Isabella stała
w pełnym uniformie przed wrotami prowadzącymi do zamku Redcliffe.
Jej bujne
czarne włosy były upięte niedbale z tyłu głowy. Pojedyncze niesforne kosmyki
wypadały zza niebieskiej wstążki, łaskocząc szczupłą szyję i kark. Piersi
zostały skryte za gorsetem z utwardzonej skóry. Ramiona zdobiły żelazne
karwasze z cienkimi, solidnymi paskami. Skórzane spodnie wzmocniono żelaznymi
nagolennikami. Pas zwisający lekko z bioder zaopatrzono w najróżniejsze rzeczy,
którymi można zabijać. Począwszy od małego podręcznego noża, skończywszy na
wygodnych, ostrych rzutkach.
Na plecach,
przytwierdzona do skórzanych pasów, znajdowała się oręż Strażniczki; sztylet, z
pofalowanym ostrzem, czyniącym z niego niebezpieczną broń; rękojeść wykończono
czarnym rzemieniem mającym ułatwić trzymanie jej w dłoni. Miecz zaś posiadał
głowicę w kształcie dwóch splatających się ze sobą gałązek lauru. Był bowiem
ostrzem rodowym, które niegdyś dzierżył dziadek Strażniczki.
Uzbrojona
kobieta czekała na paru swoich kompanów, których poprosiła, by towarzyszyli jej
podczas patrolu do sąsiadującej wioski Honnleath. Bann Teagan doniósł, że od
pewnego czasu przestały dochodzić dostawy piwa i serów, w które Honnleath
zaopatrywało Redcliffe. Isabella postanowiła to sprawdzić, miała już dość nic
nie robienia.
Od wydarzenia
z Zevranem, które miało miejsce w łaźni, praktycznie nie wychodziła ze
swojej sypialni. Nie wiedząc jak spożytkować czas, ze skrytobójcą oddawali się
cielesnym uciechom. Dla Isabelli były to bajeczne dni. Poznawała swoje ciało,
realizowała najśmielsze fantazje, jakie gościły w jej umyśle. Co najważniejsze
bliskość innej osoby w nocy tłumiła koszmary.
Potężne
drewniane wrota uchyliły się. Z wnętrza budynku wyszła Morrigan. Wiedźma upięła
czarne włosy jak zawsze w ciasny kok z tyłu głowy. Parę kosmyków sterczało ku
górze, z daleka wyglądało to jak pióra mrocznego ptaszyska. Niesforna grzywka
przysłaniała blade czoło. Złote, często złowrogie oczy kontrastowały z gęstymi
rzęsami i fioletowym makijażem. Usta wykrzywiły się w grymasie uśmiechu.
Wrzosowa tunika lekko odsłaniała jędrne piersi ozdobione błyszczącą biżuterią.
Spódnica łopotała na wietrze.
Dzisiejszy
dzień był wietrzny, na szczęście temperatura okazała się optymalna i dało się
znieść wszechobecny chłód.
– Wydajesz się
być w bardzo dobrym humorze, Isabello – zagaiła złośliwie czarodziejka, śmiejąc
się pod nosem.
Chyba każdy na
zamku doskonałe wiedział, co ich kochana Szara Strażniczka wyczyniała z elfim
pięknisiem.
– A ty
wydajesz się być jak zawsze naburmuszona, Morrigan – odparła z uśmiechem
szlachcianka.
Obie kobiety
spojrzały na siebie z dziwnym błyskiem w oku. Może tego nie pokazywały, ale
pałały do siebie ogromną sympatią.
– Gdzie
reszta? – spytała zniecierpliwiona czekaniem Couslandówna.
Morrigan tylko
wzruszyła ramionami, tak jakby w ogóle jej to nie obchodziło.
– Skąd mam to
wiedzieć? Nie jestem niańką Alistaira, a Zevran to raczej twoja działka, czyż
nie?
Jak na
zawołanie drzwi otworzyły się ponownie i do dwójki kobiet dołączyli spóźnieni
mężczyźni. Wszyscy spojrzeli po sobie, zadając nieme pytanie czemu i po co musieli
wychodzić z bezpiecznego zamku.
– Możemy
ruszać? – spytała Isabella.
Alistair stał,
rozglądając się wokół, jakby kogoś szukał. Jego kolcza zbroja połyskiwała w
promieniach południowego słońca.
Zevran bez
zbędnych pytań minął kobiety, schodząc po kamiennych schodach. Nie wyglądał,
jakby szedł na patrol, jedyne, co o to tym świadczyło, to dwa sztylety
przypięte do paska na plecach. Jego luźny strój pozwalał na wykonywanie
szybkich i precyzyjnych ruchów. Skóra nie krępowała tak jak zbroja.
– Alistairze?
– Couslandówna stała naprzeciwko syna króla Marica z zatroskaniem na twarzy.
Oficjalnie się
nie pogodzili. Zazwyczaj się unikali, starając nie wchodzić sobie w drogę, by
nie wywoływać niepotrzebnie dodatkowych kłótni. Dla Isabelli było tak
wygodniej. Miała chociaż odrobinę nadziei, że ów tajemniczy medalion rozwiąże
sprawę. Zaniepokojona włożyła szczupłą dłoń do kieszeni spodni, sprawdzając,
czy poczuje pod palcami chłód biżuterii. Była na swoim miejscu.
– Gdzie Sten?
– odezwał się w końcu Alistair, nie patrząc na przyjaciółkę.
– Sten pomaga
w wiosce. Chciałam, by poszedł z nami, ale Wynne uznała, że bardziej się przyda
jego siła przy odbudowie zniszczonych budynków.
– Czy to
rozsądne? – oburzył się Alistair, patrząc kobiecie w oczy. – Przecież zabił
tych biednych ludzi w Lothering.
– Wynne i
Leliana go pilnują. Nie bój się o niego i chodź już – ponagliła mężczyznę i
ruszyła za oddalającą się wiedźmą oraz elfem.
Sten;
pamiętała doskonale dzień, w którym go ujrzała. Cały uwalany z brudu i krwi, w
byle jakich łachmanach, siedział w klatce na skraju małego miasteczka
Lothering. Został pojmany i uwięziony z rozkazu Matki Wielebnej. Wiele wysiłku
kosztowało Isabellę, by wydostać olbrzyma z więzienia.
Szara Strażniczka
cały czas zastanawiała się, czemu zwróciła uwagę na więźnia, który przemawiał
nieznanym językiem, recytując tajemnicze wersety. Może urzekł ją jego wyraz
twarzy. Surowe rysy, szerokie szczeki, wąskie usta wypowiadające dziwne dla jej
uszu słowa. Może przenikliwe fioletowo-różowe oczy błyszczące zwierzęcym
blaskiem w mroku, w których dostrzegła żal za dokonane czyny.
Pomijając
ogromne gabaryty nietypowego mężczyzny oraz jaśniejącą biel jego włosów, wydał
jej się wtedy taki czysty i niewinny. Nie potrafiła się powstrzymać, by nie
podejść do zimnych krat i nie spytać, czy czegoś nie potrzebował. Poczuła wtedy
wewnętrzną potrzebę wyciagnięcia tego osobnika z jego okowów.
– Nad czym
myślisz? – Isabella podniosła wzrok na Zevrana, który nie wiadomo skąd znalazł
się u jej boku.
Czasem
potrafił zaskakiwać.
Widząc jego
zawadiacki wyraz twarzy, kiedy na nią patrzył, mimowolnie uniosła kąciki ust.
Bardzo go polubiła. Jego towarzystwo jak do tej pory nigdy jej się nie nudziło.
– O Stenie – odparła
zgodnie z prawdą, patrząc przed siebie.
Przed nimi rozciągał
się trakt handlowy oraz gęsty las. Niebo ozdobione było szarymi chmurami co i
rusz przysłaniającymi słońce. W powietrzu leniwie szybował sokół, wypatrując
potencjalnej ofiary. Wiatr niósł ze sobą pomarszczone liście i woń butwiejących
gałęzi w poszyciu. Do nozdrzy Szarej Strażniczki doszedł też zapach olejków do
kąpieli, których używał elf idący przy jej lewym boku.
– O Stenie?
Ledwo wyszliśmy z twojej sypialni, a ty już zmieniasz obiekt westchnień? – Elf
zacmokał teatralnie, udając urażonego.
Szlachcianka
posłała mu kuksańca w żebra.
– Ty tylko o
jednym. Opanuj się. – Zerknęła na niego, figlarnie się przy tym uśmiechając.
Zevran zaniósł
się melodyjnym śmiechem. Jego młodzieńczy głos odbił się echem w pobliskim
lesie, płosząc ptactwo, które zerwało się z drzew z przeraźliwą kakofonią
dźwięków. Antivańczyk odgarnął kosmyk złocistych włosów z czoła.
– Opowiedz mi.
– Spojrzał wprost w niebieskie oczy Isabelli.
Jak zawsze ją
zadziwiał. Nie potrafiła pojąć, jak on to robił, że praktycznie czytał w jej
myślach.
– Dobrze. Od
czego by tu zacząć?– zastanawiała się przez chwilę.
– Od początku
– odparł, patrząc w niebo na szalejące w powietrzu ptaki.
– Pamiętasz,
jak opowiadałam ci, w jaki sposób poznaliśmy Lelianę? – Elf pokiwał głową. – W
tamtej wiosce, w Lothering, był też Sten. – Isabella zauważyła, że Antivańczyk
drgnął na samo wspomnienie o potężnym qunari. – Był uwięziony w klatce.
Wyglądał tak groteskowo; w ogóle nie pasował do krajobrazu, jaki go otaczał.
Żaden wieśniak nie zwracał na niego uwagi, zupełnie jakby nie istniał. Jednak
ja od razu go zauważyłam. Przemawiał w swoim języku. Był taki spokojny i
opanowany. Nie potrafiłam tego pojąć. Jak ktoś uwięziony w tak ciasnej klatce
może być taki obojętny? Zaproponowałam Alistairowi, byśmy wzięli qunari ze
sobą. Alistair, jak to Alistair. – Isabella wraz z Zevranem automatycznie
obrócili się za siebie, spoglądając na rozmawiającego z Morrigan templariusza. –
Więc Alistair sprzeciwiał się temu, byśmy uwalniali tajemniczego olbrzyma.
Matka wielebna, która miała klucz od klatki Stena, też nie była tym pomysłem
zachwycona…
– Czy to jest
ten moment, w którym groziłaś kapłance mieczem wycelowanym w jej tchawicę? –
przerwał opowieść Zevran, klaszcząc podekscytowany w dłonie.
Isabella
zaśmiała się, nie umiejąc się powstrzymać.
– Tak, to ten
moment. Nie jest to chwalebne z mojej strony, że groziłam wysoko postawionej
zakonnicy, ale cóż… Czasem ta praca wymaga poświęceń. – Szlachcianka
uśmiechnęła się delikatnie. – Kiedy zdobyłam klucz, bałam się. Nie wiedziałam,
czy czasem qunari się na mnie nie rzuci i nie rozerwie na strzępy. Słyszałam
plotki o tym, jak wymordował całą rodzinę wieśniaków gołymi rękoma; każdy
normalny człowiek by się bał w takiej sytuacji. Wypuściłam go.
– I jest z
tobą do teraz.
– Dokładnie.
– A co się tak
naprawdę stało?
– Tego nie
wiem. Nikt tego nie wie oprócz Stena i tych nieszczęsnych wieśniaków. Kiedy
będzie chciał, sam mi o tym powie. – Posłała Zevranowi piękny uśmiech, po czym
przystanęła na środku ścieżki.
– Coś się
stało? – spytała Morrigan, gdy tylko dołączyła z Alistairem do reszty.
– Nic się nie
stało – odparła Isabella. – Alistairze – zwróciła się bezpośrednio do przyjaciela.
– Możemy porozmawiać?
– Jeśli chcesz
– odparł beznamiętnie.
– Idźcie
przodem. – Isabella zwróciła się do pozostałej dwójki.
Gdy Zevran i
Morrigan oddalili się parę metrów, Couslandówna zwróciła niebieskie oczy na
twarz mężczyzny. Był wyraźnie zdołowany.
– Alistairze –
zaczęła niepewnie, wznawiając marsz. – Przepraszam – powiedziała, patrząc pod
nogi.
– To ja
powinienem przeprosić. Nie powinienem tak długo ukrywać przed tobą mojego
pochodzenia, zważając na fakt, jak wiele razy pytałaś, kto jest moim ojcem.
Wybacz mi – powiedział z lekkim uśmiechem, starając się tym samym uspokoić
sumienie kobiety idącej przy jego ramieniu.
Isabella
niepewnie włożyła rękę do kieszeni, wyjmując medalion. Przystanęła, to samo
uczynił to Alistair. Nic się nie odzywając, wzięła rękę przyjaciela i ułożyła
mu w dłoni tajemniczy wisior. Gdy tylko templariusz spostrzegł, co trzymał w
rękach, zaniemówił, a jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
– To… to jest medalion, który należał do mojej
matki – wyjąkał zszokowany.
– Jesteś tego
pewny?
– Tak, ale
jak? Skąd go masz? Gdy dowiedziałem się, że arl chce mnie wysłać do Zakonu, w
nerwach rzuciłem medalionem o ścianę, tak, że rozpadł się w pół. Gdzie go
znalazłaś?
– Czy to
ważne? Pomyślałam, że może ci się spodobać.
– Dziękuję –
powiedział wzruszony.
***
Czworo
podróżnych podążało traktem handlowym. Wypatrywali potencjalnego zagrożenia
oraz jakichkolwiek śladów mrocznych pomiotów. Pomimo ogólnie panującej dobrej
atmosfery byli w ciągłej gotowości na potencjalny atak. Otoczeni z dwóch stron
drogi gęstwiną drzew czuli się niepewne. W normalnych warunkach zawsze słychać
ćwierkanie ptaków; ogółem odgłosy natury. Dzisiaj otaczała ich złowroga cicha,
która mogła tylko zwiastować jedno – pomioty.
– Dziwne. –
Zatrzymał się Alistair. – Zwykle w takich warunkach już dawno zostalibyśmy
zaatakowani, a tu nic. Nawet nie słyszę tych potworów.
– Ja tak samo
– przytaknęła Isabella. – Miejmy się na baczności, kto wie, co zobaczymy za
parę mil.
– Czy gdzieś
tu nie powinna być ta wioska, o której wspominał Teagan? Hohel…holen…? – zaczął
Zevran.
– Honnleath –
poprawiła elfa Morrigan. Wiedźma chwyciła się pod boki. – Wydaje mi się, że
dzieli nas jeszcze od niej parę mil, dosłownie.
– Ruszajmy,
nie mam zamiaru nocować w lesie – powiedział Isabella rozkazującym tonem.
Szli tak w
milczeniu, gdy przed ich oczami pojawił się stary człowiek, kręcący się wokół
swojego powozu, do którego zaprzęgnięty był osioł. Sędziwy mężczyzna miał na
sobie brązowy podziurawiony sweter oraz rozciągnięte, brudne, lniane spodnie.
Zielone rozbiegane oczy błądziły wzrokiem wokoło, wypatrując nieznanego. Pomarszczona
twarz okolona była rumieńcem zapewne spowodowanym przez jakiś trunek.
– Och, gdzie
ten głupi kundel – warczał staruszek ubrany w łachmany.
Jego siwe
włosy były zakryte czerwonym, szmacianym kapeluszem.
Zaintrygowana
drużyna ruszyła wprost na dziadka, chcąc mu zadać parę pytań.
– O,
przechodni – ucieszył się mężczyzna na ich widok; zdezorientowana Isabella
spojrzała na Alistaira, ten na Morrigan, która z kolei zerknęła w stronę
Zevrana.
– Witaj,
możemy ci w czymś pomóc? – zagaił rozmowę Alistair.
Mężczyzna
spojrzał wzrokiem szaleńca na Szarego Strażnika i zaśmiał się skrzeczącym
głosem przypominającym konającą ropuchę.
– A może ja
mógłbym pomóc wam? Hmm? – Zielone oczy patrzyły to na kobiety, to na mężczyzn.
– Niby w jaki sposób?
– Isabella podeszła do siwowłosego mężczyzny; wydawał się jej podejrzany, więc
niepostrzeżenie sięgnęła ręką do paska za plecami, luzując zapięcie
podtrzymujące rzutki.
Niejednokrotnie
w czasie podróży miała do czynienia z apostatami opętanymi przez demony;
doskonale wiedziała, do jakich trików były zdolne plugawce, by podejść swoją
ofiarę.
– Nie chcecie
golema?
– Golema? –
spytał Zevran, obchodząc wóź dookoła, przyglądając się mu uważnie, osioł przestąpił
niespokojnie.
– Słyszeliśmy,
że kogoś wolałeś, starcze – odezwała się Morrigan, która jak zawsze trzymała
się na uboczu, jeśli chodziło o obcych.
Tak było
rozsądniej, gdyby kiedyś trafili na templariuszy. Żadne z drużyny nie chciałoby
problemów z Zakonem przez ukrywanie magini spoza Kręgu.
– Ach. –
Machnął ręką dziadek. – Pies mi zwiał, ale obawiam się, że został już przez coś
zeżarty. – Zaśmiał się, pocierając ręce. – To jak będzie? Chcecie golema?
– Nie widzę tu
żadnego golema, staruszku – powiedział Alistair z uśmiechem na twarzy; kiedy
tylko dziadek obrócił się do niego plecami i zaczął grzebać przy wozie, odwrócił
się do Morrigan i gestem pokazał, że ów człowiek był szalony.
– Mam, mam! – zawołał
radośnie mężczyzna. – Proszę – powiedział, podając parocalowy kijek Isabelli.
Isabella
niechętnie wzięła podarek do ręki, przyglądając mu się uważnie. Był to średniej
długości kij wykonany z dobrej jakości drewna, na trzonie zostały wyryte
krasnoludzkie runy.
– To dzieło
krasnoludów?
– Tak, tak… a
może nie? – Staruszek podrapał się po brodzie.
– Chodźmy
dalej – powiedział Zevran, odchodząc od powozu. – Dziadek postradał zmysły, a
musimy jeszcze dotrzeć do Honnleath.
– Honnleath? –
zdziwił się sędziwy gość.
Isabella i
Alistair pokiwali głowami.
– Tam jest
golem. By go uruchomić, trzeba wypowiedzieć te oto słowa – odchrząknął. – Dulen harn.
– I co, tylko
tyle? – zdziwił się Zevran. – Chodźmy, czas nagli.
Isabella
podeszła do staruszka, by oddać mu tajemniczy kawałek drewna.
– Nie. – Mężczyzna
odszedł od niej. – Weź sobie to, może się przyda?
Isabella tylko
wzruszyła ramionami i skinęła głową na resztę drużyny, by ruszyli za nią.
Alistair
pożegnał grzecznie niezbyt zdrowego na umyśle przejezdnego i ruszył za swoją
liderką; Morrigan, mijając niesfornego dziadka, uśmiechnęła się z politowaniem
i dołączyła do reszty. Długo jeszcze śmiali się z dziwnego spotkania; Isabella
nie zwracała uwagi na komentarze towarzyszy.
Cały czas
trzymała w dłoniach dziwną różdżkę, przyglądając się jej uważnie. Pod
niektórymi kątami runy błyszczały w słońcu, jakby były wykonane z lyrium. Nie
wiedząc, co uczynić z nieporęcznym kawałkiem drewna, włożyła go sobie za pasek.
Szli tak przez
pewien czas, mając nadzieję, że dzisiejszy dzień nie będzie taki fatalny, jakby
się wydawał.
– Patrzcie –
powiedział ponuro Alistair, wskazując palcem niebo.
Czarna, gęsta
smuga dymu przecinała błękit nieboskłonu, niosąc ze sobą odór palonych ciał.
– Chyba
wieśniacy nie urządzają biesiady, prawda? – zapytał z przekąsem elf, sięgając
do sztyletów.
Isabella wraz
z Alistairem złapali się za skronie, marszcząc przy tym czoła.
– Cholerne
pomioty – warknęła Couslandówna, wyciągając ostrza z pochwy.
Alistair sięgnął po swój miecz i tarczę,
Morrigan tylko strzeliła kostkami palców, klnąc pod nosem.
Powolnym,
ostrożnym krokiem ruszyli przed siebie. Isabella i Alistair krzywili się,
słysząc szepty w głowach, które pochodziły od pomiotów. Bycie Szarym Strażnikiem
nie należało do łatwych. Rekruci przechodzili wyczerpujące zadania sprawdzające
ich umiejętności, później czekał ich rytuał.
Templariusz
niewiele mówił o swoim Dołączeniu do zakonu, za to Isabella przeżyła istny
koszmar. Została wysłana do Głuszy Korcari wraz z pozostałą dwójką rekrutów;
towarzyszył im Alistair, który miał za zadanie ostrzegać ich przed pomiotami.
Wtedy pierwszy raz stanęła twarzą w twarz z tymi potwornymi kreaturami. Nigdy
wcześniej nie widziała czegoś tak paskudnego i plugawego. Musiała, więc
zabijała te przedziwne dla niej istoty. Za zadanie mieli zebrać trzy fiolki
krwi pomiotów oraz znaleźć traktaty Szarej Straży, w których były zawarte
wezwania poszczególnych nacji do walki z Plagą. Wtedy w Głuszy spotkali
Morrigan. Piękną i zjawiskową kobietę, z miejsca oskarżającą ich o okradanie
zmarłych.
Isabella nigdy
nie przypuszczała, że ze spokojnego, wygodnego życia ze swoją rodziną na zamku
w Wysokożu zostanie wciągnięta w sam środek wojny toczącej się w Fereldenie.
Wojny ludzi z pomiotami oraz wojny o obronę własnych prawd przeciwko
Loghainowi. Niegdyś zwykła szlachcianka, dzisiaj Szara Strażniczka, która
potrafiła wyczuwać i słyszeć pomioty.
Jedno musiała
przyznać, rytuał przejścia strasznie ją zmienił. Stała się bezwzględna i
rozgoryczona. Większość ludzi by była, gdyby słyszeli potworny śpiew Arcydemona
oraz przyprawiające o gęsią skórkę szepty pomiotów.
Oczom Szarych Strażników
ukazały się pierwsze budowle wioski Honnleath. Niektóre dachy stały w
płomieniach, z paru belek zwisały zmasakrowane przez pomioty zwłoki. Isabella
traciła kontakt z rzeczywistością, podobnie Alistair. Potworne szepty pomiotów
rozsadzały ich umysły. Było ich wiele, w tym kilku emisariuszy oraz jeden
potężny alfa, co kierował wszystkimi. Isabella przystanęła na chwilę parę metrów
od bramy, przez którą wchodziło się do wioski.
– Morrigan,
będziesz musiała się skupić – powiedziała do wiedźmy. – Jeśli dobrze słyszę,
jest tam co najmniej czworo emisariuszy.
– Cholera. –
Morrigan zaklęła, marszcząc czoło.
– Zawsze
dajemy radę – powiedział skrytobójca.
– Tak, tylko
że zawsze szliśmy całą drużyna, nie taką garstką jak teraz. Jeśli nie zginiemy,
to będzie to nie lada wyczyn – odpowiedział zdenerwowany Alistair. – Ja biorę
na siebie alfę – zwrócił się do Couslandówny. – Ty jesteś za słaba, nie dałabyś
mu rady. Z Zevranem lepiej poradzicie sobie z innymi.
– Ruszajmy –
wyszeptała zdenerwowana szlachcianka, zaciskając dłonie na rękojeściach.
Weszli do
wioski. Zdawali sobie sprawę z niszczącej siły mrocznych, ale takie
okrucieństwo było nie do opasania. Zielona trawa mieniła się teraz szkarłatem
krwi niewinnych. Mroczne pomioty niszczyły każdy dom po kolei, nie było już
słychać krzyków. Zupełnie jakby wszystkich wymordowały.
Morrigan wkroczyła
pierwsza na środek rynku. Jej oczy zajarzyły się niebezpiecznie, usta zaczęły
szeptać zaklęcia. Dwójka emisariuszy spostrzegła wiedźmę w chwili, kiedy mieli
rzucać klątwę, wiedźma wyciągnęła w ich kierunku dłonie, zaciskając je w
pięści. W tym samym momencie pomioci magowie zmienili się w krwawą miazgę,
obryzgując mury domów.
Korzystając z
chwili zamieszania, jakie wywołała nagła śmierć potężnych emisariuszy wśród
reszty pomiotów, Isabella wraz z Zevranem wybiegli z ukrycia, rzucając noże,
które z precyzją wbiły się w oczodoły genloków.
Alistair już
walczył z potężnym alfą. Pomiot przewyższał go o głowę; wymachiwał jak oszalały
dwuręcznym mieczem, na którym błyszczała zielona maź, zapewne trucizna. Mroczne
były parszywe i przebiegłe, nigdy nie walczyły czysto. Chełm zdobiący szpetną
głowę potwora rzucał złowrogi cień w świetle zachodzącego słońca.
Alistair,
wykorzystując wzrost przeciwnika, zwietrzył okazję do idealnego ciosu. W
momencie, gdy pomiot znów uderzył w tarczę, musiał z powrotem unieść ciężki oręż.
To była szansa Szarego Strażnika. Alfa wyprostował się, podnosząc ostrze wysoko
nad głowę, przymierzając się do miażdżącego ciosu. Alistair szybkim ruchem ręki
zamachnął się bronią. Ostrze wbiło się w twardą skórę pomiota, przeszywając go
w pół. Rozległo się przeraźliwe wycie raniące uszy. Mężczyzna odskoczył w bok,
unikając zranienia upadającym mieczem. Na wszystkie strony rozlała się krew.
Morrigan
rzucała zaklęciami na prawo i lewo, nie dając emisariuszom ni chwili na
kontratak. Z poprzednią dwójką miała dużo łatwiej; wzięła ich z zaskoczenia. Ci
byli przygotowani. Gdy jeden obrywał, drugi go uzdrawiał. Wiedźma nie miała
czasu na obmyślanie taktyki, gdyż sama musiała unikać śmiertelnych pocisków.
Nie namyślając
się, rzuciła klątwę zamiany w kamień na mniejszego czarnoksiężnika, drugi,
zdezorientowany nagłym zwrotem akcji, nie zdążył uniknąć potężnej błyskawicy
lecącej w jego kierunku. Morrigan zaśmiała się triumfalnie, widząc, jak z
otwartych ust maga unosi się dym spalonego ciała, podrygującego w pośmiertnych
drgawkach. Czarownica zwróciła twarz do reszty towarzyszy.
Właśnie byli
otoczeni przez co najmniej piętnaście potworów. Każdemu z pomiotów z otwartych
ust toczyła się piana, w pokracznych rękach trzymali miecze, gotowi, by
zaatakować w każdej chwili.
– Padnijcie! –
krzyknęła wiedźma ile sił w płucach.
Isabella
pociągnęła za sobą Zevrana na ziemię; za nimi tak samo postąpił Alistair, w
ostatniej chwili unikając gorącego strumienia ognia, który spalił łby pomiotów.
Gdy było po
wszystkim i na polu walki nie ostał się żaden wróg, każdy stał, patrząc na
siebie z uśmiechem. Byli zadowoleni, że skończyło się na małych zadrapaniach i
rozcięciach. Żadne z nich nie zostało poważnie ranne.
– Dobra robota
– pochwalił Alistair Morrigan, która majestatycznym krokiem podeszła do
wojowników.
Z jej bladego
czoła spływały kropelki potu, oczy straciły blask. Widać było, że użyła za dużo
mocy, co ją znacznie wyczerpało.
– Świetn…
aghr! – Powietrze przeciął świst, a Isabella złapała się wpół, nim zdążyła
wypowiedzieć choć słowo.
Z ust wypluła
krew. Niebieskie oczy rozszerzyły się ze strachu i bólu, jaki ogarnął jej
ciało. Spojrzała w dół na ręce zaciśnięte pod żebrami. Z jej klatki piersiowej
wystawała strzała.
– Nie! – usłyszała
krzyk Zevrana, który rozjuszony rzucił się na stojącego w cieniu hurloka
śmiejącego się przeraźliwie.
Stał
wyprostowany z jarzącymi się żółtymi oczami, w rękach trzymał łuk. Widziała,
jak ostrze Zevrana oddziela głowę od tułowia potwora. Nastała ciemność.
Nie mogę uwierzyć, że piszesz FF mojej ukochanej gry! Uwielbiam Cię:D Przeczytałam jak na razie 3 notki, pewnie trochę mi się zejdzie z przeczytaniem całego bloga, ale na pewno to zrobię. Piszę wcześniej, żebyś wiedziała że jestem tutaj ja, Twój czytelnik :P Może Cię to motywuje do pracy, a może nie, nie wiem, ale na wszelki wypadek.
OdpowiedzUsuńTeż miałam pomysł stworzenia czegoś kreatywnego w związku z Dragon Age, bo ta gra po prostu sama się o to prosi. Jednak postanowiłam zrobić to po przejściu gry przynajmniej dwiema postaciami i przeczytaniu 3 książek DA, a jak na razie jestem świeżo po zakończeniu gry pierwszy raz. Teraz zabrałam się za "Przebudzenie". Zobaczymy co z tego wyjdzie ^^
W każdym razie gratuluje, jak na razie świetnie to wszystko wygląda. Nawet zapisałam sobie twojego bloga w zakładkach, żeby nie zapomnieć linku ^^ Pozdrawiam serdecznie i życzę zapału do dalszej pracy.
Jak przeczytam wszystko to pewnie się jeszcze odezwę:D
Hej, miło mi że ktoś czyta moje wypociny :] Mam nadzieję, że Ci się podoba. Ja co chodzi o Dragon Age to jestem weteranem. Grę przeszłam każdą klasa po paręnaście razy, za kazdym razem zaskakuje w niektórych momentach. Tak samo Dragon Age II. Co mogę podpowiedzieć, czytaj, komentuj, dawaj siłę do dalszego piania :)
UsuńJak chcesz mogę Cie powiadamiać o nowych notkach na gg lub mailu.
Pozdrawiam i dziękuję za motywujący komentarz <3
No właśnie mam mieszane uczucia co do DA2, bo z tego co udało mi się dowiedzieć bardzo rozczarowuje, a nie chciałabym popsuć sobie wrażeń z jedynki. Chociaż pewnie i tak się za nią zabiorę, w końcu do wydania DA3 zostało jeszcze sporo czasu :P Jak uważasz, warto w nią inwestować czas, czy lepiej wałkować jedynkę od początku innym bohaterem?
UsuńNie mam GG, a na maila bardzo rzadko zaglądam, ale tak jak pisałam, mam Twojego bloga w zakładkach także nic nowego nie powinno mi umknąć:)
Ja Ci powiem tak. Jako wielka fanka DA:Origins po zagraniu w DA II miałam mieszane odczucia. Z jednej strony mnie rozczarowała z drugiej zachwyciła. Nie powracam tak często do niej jak do jedynki, bo to nie jest już to samo. Ja osobiście radze zamiast kupować ściągnąć sobie dwójkę, zagrać i samemu ocenić czy warto inwestować w to kase, a jak ma sie ściągnieta to zawsze można osunąć bez wyrzutów sumienia :] Nie namawiam do piractwa ale to jedyny sposób by wiedzieć w co się kasę inwestuje :P
UsuńJa i tak wole spędzać kolejne godziny przy Origins niż bawić się w dwójkę :] Chociąz czasem dla genialnego Fenrisa czasem z sentymentu do tej postaci gram w II :D
W takim razie zagram, głównie dla nowych bohaterów :P A potem koniecznie jeszcze raz w DAI, bo mam wyrzuty sumienia, że zostawiłam Stena w klatce w Lothering i przeze mnie zeżarły go pomioty... :(
UsuńWidzę że nie tylko mnie zachwycił w II Fenris.
UsuńTeż wolę pierwszą część, w drugiej pomioty są bardziej ludzkie i można grać tylko jedną rasą.
O mój borze, o mój borze, O MÒJ BORZE!!! Ona nie umrze, prawda? Rozdział wiał nudą na kilometr, ledwo dobrnęłam do końca (moja subiektywna ocena; nie jarają mnie sceny batalistyczne) ale ta końcówka wszyyystko wynagradza i już wcale nie jestem śpiąca.
OdpowiedzUsuńIle kosztuje ta gra? I są w niej zawarte wszystkie sceny, które tu opisujesz? Nawet te erotyczne?
Są książki DA? O.o
Gra jak była premiera kosztowała ponad 100zł. Ja dostałam od kumpla w prezencie i kosztowała 129zł teraz pewnie koło 60zl. Najlepiej wejdź sobie na allegro lub na stronę empika :) Co chodzi o gre to tak, wiekszosc scen z mojego opo jest, ale ja je opisuje zupełnie inaczej, by ci których mój ff zachęcił do zagrania nie mieli spoilerów. Sceny eotyczne też są, ale ocenzurowane i delikatne i tylko w okreslonym miejscu. A co do książek to są trzy. Jets tez wydawany komiks. Powstal seril promujacy DA II i film animowany o Poszukiwaczce Casandrze z DA II :)
UsuńDragon Age to juz nie tylko gra, a marka i cały świat przedstawiony. Nic tylko czekac aż zrobią w końcu MMORPG :D
haro haro.
OdpowiedzUsuń"Bann Teagan doniósł, że od pewnego czasu przestały dochodzić dostawy piwa, w które Honnleath zaopatrywało Redcliffe." - by się jedzeniem martwił, zima idzie :D
Jak fajnie, że pojawił się opis przemyśleń odnośnie towarzyszy bohaterki. To kwestia, która moim zdaniem jest tym czynnikiem w Dragon Age, który sprawia, że człowiek zakochuje się w trakcie. Bohaterowie, różnorodne postacie, ich kreacje, odmienne historie i temperamenty. Każdy uniwersalny, nie każdy łatwy, ale uwielbiałam chyba ich wszystkich :) :) tego brakowało mi wcześniej :)
"Gdy szedłem do Zakonu, rzuciłem nim o ścianę, tak, że rozpadł się w pół." - jakoś tak zdawkowo to powiedział.
"Dzisiaj otaczała ich złowroga cicha" - cisza - taka drobna literówka :)
"Nie widzę tu żadnego golema, staruszku – powiedział Alistair z uśmiechem na twarzy; kiedy tylko dziadek obrócił się do niego plecami i zaczął grzebać przy wozie, młodzieniec odwrócił się do Morrigan i gestem pokazał, że ów człowiek był szalony." - hihi, prawdziwy Alistiar <3 (małe powtórzonko tutaj. obrócił odwrócił).
"Jedno musiała przyznać, rytuał przejścia strasznie ją zmienił. Stała się bezwzględna i rozgoryczona." - genialne wytłumaczenie. Można nawet dojść do wniosku, że to sam rytuał ją zmienił. w sensie, że wypicie krwi, a nie to, co ją doświadczyło. bajer
"Większość by była, gdyby słyszeli potworny śpiew Arcydemona, który wzywał swoje sługi, by wyszły z Głębokich Ścieżek na powierzchnię szerzyć zniszczenie." - to jest chyba taka mała nieścisłość. Z tego, co mi się wydaje, to pomioty słyszały śpiew Dawnych Bogów, które wołały do nich z więzienia. Nie chodziło o to, żeby pomioty wychodziły na powierzchnię, tylko o to, żeby odnalazły Dawnego Boga i go uwolniły. Skażone jednak plagą, zatruwały również i go - stawał się Arcydemonem - pomiotem siejącym zniszczenie. Pomioty wędrowały z Głębokich Ścieżek za nim. :)
Piękny zwrot akcji, kolejny świetny rozdział <3
Hej,
OdpowiedzUsuńczyli ten medalion należał do matki Alistera, tylko ciekawe skąd go miała ta służba i do tego naprawiony? Natrafili teraz na podmioty...
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Heej!
OdpowiedzUsuń'Nic się nie odzywając, wzięła rękę przyjaciela i ułożyła mu w dłoni tajemniczy wisior. Gdy tylko templariusz spostrzegł' - Alistair w sumie nigdy templariuszem nie został, więc to takie niedociągnięcie :D
Bardzo mi się podoba, jestem ciekawa zmian w kolejnym rozdziale, dlatego lecę pędzę go czytać <3