Sword

15 lipca 2013

ROZDZIAŁ 34. Rozterki wielu osób.


Złotowłosy mężczyzna o szpiczastych uszach, tak bardzo charakterystycznych dla jego rodzaju, mozolnym krokiem schodził po schodach, kierując się w poszukiwaniu cichego miejsca. Miejsca, gdzie mógłby w spokoju pobyć sam. Z dala od rozmów, ukradkowych spojrzeń i pytań o ranną Isabellę.
Szczupłe dłonie skrył w kieszeniach  skórzanych spodni. Zgarbiona teraz sylwetka kryła się pod materiałem białej koszuli. Bursztynowe oczy patrzyły pod nogi, jakby chciały zliczyć każdy ubytek w kamiennej podłodze.
Z westchnieniem wyszedł z klatki schodowej do niedużego hallu, gdzie po prawej znajdowały się drzwi do gabinetu arla. Tak, doskonale pamiętał tajemnicza elfkę, która wręczyła mu wtedy pewien wisior. Swoją drogą Zevran był ciekaw, czy Isabella przekazała medalion Alistairowi. 
Wzrok elfa przeniósł się na drzwi, które miał naprzeciw siebie. Zaintrygowany tym, co się mogło za nimi kryć, podszedł do nich i pchnął drewniane wrota, wchodząc do środka.
Oczom Zevrana ukazał się przytulny pokoik, najwyraźniej w tej chwili niezamieszkany przez nikogo. Wkroczył głębiej, przyglądając się bogatym meblom. Bezcelowo błądził dłonią po kantach szafek i komód. Pod jedną ze ścian zauważył wysoką po sufit biblioteczkę. Uśmiechnął się. Wbrew pozorom, jakie stwarzał, bardzo lubił czytać. Podszedł do półek i na chybił-trafił wyjął jedną z ksiąg z obskurnym grzbietem, w kolorze turkusa. Otworzył okładkę, chcąc przeczytać tytuł.
Jednak nie było mu to dane, bo do pomieszczenia wpadł zdyszany Alistair. W pierwszej chwili templariusz nie zauważył, że nie był sam pokoju. Co i rusz wychylał głowę za futrynę, jakby sprawdzał, czy ktoś go nie gonił.
Zevran delikatnie zamknął książkę i odchrząknął, chcąc skupić uwagę mężczyzny na sobie.
– Na Stwórcę! – Alistair podskoczył jak oparzony.
Złapał się prawą ręką za kołaczące serce.
Elf, widząc to, tylko się zaśmiał, kręcąc głową.
– Widać nadal podskakujesz na widok swojego cienia, Alistairze  – powiedział elf, odkładając książkę na miejsce.
Dziedzic tronu Fereldenu skrzyżował ręce na piersi.
– Widać za dużo czasu spędzasz z Morrigan, bo mówisz zupełnie jak ona.
– O Morrigan to ty się nie martw, przyjacielu – odparł Zevran z uśmiechem. Ruchem brody wskazał drzwi. – Uciekasz przed kimś?
– Tak – powiedział przeciągle mężczyzna, wchodząc głębiej w pokój. – Pamiętasz tę kupę kamieni, którą zbudziła Isabella?
– Tak, Shale. W czym rzecz? – Zevran przyglądał się to stojącemu przed nim młodzieńcu, to drzwiom, które miał za sobą.
– Wyobraź sobie, że chciała sprawdzić, jak bardzo jestem miękki. – Elf zerknął na Alistaira spojrzeniem, które wyrażało jedno. Niczego z tego nie rozumiał. – Na miłość Stwórcy, zmiażdżyć mnie chciała.
– To wiele wyjaśnia. – Antivańczyk westchnął niezadowolony z tego, że nie dane było mu pobyć w samotności. – Bywaj, Alistairze. – Skrytobójca już miał opuszczać pokój, gdy poczuł na barku uścisk mocnej dłoni.
– Zevranie, poczekaj – zaczął Alistair, chcąc coś powiedzieć.
Elf strącił rękę Strażnika i gwałtownie obrócił się w stronę księcia.
– Alistairze – westchnął. – Nie zrozum mnie źle. Jesteś przystojnym mężczyzną, ale tamta sytuacja… między nami… – Skrytobójca zaczął nerwowo gestykulować. – To nie miało prawa się wydarzyć. Po prostu o tym zapomnij. Ja chciałem tym utrzeć nosa Isabelli, tylko tyle. Niczego do ciebie nie mam. Więc…
– Ale…?
– Nie. Daj mi skończyć. – Zevran uciszył Alistaira. – Spójrz na siebie, jesteś dobrze zbudowany, szlachetnie urodzony i, co najważniejsze, masz ładną buźkę. Więc znajdź sobie kobietę, a najlepiej kilka, i zrób użytek ze swojej szlachetnej spermy, i zapłodnij jakąś niewiastę, by mogła ci urodzić szlachetne dzieci, które kiedyś po tobie zasiądą na tronie, hmm? – Kończąc monolog Zevran, klepnął po przyjacielsku Alistaira w ramię.
Nagle do ich uszu doszedł odgłos upadającego przedmiotu. Obaj spojrzeli w kierunku drzwi. Ich oczom ukazała się płomiennoczerwona broda należąca do jegomościa niskiego wzrostu, który pokracznie starał się podnieść z posadzki drewniany kufel. W objęciach ściskał flaszeczki z nieznaną im zawartością.
– Oghren – powiedzieli głośno mężczyźni na widok Orzammarczyka.
– No cześć – przywitał się krasnolud z uśmieszkiem, zmieszany całą sytuacją.
Oghren był poczciwym krasnoludem, który nie miał zwyczaju mieszania się w nieswoje sprawy. Tego popołudnia, a raczej już wieczora, chciał sobie spędzić miło i przytulnie czas, popijając wino, które znalazł w jednej z zamkowych piwnic. Nie chciał nikomu zawadzać. Szedł sobie korytarzami, zaglądając do pomieszczeń mijanych po drodze. Jednak w każdym dostrzegał znaki, które wskazywały na to, że dana komnata była już przez kogoś zajęta. Po obejściu całego piętra postanowił zejść na parter. Jasnym było, że skoro drzwi po prawej okazały się zamknięte na klucz, to zajrzał do pokoju, gdzie drzwi zostały lekko uchylone.
No więc szedł, mozolnie, z racji trzymanego bagażu w postaci szklanych butelek i drewnianego kufla, uchylił drzwi, a tam co? Dwóch pięknisiów w bliskiej od siebie odległości, do tego jeden dotyka drugiego, na dodatek tym dotykanym był Alistair.
Oghren, nie chcąc się mieszać, postanowił wycofać się po cichu, jednak najwidoczniej kufel miał co do tego inne plany i zdradził obecność krasnoluda, uderzając z hukiem o podłogę.
– Ja… emm… no – jąkał się Oghren. – Szukałem cichego miejsca. To ja już pójdę… – Próbując się niezdarnie wycofać, znowu upuścił kufel. – Niech cię pomiot zgwałci! – warknął do nieposłusznego naczynia.
Zevran i Alistair spojrzeli po sobie, po czym przenieśli wzrok znów na krasnoluda.
– Oghrenie, co ty robisz? – spytał templariusz, podchodząc do przyjaciela.
Chcąc mu pomóc, podniósł kufelek z podłogi i wsadził go do góry dnem na jedną butelkę.
– Winka chciałem się napić. Gorzałka, co mi ten wypierdek przyniósł – wskazał brodą na elfa – już dawno się skończyła. To poszłem wina poszukać, co nie? No i znalazłem. A jak znalazłem, to zacząłem se miejsca dogodnego szukać, pomyślałem, że tu będzie jak ulał, ale wchodzę, a tu wy. Mizdrzycie się do siebie, wy peda…
– Rozmawialiśmy tylko, więc bądź tak uprzejmy i nie kłap dziobem – warknął wściekle Zevran. – I nie jestem wypierdkiem.
– Jesteś.
– Nie jestem.
– Jesteś.
– Osz ty krótkonogi kuta… – Zevran już podnosił pięść, gdy wokół jego nadgarstka zacisnęła się boleśnie dłoń Alistaira.
– Obaj jesteście siebie warci, cholery jedne. Oghrenie. – Strażnik zwrócił się do woja, który akurat ciskał z oczu błyskawicami w stronę unieruchomionego elfa. – Bądź tak miły i nikomu nie mów o tym, że widziałeś nas samych. Mogłoby to zaszkodzić zdrowiu naszej kochanej Strażniczki. A co się tyczy ciebie. – Spojrzał na Zevrana. – To chciałem tylko spytać, jak się czuje Isabella. Idioci! – Wypuścił rękę Zevrana z uścisku, po czym wyszedł, zostawiając zwaśnione nacje samym sobie.
Elf wpatrywał się złowieszczo w krasnoluda. Oghren zaś nie pozostawał mu dłużny.
– Masz zamiar sam to wypić? – Antivańczyk wskazał podbródkiem cztery flaszki, które krasnolud przyciskał do swej piersi.
– A co?
– Sam bym zapił to i owo. – Skrytobójca wzruszył ramionami.
Oghren zerknął tęsknym wzrokiem na zgromadzone zapasy, po czym przeniósł spojrzenie na stojącego wciąż w jednym miejscu upierdliwca.
– No dobra, ale jak się skończy, to ty lecisz szukać następnych.




Alistair szedł korytarzami wciąż oburzony zachowaniem tamtej dwójki. Zastanawiał się, jakim cudem nie nudziło im się ciągłe dowalanie sobie i ubliżanie, a mimo to nadal wyglądali na dwójkę dobrych przyjaciół. W głowie mu się to nie mieściło. Z drugiej strony myślał nad tym, co powiedział mu Zevran. By znalazł sobie kobietę. Tak naprawdę żadnej nigdy nie kochał
Owszem, była Isabella, ale ona najwidoczniej wolała egzotyczne towary w postaci elfów. Alistair skulił się w sobie. Zawsze darzył ją ciepłymi uczuciami, jednak dopóki nie było z nimi Zevran, nie myślał o niej w kategoriach kochanki. Dopiero gdy pojawiło się zagrożenie w postaci przystojnego elfa, poczuł zazdrość. Jednak nie była to raczej zazdrość kogoś zakochanego, a raczej kogoś zatroskanego. W końcu on i Isabella pozostawali bliskimi przyjaciółmi. Mimo to nie wyobrażał sobie przyszłości bez niej u boku.
Ostatnio zachowuję się gorzej niż rozdygotana dziewica. Powinienem się wziąć w garść. I nie myśleć o tych sprawach; to nie czas i miejsce. Jest Plaga.
Z takimi myślami postanowił, że uda się do Teagana. Musiał z nim porozmawiać. Zima w końcu zawitała na dobre w Fereldenie, co uniemożliwiało im zbytnio kontynuowanie misji. Tak wiele jeszcze pozostało do zrobienia. Najbardziej obawiał się podróży do lasu Brecilian. Był to ogromny, dziki obszar. Niejednokrotnie przekazywano opowieści o tym, jak rzekomo śmiałkowie zapuszczający się w tamte rejony już nigdy nie wracali. Alistair wiedział, że muszą odnaleźć jakikolwiek klan dalijskich elfów, ale czy to nie było jak szukanie igły w stogu siana?
Z myśli o lesie znów powrócił do zastanawiania się nad przyszłością. Jaka ona będzie? Czy w ogóle doczeka się dzieci, wnuków? Jakim cudem ma mu się udać zasiąść na tronie? Oczywiście sam jeszcze nie wyraził na to zgody, ale mimo wszystko to wydawało się najrozsądniejszym wyjściem.
Jego rozmyślania brutalnie przerwał upadek na posadzkę, po tym, jak odbił się od czegoś miękkiego.
– Auć! – doszedł go znajomy kobiecy głos.
Jasne piwne oczy spojrzały na kobietę leżącą przed nim.
Morrigan starała się podnieść z chłodnej posadzki. Rozeźlone spojrzenie utkwiła w niezdarnym Strażniku.
– Patrz, jak chodzisz! – warknęła, kucając, by pozbierać swoje zwoje, księgi i zioła.
– Wybacz, Morrigan. Zamyśliłem się. Ostatnio jestem strasznie rozkojarzony – odparł zgodnie z prawdą.
Podszedł do przyjaciółki i w ciszy bez zbędnych słów zaczął pomagać jej w zbieraniu upuszczonych rzeczy. Jego spojrzenie przykuły liczne zapiski, które zdradzały tajniki leczniczej magii oraz dalijskich metod radzenia sobie w różnych stanach zagrażających życiu.
Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, niczego nie mówiąc.
Rana, jakiej doznała Isabella, poruszyła wszystkich bez wyjątku. Każdy truchlał o zdrowie liderki, która nie dość, że była doskonałym przywódcą, była też ich przyjaciółką. Isabella to osoba, jaką spotkało wiele przykrych rzeczy, ale to jej nie złamało. Starała się zawsze dawać z siebie ponad sto procent. Czy to na polu bitwy, czy to jako bliska osoba.
Morrigan najbardziej przeżyła tamten dzień w Honnleath. To ona miała ręce całe skąpane we krwi jedynej przyjaciółki. Alistair widział wtedy rozpacz w oczach na pozór twardej wiedźmy. Widział tę bezradność płynącą z nieznajomości szkoły magii, którą kiedyś tak gardziła.
Teraz kucała przy nim niby taka sama, ale jednak odmieniona. Wyraz jej spojrzenia się zmienił. Zniknął ten chłód, którym mroziła serca wszystkim wokół.
– Morrigan, jak się trzymasz? – spytał templariusz, poddając kobiecie ostatnie zwoje.
Wiedźma wstała, przygarniając tajemną wiedzę do swej piersi.
– Jak ja się czuję? – spytała zdezorientowana, unosząc przy tym brew. – To pytanie powinieneś raczej zadać Isabelli.
– Każdy z nas ucierpiał, lecz tylko ona fizycznie – odparł.
Morrigan prychnęła, spuszczając głowę. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Czasem drażnił ją styl bycia Alistaira. Ta jego nadopiekuńczość. Poczucie odpowiedzialności za każdego z drużyny. Nawet za nią, pomimo tylu gorzkich słów, jakie w ciągu podróży skierowała w jego stronę.
– Mam mnóstwo pacy – powiedziała wymijająco.
– Daj mi to, pomogę ci – powiedział, zrezygnowany postawą przyjaciółki.
Wziął ze szczupłych rąk ciężkie tomiszcza, po czym ruszył za czarodziejką w stronę biblioteki.
– Czemu taki jesteś? – spytała Morrigan, odwracając głowę. Jej czujne oczy świdrowały pojawiające się emocje na twarzy mężczyzny. – Zawsze starasz się troszczyć o każdego z nas, nie zwracając uwagi na siebie samego – dokończyła, patrząc na wprost. – Nawet o mnie się troszczysz, choć nie dawałam ci nigdy powodów do jakiejkolwiek sympatii.
– Czuję się zobowiązany. Ktoś musi mieć pieczę nad wszystkimi, pilnować, by nikomu niczego nie brakowało. Taki już jestem.
– Myślałam, że ten obowiązek należy do Isabelli.
– Isabella teraz nie jest w stanie zająć się samą sobą, nie mówiąc już o reszcie – powiedział Alistair i wyminął wiedźmę. Stanął przed nią i spojrzał jej w oczy. – Co się tyczy ciebie. Nigdy nie powiedziałem, że cię nie lubię. – Uśmiechnął się.
Doszli już do drzwi prowadzących do biblioteki. Mężczyzna łokciem nacisnął mosiężną klamkę i barkiem pchnął drewniane wrota. Przepuścił przodem kobietę, po czym sam wszedł do środka.
Morrigan podeszła do dużego stolika i położyła na nim zwoje.
– Książki możesz postawić obok – powiedziała, nim Alistair zdążył zadać pytanie.
Mężczyzna z ociąganiem podszedł do stołu i z hukiem zrzucił ciężkie tomiszcza. Wokół nich wzniosły się kłęby kurzu. Morrigan uśmiechnęła się lekko do przyjaciela, siadając na twardym krześle. Pochwyciła w dłonie pierwszy zwój, rozwinęła go, czujnym wzrokiem śledziła starodawne runy opisujące poszczególne substancje lecznicze. Alistair stał oparty rękoma o blat, patrząc z podziwem na piękną kobietę.
Dopiero teraz zauważył, że Morrigan miała rozpuszczone włosy. Gdy nosiła je spięte w koczek, wydawały się krótkie. W rzeczywistości sięgały jej lekko poza łopatki. Pukle wiedźmy były proste, postrzępione lekko na końcach. Grzywka opadała swobodnie na czoło. Żółte oczy w skupieniu czytały runy, sinofioletowe usta poruszały się miarowo, szepcząc bezgłośnie tekst wypisany tuszem na pergaminie.
Właśnie w tamtej chwili dotarł do Alistaira fakt, trochę dla niego przerażający. Uważał, ze czarnowłosa czarodziejka była piękna i w jakiś sposób go pociągała.
Mężczyzna pokręcił głową, starając się odgonić chore myśli.
– Morrigan – zaczął cicho, spojrzenie jej oczu przeniosło się ze zwoju na niego – nie widziałaś gdzieś Teagana?
– Powinien być na piętrze w saloniku. Tam, gdzie Isabella zabiła Connora.
– Dobrze więc, to ja już pójdę. – Wskazał za siebie kciukiem.
– Myślałam, że zostaniesz. – Alistair mógłby przysiąc, że w jej głosie wyczuł nutę nadziei.
Spojrzała na niego wzrokiem, jakiego jeszcze nie widział. Nie patrzyła na niego z politowaniem, tak jak to miała w zwyczaju.
– A chcesz, bym został?
– Czy gdybym nie chciała, to bym pytała? – odpowiedziała pytaniem.
Przyglądała mu się wyczekująco. Kurz unoszący w powietrzu zdążył już ponownie opaść.
– Bardzo tajemnicza z ciebie kobieta, Morrigan – westchnął.
– Nie, mylisz się. Po prostu nigdy nie starałeś się mnie poznać.
– Do tej pory myślałem, że tego nie chcesz.
– Czasami za dużo myślisz – powiedziała, wstając. – A to nie zawsze ci wychodzi. – Powolnym krokiem podeszła do niego. Delikatnie prawą dłoń zacisnęła na jego podbródku. – Powiedz min Alistairze, warto było się upodlić w objęciach tego lubieżnika?
– Wierz lub nie, ale między mną a Zevranem do niczego nie doszło. A nawet gdyby do czegoś doszło, to każdy potrzebuje czasem trochę czułości, prawda? – Spytał, uśmiechając się przy tym zadziornie, starając się rozładować nieprzyjemne uczucie napięcia.
Morrigan pokręciła głową. Oparła się pośladkami o stół, a ręce skrzyżowała na piersiach.
– To, co on by ci zafundował, to nie byłaby czułość. Czułości możesz oczekiwać od osoby, której na tobie zależy, a nie od kogoś, kto chce sobie tylko i wyłącznie ulżyć.
– O czym my w ogóle rozmawiamy? – Alistair podniósł ton głosu. – Zachowujesz się tak, jakbyś nigdy nie wskoczyła pierwszej lepszej osobie do łóżka. Isabella, jak tylko mijaliśmy jakieś przybytki, gdy miała ochotę, to szła sobie ulżyć, tak samo Oghren, i nikt nie robił z tego takiej sensacji. Dajcie sobie już wszyscy z tym spokój, ze mną i Zevranem. To był jednorazowy wyskok napalonego elfa, który tak naprawdę dla niego skończył się pokiereszowaną twarzą. Więc jeśli chcesz, bym tu został z tobą, to powiedz, dlaczego. Po to, by wysłuchiwać twoich pretensji? Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że przemawia przez ciebie zazdrość, Morrigan.
Kobieta spuściła wzrok, nie wiedząc, co ma powiedzieć. To ona wygadała, przy stole, Isabelli o schadzce tych dwóch, była wtedy wściekła na nich obu. Na Zevrana, że tak pogrywał z jej przyjaciółką, jak również na Alistaira, że dał się omotać ostrouchemu. 
Z Alistairem zawsze się kłóciła, jednak to tylko strategia obronna przed tym, jak ona sama reagowała na jego towarzystwo. Tyle emocji się w niej kłębiło. Tak wiele pozostawało spraw, o jakich chciała z kimś pomówić, jednak jedyną osobą, do której zawsze się zwracała, był właśnie on, Alistair.
Spojrzała na niego niepewnie.
– A co, jeśli jestem? – spytała.



10 komentarzy:

  1. A więc tak, cieszę się, że pojawił się nowy rozdział. Sprawiasz, że sama chcę powrócić do tego świata i zagrać, i chyba za chwilę włączę sobie DA.
    Co do rozdziału, no, zaskoczyłaś mnie trochę. Alistair i Morrigan? Bardzo ciekawe połączenie. Gdyby tak nie patrząc: "kto się lubi, ten się czubi". Idealnie to do nich pasuje. Jestem ciekawa, jak dalej to się wszystko między nimi potoczy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się połączenie Alistair i Morrigan. :) Chętnie dowiem się więcej. Rozdział świetnie napisany, jak zawsze odpaliłam sobie muzyczkę i czytałam... Robi się wtedy super klimat. :)
    Dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie, to nie przeczytałam jescze wszystkich rozdziałów. ale myślę, że są one bardzo ciekawe! :) |Achesa ma rację, że dobry klimacik przy muzyce :P
    Życzę wany Twoja fanka - Jupixowa
    Ps. Zacznę pisać nową opowieść ( bd o smokach - <3 )

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne opowiadanie! Kocham DA, ale zdecydowanie przepadam za dwójką. :) Nie przeczytałam jeszcze wszystkiego, ale jestem w trakcie. Mam tylko jedno zastrzeżenie co do szablonu. Jest troszkę nieestetyczny i kolor czcionki razi w oczy. Mam nadzieję, że nie uradziłam.
    Pozdawiam
    -Merill

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że czcionka jest teraz bardziej znośna :)

      Usuń
  5. Wypierdek xD Hahaa
    "Niech cię pomiot zgwałci" xD Kocham go

    No nareszcie Alistair ma jakąś ukochaną. Cudnie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem ciekawa (jak zawsze) co wyjdzie z tego.
    Mam tylko jakąś nadzieję, że u elfów też troszkę pozmieniasz (te wilkołaki były nudne), a może jakaś nowa postać dojdzie.Liczę, że mnie ponownie zaskoczysz

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! :)
    Kolejny lepszy rozdział, jaki miałam okazję tu u Ciebie przeczytać. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale kiedy tak czyta się Twój opis, a opisy Isabelli można odnieść ogromne wrażenie, że w pewnym sensie jesteście do siebie podobne. W komentarzach widziałam, iż nie do końca miałaś taki zamiar, upodobnić ją do siebie - czy odwrotnie, niemniej właśnie tak jest - jakbyś swoją osobowość wlała w jej. Bardzo mi się to podoba. :)
    Morrigan i Alistair? Bardzo ciekawe połączenie.
    Muszę to powiedzieć, ale między tymi notkami, a poprzednimi jest milowy krok! Rozdziały czytałam, bo byłam ciekawa, niemniej czasem mnie raziło w oczy (pewnie widać to po moich wrednych komentarzach). Cieszę się, iż nie rzuciłam tego bloga po dwóch rozdziałach, bo teraz jestem zachwycona i z chęcią czytam wszystko w wolnej chwili. :) oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuje. Ja też się niezmiernie cieszę, że nie porzuciłaś czytania po dwóch rozdziałach, bo kto by mi te wszystkie błędy i nieścisłości wytknął? :)
      A dzisiaj kolejny dzień pracy, zaczynamy poprawianie od 14 rozdziału :D

      Usuń
  8. Hej,
    ojć, Morgana zazdrosna jak widać, wciąż mnie zastanawia czy doszło wtedy do czegoś więcej między nimi…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń