Sword

31 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 36. Poprzez lód i śnieg.



– Możesz wstać – powiedziała czarodziejka z siwymi włosami.
Na jej ozdobionej zmarszczkami twarzy pojawił cię ciepły i serdeczny uśmiech, gdy widziała, jak z brzegu łóżka podnosi się młoda oraz silna kobieta wspierana przez elfa. Isabella mocno objęła ramieniem Zevrana, starając się ustać na nogach. Po chwili puściła się, a w komnacie rozbrzmiał dźwięczny śmiech.
– Udało się – powiedziała uradowana Strażniczka.
Rana po strzale zagoiła się już całkowicie. Pozostawiła po sobie dość obszerną bliznę, ale to nie było ważne. Ważne było to, że ona – Isabella, mogła wstać z łóżka bez obawy, że rana się otworzy, bez obawy o palący ból.
– Dziękuję, Wynne, bez ciebie bym…
– Nie dziękuj. – Czarodziejka przerwała szlachciance. – Zrobiłam, co do mnie należało. Powinnaś dziękować sobie, że udało ci się tyle czasu wytrzymać w łóżku.
– Choć i tak to za długo trwało – mruknęła Strażniczka pod nosem.

Szlachcianka zaczęła przechadzać się po komnacie, po czym przystanęła naprzeciwko dużego zwierciadła i podwinęła rąbek koszuli. Skrzywiła się, widząc  bliznę; kolejną, która ją szpeciła. Znak pamięci, znak walki, znak oszukanej śmierci.
– Gdy wojna się skończy, całe moje ciało będzie pokryte szramami – powiedziała bardziej do siebie niż do dwójki osób, które prócz niej znajdowały się w pokoju.
Zevran opadł na fotel, ten sam, w którym kiedyś siedział, gdy pierwszy raz gościł w tej komnacie. Teraz praktycznie tu mieszkał. Wyniósł się od natarczywego i trudnego w obejściu Oghrena po to, by mieć czarnowłosą kobietę zawsze na oku.
Z lekkim uśmiechem, przez co w jego pliczkach pojawiały się dołeczki, obserwował poczynania kobiety, którą do niedawna chciał zabić. Mógł się tylko domyślać, co czuła. Blizny nie były dla niej znakiem chwały, tylko porażki, że dała się podejść. Znał ją, nie musiała mu tego mówić, on to po prostu wiedział.
– Isabello. – Szlachcianka, słysząc swoje imię, spojrzała w kierunku magini.
Wynne zebrała mikstury do skórzanego tobołka i podeszła do drzwi z zamiarem opuszczenia komnaty.
 – Nim rzucisz się w wir walki, potrenuj. Nie chciałabym, byś uszkodziła płuco, ono nadal do końca się nie wygoiło, a twój organizm jest dość osłabiony.
Couslandówna tylko pokiwała głową i odprowadziła spojrzeniem niebieskich oczu czarodziejkę za drzwi. Po chwili skrzyżowała dłonie na piersi i odwróciła się do rozleniwionego mężczyzny.
– Twoja warta się skończyła, przyjacielu. Jestem zdrowa, możesz wrócić do siebie.
Elf podniósł spojrzenie złotych oczu na kobietę dumnie stojącą przed nim. Na jej twarzy malował się lekki uśmiech, w lazurowych oczach znać było wesołe iskierki.
– A kto powiedział, że chcę do siebie wrócić? – spytał, uśmiechając się. – Jeśli sądziłaś, że z chwilą, gdy twoje rany się zagoją, ja opuszczę twą komnatę, to grubo się myliłaś, moja droga Strażniczko.
Isabelli uśmiech zszedł z twarzy. Przyzwyczaiła się już do dźwięku swojego imienia wypowiadanego przez Antivańczyka. Nie lubiła określenia „Strażniczka”, nie wtedy, gdy padało z jego ust. Brzmiało to wtedy kpiąco i bezczelnie.
Dziewczyna wyminęła mężczyznę, prychając. W ułamku sekundy na jej ramieniu zacisnęła się silna i ciepła dłoń. Mocne szarpniecie spowodowało, że wylądowała na kolanach elfa. Jednym ramieniem obejmował ją w pasie, zaś wolną ręką odgarnął jej czarne kosmyki z  twarzy. Spojrzała mu w oczy.
– Spochmurniałaś.
– Miałam powód.
– Jaki?
Westchnęła, odwracając głowę.
– Przez ostatnie dni spędzałeś ze mną każdą chwilę. Spałeś ze mną w jednym łożu, troszczyłeś się o mnie. Zachowywałeś się, jakby naprawdę ci zależało. Jednak, gdy już jestem zdrowa, w jednej chwili potrafisz zmienić nastawienie tak, że nie wiem, co jest prawdą, a co kłamstwem– powiedziała.
Zevran uniósł kącik ust w łobuzerskim uśmieszku.
– Isabello, nie chcesz mi powiedzieć, że nazwanie cię Strażniczką tak na ciebie podziałało?
Dziewczyna wstała z mężczyzny i podeszła do szafy.
– Kim ja właściwie dla ciebie jestem? – spytała, przeglądając zawartość garderoby.
Zevran siedział w fotelu, nie patrząc na kobietę krzątającą się za jego plecami.
– A kim ja jestem dla ciebie? – odparł, przekręcając głowę w jej stronę.
W tej chwili dziękował Stwórcy, że nie mogła zobaczyć wyrazu jego twarzy. Wyrazu, który zdradzał nadzieję na to, by usłyszeć, że był…
– Jesteś dla mnie ważny, Zevranie – usłyszał szept, a po tym szelest materiału opadającego na podłogę.
– Ważny? – spytał, próbując się powstrzymać, by nie zerknąć na jej nagie ciało.
– Tak. Nie potrafię tego określić – powiedziała Isabella, zarzucając na plecy czystą, białą koszulę. – Coś mnie do ciebie ciągnie i odpycha. Chce cię mieć zawsze obok, a jednocześnie chciałabym od ciebie uciec jak najdalej. Czasem się boję…
– Czego?
– Że pewnego dnia, gdy otworzę oczy, to ciebie nie będzie przy mnie – westchnęła, zakładając skórzane spodnie.
Gdy się ubrała, uwiązała włosy z tyłu głowy, po czym podeszła do fotela, na którym siedział Zevran, i pochyliła się nad nim, opierając dłonie o drewniane poręcze.
– A ja, kim dla ciebie jestem? – spytała ponownie, patrząc mu głęboko w oczy.
Jednak zamiast odpowiedzi poczuła na swoich ustach ciepło pocałunku.



    
W jadalni rozbrzmiały wesołe głosy w momencie, gdy próg pomieszczenia przekroczyła Isabella w towarzystwie Zevrana. Każdy z drużyny cieszył się, że ich liderka w końcu wyzdrowiała i miała się dobrze.
Isabella z radością zajęła miejsce przy stole i z wdzięcznością przyjęła kielich wina od Oghrena. Rozejrzała się po zebranych. Uradowana, że widziała twarze wszystkich przyjaciół, pociągnęła łyk alkoholu. Po chwili, przerywając radosne wiwatowanie, do jadalni wkroczył Teagan z nietęgim wyrazem twarzy. Z milczeniem zasiadł na krześle i nalał sobie alkoholu. Całe towarzystwo skierowało na niego ciekawskie spojrzenia, chcąc się dowiedzieć, jaka była przyczyna podłego humoru gospodarza.
Szlachcic po chwili podniósł wzrok na wesołą gromadkę i odszukał spojrzeniem czarnowłosą kobietę.
– Isabello. – Uniósł kielich w toaście. – Dobrze widzieć cię w zdrowiu – powiedział życzliwie.
Dziewczyna podziękowała skinieniem głowy i uśmiechem.
– Teaganie, czy coś się stało? – spytał Alistair siedzący naprzeciw Leliany.
– Niestety tak, mój drogi chłopcze. Z Eamonem nie jest dobrze. Jego stan się nie poprawia. Jeśli mój brat umrze, to zbrodnie Lohghaina nie ujrzą światła dziennego – powiedział ze smutkiem w głosie starszy mężczyzna.
– Co możemy zrobić? – spytała rudowłosa dziewczyna.
– Badałam wielokrotnie Eamona. Zwykła magia na nic się nie zdaje – powiedziała smutno Wynne.
Przy stole rozbrzmiały szepty, każdy starał się znaleźć sposób, by móc wyleczyć chorego.
– Andrasta – padło głośno i wyrazie imię prorokini Stwórcy.
Wszyscy zgromadzeni spojrzeli w kierunku, skąd dobiegał głos. W drzwiach, odziana w czerń, stała Izolda. Jej piękna niegdyś twarz wydawała się teraz zmęczona i szpetna. Rozpacz po tragicznie zmarłym synu doszczętnie zniszczyła wysoko postawioną kobietę.
Isabella zerknęła w kierunku arlessy. Izolda poczuła nieprzyjemne, świdrujące spojrzenie Couslandówny na sobie. Widziała tę pogardę, jawną niechęć do jej osoby. Wiedziała, że ta młoda dziewczyna w ten sposób chciała pokazać, że nie miała zamiaru się z nią wdawać w jakiekolwiek dyskusje.
– Mamy zawierzyć życie arla nieistniejącemu bóstwu? – spytała Morrigan, prychając.
– Izoldo – odezwał się Teagan, patrząc na szwagierkę. – Czy chcesz nam powiedzieć, że wierzysz w te bajki na temat prochów Andrasty?
– To tylko legenda – zawtórował mu Alistair, który był równie zszokowany i rozbawiony, co reszta.
– W każdej legendzie jest ziarno prawdy – powiedziała poważnie Leliana, wstając od stołu. – Każdy z nas słyszał opowieść o leczniczych właściwościach prorokini. Może to właśnie jest rozwiązanie.
– Leliano – jęknęła Isabella. – Niczego nie wiemy na ten temat. Nikt nie ma pojęcia, gdzie znajduje się Urna Świętych Prochów, nikt nie widział tego artefaktu na oczy.
– W Denerim mieszka człowiek, który od zawsze prowadził badania na temat Stwórcy i jego prorokini. Moi rycerze byli u niego w poszukiwaniu wskazówek dotyczących położenia Urny. Niestety nie zastali brata Genitivusa w domu. Przywieźli ze sobą jednak jego notatki i zapiski. Ja osobiście uważam, że to brednie szalonego człowieka. Podobno Świątynia znajduje się w Górach Mroźnego Grzbietu.– Teagan zaczął dzielić się swą wiedzą na ten temat. – Podobno jest tam ukryta wioska. Jednak nikt, kto jej szukał, nie wrócił.
Isabella spojrzała po wszystkich, przeżuwając pieczeń. Na jej twarzy malowało się skupienie.
– Senniva wychowała się w wysokich górach – powiedziała po chwili.
– Nasza służka? – Izolda nie kryła zdumienia.
Isabella wstała gwałtownie od stołu.
– Tak, wasza służka – odpowiedziała, podchodząc do kobiety w żałobie. Jedną ręką oparła się o futrynę, tuż przy głowie Izoldy. – Pójdziemy szukać Urny, by ratować arla, jednak jeśli któryś z moich ludzi podczas tej wyprawy zginie, może się okazać, że Eamon, gdy się wybudzi, będzie bezdzietnym wdowcem. Zrozumiałaś? – Izolda nieznacznie kiwnęła głową. – Senniva pójdzie z nami, będzie nam potrzebny przewodnik – dokończyła Isabella, po czym wyszła z jadalni.



   
Na dworze panował mróz. Śnieg za sprawą lodowatego wiatru wkradał się za kołnierze drużyny Szarej Strażniczki. Z lekko rozchylonych ust zgromadzonych wylatywały kłęby pary. Czarny jak węgiel ogar bojowy biegał niczym oszalały wokół szóstki osób, denerwując konie.
Isabella spojrzała po towarzyszach, sprawdzając, czy wszystko było w porządku. Po chwili podeszła do niej sędziwa czarodziejka. Kaptur, który miała na głowie, zerwał wiatr, a ciemna peleryna załopotała niczym skrzydła ogromnego ptaszyska.
– Już są gotowi. Jesteś pewna, że dacie sobie radę? I, co najważniejsze, czy ty dasz sobie radę? – spytała Wynne, przyglądając się uważnie szlachciance.
– Tak, damy radę i nie musisz się o mnie martwić, Wynne – odpowiedziała Isabella, dosiadając siwego wierzchowca.
– Pewnie masz rację. Jeżeli nie wrócicie do tygodnia… – zaczęła niepewnym głosem.
– Wrócimy, Wynne. Bez obaw.
Isabella posłała uzdrowicielce uspokajający uśmiech, po czym ruszyła w stronę bramy. Zevran, Alistair, Morrigan, Leliana, Senniva i Sten podążyli za liderką. Wynne zawołała Rufusa do siebie. Gdy pies do niej podbiegł, ukucnęła przy nim, głaszcząc uspokajająco za uchem.
Żołnierze służący na zamku Redcliffe bez słowa otworzyli bramę, by przepuścić drużynę Szarych. Końskie kopyta odbijały się z głuchym łoskotem o zmarzniętą ziemię. Wszystko wokół było pokryte przez pierzynę śniegu, zaś jezioro Calennhad skrzyło się lodową pokrywą. Na niebie, żałośnie zawodząc, szybował samotny sokół. Ptak zdawał się być przewodnikiem jeźdźców zmierzających na północ, ku wysokim górom.
Na przedzie jechała Isabella wraz z Zevranem. Tuż za nimi, w ciszy, podążali Alistair z Morrigan. Dalej z wymalowanym na twarzy uśmiechem jechała Senniva w towarzystwie Leliany. Na samym końcu jazdy, dosiadając ciemnosiwego wierzchowca, podróżował Sten. Rozglądał się wokół czujnym spojrzeniem, wypatrując jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. W świetle słońca odbijanym przez biały śnieg skóra olbrzyma lśniła metalicznym blaskiem.
– Długo będziemy się ignorować? – spytała Morrigan tak cicho, by nikt prócz Alistaira jej nie usłyszał.
Wiedźma spojrzała na uzbrojonego mężczyznę. Na jego piersi dumnie prezentowały się dwa gryfy, symbol Szarych. Twarz miał zwróconą przed siebie z wyrazem skupienia. W jego gęstych, jasnych włosach dostrzegła srebrzyste płatki śniegu.
– Znowu mnie męczysz? – spytał półgłosem Alistair, patrząc kątem oka na egzotyczną kobietę.
Morrigan dosiadająca konia wydawała mu się być jeszcze bardziej groźna, jeszcze bardziej dzika i niebezpieczna, niż zazwyczaj. Fioletowa peleryna okrywała blade i szczupłe ramiona. Ciemne włosy, teraz rozpuszczone, ozdobione były białymi płatkami, porywane przez wiatr tańczyły pośród śniegu sypiącego z nieba. Kaptur zwisał lekko, opadając na łopatki.
Parę dni temu, w dwa dni po ich wymianie zdań w bibliotece, doszło pomiędzy nimi do czegoś więcej. Morrigan, nie mogąc zrozumieć języka, w którym zapisano jeden ze zwoi, przybyła do komnaty Szarego Strażnika z prośbą o pomoc w przetłumaczeniu tekstu na pergaminie. Oboje spędzili długie godziny, starając się odszyfrować zaklęcie. W ciągu tych godzin dużo rozmawiali. Nie mogąc się powstrzymać, Alistair nachylił się nad twarzą czarnowłosej czarodziejki i złożył na jej ustach pocałunek. Wpierw było to nieśmiałe muśnięcie. Później pieszczota pogłębiła się, aż stawała się z minuty na minutę coraz bardziej namiętna.
Alistair pokręcił gwałtownie głową i wziął parę głębokich oddechów, starając się odegnać nieproszone wspomnienia wdzierające się mu do umysłu. To nie tak, że nie chciał pamiętać tamtego pocałunku. Po prostu czuł, że było w tym coś więcej niż tylko same pożądanie. Przynajmniej chciał, by to okazała się prawda. Jednak na razie potrzebował czasu. Czasu na przemyślenie swojego postępowania.
– Nie unikam cię – rzekł po chwili ciszy, patrząc w złote oczy kobiety.
– Odnoszę zupełnie inne wrażenie – opowiedziała czarodziejka urażonym tonem.
– Nie chcę, by ktoś wiedział. Sam nie wiem, czego chcę. – Alistair palnął pierwszą rzecz, jaka przyszła mu na myśl.
Morrigan skrzywiła się nieznacznie i, prychając, ponagliła konia, zostawiając Alistaira za sobą. W galopie minęła zaskoczoną Isabellę i Zevrana. Szara Strażniczka spojrzała za siebie na przyjaciela. Ten tylko odwrócił wzrok, udając, że podziwiał wysokie, pnące się ku niebu drzewa.

Wraz z zapadnięciem zmroku cała grupa dojechała do rozwidlenia dróg znajdującego się u podnóży Gór Mroźnego Grzbietu.
Koń należący do Morrigan stał uwiązany do jednego z drzew, wiedźma zaś kucała przy małym ognisku, ogrzewając skostniale dłonie. Isabella, widząc przyjaciółkę, zsiadła z wierzchowca; reszta grupy uczyniła to samo, leniwie rozglądając się po okolicy.
– Nie sądziłem, że będziemy musieli tu kiedyś wrócić – powiedział Alistair, patrząc w prawo na znajomą drogę wiodącą do bram Orzammaru.
– Morrigan, nie oddalaj się tak – zganiła przyjaciółkę Szara Strażniczka.
Isabella podeszła do czarodziejki, która właśnie spiorunowała ją morderczym spojrzeniem. Dostrzegając za plecami Isabelli Alistaira, wywróciła oczyma i utkwiła wzrok w roztańczonych płomieniach.
Couslandówna obróciła się za siebie, widząc tam swego druha, złapała się pod boki i, kręcąc głową, spojrzała karcąco na Morrigan.
– Znowu się kłócicie? – Isabella jęknęła zrezygnowana, załamując ręce. – Już myślałam, że się pogodziliście.
– To najwyraźniej źle myślałaś – warknęła Morrigan, wstając. W międzyczasie zerknęła na ogromną górę, pod którą się znajdowali. – Gdy wy wlekliście się jak banda zniedołężniałych starców, ja rozejrzałam się po okolicy – powiedziała, wskazując przeciwległą do Orzammaru drogę. – To fałszywa ścieżka.
Reszta towarzyszy spojrzała na nią jak na obłąkaną.
– Co masz na myśli mówiąc „fałszywa”, kobieto? – Głos Stena zagrzmiał wśród ciszy.
– Dokładnie to, co to słowo znaczy – odwarknęła zirytowana i zaczęła ściągać ze swego rumaka najpotrzebniejsze rzeczy. – Droga znika po paru metrach. Teren jest nierówny i biegnie ku górze, pomiędzy gęstymi drzewami znajduje się mało przestrzeni. Zbocze w niektórych miejscach jest bardzo strome. Konie nie dadzą rady – dokończyła, nie patrząc na towarzyszy.
– Resztę drogi będziemy musieli pokonać pieszo – powiedział Zevran poważnym tonem, patrząc w ciemną gęstwinę drzew, gdzie znikał szlak.
– Mamy przesrane – rzekł Alistair, zerkając z trwogą na wysokie szczyty.


7 komentarzy:

  1. Za nic w świecie nie oddałabym Alistaira tej wiedźmie. Nie znoszę Morrigan, naprawdę. W Twoim opowiadaniu jednak jest to dość intrygujące :D
    Do arlessy moje wszystkie bohaterki żywiły taki sam stosunek jak Isabella ;)
    Czekam na dalszy ciąg!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze gdyby w grze można by było zabić Izoldę własnoręcznie, nie wahała bym się, no ale jedyne co pozostało to cieszyć się tym, że chociaż w pysk można było jej przyfasolić :D

      Morrigan i Alistair, zawsze byłam zdania, kto się czub ten się lubi :)

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Tak bardzo cieszę się, że dodałaś coś nowego.
    Och, nie spodziewałam się, że Alistair i Morrigan posuną się do takiego czegoś, ale... No jestem ciekawa, jak to z nimi dalej będzie. Bo to bardzo interesujący pairing, chociaż to głupio zabrzmi - jestem zazdrosna... xD
    Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści i dodasz już niedługo kolejny rozdział. Bo naprawdę jestem ciekawa, co wydarzy się podczas tej podróży. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. hura! w końcu pochłonęłam wszystko i jestem na bieżąco :D nie zwracałam uwagi na błędy bo zbyt się wczułam :D Alistair należy do Strażniczki, ale cóż trudno, da się z tym żyć, że tu jest inaczej:) mógłby się pojawić Fenris no, ale oczywiście to nie możliwe. I teraz jeszcze bardziej wyczekuję 3 <3
    Ps. Zyskałaś nową wierną fankę ^^!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam serdecznie!

    'Na jej ozdobionej zmarszczkami twarzy' - wydaje mi się, że zmarszczki nie są ozdobą twarzy :D gdyby tak było, żadna kobieta nie chciałaby się iść pozbyć.

    'Po chwili puściła się' .... what? O.o

    'W ułamku sekundy na jej ramieniu zacisnęła się silna i ciepła dłoń.' - hmmm, skoro siedział, to jego ręka musiałaby być jak od Inspektora Gadżeta, czy jak mu tam było. Żeby ją złapać za ramię, musiałby więc wstać, a wtedy Izka nie usiadałaby mu na kolanach, bo by stał przecież... Ew. nie wiem, mógłby wstać, złapać ją i pociągnąć, jednocześnie samemu siadając z powrotem, wtedy oboje by klapnęli. No ale skoro go minęła, to upadłaby raczej na niego tyłem, tak czy nie? Wtedy ich spojrzenia by się raczej nie spotkały.

    '– Przez ostatnie dni spędzałeś ze mną każdą chwilę. Spałeś ze mną w jednym łożu, troszczyłeś się o mnie. Zachowywałeś się, jakby naprawdę ci zależało. Jednak, gdy już jestem zdrowa, w jednej chwili potrafisz zmienić nastawienie tak, że nie wiem, co jest prawdą, a co kłamstwem– powiedziała. ' whaat? Przecież nazwał cię tylko Strażniczką? Dodatkowo powiedział Ci uroczyście, że wcale nie ma ochoty wracać do swojego pokoju, kiedy zmienił to nastawienie? O.o
    '– Isabello, nie chcesz mi powiedzieć, że nazwanie cię Strażniczką tak na ciebie podziałało? ' - noo właśnie?

    '– Mamy zawierzyć życie arla nieistniejącemu bóstwu?' - trochę nieprecyzyjne określenie, bo Andrasta nie była bogiem, tylko Oblubienicą i wywodziła się z ludu.

    '– Izoldo – odezwał się Teagan, patrząc na szwagierkę. – Czy chcesz nam powiedzieć, że wierzysz w te bajki na temat prochów Andrasty?' - nie nie, Teaganie, przecież sam całkiem niedawno o tym opowiadałeś, brat Genicośtam pamiętasz?

    'Każdy z nas słyszał opowieść o leczniczych właściwościach prorokini.' - ihihihih to mnie rozbawiło. Lecznicze właściwości prorokini? Czyli, że co? Że jak się polizało jej skórę, to opryszczka schodziła np? :D

    'Nikt nie ma pojęcia, gdzie znajduje się Urna Świętych Prochów, nikt nie widział tego artefaktu na oczy.' - brat Genicośtam wie... Przecież Teagan wam o tym opowiadał...

    'Niestety nie zastali brata Genitivusa w domu. Przywieźli ze sobą jednak jego notatki i zapiski.' - to jest normalne, że jak kogoś nie ma w domu, to i tak się wchodzi i zabiera wszystko, czego dusza zapragnie?

    'Podobno Świątynia znajduje się w Górach Mroźnego Grzbietu' - ej no, przecież przed chwilą ktoś powiedział, że nikt nie wiem, gdzie one mogą być... (???)

    'biegał niczym oszalały wokół szóstki osób' Izka, Zevran, Alistair, Morrigan, Leliana, Sten, Senniva, Wynne... tu jest chyba osiem osób. :P chyba, że nie liczyć Izki i Wynne, niemniej jest to troszkę nieczytelne. :P

    'Na jego piersi dumnie prezentowały się dwa gryfy, symbol Szarych. ' - też trochę nieprecyzyjne, bo symbolem Strażników jest jeden gryf, nie dwa na raz.

    Pierwszy mój komentarz dzisiaj i tyle czepialstwa, niemniej są to rzeczy, które bardzo mi się rzuciły w oczy. Alistair i Morrigan to para, której sama bym nie wymyśliła, są jak woda i ogień, niemniej jestem ciekawa tego, co może się między nimi wydarzyć!

    OdpowiedzUsuń
  5. Z tym symbolem Strażników (odnośnie komentarza wyżej) już sama nie jestem pewna, bo raz ma zbroi są dwa gryfy, a czasem tylko jeden. W DAO na pewno widziałam gryfy podwójne, ale już np. w II albo w Inkwizycji jest tylko jeden... Podobnie na tarczach. Hmm, nie jestem już pewna. Chyba po prostu gryf jest ich symbolem, a w jakiej wariacji to już nie jest tak istotne :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    Eamon jest umierający, straż nicy teraz wyruszyli poszukując pradawnej, och coś więcej teraz zaszło między Morgan a Alisterem, a gdzie podział się ten golum?
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń