Sword

17 października 2013

Niepokorny

            Orzammar. Potężne królestwo krasnoludów, dumnej i silnej nacji, która znana jest ze swojej silnej woli walki oraz swych wyrobów. Od koronacji Bhelena minęło już siedemnaście lat. W Orzammarze panuje pokój. Pomimo paru zamachów stanu zorganizowanych przez popleczników Harrowmonta życie w królestwie toczy się swoim naturalnym rytmem. Legion Umarłych niezmiennie, jak przed wiekami,  strzeże Okopów Umarłych przed pomiotami. Odkąd Plaga dobiegła końca, ataki tych istot zdarzają się bardzo rzadko. Jednakże, by nie dopuścić do jakiejkolwiek tragedii, król Aeducan nadal zachowuje czujność.

            Gdy wszystko wokół zdawało się układać fantastycznie, w głębi królewskiego pałacu wrzało od ciągłych sporów władcy ze swym jedynym synem, Barvertem. Marzeniem Bhelena było, by jego szesnastoletni potomek został najpotężniejszym wojownikiem, któremu nie straszny byłby żaden przeciwnik. By nie zawahał się przed niczym. Czy to przed pomiotem w dalekich krańcach Głębokich Ścieżek, czy to na Arenie Prób, stawiając czoło najwyśmienitszym wojownikom, jakich widzieli Przodkowie. Niestety Bhelen patrzył, jak jego pierworodny włóczy się po Kurzowisku, wśród brudów i odpadków, starając się pomóc Bezkastowcom.
Duży wpływ na zachowanie chłopaka mogła mieć matka, Rika z domu Brosca. Czerwonowłosa krasnoludka, bardzo niezwykłej urody kobieta. Pochodziła z biednej rodziny kurzalców. Jej brat stał się częścią Kartelu. Odkąd Bohater Fereldenu kilkanaście lat temu rozprawił się z niejaką Jarvią, starszy Brosca przejął kontrolę nad światkiem podziemia.
            Rika zawsze chciała się wyrwać z tego życia. Miała już dość wiecznie pijanej matki oraz brata szukającego na siłę bogatego szlachcica po to, by mogła zarobić na utrzymanie rodziny. Szczęśliwy traf chciał, że zwrócił uwagę jeszcze młodego Bhelena na płomiennowłosą piękność skalaną tatuażem. Nie przeszkadzało mu to. Gdy się poznali, okazała się być bardzo stanowczą i inteligentną kobietą z ogromnym temperamentem. Po krótkim czasie zaprosił ją do komnat pałacowych. Już po paru miesiącach powiła mu syna. Maluch odziedziczył urodę po matce, natomiast upartość i twardość charakteru po ojcu.
Kiedy chłopiec miał niecały rok, Bhelen zasiadł na tronie. Od tamtej chwili Barvert stał się księciem z racji tego, że nie posiadał rodzeństwa z prawowitego związku. Jednak staremu Aeducanowi to nie przeszkadzało. Nadal pamiętał, co się stało z jego braćmi. W szale wściekłości i walki o władzę skoczyli sobie do gardeł. Ze skutkiem tragicznym, najstarszy z nich został zamordowany, zaś rok starszego od Bhelena brata wygnano na Głębokie Ścieżki za ten czyn, by tam sczezł lub zginął, walcząc z pomiotami. Bhelen nie chciał takiego losu dla swojego syna. Miał już dość intryg. Tylko jak może zostać królem młodzieniec, który z ledwością trzyma miecz w rękach?
– Nad czym rozmyślasz, mój drogi? – spytała Rika swojego ukochanego.
Ten tylko potarł rękami twarz. Oparł łokcie o stół i spojrzał na kobietę pełnym czułości wzrokiem.
– O naszym synu. Kiedyś zasiądzie w wielkiej sali na tronie moich i jego Przodków. – Król pokręcił głową. – Co to za władca, skoro nawet nie potrafi udźwignąć ostrza?
Krasnoludka patrzyła spokojnie na swojego wybranka; doskonale rozumiała Bhelena. Jednak z drugiej strony była też matką. Kochała swego pierworodnego najmocniej na świecie, więc jeśli ten, zamiast przebywać w pałacowych komnatach, wolał się włóczyć po Kurzowisku i pomagać ubogim oraz bezkastowcom, była z niego dumna.
– Barvert ma dopiero szesnaście lat, ty sam jesteś jeszcze młody. Pozwól chłopakowi być dzieckiem, nie każ mu zbyt szybko dorastać. Sam młodo zasiadłeś na tronie, dobrze wiesz, jaka to odpowiedzialność. – Kobieta wstała od stołu, szurając ze wściekłości krzesłem.
– Rika! – Na próżno próbował zawrócić ukochaną.
Miała temperament, nie da się ukryć.

            W Kurzowisku dzieci beztrosko biegały za bryłkowcami. Matki rozwieszały pranie na sznurach rozpiętych między ubogimi domami. Tu w niższych sferach było ciasno i brudno, mimo to większość ludu starała się żyć z dnia na dzień. Tu nie miały władzy pieniądze, bo nigdy ich nie było. Życie toczyło się inaczej.
            Barvert stał oparty o dom rodzinny swej matki. Często odwiedzał babcię, która uciekła z pałacu, nie mogąc wytrzymać wszechobecnej kultury dworskiej. Młody Aeducan miał czerwone włosy zaplecione w warkoczyki, które kontrastowały z mahoniowym kolorem tęczówek. Jego oczy były znakiem rozpoznawczym, do jakiego tak naprawdę rodu należał, oraz czyim był potomkiem. Od niepamiętnych czasów Aeducanowie posiadali oczy w szlachetnych odcieniach miodu, mahoniu oraz złota.
Szesnastolatek był dumny z ojca, jak i dumny ze swych korzeni. Nie ujmowało mu to na honorze, iż jego matka pochodziła z Kurzowiska. Bolało go jednak to, że ojciec zabraniał mu tu przychodzić. Tu też miał rodzinę: babcię, wuja oraz kuzynów. Mieszkała tu jeszcze jedna osoba, dla której przychodził w to miejsce – nosiła imię Tatiana.
Była to dziewczyna jego marzeń. Włosy długie do pasa w kolorze rdzy. W tym samym wieku, co młody książę. Miała duże zielone oczy, zawsze pociągnięte błękitnym cieniem, co dawało fikuśne połączenie. Jej twarz promieniała. Nie posiadała tatuażu bezkastowca, już od dawna nie praktykowało się tego zwyczaju. Bhelen zakazał. Pewnie przez wzgląd na Rikę.
– Uważaj, bo się zakochasz, kuzynie. – Yarrak szturchnął krewniaka w bok.
– Zamknij się. Myślałem, że szwendasz się po dzielnicy kupców. Wiesz, że jak cię znowu przyłapią na kradzieży, to ojciec ci przetrzepie skórę. – Barvert spojrzał na swojego rosłego kuzyna.
Yarrak, tak jak on, miał czerwone włosy, jednakże oczy były jak dwa okrągłe węgielki.
– Mój ojciec od wielu dni nie pokazuje się w domu, a co za tym idzie, to na mnie spadł obowiązek opieki nad babcią. – Czarnooki krasnolud był najstarszym synem Gorera Brosci.
Jego młodsze rodzeństwo, dwie siostry, zostały wydane za mąż dwójce szlachciców, by rodzic im synów. Yarrak już od dawna nie widział dziewcząt. Pomimo że miały po dwadzieścia parę lat, nadal uważał za swój obowiązek chronić młodsze siostrzyczki. Gdy tylko pomyślał o tym, kiedy ojciec pewnego dnia oznajmił, że Orrila i Merat zostały wydane, automatycznie zaciskał pięści.
– Mój niestety cały czas przebywa w Pałacu. Nie daje mi spokoju. Ciągle mnie wysyła na Arenę, bym brał udział w treningach.
– Jak dla mnie – Yarrak objął kuzyna ramieniem – powinieneś umieć walczyć. Teraz mamy spokojne czasy, a co się stanie, kiedy pomioty urosną w siłę? Twój ojciec będzie cię wtedy potrzebować.
Barvert zepchnął ramię krewniaka ze swych barków.
– Może i tak. Ja bynajmniej obecnie nie mam zamiaru się babrać we krwi. – Zerknął w stronę Tatiany. – Krew odstrasza niewiasty.
Rosły krasnolud zaśmiał się donośnie. – O ile, mój drogi Barvercie, nie odstraszy ich twój status społeczny, ale życzę powodzenia. – Puścił mu oko, po czym zostawił kuzyna samego.

***

– Gdzieś ty był!? – Rozwścieczony ojciec już od progu zmierzał w kierunku czerwonowłosego młodzieńca.
 Barvet tylko założył ręce na piersi, dumnie unosząc głowę.
– Moja sprawa, dokąd chodzę – odparł.
– Na Kamień, synu! Kiedy w końcu zrozumiesz, że twoje miejsce jako mojego dziedzica jest u mego boku, tu, na zamku?!
– A kiedy ty zrozumiesz, ojcze, że są ważniejsze sprawy, niż tylko wygrzewanie tyłka na tronie, podczas gdy twoi poddani przymierają głodem, a rodzina twojej kobiety jest na skraju śmierci głodowej?!
Bhelen stał oniemiały. Syn jeszcze nigdy się tak nie uniósł.
– Co tu się dzieje?! – Do holu wkroczyła dostojnym krokiem Rika.
Swoje długie włosy upięła w staranny i ciasny kok. Odziana w zieloną suknię prezentowała się jak prawdziwa królowa. Gdyby nie znak widniejący na jej prawym policzku, mogłaby za nią uchodzić.
Młody szlachcic wyminął ojca oraz stojącą w drzwiach rodzicielkę. Czym prędzej skierował się do swoich komnat, z zamiarem zaryglowania się w nich i nie wychodzenia do dnia następnego.
– Może ty z nim porozmawiasz? – spytał zrezygnowany król, podchodząc do kobiety. – Ja nie potrafię dotrzeć do tego chłopaka.
Rika przyglądała się uważnie mężczyźnie, który dał życie jej synowi.
– Naskoczył na mnie, że nie interesują mnie sprawy kurzalców. Wyobrażasz to sobie? A co ja mogę zrobić? Nie posiadam takiej władzy, by dać im wszystko. O tym wszak decydują deszirowie. – Bhelen złapał krasnoludkę za rękę. – Nie mam takiej władzy – wyszeptał. – Dobrze wiesz, że chciałbym, by twoi pobratymcy mieli lepiej.
Rika pocałowała krasnoluda w policzek.
– Wiem, mój drogi. Może już czas, by i nasz syn się tego dowiedział? Daj mu chwilę, sam się przekona, że chcesz jak najlepiej dla niego i dla nas wszystkich. A teraz chodź. Już późno. Powinieneś wypocząć. Jutro masz zebranie z sekretarzami.

Minął rok.
Barvert potajemnie spotykał się z Tatianą, by uśpić czujność ojca, wykonywał jego polecenia bez mrugnięcia oka. Bhelena przepełniała duma. Jego syn zaczął uczęszczać na treningi, na których okazał się najlepszym wojownikiem. Rika zadowolona krążyła po pałacu. Z jej twarzy nie schodził uśmiech.
– No, synu. – Bhelen nalał sobie obfity puchar wina. – Mam dla ciebie niespodziankę.
Barvert spojrzał niepewnie na ojca znad swojego talerza wypełnionego pieczenią z bryłkowca. Niespodzianki króla nie zawsze odpowiadały jego gustom i tym razem miał przeczucie, iż ta nie będzie inna.
– Znalazłem ci świetną partię. Jest to córka mojego przyjaciela, jednego z deszirów.
Chłopak zaczął kasłać. Prawie udławił się kawałkiem mięsa, kiedy to usłyszał. On miał niby poślubić jakaś szlachciankę? Nie, nie było mowy!
– Ojcze, z całym szacunkiem, ale nie mam zamiaru się ustatkowywać. – Barvert w tym momencie pragnął jak najszybciej się wymigać od pomysłu króla.
Przecież był z Tatianą, kochał ją. Nie ożeni się z pierwszą lepszą panną tylko dlatego, że dobra z niej partia.
– Nie bądź śmieszny, jesteś w stosownym wieku. Poza tym mam tylko ciebie. Jedynego potomka, chciałbym, byś założył swoją rodzinę i tak jak ja cieszył się z własnych dzieci. – Stary Aeducan nie dawał za wygraną.
– Oszalałeś! – Młodzieniec pokręcił głową z niedowierzaniem. – Od roku robię wszystko, o co mnie poprosisz, bez najmniejszego sprzeciwu. Pozwól mi chociaż samemu decydować, kogo poślubię.
– Mówisz tak, jakbyś miał kogoś na oku. – Bhelen posłał mu zawadiacki uśmiech. – No, synu. Gadaj. Kim jest ta szczęściara? Hm? Z jakiego rodu? – Król wyraźnie uradowany zacierał ręce.
– To jeszcze nic pewnego, ojcze. Nie ekscytuj się tak. – Chłopak wstał od stołu. – I na pewno nie wyjdę za jakąś wysoko urodzoną, rozkapryszoną pannice, którą akurat ty mi raczyłeś wybrać.

      – Mówisz poważnie? – Zielonooka dziewczyna patrzyła wprost na swojego kochanka. – Przecież my będziemy mieć... – Pogłaskała się po zaokrąglonym już brzuchu.
– Wiem, Tatiano. Mówię ci, on oszalał. Jak mógłbym kogokolwiek poślubić, skoro nosisz moje dziecko? – Chłopak kręcił się po izbie domu swojej przyjaciółki.
O ile można nazwać przyjaźnią regularne sypianie ze sobą oraz planowanie przyszłości.
– Szlag by to...
– Uspokój się. Barvert, przestań w końcu dreptać w kółko!
Krasnolud opadł na krzesło.
– On na to nigdy nie pozwoli. Każe mi się ożenić, a ty najwyżej będziesz mogła mieszkać w pałacu jako moja konkubina, o ile oczywiście powijesz syna. – Chłopak mówił najwyraźniej do siebie. – Nie pozwolę mu na to, nie! Powiem mu! Powiem o nas i o dziecku. Będzie musiał to zaakceptować! Przecież sam wziął sobie kobietę z Kurzowiska. – Niczym w amoku wstał i wybiegł, zostawiając dziewczynę w domu.
        
   Rozległo się pukanie do potężnych, rzeźbionych drzwi prowadzących wprost do gabinetu króla Orzammaru.
– Proszę. – Usłyszał przytłumiony przez skałę głos.
– To ja, ojcze. – Barvert wszedł do komnaty, zamykając za sobą wrota. – Muszę… muszę ci coś powiedzieć.
Bhelen uważnie przyglądał się synowi. Był strasznie blady i zziajany, jakby przebiegł ogromny dystans.
– Słucham więc.
Chłopak zwrócił twarz w stronę rodzica. Ten zaintrygowany wstał i podszedł do karafki z winem. Nalał sobie kielich, po czym oparł się o szafkę, zwrócony twarzą do Barverta.
– Ojcze. Ja mam kogoś. I chciałbym, byś zaakceptował ten fakt. Jednakże ślubu nie będzie.
Stary Aeducan stał ze zdziwioną miną.
– Jak to nie będzie? Co masz na myśli? Mówże jaśniej. – Zaczynając coś podejrzewać, upił łyk, by się uspokoić.
– Prawo nam zabrania. Ona jest...
– Kurzalcem?! Po moim trupie! Nie pozwolę na to! Nie zgadzam się! – Bhelen rzucił żelaznym kielichem w syna, ten jednak w porę się uchylił.
– Dlaczego?! Przecież ty i matka jakoś dajecie radę! Żyjecie razem! Mieszkacie razem! A ja co? Już nie mam takiego prawa?!
– Ty nie masz pojęcia o niczym, mój drogi. Moja decyzja jest ostateczna. – Bhelen odwrócił się plecami do syna, chcąc z powrotem zasiąść za biurkiem, dając tym samym do zrozumienia, że zakończyli rozmowę.
– Ona jest brzemienna.
Zapiekło. Barvert jeszcze nigdy nie został uderzony przez ojca. Bolało. Nie twarz, bolała jego duma oraz nadszarpnięty honor.
– Wynoś się! Zejdź mi z oczu! Natychmiast! – Bhelen stracił nad sobą panowanie.
Pchnął syna na drzwi. Ten, nie pozostając ojcu dłużnym, odwzajemnił atak.
– Najpierw mi wyjaśnisz, czym Tatiana różni się od matki!
– Powiedziałem ci, że masz się wynosić! Mój syn, mój własny syn tak mnie upokorzył!
Nie mógł już tego dłużej znieść, rzucił się z pięściami na ojca. Bhelen w przypływie emocji wyciągnął miecz z pochwy. Barverta nawet nie wzruszył ten widok pomimo tego, iż sam był nieuzbrojony. Ruszył w kierunku ojca. Jednak zanim ten wykonał zamach, chłopak zdążył go zablokować. Bhelen wydał z siebie zduszony krzyk, osuwając się na ziemię. Ostrze wbiło się w bok króla. Chłopak zaskoczony zamarł.
Nagle drzwi się otworzyły i do środka wbiegła Rika.
– Co to za krzyki?! Znowu się kłócicie? – Rozejrzała się po komnacie.
Gdy spostrzegła swojego ukochanego leżącego w kałuży krwi, spojrzała na syna trzymającego zakrwawiony miecz.
– Coś ty uczynił? – wydusiła przez ściśnięte gardło. – Jak mogłeś?! Jak?!
Barvert wybiegł za drzwi. Chciał uciec od tego wszystkiego. Właśnie zabił ojca. Zabił ojca. Zabił! Te słowa dźwięczały mu w głowie, rozrywając czaszkę. Nie wiedząc, co ma uczynić, skierował się wprost do wrót prowadzących na Głębokie Ścieżki.
– Stać, kto idzie?! – spytał jeden z dwóch strażników pilnujących wejścia.
– Książę Aeducan.
 Żołnierze rozstąpili się, dając przejść młodzieńcowi.
– Otworzyć bramy!

2 komentarze:

  1. Po przeczytaniu o tym, że akcja dzieje się w Orzamarze to myślałam, że będzie o Oghrenie. A tutaj taka miła niespodzianka. Bardzo ciekawy pomysł i szkoda, że to tylko one-shot, bo byłaby z tego interesująca historia. Szkoda również, że skończyło się tak tragicznie.
    Naprawdę świetny pomysł z tymi wszystkimi one-shotami, małymi przerywnikami w głównej historii. I aby było ich więcej. Jednak najbardziej to ja czekam na kontynuację głównego wątku. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ historia! Bhelen nie był moim ulubieńcem, ba, raczej mnie wkurzał (grając krasnoludem nawet go poparłam,a ten niewdzięcznik i tak wkopał mnie w zabójstwo brata). Okazał się jednak dobrym królem, na pewno lepszym niż Harrowmont, czy jak to się pisze.
    Swietnie to sobie odmyśliłaś :D

    OdpowiedzUsuń