wiem, Tatiano.
Mówię ci, on oszalał. Jak mógłbym kogokolwiek poślubić, skoro nosisz
moje dziecko? – Chłopak kręcił się po izbie domu swojej przyjaciółki.
O ile można
nazwać przyjaźnią regularne sypianie ze sobą oraz planowanie przyszłości.
– Szlag by to...
– Uspokój się.
Barvert, przestań w końcu dreptać w kółko!
Krasnolud opadł
na krzesło.
– On na to nigdy
nie pozwoli. Każe mi się ożenić, a ty najwyżej będziesz mogła mieszkać w pałacu
jako moja konkubina, o ile oczywiście powijesz syna. – Chłopak mówił
najwyraźniej do siebie. – Nie pozwolę mu na to, nie! Powiem mu! Powiem o nas i
o dziecku. Będzie musiał to zaakceptować! Przecież sam wziął sobie kobietę z
Kurzowiska. – Niczym w amoku wstał i wybiegł, zostawiając dziewczynę w domu.
Rozległo się pukanie do potężnych,
rzeźbionych drzwi prowadzących wprost do gabinetu króla Orzammaru.
– Proszę. – Usłyszał
przytłumiony przez skałę głos.
– To ja, ojcze. –
Barvert wszedł do komnaty, zamykając za sobą wrota. – Muszę… muszę ci coś
powiedzieć.
Bhelen uważnie
przyglądał się synowi. Był strasznie blady i zziajany, jakby przebiegł ogromny
dystans.
– Słucham więc.
Chłopak zwrócił
twarz w stronę rodzica. Ten zaintrygowany wstał i podszedł do karafki z winem.
Nalał sobie kielich, po czym oparł się o szafkę, zwrócony twarzą do Barverta.
– Ojcze. Ja mam
kogoś. I chciałbym, byś zaakceptował ten fakt. Jednakże ślubu nie będzie.
Stary Aeducan
stał ze zdziwioną miną.
– Jak to nie
będzie? Co masz na myśli? Mówże jaśniej. – Zaczynając coś podejrzewać, upił łyk,
by się uspokoić.
– Prawo nam zabrania.
Ona jest...
– Kurzalcem?! Po
moim trupie! Nie pozwolę na to! Nie zgadzam się! – Bhelen rzucił żelaznym
kielichem w syna, ten jednak w porę się uchylił.
– Dlaczego?!
Przecież ty i matka jakoś dajecie radę! Żyjecie razem! Mieszkacie razem! A ja
co? Już nie mam takiego prawa?!
– Ty nie masz
pojęcia o niczym, mój drogi. Moja decyzja jest ostateczna. – Bhelen odwrócił
się plecami do syna, chcąc z powrotem zasiąść za biurkiem, dając tym samym do
zrozumienia, że zakończyli rozmowę.
– Ona jest
brzemienna.
Zapiekło. Barvert
jeszcze nigdy nie został uderzony przez ojca. Bolało. Nie twarz, bolała jego
duma oraz nadszarpnięty honor.
– Wynoś się!
Zejdź mi z oczu! Natychmiast! – Bhelen stracił nad sobą panowanie.
Pchnął syna na
drzwi. Ten, nie pozostając ojcu dłużnym, odwzajemnił atak.
– Najpierw mi
wyjaśnisz, czym Tatiana różni się od matki!
– Powiedziałem
ci, że masz się wynosić! Mój syn, mój własny syn tak mnie upokorzył!
Nie mógł już tego
dłużej znieść, rzucił się z pięściami na ojca. Bhelen w przypływie emocji wyciągnął
miecz z pochwy. Barverta nawet nie wzruszył ten widok pomimo tego, iż sam był
nieuzbrojony. Ruszył w kierunku ojca. Jednak zanim ten wykonał zamach, chłopak
zdążył go zablokować. Bhelen wydał z siebie zduszony krzyk, osuwając się na
ziemię. Ostrze wbiło się w bok króla. Chłopak zaskoczony zamarł.
Nagle drzwi się
otworzyły i do środka wbiegła Rika.
– Co to za krzyki?!
Znowu się kłócicie? – Rozejrzała się po komnacie.
Gdy spostrzegła
swojego ukochanego leżącego w kałuży krwi, spojrzała na syna trzymającego
zakrwawiony miecz.
– Coś ty uczynił?
– wydusiła przez ściśnięte gardło. – Jak mogłeś?! Jak?!
Barvert wybiegł
za drzwi. Chciał uciec od tego wszystkiego. Właśnie zabił ojca. Zabił ojca.
Zabił! Te słowa dźwięczały mu w głowie, rozrywając czaszkę. Nie wiedząc, co ma
uczynić, skierował się wprost do wrót prowadzących na Głębokie Ścieżki.
– Stać, kto
idzie?! – spytał jeden z dwóch strażników pilnujących wejścia.
– Książę Aeducan.
Żołnierze rozstąpili się, dając przejść
młodzieńcowi.
– Otworzyć bramy!
Po przeczytaniu o tym, że akcja dzieje się w Orzamarze to myślałam, że będzie o Oghrenie. A tutaj taka miła niespodzianka. Bardzo ciekawy pomysł i szkoda, że to tylko one-shot, bo byłaby z tego interesująca historia. Szkoda również, że skończyło się tak tragicznie.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetny pomysł z tymi wszystkimi one-shotami, małymi przerywnikami w głównej historii. I aby było ich więcej. Jednak najbardziej to ja czekam na kontynuację głównego wątku. ;)
Ależ historia! Bhelen nie był moim ulubieńcem, ba, raczej mnie wkurzał (grając krasnoludem nawet go poparłam,a ten niewdzięcznik i tak wkopał mnie w zabójstwo brata). Okazał się jednak dobrym królem, na pewno lepszym niż Harrowmont, czy jak to się pisze.
OdpowiedzUsuńSwietnie to sobie odmyśliłaś :D