Złotowłosy
mężczyzna o szpiczastych uszach, tak bardzo charakterystycznych dla jego
rodzaju, mozolnym krokiem schodził po schodach, kierując się w poszukiwaniu cichego
miejsca. Miejsca, gdzie mógłby w spokoju pobyć sam. Z dala od rozmów, ukradkowych
spojrzeń i pytań o ranną Isabellę.
Szczupłe
dłonie skrył w kieszeniach skórzanych
spodni. Zgarbiona teraz sylwetka kryła się pod materiałem białej koszuli. Bursztynowe
oczy patrzyły pod nogi, jakby chciały zliczyć każdy ubytek w kamiennej podłodze.
Z westchnieniem
wyszedł z klatki schodowej do niedużego hallu, gdzie po prawej znajdowały się
drzwi do gabinetu arla. Tak, doskonale pamiętał tajemnicza elfkę, która
wręczyła mu wtedy pewien wisior. Swoją drogą Zevran był ciekaw, czy Isabella
przekazała medalion Alistairowi.
Wzrok elfa
przeniósł się na drzwi, które miał naprzeciw siebie. Zaintrygowany tym, co się
mogło za nimi kryć, podszedł do nich i pchnął drewniane wrota, wchodząc do
środka.
Oczom Zevrana
ukazał się przytulny pokoik, najwyraźniej w tej chwili niezamieszkany przez
nikogo. Wkroczył głębiej, przyglądając się bogatym meblom. Bezcelowo błądził
dłonią po kantach szafek i komód. Pod jedną ze ścian zauważył wysoką po sufit
biblioteczkę. Uśmiechnął się. Wbrew pozorom, jakie stwarzał, bardzo lubił
czytać. Podszedł do półek i na chybił-trafił wyjął jedną z ksiąg z obskurnym grzbietem,
w kolorze turkusa. Otworzył okładkę, chcąc przeczytać tytuł.
Jednak nie
było mu to dane, bo do pomieszczenia wpadł zdyszany Alistair. W pierwszej
chwili templariusz nie zauważył, że nie był sam pokoju. Co i rusz wychylał
głowę za futrynę, jakby sprawdzał, czy ktoś go nie gonił.
Zevran
delikatnie zamknął książkę i odchrząknął, chcąc skupić uwagę mężczyzny na
sobie.
– Na Stwórcę!
– Alistair podskoczył jak oparzony.
Złapał się
prawą ręką za kołaczące serce.
Elf, widząc to,
tylko się zaśmiał, kręcąc głową.
– Widać nadal
podskakujesz na widok swojego cienia, Alistairze – powiedział elf, odkładając książkę na
miejsce.
Dziedzic tronu
Fereldenu skrzyżował ręce na piersi.
– Widać za
dużo czasu spędzasz z Morrigan, bo mówisz zupełnie jak ona.
– O Morrigan
to ty się nie martw, przyjacielu – odparł Zevran z uśmiechem. Ruchem brody
wskazał drzwi. – Uciekasz przed kimś?
– Tak –
powiedział przeciągle mężczyzna, wchodząc głębiej w pokój. – Pamiętasz tę kupę
kamieni, którą zbudziła Isabella?
– Tak, Shale.
W czym rzecz? – Zevran przyglądał się to stojącemu przed nim młodzieńcu, to
drzwiom, które miał za sobą.
– Wyobraź sobie,
że chciała sprawdzić, jak bardzo jestem miękki. – Elf zerknął na Alistaira spojrzeniem,
które wyrażało jedno. Niczego z tego nie rozumiał. – Na miłość Stwórcy,
zmiażdżyć mnie chciała.
– To wiele
wyjaśnia. – Antivańczyk westchnął niezadowolony z tego, że nie dane było mu
pobyć w samotności. – Bywaj, Alistairze. – Skrytobójca już miał opuszczać
pokój, gdy poczuł na barku uścisk mocnej dłoni.
– Zevranie,
poczekaj – zaczął Alistair, chcąc coś powiedzieć.
Elf strącił
rękę Strażnika
i gwałtownie obrócił się w stronę księcia.
– Alistairze –
westchnął. – Nie zrozum mnie źle. Jesteś przystojnym mężczyzną, ale tamta
sytuacja… między nami… – Skrytobójca zaczął nerwowo gestykulować. – To nie
miało prawa się wydarzyć. Po prostu o tym zapomnij. Ja chciałem tym utrzeć nosa
Isabelli, tylko tyle. Niczego do ciebie nie mam. Więc…
– Ale…?
– Nie. Daj mi
skończyć. – Zevran uciszył Alistaira. – Spójrz na siebie, jesteś dobrze
zbudowany, szlachetnie urodzony i, co najważniejsze, masz ładną buźkę. Więc znajdź
sobie kobietę, a najlepiej kilka, i zrób użytek ze swojej szlachetnej spermy, i
zapłodnij jakąś niewiastę, by mogła ci urodzić szlachetne dzieci, które kiedyś
po tobie zasiądą na tronie, hmm? – Kończąc monolog Zevran, klepnął po
przyjacielsku Alistaira w ramię.
Nagle do ich
uszu doszedł odgłos upadającego przedmiotu. Obaj spojrzeli w kierunku drzwi.
Ich oczom ukazała się płomiennoczerwona broda należąca do jegomościa niskiego
wzrostu, który pokracznie starał się podnieść z posadzki drewniany kufel. W
objęciach ściskał flaszeczki z nieznaną im zawartością.
– Oghren –
powiedzieli głośno mężczyźni na widok Orzammarczyka.
– No cześć –
przywitał się krasnolud z uśmieszkiem, zmieszany całą sytuacją.
Oghren był
poczciwym krasnoludem, który nie miał zwyczaju mieszania się w nieswoje sprawy.
Tego popołudnia, a raczej już wieczora, chciał sobie spędzić miło i przytulnie
czas, popijając wino, które znalazł w jednej z zamkowych piwnic. Nie chciał
nikomu zawadzać. Szedł sobie korytarzami, zaglądając do pomieszczeń mijanych po
drodze. Jednak w każdym dostrzegał znaki, które wskazywały na to, że dana
komnata była już przez kogoś zajęta. Po obejściu całego piętra postanowił zejść
na parter. Jasnym było, że skoro drzwi po prawej okazały się zamknięte na
klucz, to zajrzał do pokoju, gdzie drzwi zostały lekko uchylone.
No więc szedł,
mozolnie, z racji trzymanego bagażu w postaci szklanych butelek i drewnianego
kufla, uchylił drzwi, a tam co? Dwóch pięknisiów w bliskiej od siebie
odległości, do tego jeden dotyka drugiego, na dodatek tym dotykanym był
Alistair.
Oghren, nie
chcąc się mieszać, postanowił wycofać się po cichu, jednak najwidoczniej kufel
miał co do tego inne plany i zdradził obecność krasnoluda, uderzając z hukiem o
podłogę.
– Ja… emm… no
– jąkał się Oghren. – Szukałem cichego miejsca. To ja już pójdę… – Próbując się
niezdarnie wycofać, znowu upuścił kufel. – Niech cię pomiot zgwałci! – warknął
do nieposłusznego naczynia.
Zevran i Alistair
spojrzeli po sobie, po czym przenieśli wzrok znów na krasnoluda.
– Oghrenie, co
ty robisz? – spytał templariusz, podchodząc do przyjaciela.
Chcąc mu pomóc,
podniósł kufelek z podłogi i wsadził go do góry dnem na jedną butelkę.
– Winka
chciałem się napić. Gorzałka, co mi ten wypierdek przyniósł – wskazał brodą na
elfa – już dawno się skończyła. To poszłem wina poszukać, co nie? No i
znalazłem. A jak znalazłem, to zacząłem se miejsca dogodnego szukać, pomyślałem,
że tu będzie jak ulał, ale wchodzę, a tu wy. Mizdrzycie się do siebie, wy peda…
–
Rozmawialiśmy tylko, więc bądź tak uprzejmy i nie kłap dziobem – warknął wściekle
Zevran. – I nie jestem wypierdkiem.
– Jesteś.
– Nie jestem.
– Jesteś.
– Osz ty
krótkonogi kuta… – Zevran już podnosił pięść, gdy wokół jego nadgarstka
zacisnęła się boleśnie dłoń Alistaira.
– Obaj jesteście
siebie warci, cholery jedne. Oghrenie. – Strażnik zwrócił się do woja, który
akurat ciskał z oczu błyskawicami w stronę unieruchomionego elfa. – Bądź tak
miły i nikomu nie mów o tym, że widziałeś nas samych. Mogłoby to zaszkodzić
zdrowiu naszej kochanej Strażniczki. A co się tyczy ciebie. – Spojrzał na
Zevrana. – To chciałem tylko spytać, jak się czuje Isabella. Idioci! – Wypuścił
rękę Zevrana z uścisku, po czym wyszedł, zostawiając zwaśnione nacje samym
sobie.
Elf wpatrywał
się złowieszczo w krasnoluda. Oghren zaś nie pozostawał mu dłużny.
– Masz zamiar
sam to wypić? – Antivańczyk wskazał podbródkiem cztery flaszki, które krasnolud
przyciskał do swej piersi.
– A co?
– Sam bym
zapił to i owo. – Skrytobójca wzruszył ramionami.
Oghren zerknął
tęsknym wzrokiem na zgromadzone zapasy, po czym przeniósł spojrzenie na
stojącego wciąż w jednym miejscu upierdliwca.
– No dobra,
ale jak się skończy, to ty lecisz szukać następnych.
Alistair szedł
korytarzami wciąż oburzony zachowaniem tamtej dwójki. Zastanawiał się, jakim
cudem nie nudziło im się ciągłe dowalanie sobie i ubliżanie, a mimo to nadal
wyglądali na dwójkę dobrych przyjaciół. W głowie mu się to nie mieściło. Z
drugiej strony myślał nad tym, co powiedział mu Zevran. By znalazł sobie kobietę.
Tak naprawdę żadnej nigdy nie kochał
Owszem, była
Isabella, ale ona najwidoczniej wolała egzotyczne towary w postaci elfów.
Alistair skulił się w sobie. Zawsze darzył ją ciepłymi uczuciami, jednak dopóki
nie było z nimi Zevran, nie myślał o niej w kategoriach kochanki. Dopiero gdy pojawiło
się zagrożenie w postaci przystojnego elfa, poczuł zazdrość. Jednak nie była to
raczej zazdrość kogoś zakochanego, a raczej kogoś zatroskanego. W końcu on i
Isabella pozostawali bliskimi przyjaciółmi. Mimo to nie wyobrażał sobie
przyszłości bez niej u boku.
Ostatnio
zachowuję się gorzej niż rozdygotana dziewica. Powinienem się wziąć w garść. I
nie myśleć o tych sprawach; to nie czas i miejsce. Jest Plaga.
Z takimi myślami
postanowił, że uda się do Teagana. Musiał z nim porozmawiać. Zima w końcu
zawitała na dobre w Fereldenie, co uniemożliwiało im zbytnio kontynuowanie
misji. Tak wiele jeszcze pozostało do zrobienia. Najbardziej obawiał się podróży
do lasu Brecilian. Był to ogromny, dziki obszar. Niejednokrotnie przekazywano
opowieści o tym, jak rzekomo śmiałkowie zapuszczający się w tamte rejony już
nigdy nie wracali. Alistair wiedział, że muszą odnaleźć jakikolwiek klan dalijskich
elfów, ale czy to nie było jak szukanie igły w stogu siana?
Z myśli o
lesie znów powrócił do zastanawiania się nad przyszłością. Jaka ona będzie? Czy
w ogóle doczeka się dzieci, wnuków? Jakim cudem ma mu się udać zasiąść na
tronie? Oczywiście sam jeszcze nie wyraził na to zgody, ale mimo wszystko to
wydawało się najrozsądniejszym wyjściem.
Jego
rozmyślania brutalnie przerwał upadek na posadzkę, po tym, jak odbił się od
czegoś miękkiego.
– Auć! – doszedł
go znajomy kobiecy głos.
Jasne piwne oczy
spojrzały na kobietę leżącą przed nim.
Morrigan
starała się podnieść z chłodnej posadzki. Rozeźlone spojrzenie utkwiła w
niezdarnym Strażniku.
– Patrz, jak
chodzisz! – warknęła, kucając, by pozbierać swoje zwoje, księgi i zioła.
– Wybacz,
Morrigan. Zamyśliłem się. Ostatnio jestem strasznie rozkojarzony – odparł
zgodnie z prawdą.
Podszedł do
przyjaciółki i w ciszy bez zbędnych słów zaczął pomagać jej w zbieraniu
upuszczonych rzeczy. Jego spojrzenie przykuły liczne zapiski, które zdradzały
tajniki leczniczej magii oraz dalijskich metod radzenia sobie w różnych stanach
zagrażających życiu.
Mężczyzna
uśmiechnął się pod nosem, niczego nie mówiąc.
Rana, jakiej
doznała Isabella, poruszyła wszystkich bez wyjątku. Każdy truchlał o zdrowie liderki,
która nie dość, że była doskonałym przywódcą, była też ich przyjaciółką.
Isabella to osoba, jaką spotkało wiele przykrych rzeczy, ale to jej nie złamało.
Starała się zawsze dawać z siebie ponad sto procent. Czy to na polu bitwy, czy
to jako bliska osoba.
Morrigan
najbardziej przeżyła tamten dzień w Honnleath. To ona miała ręce całe skąpane
we krwi jedynej przyjaciółki. Alistair widział wtedy rozpacz w oczach na pozór
twardej wiedźmy. Widział tę bezradność płynącą z nieznajomości szkoły magii,
którą kiedyś tak gardziła.
Teraz kucała
przy nim niby taka sama, ale jednak odmieniona. Wyraz jej spojrzenia się
zmienił. Zniknął ten chłód, którym mroziła serca wszystkim wokół.
– Morrigan,
jak się trzymasz? – spytał templariusz, poddając kobiecie ostatnie zwoje.
Wiedźma wstała,
przygarniając tajemną wiedzę do swej piersi.
– Jak ja się
czuję? – spytała zdezorientowana, unosząc przy tym brew. – To pytanie
powinieneś raczej zadać Isabelli.
– Każdy z nas
ucierpiał, lecz tylko ona fizycznie – odparł.
Morrigan
prychnęła, spuszczając głowę. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Czasem drażnił
ją styl bycia Alistaira. Ta jego nadopiekuńczość. Poczucie odpowiedzialności za
każdego z drużyny. Nawet za nią, pomimo tylu gorzkich słów, jakie w ciągu
podróży skierowała w jego stronę.
– Mam mnóstwo
pacy – powiedziała wymijająco.
– Daj mi to,
pomogę ci – powiedział, zrezygnowany postawą przyjaciółki.
Wziął ze
szczupłych rąk ciężkie tomiszcza, po czym ruszył za czarodziejką w stronę
biblioteki.
– Czemu taki
jesteś? – spytała Morrigan, odwracając głowę. Jej czujne oczy świdrowały
pojawiające się emocje na twarzy mężczyzny. – Zawsze starasz się troszczyć o
każdego z nas, nie zwracając uwagi na siebie samego – dokończyła, patrząc na
wprost. – Nawet o mnie się troszczysz, choć nie dawałam ci nigdy powodów do
jakiejkolwiek sympatii.
– Czuję się
zobowiązany. Ktoś musi mieć pieczę nad wszystkimi, pilnować, by nikomu niczego
nie brakowało. Taki już jestem.
– Myślałam, że
ten obowiązek należy do Isabelli.
– Isabella teraz
nie jest w stanie zająć się samą sobą, nie mówiąc już o reszcie – powiedział
Alistair i wyminął wiedźmę. Stanął przed nią i spojrzał jej w oczy. – Co się
tyczy ciebie. Nigdy nie powiedziałem, że cię nie lubię. – Uśmiechnął się.
Doszli już do
drzwi prowadzących do biblioteki. Mężczyzna łokciem nacisnął mosiężną klamkę i
barkiem pchnął drewniane wrota. Przepuścił przodem kobietę, po czym sam wszedł
do środka.
Morrigan
podeszła do dużego stolika i położyła na nim zwoje.
– Książki
możesz postawić obok – powiedziała, nim Alistair zdążył zadać pytanie.
Mężczyzna z
ociąganiem podszedł do stołu i z hukiem zrzucił ciężkie tomiszcza. Wokół nich wzniosły
się kłęby kurzu. Morrigan uśmiechnęła się lekko do przyjaciela, siadając na
twardym krześle. Pochwyciła w dłonie pierwszy zwój, rozwinęła go, czujnym
wzrokiem śledziła starodawne runy opisujące poszczególne substancje lecznicze.
Alistair stał oparty rękoma o blat, patrząc z podziwem na piękną kobietę.
Dopiero teraz
zauważył, że Morrigan miała rozpuszczone włosy. Gdy nosiła je spięte w koczek, wydawały
się krótkie. W rzeczywistości sięgały jej lekko poza łopatki. Pukle wiedźmy
były proste, postrzępione lekko na końcach. Grzywka opadała swobodnie na czoło.
Żółte oczy w skupieniu czytały runy, sinofioletowe usta poruszały się miarowo, szepcząc
bezgłośnie tekst wypisany tuszem na pergaminie.
Właśnie w
tamtej chwili dotarł do Alistaira fakt, trochę dla niego przerażający. Uważał,
ze czarnowłosa czarodziejka była piękna i w jakiś sposób go pociągała.
Mężczyzna
pokręcił głową, starając się odgonić chore myśli.
– Morrigan –
zaczął cicho, spojrzenie jej oczu przeniosło się ze zwoju na niego – nie
widziałaś gdzieś Teagana?
– Powinien być
na piętrze w saloniku. Tam, gdzie Isabella zabiła Connora.
– Dobrze więc,
to ja już pójdę. – Wskazał za siebie kciukiem.
– Myślałam, że
zostaniesz. – Alistair mógłby przysiąc, że w jej głosie wyczuł nutę nadziei.
Spojrzała na
niego wzrokiem, jakiego jeszcze nie widział. Nie patrzyła na niego z
politowaniem, tak jak to miała w zwyczaju.
– A chcesz, bym
został?
– Czy gdybym
nie chciała, to bym pytała? – odpowiedziała pytaniem.
Przyglądała mu
się wyczekująco. Kurz unoszący w powietrzu zdążył już ponownie opaść.
– Bardzo
tajemnicza z ciebie kobieta, Morrigan – westchnął.
– Nie, mylisz
się. Po prostu nigdy nie starałeś się mnie poznać.
– Do tej pory
myślałem, że tego nie chcesz.
– Czasami za
dużo myślisz – powiedziała, wstając. – A to nie zawsze ci wychodzi. – Powolnym
krokiem podeszła do niego. Delikatnie prawą dłoń zacisnęła na jego podbródku. –
Powiedz min Alistairze, warto było się upodlić w objęciach tego lubieżnika?
– Wierz lub
nie, ale między mną a Zevranem do niczego nie doszło. A nawet gdyby do czegoś
doszło, to każdy potrzebuje czasem trochę czułości, prawda? – Spytał,
uśmiechając się przy tym zadziornie, starając się rozładować nieprzyjemne
uczucie napięcia.
Morrigan
pokręciła głową. Oparła się pośladkami o stół, a ręce skrzyżowała na piersiach.
– To, co on by
ci zafundował, to nie byłaby czułość. Czułości możesz oczekiwać od osoby,
której na tobie zależy, a nie od kogoś, kto chce sobie tylko i wyłącznie ulżyć.
– O czym my w
ogóle rozmawiamy? – Alistair podniósł ton głosu. – Zachowujesz się tak, jakbyś
nigdy nie wskoczyła pierwszej lepszej osobie do łóżka. Isabella, jak tylko
mijaliśmy jakieś przybytki, gdy miała ochotę, to szła sobie ulżyć, tak samo
Oghren, i nikt nie robił z tego takiej sensacji. Dajcie sobie już wszyscy z tym
spokój, ze mną i Zevranem. To był jednorazowy wyskok napalonego elfa, który tak
naprawdę dla niego skończył się pokiereszowaną twarzą. Więc jeśli chcesz, bym tu
został z tobą, to powiedz, dlaczego. Po to, by wysłuchiwać twoich pretensji?
Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że przemawia przez ciebie zazdrość, Morrigan.
Kobieta
spuściła wzrok, nie wiedząc, co ma powiedzieć. To ona wygadała, przy stole, Isabelli
o schadzce tych dwóch, była wtedy wściekła na nich obu. Na Zevrana, że tak
pogrywał z jej przyjaciółką, jak również na Alistaira, że dał się omotać
ostrouchemu.
Z Alistairem
zawsze się kłóciła, jednak to tylko strategia obronna przed tym, jak ona sama
reagowała na jego towarzystwo. Tyle emocji się w niej kłębiło. Tak wiele pozostawało spraw, o
jakich chciała z kimś pomówić, jednak jedyną osobą, do której zawsze się
zwracała, był właśnie on, Alistair.
Spojrzała na
niego niepewnie.
– A co, jeśli
jestem? – spytała.
A więc tak, cieszę się, że pojawił się nowy rozdział. Sprawiasz, że sama chcę powrócić do tego świata i zagrać, i chyba za chwilę włączę sobie DA.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, no, zaskoczyłaś mnie trochę. Alistair i Morrigan? Bardzo ciekawe połączenie. Gdyby tak nie patrząc: "kto się lubi, ten się czubi". Idealnie to do nich pasuje. Jestem ciekawa, jak dalej to się wszystko między nimi potoczy. ;)
Podoba mi się połączenie Alistair i Morrigan. :) Chętnie dowiem się więcej. Rozdział świetnie napisany, jak zawsze odpaliłam sobie muzyczkę i czytałam... Robi się wtedy super klimat. :)
OdpowiedzUsuńDużo weny.
W sumie, to nie przeczytałam jescze wszystkich rozdziałów. ale myślę, że są one bardzo ciekawe! :) |Achesa ma rację, że dobry klimacik przy muzyce :P
OdpowiedzUsuńŻyczę wany Twoja fanka - Jupixowa
Ps. Zacznę pisać nową opowieść ( bd o smokach - <3 )
Cudowne opowiadanie! Kocham DA, ale zdecydowanie przepadam za dwójką. :) Nie przeczytałam jeszcze wszystkiego, ale jestem w trakcie. Mam tylko jedno zastrzeżenie co do szablonu. Jest troszkę nieestetyczny i kolor czcionki razi w oczy. Mam nadzieję, że nie uradziłam.
OdpowiedzUsuńPozdawiam
-Merill
Mam nadzieję, że czcionka jest teraz bardziej znośna :)
UsuńWypierdek xD Hahaa
OdpowiedzUsuń"Niech cię pomiot zgwałci" xD Kocham go
No nareszcie Alistair ma jakąś ukochaną. Cudnie!
Jestem ciekawa (jak zawsze) co wyjdzie z tego.
OdpowiedzUsuńMam tylko jakąś nadzieję, że u elfów też troszkę pozmieniasz (te wilkołaki były nudne), a może jakaś nowa postać dojdzie.Liczę, że mnie ponownie zaskoczysz
Hej! :)
OdpowiedzUsuńKolejny lepszy rozdział, jaki miałam okazję tu u Ciebie przeczytać. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale kiedy tak czyta się Twój opis, a opisy Isabelli można odnieść ogromne wrażenie, że w pewnym sensie jesteście do siebie podobne. W komentarzach widziałam, iż nie do końca miałaś taki zamiar, upodobnić ją do siebie - czy odwrotnie, niemniej właśnie tak jest - jakbyś swoją osobowość wlała w jej. Bardzo mi się to podoba. :)
Morrigan i Alistair? Bardzo ciekawe połączenie.
Muszę to powiedzieć, ale między tymi notkami, a poprzednimi jest milowy krok! Rozdziały czytałam, bo byłam ciekawa, niemniej czasem mnie raziło w oczy (pewnie widać to po moich wrednych komentarzach). Cieszę się, iż nie rzuciłam tego bloga po dwóch rozdziałach, bo teraz jestem zachwycona i z chęcią czytam wszystko w wolnej chwili. :) oby tak dalej!
Dziękuję, dziękuje. Ja też się niezmiernie cieszę, że nie porzuciłaś czytania po dwóch rozdziałach, bo kto by mi te wszystkie błędy i nieścisłości wytknął? :)
UsuńA dzisiaj kolejny dzień pracy, zaczynamy poprawianie od 14 rozdziału :D
Hej,
OdpowiedzUsuńojć, Morgana zazdrosna jak widać, wciąż mnie zastanawia czy doszło wtedy do czegoś więcej między nimi…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia