Sword

1 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 31. Wioska Honnleath.

Isabella stała w pełnym uniformie przed wrotami prowadzącymi do zamku Redcliffe.
Jej bujne czarne włosy były upięte niedbale z tyłu głowy. Pojedyncze niesforne kosmyki wypadały zza niebieskiej wstążki, łaskocząc szczupłą szyję i kark. Piersi zostały skryte za gorsetem z utwardzonej skóry. Ramiona zdobiły żelazne karwasze z cienkimi, solidnymi paskami. Skórzane spodnie wzmocniono żelaznymi nagolennikami. Pas zwisający lekko z bioder zaopatrzono w najróżniejsze rzeczy, którymi można zabijać. Począwszy od małego podręcznego noża, skończywszy na wygodnych, ostrych rzutkach.
Na plecach, przytwierdzona do skórzanych pasów, znajdowała się oręż Strażniczki; sztylet, z pofalowanym ostrzem, czyniącym z niego niebezpieczną broń; rękojeść wykończono czarnym rzemieniem mającym ułatwić trzymanie jej w dłoni. Miecz zaś posiadał głowicę w kształcie dwóch splatających się ze sobą gałązek lauru. Był bowiem ostrzem rodowym, które niegdyś dzierżył dziadek Strażniczki.

Uzbrojona kobieta czekała na paru swoich kompanów, których poprosiła, by towarzyszyli jej podczas patrolu do sąsiadującej wioski Honnleath. Bann Teagan doniósł, że od pewnego czasu przestały dochodzić dostawy piwa i serów, w które Honnleath zaopatrywało Redcliffe. Isabella postanowiła to sprawdzić, miała już dość nic nie robienia.
Od wydarzenia z Zevranem, które miało miejsce w łaźni, praktycznie nie wychodziła ze swojej sypialni. Nie wiedząc jak spożytkować czas, ze skrytobójcą oddawali się cielesnym uciechom. Dla Isabelli były to bajeczne dni. Poznawała swoje ciało, realizowała najśmielsze fantazje, jakie gościły w jej umyśle. Co najważniejsze bliskość innej osoby w nocy tłumiła koszmary.
Potężne drewniane wrota uchyliły się. Z wnętrza budynku wyszła Morrigan. Wiedźma upięła czarne włosy jak zawsze w ciasny kok z tyłu głowy. Parę kosmyków sterczało ku górze, z daleka wyglądało to jak pióra mrocznego ptaszyska. Niesforna grzywka przysłaniała blade czoło. Złote, często złowrogie oczy kontrastowały z gęstymi rzęsami i fioletowym makijażem. Usta wykrzywiły się w grymasie uśmiechu. Wrzosowa tunika lekko odsłaniała jędrne piersi ozdobione błyszczącą biżuterią. Spódnica łopotała na wietrze.
Dzisiejszy dzień był wietrzny, na szczęście temperatura okazała się optymalna i dało się znieść wszechobecny chłód.
– Wydajesz się być w bardzo dobrym humorze, Isabello – zagaiła złośliwie czarodziejka, śmiejąc się pod nosem.
Chyba każdy na zamku doskonałe wiedział, co ich kochana Szara Strażniczka wyczyniała z elfim pięknisiem.
– A ty wydajesz się być jak zawsze naburmuszona, Morrigan – odparła z uśmiechem szlachcianka.
Obie kobiety spojrzały na siebie z dziwnym błyskiem w oku. Może tego nie pokazywały, ale pałały do siebie ogromną sympatią.
– Gdzie reszta? – spytała zniecierpliwiona czekaniem Couslandówna.
Morrigan tylko wzruszyła ramionami, tak jakby w ogóle jej to nie obchodziło.
– Skąd mam to wiedzieć? Nie jestem niańką Alistaira, a Zevran to raczej twoja działka, czyż nie?
Jak na zawołanie drzwi otworzyły się ponownie i do dwójki kobiet dołączyli spóźnieni mężczyźni. Wszyscy spojrzeli po sobie, zadając nieme pytanie czemu i po co musieli wychodzić z bezpiecznego zamku.
– Możemy ruszać? – spytała Isabella.
Alistair stał, rozglądając się wokół, jakby kogoś szukał. Jego kolcza zbroja połyskiwała w promieniach południowego słońca.
Zevran bez zbędnych pytań minął kobiety, schodząc po kamiennych schodach. Nie wyglądał, jakby szedł na patrol, jedyne, co o to tym świadczyło, to dwa sztylety przypięte do paska na plecach. Jego luźny strój pozwalał na wykonywanie szybkich i precyzyjnych ruchów. Skóra nie krępowała tak jak zbroja.
– Alistairze? – Couslandówna stała naprzeciwko syna króla Marica z zatroskaniem na twarzy.
Oficjalnie się nie pogodzili. Zazwyczaj się unikali, starając nie wchodzić sobie w drogę, by nie wywoływać niepotrzebnie dodatkowych kłótni. Dla Isabelli było tak wygodniej. Miała chociaż odrobinę nadziei, że ów tajemniczy medalion rozwiąże sprawę. Zaniepokojona włożyła szczupłą dłoń do kieszeni spodni, sprawdzając, czy poczuje pod palcami chłód biżuterii. Była na swoim miejscu.
– Gdzie Sten? – odezwał się w końcu Alistair, nie patrząc na przyjaciółkę.
– Sten pomaga w wiosce. Chciałam, by poszedł z nami, ale Wynne uznała, że bardziej się przyda jego siła przy odbudowie zniszczonych budynków.
– Czy to rozsądne? – oburzył się Alistair, patrząc kobiecie w oczy. – Przecież zabił tych biednych ludzi w Lothering.
– Wynne i Leliana go pilnują. Nie bój się o niego i chodź już – ponagliła mężczyznę i ruszyła za oddalającą się wiedźmą oraz elfem.
Sten; pamiętała doskonale dzień, w którym go ujrzała. Cały uwalany z brudu i krwi, w byle jakich łachmanach, siedział w klatce na skraju małego miasteczka Lothering. Został pojmany i uwięziony z rozkazu Matki Wielebnej. Wiele wysiłku kosztowało Isabellę, by wydostać olbrzyma z więzienia. 
Szara Strażniczka cały czas zastanawiała się, czemu zwróciła uwagę na więźnia, który przemawiał nieznanym językiem, recytując tajemnicze wersety. Może urzekł ją jego wyraz twarzy. Surowe rysy, szerokie szczeki, wąskie usta wypowiadające dziwne dla jej uszu słowa. Może przenikliwe fioletowo-różowe oczy błyszczące zwierzęcym blaskiem w mroku, w których dostrzegła żal za dokonane czyny.
Pomijając ogromne gabaryty nietypowego mężczyzny oraz jaśniejącą biel jego włosów, wydał jej się wtedy taki czysty i niewinny. Nie potrafiła się powstrzymać, by nie podejść do zimnych krat i nie spytać, czy czegoś nie potrzebował. Poczuła wtedy wewnętrzną potrzebę wyciagnięcia tego osobnika z jego okowów.
– Nad czym myślisz? – Isabella podniosła wzrok na Zevrana, który nie wiadomo skąd znalazł się u jej boku.
Czasem potrafił zaskakiwać.
Widząc jego zawadiacki wyraz twarzy, kiedy na nią patrzył, mimowolnie uniosła kąciki ust. Bardzo go polubiła. Jego towarzystwo jak do tej pory nigdy jej się nie nudziło.
– O Stenie – odparła zgodnie z prawdą, patrząc przed siebie.
Przed nimi rozciągał się trakt handlowy oraz gęsty las. Niebo ozdobione było szarymi chmurami co i rusz przysłaniającymi słońce. W powietrzu leniwie szybował sokół, wypatrując potencjalnej ofiary. Wiatr niósł ze sobą pomarszczone liście i woń butwiejących gałęzi w poszyciu. Do nozdrzy Szarej Strażniczki doszedł też zapach olejków do kąpieli, których używał elf idący przy jej lewym boku.
– O Stenie? Ledwo wyszliśmy z twojej sypialni, a ty już zmieniasz obiekt westchnień? – Elf zacmokał teatralnie, udając urażonego.
Szlachcianka posłała mu kuksańca w żebra.
– Ty tylko o jednym. Opanuj się. – Zerknęła na niego, figlarnie się przy tym uśmiechając.
Zevran zaniósł się melodyjnym śmiechem. Jego młodzieńczy głos odbił się echem w pobliskim lesie, płosząc ptactwo, które zerwało się z drzew z przeraźliwą kakofonią dźwięków. Antivańczyk odgarnął kosmyk złocistych włosów z czoła.
– Opowiedz mi. – Spojrzał wprost w niebieskie oczy Isabelli.
Jak zawsze ją zadziwiał. Nie potrafiła pojąć, jak on to robił, że praktycznie czytał w jej myślach.
– Dobrze. Od czego by tu zacząć?– zastanawiała się przez chwilę.
– Od początku – odparł, patrząc w niebo na szalejące w powietrzu ptaki.
– Pamiętasz, jak opowiadałam ci, w jaki sposób poznaliśmy Lelianę? – Elf pokiwał głową. – W tamtej wiosce, w Lothering, był też Sten. – Isabella zauważyła, że Antivańczyk drgnął na samo wspomnienie o potężnym qunari. – Był uwięziony w klatce. Wyglądał tak groteskowo; w ogóle nie pasował do krajobrazu, jaki go otaczał. Żaden wieśniak nie zwracał na niego uwagi, zupełnie jakby nie istniał. Jednak ja od razu go zauważyłam. Przemawiał w swoim języku. Był taki spokojny i opanowany. Nie potrafiłam tego pojąć. Jak ktoś uwięziony w tak ciasnej klatce może być taki obojętny? Zaproponowałam Alistairowi, byśmy wzięli qunari ze sobą. Alistair, jak to Alistair. – Isabella wraz z Zevranem automatycznie obrócili się za siebie, spoglądając na rozmawiającego z Morrigan templariusza. – Więc Alistair sprzeciwiał się temu, byśmy uwalniali tajemniczego olbrzyma. Matka wielebna, która miała klucz od klatki Stena, też nie była tym pomysłem zachwycona…
– Czy to jest ten moment, w którym groziłaś kapłance mieczem wycelowanym w jej tchawicę? – przerwał opowieść Zevran, klaszcząc podekscytowany w dłonie.
Isabella zaśmiała się, nie umiejąc się powstrzymać.
– Tak, to ten moment. Nie jest to chwalebne z mojej strony, że groziłam wysoko postawionej zakonnicy, ale cóż… Czasem ta praca wymaga poświęceń. – Szlachcianka uśmiechnęła się delikatnie. – Kiedy zdobyłam klucz, bałam się. Nie wiedziałam, czy czasem qunari się na mnie nie rzuci i nie rozerwie na strzępy. Słyszałam plotki o tym, jak wymordował całą rodzinę wieśniaków gołymi rękoma; każdy normalny człowiek by się bał w takiej sytuacji. Wypuściłam go.
– I jest z tobą do teraz.
– Dokładnie.
– A co się tak naprawdę stało?
– Tego nie wiem. Nikt tego nie wie oprócz Stena i tych nieszczęsnych wieśniaków. Kiedy będzie chciał, sam mi o tym powie. – Posłała Zevranowi piękny uśmiech, po czym przystanęła na środku ścieżki.
– Coś się stało? – spytała Morrigan, gdy tylko dołączyła z Alistairem do reszty.
– Nic się nie stało – odparła Isabella. – Alistairze – zwróciła się bezpośrednio do przyjaciela. – Możemy porozmawiać?
– Jeśli chcesz – odparł beznamiętnie.
– Idźcie przodem. – Isabella zwróciła się do pozostałej dwójki.
Gdy Zevran i Morrigan oddalili się parę metrów, Couslandówna zwróciła niebieskie oczy na twarz mężczyzny. Był wyraźnie zdołowany.
– Alistairze – zaczęła niepewnie, wznawiając marsz. – Przepraszam – powiedziała, patrząc pod nogi.
– To ja powinienem przeprosić. Nie powinienem tak długo ukrywać przed tobą mojego pochodzenia, zważając na fakt, jak wiele razy pytałaś, kto jest moim ojcem. Wybacz mi – powiedział z lekkim uśmiechem, starając się tym samym uspokoić sumienie kobiety idącej przy jego ramieniu.
Isabella niepewnie włożyła rękę do kieszeni, wyjmując medalion. Przystanęła, to samo uczynił to Alistair. Nic się nie odzywając, wzięła rękę przyjaciela i ułożyła mu w dłoni tajemniczy wisior. Gdy tylko templariusz spostrzegł, co trzymał w rękach, zaniemówił, a jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
  To… to jest medalion, który należał do mojej matki – wyjąkał zszokowany.
– Jesteś tego pewny?
– Tak, ale jak? Skąd go masz? Gdy dowiedziałem się, że arl chce mnie wysłać do Zakonu, w nerwach rzuciłem medalionem o ścianę, tak, że rozpadł się w pół. Gdzie go znalazłaś?
– Czy to ważne? Pomyślałam, że może ci się spodobać.
– Dziękuję – powiedział wzruszony.

***

Czworo podróżnych podążało traktem handlowym. Wypatrywali potencjalnego zagrożenia oraz jakichkolwiek śladów mrocznych pomiotów. Pomimo ogólnie panującej dobrej atmosfery byli w ciągłej gotowości na potencjalny atak. Otoczeni z dwóch stron drogi gęstwiną drzew czuli się niepewne. W normalnych warunkach zawsze słychać ćwierkanie ptaków; ogółem odgłosy natury. Dzisiaj otaczała ich złowroga cicha, która mogła tylko zwiastować jedno – pomioty.
– Dziwne. – Zatrzymał się Alistair. – Zwykle w takich warunkach już dawno zostalibyśmy zaatakowani, a tu nic. Nawet nie słyszę tych potworów.
– Ja tak samo – przytaknęła Isabella. – Miejmy się na baczności, kto wie, co zobaczymy za parę mil.
– Czy gdzieś tu nie powinna być ta wioska, o której wspominał Teagan? Hohel…holen…? – zaczął Zevran.
– Honnleath – poprawiła elfa Morrigan. Wiedźma chwyciła się pod boki. – Wydaje mi się, że dzieli nas jeszcze od niej parę mil, dosłownie.
– Ruszajmy, nie mam zamiaru nocować w lesie – powiedział Isabella rozkazującym tonem.
Szli tak w milczeniu, gdy przed ich oczami pojawił się stary człowiek, kręcący się wokół swojego powozu, do którego zaprzęgnięty był osioł. Sędziwy mężczyzna miał na sobie brązowy podziurawiony sweter oraz rozciągnięte, brudne, lniane spodnie. Zielone rozbiegane oczy błądziły wzrokiem wokoło, wypatrując nieznanego. Pomarszczona twarz okolona była rumieńcem zapewne spowodowanym przez jakiś trunek.
– Och, gdzie ten głupi kundel – warczał staruszek ubrany w łachmany.
Jego siwe włosy były zakryte czerwonym, szmacianym kapeluszem.
Zaintrygowana drużyna ruszyła wprost na dziadka, chcąc mu zadać parę pytań.
– O, przechodni – ucieszył się mężczyzna na ich widok; zdezorientowana Isabella spojrzała na Alistaira, ten na Morrigan, która z kolei zerknęła w stronę Zevrana.
– Witaj, możemy ci w czymś pomóc? – zagaił rozmowę Alistair.
Mężczyzna spojrzał wzrokiem szaleńca na Szarego Strażnika i zaśmiał się skrzeczącym głosem przypominającym konającą ropuchę.
– A może ja mógłbym pomóc wam? Hmm? – Zielone oczy patrzyły to na kobiety, to na mężczyzn.
– Niby w jaki sposób? – Isabella podeszła do siwowłosego mężczyzny; wydawał się jej podejrzany, więc niepostrzeżenie sięgnęła ręką do paska za plecami, luzując zapięcie podtrzymujące rzutki.
Niejednokrotnie w czasie podróży miała do czynienia z apostatami opętanymi przez demony; doskonale wiedziała, do jakich trików były zdolne plugawce, by podejść swoją ofiarę.
– Nie chcecie golema?
– Golema? – spytał Zevran, obchodząc wóź dookoła, przyglądając się mu uważnie, osioł przestąpił niespokojnie.
– Słyszeliśmy, że kogoś wolałeś, starcze – odezwała się Morrigan, która jak zawsze trzymała się na uboczu, jeśli chodziło o obcych.
Tak było rozsądniej, gdyby kiedyś trafili na templariuszy. Żadne z drużyny nie chciałoby problemów z Zakonem przez ukrywanie magini spoza Kręgu.
– Ach. – Machnął ręką dziadek. – Pies mi zwiał, ale obawiam się, że został już przez coś zeżarty. – Zaśmiał się, pocierając ręce. – To jak będzie? Chcecie golema?
– Nie widzę tu żadnego golema, staruszku – powiedział Alistair z uśmiechem na twarzy; kiedy tylko dziadek obrócił się do niego plecami i zaczął grzebać przy wozie, odwrócił się do Morrigan i gestem pokazał, że ów człowiek był szalony.
– Mam, mam! – zawołał radośnie mężczyzna. – Proszę – powiedział, podając parocalowy kijek Isabelli.
Isabella niechętnie wzięła podarek do ręki, przyglądając mu się uważnie. Był to średniej długości kij wykonany z dobrej jakości drewna, na trzonie zostały wyryte krasnoludzkie runy.
– To dzieło krasnoludów?
– Tak, tak… a może nie? – Staruszek podrapał się po brodzie.
– Chodźmy dalej – powiedział Zevran, odchodząc od powozu. – Dziadek postradał zmysły, a musimy jeszcze dotrzeć do Honnleath.
– Honnleath? – zdziwił się sędziwy gość.
Isabella i Alistair pokiwali głowami.
– Tam jest golem. By go uruchomić, trzeba wypowiedzieć te oto słowa – odchrząknął.  – Dulen harn.
– I co, tylko tyle? – zdziwił się Zevran. – Chodźmy, czas nagli.
Isabella podeszła do staruszka, by oddać mu tajemniczy kawałek drewna.
– Nie. – Mężczyzna odszedł od niej. – Weź sobie to, może się przyda?
Isabella tylko wzruszyła ramionami i skinęła głową na resztę drużyny, by ruszyli za nią.
Alistair pożegnał grzecznie niezbyt zdrowego na umyśle przejezdnego i ruszył za swoją liderką; Morrigan, mijając niesfornego dziadka, uśmiechnęła się z politowaniem i dołączyła do reszty. Długo jeszcze śmiali się z dziwnego spotkania; Isabella nie zwracała uwagi na komentarze towarzyszy.
Cały czas trzymała w dłoniach dziwną różdżkę, przyglądając się jej uważnie. Pod niektórymi kątami runy błyszczały w słońcu, jakby były wykonane z lyrium. Nie wiedząc, co uczynić z nieporęcznym kawałkiem drewna, włożyła go sobie za pasek.
Szli tak przez pewien czas, mając nadzieję, że dzisiejszy dzień nie będzie taki fatalny, jakby się wydawał.
– Patrzcie – powiedział ponuro Alistair, wskazując palcem niebo.
Czarna, gęsta smuga dymu przecinała błękit nieboskłonu, niosąc ze sobą odór palonych ciał.
– Chyba wieśniacy nie urządzają biesiady, prawda? – zapytał z przekąsem elf, sięgając do sztyletów.
Isabella wraz z Alistairem złapali się za skronie, marszcząc przy tym czoła.
– Cholerne pomioty – warknęła Couslandówna, wyciągając ostrza z pochwy.
 Alistair sięgnął po swój miecz i tarczę, Morrigan tylko strzeliła kostkami palców, klnąc pod nosem.
Powolnym, ostrożnym krokiem ruszyli przed siebie. Isabella i Alistair krzywili się, słysząc szepty w głowach, które pochodziły od pomiotów. Bycie Szarym Strażnikiem nie należało do łatwych. Rekruci przechodzili wyczerpujące zadania sprawdzające ich umiejętności, później czekał ich rytuał.
Templariusz niewiele mówił o swoim Dołączeniu do zakonu, za to Isabella przeżyła istny koszmar. Została wysłana do Głuszy Korcari wraz z pozostałą dwójką rekrutów; towarzyszył im Alistair, który miał za zadanie ostrzegać ich przed pomiotami. Wtedy pierwszy raz stanęła twarzą w twarz z tymi potwornymi kreaturami. Nigdy wcześniej nie widziała czegoś tak paskudnego i plugawego. Musiała, więc zabijała te przedziwne dla niej istoty. Za zadanie mieli zebrać trzy fiolki krwi pomiotów oraz znaleźć traktaty Szarej Straży, w których były zawarte wezwania poszczególnych nacji do walki z Plagą. Wtedy w Głuszy spotkali Morrigan. Piękną i zjawiskową kobietę, z miejsca oskarżającą ich o okradanie zmarłych.
Isabella nigdy nie przypuszczała, że ze spokojnego, wygodnego życia ze swoją rodziną na zamku w Wysokożu zostanie wciągnięta w sam środek wojny toczącej się w Fereldenie. Wojny ludzi z pomiotami oraz wojny o obronę własnych prawd przeciwko Loghainowi. Niegdyś zwykła szlachcianka, dzisiaj Szara Strażniczka, która potrafiła wyczuwać i słyszeć pomioty.
Jedno musiała przyznać, rytuał przejścia strasznie ją zmienił. Stała się bezwzględna i rozgoryczona. Większość ludzi by była, gdyby słyszeli potworny śpiew Arcydemona oraz przyprawiające o gęsią skórkę szepty pomiotów.
Oczom Szarych Strażników ukazały się pierwsze budowle wioski Honnleath. Niektóre dachy stały w płomieniach, z paru belek zwisały zmasakrowane przez pomioty zwłoki. Isabella traciła kontakt z rzeczywistością, podobnie Alistair. Potworne szepty pomiotów rozsadzały ich umysły. Było ich wiele, w tym kilku emisariuszy oraz jeden potężny alfa, co kierował wszystkimi. Isabella przystanęła na chwilę parę metrów od bramy, przez którą wchodziło się do wioski.
– Morrigan, będziesz musiała się skupić – powiedziała do wiedźmy. – Jeśli dobrze słyszę, jest tam co najmniej czworo emisariuszy.
– Cholera. – Morrigan zaklęła, marszcząc czoło.
– Zawsze dajemy radę – powiedział skrytobójca.
– Tak, tylko że zawsze szliśmy całą drużyna, nie taką garstką jak teraz. Jeśli nie zginiemy, to będzie to nie lada wyczyn – odpowiedział zdenerwowany Alistair. – Ja biorę na siebie alfę – zwrócił się do Couslandówny. – Ty jesteś za słaba, nie dałabyś mu rady. Z Zevranem lepiej poradzicie sobie z innymi.
– Ruszajmy – wyszeptała zdenerwowana szlachcianka, zaciskając dłonie na rękojeściach.
Weszli do wioski. Zdawali sobie sprawę z niszczącej siły mrocznych, ale takie okrucieństwo było nie do opasania. Zielona trawa mieniła się teraz szkarłatem krwi niewinnych. Mroczne pomioty niszczyły każdy dom po kolei, nie było już słychać krzyków. Zupełnie jakby wszystkich wymordowały.
Morrigan wkroczyła pierwsza na środek rynku. Jej oczy zajarzyły się niebezpiecznie, usta zaczęły szeptać zaklęcia. Dwójka emisariuszy spostrzegła wiedźmę w chwili, kiedy mieli rzucać klątwę, wiedźma wyciągnęła w ich kierunku dłonie, zaciskając je w pięści. W tym samym momencie pomioci magowie zmienili się w krwawą miazgę, obryzgując mury domów.
Korzystając z chwili zamieszania, jakie wywołała nagła śmierć potężnych emisariuszy wśród reszty pomiotów, Isabella wraz z Zevranem wybiegli z ukrycia, rzucając noże, które z precyzją wbiły się w oczodoły genloków.
Alistair już walczył z potężnym alfą. Pomiot przewyższał go o głowę; wymachiwał jak oszalały dwuręcznym mieczem, na którym błyszczała zielona maź, zapewne trucizna. Mroczne były parszywe i przebiegłe, nigdy nie walczyły czysto. Chełm zdobiący szpetną głowę potwora rzucał złowrogi cień w świetle zachodzącego słońca.
Alistair, wykorzystując wzrost przeciwnika, zwietrzył okazję do idealnego ciosu. W momencie, gdy pomiot znów uderzył w tarczę, musiał z powrotem unieść ciężki oręż. To była szansa Szarego Strażnika. Alfa wyprostował się, podnosząc ostrze wysoko nad głowę, przymierzając się do miażdżącego ciosu. Alistair szybkim ruchem ręki zamachnął się bronią. Ostrze wbiło się w twardą skórę pomiota, przeszywając go w pół. Rozległo się przeraźliwe wycie raniące uszy. Mężczyzna odskoczył w bok, unikając zranienia upadającym mieczem. Na wszystkie strony rozlała się krew.
Morrigan rzucała zaklęciami na prawo i lewo, nie dając emisariuszom ni chwili na kontratak. Z poprzednią dwójką miała dużo łatwiej; wzięła ich z zaskoczenia. Ci byli przygotowani. Gdy jeden obrywał, drugi go uzdrawiał. Wiedźma nie miała czasu na obmyślanie taktyki, gdyż sama musiała unikać śmiertelnych pocisków.
Nie namyślając się, rzuciła klątwę zamiany w kamień na mniejszego czarnoksiężnika, drugi, zdezorientowany nagłym zwrotem akcji, nie zdążył uniknąć potężnej błyskawicy lecącej w jego kierunku. Morrigan zaśmiała się triumfalnie, widząc, jak z otwartych ust maga unosi się dym spalonego ciała, podrygującego w pośmiertnych drgawkach. Czarownica zwróciła twarz do reszty towarzyszy.
Właśnie byli otoczeni przez co najmniej piętnaście potworów. Każdemu z pomiotów z otwartych ust toczyła się piana, w pokracznych rękach trzymali miecze, gotowi, by zaatakować w każdej chwili.
– Padnijcie! – krzyknęła wiedźma ile sił w płucach.
Isabella pociągnęła za sobą Zevrana na ziemię; za nimi tak samo postąpił Alistair, w ostatniej chwili unikając gorącego strumienia ognia, który spalił łby pomiotów.
Gdy było po wszystkim i na polu walki nie ostał się żaden wróg, każdy stał, patrząc na siebie z uśmiechem. Byli zadowoleni, że skończyło się na małych zadrapaniach i rozcięciach. Żadne z nich nie zostało poważnie ranne.
– Dobra robota – pochwalił Alistair Morrigan, która majestatycznym krokiem podeszła do wojowników.
Z jej bladego czoła spływały kropelki potu, oczy straciły blask. Widać było, że użyła za dużo mocy, co ją znacznie wyczerpało.
– Świetn… aghr! – Powietrze przeciął świst, a Isabella złapała się wpół, nim zdążyła wypowiedzieć choć słowo.
Z ust wypluła krew. Niebieskie oczy rozszerzyły się ze strachu i bólu, jaki ogarnął jej ciało. Spojrzała w dół na ręce zaciśnięte pod żebrami. Z jej klatki piersiowej wystawała strzała.
– Nie! – usłyszała krzyk Zevrana, który rozjuszony rzucił się na stojącego w cieniu hurloka śmiejącego się przeraźliwie.
Stał wyprostowany z jarzącymi się żółtymi oczami, w rękach trzymał łuk. Widziała, jak ostrze Zevrana oddziela głowę od tułowia potwora. Nastała ciemność.

11 komentarzy:

  1. Nie mogę uwierzyć, że piszesz FF mojej ukochanej gry! Uwielbiam Cię:D Przeczytałam jak na razie 3 notki, pewnie trochę mi się zejdzie z przeczytaniem całego bloga, ale na pewno to zrobię. Piszę wcześniej, żebyś wiedziała że jestem tutaj ja, Twój czytelnik :P Może Cię to motywuje do pracy, a może nie, nie wiem, ale na wszelki wypadek.
    Też miałam pomysł stworzenia czegoś kreatywnego w związku z Dragon Age, bo ta gra po prostu sama się o to prosi. Jednak postanowiłam zrobić to po przejściu gry przynajmniej dwiema postaciami i przeczytaniu 3 książek DA, a jak na razie jestem świeżo po zakończeniu gry pierwszy raz. Teraz zabrałam się za "Przebudzenie". Zobaczymy co z tego wyjdzie ^^
    W każdym razie gratuluje, jak na razie świetnie to wszystko wygląda. Nawet zapisałam sobie twojego bloga w zakładkach, żeby nie zapomnieć linku ^^ Pozdrawiam serdecznie i życzę zapału do dalszej pracy.
    Jak przeczytam wszystko to pewnie się jeszcze odezwę:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, miło mi że ktoś czyta moje wypociny :] Mam nadzieję, że Ci się podoba. Ja co chodzi o Dragon Age to jestem weteranem. Grę przeszłam każdą klasa po paręnaście razy, za kazdym razem zaskakuje w niektórych momentach. Tak samo Dragon Age II. Co mogę podpowiedzieć, czytaj, komentuj, dawaj siłę do dalszego piania :)
      Jak chcesz mogę Cie powiadamiać o nowych notkach na gg lub mailu.
      Pozdrawiam i dziękuję za motywujący komentarz <3

      Usuń
    2. No właśnie mam mieszane uczucia co do DA2, bo z tego co udało mi się dowiedzieć bardzo rozczarowuje, a nie chciałabym popsuć sobie wrażeń z jedynki. Chociaż pewnie i tak się za nią zabiorę, w końcu do wydania DA3 zostało jeszcze sporo czasu :P Jak uważasz, warto w nią inwestować czas, czy lepiej wałkować jedynkę od początku innym bohaterem?
      Nie mam GG, a na maila bardzo rzadko zaglądam, ale tak jak pisałam, mam Twojego bloga w zakładkach także nic nowego nie powinno mi umknąć:)

      Usuń
    3. Ja Ci powiem tak. Jako wielka fanka DA:Origins po zagraniu w DA II miałam mieszane odczucia. Z jednej strony mnie rozczarowała z drugiej zachwyciła. Nie powracam tak często do niej jak do jedynki, bo to nie jest już to samo. Ja osobiście radze zamiast kupować ściągnąć sobie dwójkę, zagrać i samemu ocenić czy warto inwestować w to kase, a jak ma sie ściągnieta to zawsze można osunąć bez wyrzutów sumienia :] Nie namawiam do piractwa ale to jedyny sposób by wiedzieć w co się kasę inwestuje :P
      Ja i tak wole spędzać kolejne godziny przy Origins niż bawić się w dwójkę :] Chociąz czasem dla genialnego Fenrisa czasem z sentymentu do tej postaci gram w II :D

      Usuń
    4. W takim razie zagram, głównie dla nowych bohaterów :P A potem koniecznie jeszcze raz w DAI, bo mam wyrzuty sumienia, że zostawiłam Stena w klatce w Lothering i przeze mnie zeżarły go pomioty... :(

      Usuń
    5. Widzę że nie tylko mnie zachwycił w II Fenris.
      Też wolę pierwszą część, w drugiej pomioty są bardziej ludzkie i można grać tylko jedną rasą.

      Usuń
  2. O mój borze, o mój borze, O MÒJ BORZE!!! Ona nie umrze, prawda? Rozdział wiał nudą na kilometr, ledwo dobrnęłam do końca (moja subiektywna ocena; nie jarają mnie sceny batalistyczne) ale ta końcówka wszyyystko wynagradza i już wcale nie jestem śpiąca.

    Ile kosztuje ta gra? I są w niej zawarte wszystkie sceny, które tu opisujesz? Nawet te erotyczne?
    Są książki DA? O.o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gra jak była premiera kosztowała ponad 100zł. Ja dostałam od kumpla w prezencie i kosztowała 129zł teraz pewnie koło 60zl. Najlepiej wejdź sobie na allegro lub na stronę empika :) Co chodzi o gre to tak, wiekszosc scen z mojego opo jest, ale ja je opisuje zupełnie inaczej, by ci których mój ff zachęcił do zagrania nie mieli spoilerów. Sceny eotyczne też są, ale ocenzurowane i delikatne i tylko w okreslonym miejscu. A co do książek to są trzy. Jets tez wydawany komiks. Powstal seril promujacy DA II i film animowany o Poszukiwaczce Casandrze z DA II :)
      Dragon Age to juz nie tylko gra, a marka i cały świat przedstawiony. Nic tylko czekac aż zrobią w końcu MMORPG :D

      Usuń
  3. haro haro.
    "Bann Teagan doniósł, że od pewnego czasu przestały dochodzić dostawy piwa, w które Honnleath zaopatrywało Redcliffe." - by się jedzeniem martwił, zima idzie :D

    Jak fajnie, że pojawił się opis przemyśleń odnośnie towarzyszy bohaterki. To kwestia, która moim zdaniem jest tym czynnikiem w Dragon Age, który sprawia, że człowiek zakochuje się w trakcie. Bohaterowie, różnorodne postacie, ich kreacje, odmienne historie i temperamenty. Każdy uniwersalny, nie każdy łatwy, ale uwielbiałam chyba ich wszystkich :) :) tego brakowało mi wcześniej :)

    "Gdy szedłem do Zakonu, rzuciłem nim o ścianę, tak, że rozpadł się w pół." - jakoś tak zdawkowo to powiedział.

    "Dzisiaj otaczała ich złowroga cicha" - cisza - taka drobna literówka :)

    "Nie widzę tu żadnego golema, staruszku – powiedział Alistair z uśmiechem na twarzy; kiedy tylko dziadek obrócił się do niego plecami i zaczął grzebać przy wozie, młodzieniec odwrócił się do Morrigan i gestem pokazał, że ów człowiek był szalony." - hihi, prawdziwy Alistiar <3 (małe powtórzonko tutaj. obrócił odwrócił).

    "Jedno musiała przyznać, rytuał przejścia strasznie ją zmienił. Stała się bezwzględna i rozgoryczona." - genialne wytłumaczenie. Można nawet dojść do wniosku, że to sam rytuał ją zmienił. w sensie, że wypicie krwi, a nie to, co ją doświadczyło. bajer

    "Większość by była, gdyby słyszeli potworny śpiew Arcydemona, który wzywał swoje sługi, by wyszły z Głębokich Ścieżek na powierzchnię szerzyć zniszczenie." - to jest chyba taka mała nieścisłość. Z tego, co mi się wydaje, to pomioty słyszały śpiew Dawnych Bogów, które wołały do nich z więzienia. Nie chodziło o to, żeby pomioty wychodziły na powierzchnię, tylko o to, żeby odnalazły Dawnego Boga i go uwolniły. Skażone jednak plagą, zatruwały również i go - stawał się Arcydemonem - pomiotem siejącym zniszczenie. Pomioty wędrowały z Głębokich Ścieżek za nim. :)

    Piękny zwrot akcji, kolejny świetny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    czyli ten medalion należał do matki Alistera, tylko ciekawe skąd go miała ta służba i do tego naprawiony? Natrafili teraz na podmioty...
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Heej!

    'Nic się nie odzywając, wzięła rękę przyjaciela i ułożyła mu w dłoni tajemniczy wisior. Gdy tylko templariusz spostrzegł' - Alistair w sumie nigdy templariuszem nie został, więc to takie niedociągnięcie :D

    Bardzo mi się podoba, jestem ciekawa zmian w kolejnym rozdziale, dlatego lecę pędzę go czytać <3

    OdpowiedzUsuń