Była noc. Na
dworze hulał lodowaty wiatr, szarpiąc usychające gałęzie drzew i zrywając z
nich powiędłe liście. Ostre krople deszczu oraz grad przecinały bezlitośnie
powietrze. Niespokojny, czarny jak węgiel ogar bojowy mabari leżał w jadalni
przy ognisku. Jego jarzące się w
półmroku ślepia były wpatrzone w bladą kobietę siedzącą przy stole.
Isabella nie
potrafiła zasnąć, grad głośno obijał się o okna, nie pozwalając nawet na chwilę
zmrużyć oczu. Nie potrafiąc leżeć bezczynnie w łóżku, ubrała się i wyszła z
pokoju. Zaczęła wędrować nikło oświetlonymi korytarzami, aż zawędrowała do
jadalni.
Pochylona nad
drewnianym kubkiem, z którego leniwie unosiła się para, starała się wyciszyć.
Ubrana w lekkie skórzane spodnie i białą koszulę wyglądała jak wojowniczka,
która właśnie skończyła wartę. Na stole, obok kubka, leżał jej ulubiony sztylet;
mimo że nie był jej na zamku potrzebny, instynktownie wolała mieć go przy
sobie. Broń prezentowała się imponująco. Ostrze wykonano z najlepszej stali,
wygięte lekko w łuk, imitowało kieł potężnego zwierza. Rękojeść skrzyła się w
świetle świec złotym blaskiem, a czerwony rzemień zawieszony na końcu głowicy
zdawał się być smugą krwi ostatniego dźgniętego wroga.
Szafirowe oczy
patrzyły w półmrok, błądząc po pustej komnacie. Krzesła, na których wcześniej
siedzieli jej przyjaciele, przerażały pustką. Beznamiętny wzrok prześlizgnął
się z siedzisk na kamienną posadzkę ozdobioną niebieskim dywanem pamiętającym
grozę poprzednich dni. Ślady krwi, które najwidoczniej nie chciały zejść,
straszyły i przypominały o tym, jakich zbrodni dopuszczono się w tych murach.
Czarne włosy
zafalowały pod wpływem ruchu. Szara Strażniczka mocno pokręciła głową, starając
się wyrzucić upiorne obrazy z myśli. Nie chciała zaprzątać sobie umysłu makabrą
minionych dni.
Jednak
przeszłość i teraźniejszość przez chwilę zdawały się splatać ze sobą.
– Isabello,
za tobą! – słysząc wołanie matki, Isabella odwróciła się, automatycznie
blokując cios miecza, który dzierżył rycerz spod herbu Howe.
Dziewczyna
zrobiła ręką kołowrotek, a w powietrzu wśród krzyków i syków ognia rozbrzmiał
dźwięk ścierającej się stali. Nogą odepchnęła wroga; mężczyzna stracił
równowagę, zachwiał się. To była jej
szansa. Świst przeciął noce powietrze, a blada twarz została zroszona krwią.
Isabella
zamrugała. Przez chwilę zadawało jej się, jakoby na posadzce leżał martwy
Connor. Drżącą dłonią dotknęła policzka, sprawdzając, czy aby na pewno nie był
ubrudzony krwią. Zamknęła oczy z ulgi, że to tylko wspomnienie. Jednak ta
czynność przywołała ich kolejną falę.
Ktoś
zaatakował od tyłu. Brudna męska dłoń zacisnęła się boleśnie na ustach, nie
pozwalając złapać oddechu. Mocne ramię obejmowało szamoczącą się córkę teyrna
wokół piersi, tak, że nie była w stanie dobyć miecza.
W
niebieskich oczach błysnęły łzy wzbierające pod powiekami, gdy widziała zbliżających
się do niej dwóch mężczyzn. Wyciągali ku niej zakrwawione łapska, śmiejąc się
przy tym szyderczo, a jeden z nich rzucił w jej kierunku krótkim wulgarnym zdaniem,
dając do zrozumienia, co chcą z nią zrobić. Isabella, chcąc się obronić, zaczęła wierzgać nogami z
całej siły.
Jej
paniczne krzyki tłumiły grube palce napastnika. Z zaciśniętych ust słychać było
tylko niezrozumiałe jęki.
W momencie
gdy ręka jednego z podchodzących ku dziewczynie rycerzy zanurzyła się pod
zwiewną koszulą nocną, dziewczyna wydała z siebie stłumiony, lecz głośny pisk. Chwilę
po tym jeden z rycerzy upadł, a z jego rozdartej szyi wypływała czerwona
pulsująca krew. Rosły mabari rzucił się ku następnemu.
Szlachcianka
zaparła się w sobie i z całej siły ugryzła napastnika, który uniemożliwiał jej
poruszanie się. Żołnierz tylko zaklął, jednak oswobodził usta dziewczyny.
– Rufus!
Zabij! – krzyknęła nienawistnie, poprzez łzy.
Isabella na
powrót otwarła oczy, ujmując przy tym w dłoń ciepłe mleko. Warknięcie, jakie
wydał z siebie leżący nieopodal pies, zwróciło jej uwagę.
– Cicho,
Rufus. Nic mi nie jest – powiedziała, wstając i ruszając w stronę psa, starając
się go uspokoić.
Delikatnie
przy nim ukucnęła i pogłaskała czule za czarnym uchem. Ogar tylko położył łeb
na łapach i przymknął powieki, wydając z siebie westchnienie.
– Z kim
rozmawiasz? – Pod wpływem emocji i zdenerwowania Isabella nie zauważyła nawet,
kiedy do jadalni wkroczył Alistair.
Wystraszona
wpatrywała się w przyjaciela stojącego w futrynie. Muskularny tors miał zakryty
wełnianym swetrem, najwidoczniej w jego komnacie musiał panować chłód. Szare,
lniane spodnie miał przewiązane sznurkiem w pasie. Całości dopełniały
rozczochrane jasne włosy oraz zaspane piwne oczy. Po dwudniowym zaroście, który
miał wcześniej na twarzy, nie było śladu.
– Z nikim –
odparła. – Mówiłam do psa – dopowiedziała, wracając na wcześniejsze miejsce,
pochwyciła swój kubek w dłoń i jednym haustem wypiła znajdujące się w nim
mleko.
Alistair nie
miał pojęcia, jak się zachować. Mając w pamięci jej gwałtowną reakcję podczas
posiłku, nie wiedział, jak zagaić rozmowę. Przestąpił niepewnie z nogi na nogę,
po czym podrapał się po głowie. Już miał otworzyć usta, jednak zrezygnował,
wzdychając ciężko. Nie miał pojęcia, co powiedział Isabelli Zevran, a nie
chciał dokładać przysłowiowej oliwy do ognia.
– Skąd wzięłaś
coś do picia? – palnął pierwsze, co mu przyszło na myśl.
Couslandówna
wyciągnęła rękę przed siebie i wskazała na drzwi za paleniskiem.
– No tak. – Alistair
walnął się teatralnie w czoło. – Kuchnia. – Kręcąc głową z niedowierzania do
własnego kretynizmu, skierował kroki wprost do pomieszczenia na przeciwko.
Isabella
odprowadzała go wzrokiem. Wydawał się zmieszany. Miał do tego prawo, jednak nie
była na niego zła. Tak naprawdę nie powinna na nikogo. Z Zevranem nie łączyło
ją nic prócz dwóch wspólnie spędzonych nocy. I jeśli elf mówił prawdę, to
Alistair nie był niczemu winien.
Kiedy Alistair
powrócił, trzymał dwa kubki. Spojrzał niepewnie w niebieskie oczy.
– Och… siadaj
wreszcie. – Couslandówna warknęła rozbawiona.
Mężczyzna z
ulgą przyjął zaproszenie i opadł na przeciwlegle krzesło, jeden z kubków
postawił przed kobietą. Zaciekawiona spojrzała do środka, unosząc brew.
– Miód pitny –
powiedział, widząc jej pytający wzrok.
Siedzieli tak
przez chwilę w ciszy, każde wpatrzone w naczynie przed sobą. Jedynym dźwiękiem
panującym w tym ogromnym pomieszczeniu był świst oddechu śpiącego psa oraz
przyjemne dla uszu strzelanie drewna w ogniu.
– Isabello, muszę
z tobą porozmawiać. To ważne – powiedział Alistair, przerywając ciszę.
Dziewczyna,
słysząc swoje imię, spojrzała na przyjaciela, próbując odczytać jego intencje.
– Niby o czym?
– spytała beznamiętnie, upijając łyk alkoholu. – Jeśli chodzi o Zevrana, to
zostawmy ten temat. Powiedział mi, co między wami zaszło – dopowiedziała,
uśmiechając się na wspomnienie siniaka na twarzy elfa.
– Tak? –
spytał zszokowany, jednak po chwili zmarszczył brwi. – Powiedz mi, czy ty
naprawdę sądziłaś, że byłbym w stanie, ot tak, pójść z kimś do łóżka? – odezwał
się urażony. – Na dodatek z Zevranem? Isabello, albo mnie nie znasz, albo masz
o mnie paskudne zdanie – powiedział, wytykając ja palcem, po czym pociągnął łyk
alkoholu.
– Co mam ci
powiedzieć? – spytała retorycznie, jednak w tonie jej głosu Alistair wychwycił
nutę żalu. – Dałam się sprowokować Morrigan. Dodaj do tego stres i gotowe. Jednak
wiedz, że mi przykro, Alistairze i przepraszam za to, że zapomniałam o twej
szlachetności – powiedziała przyjaźnie, unosząc przy tym kubek. – Jesteś zacnym
mężczyzną, przyjacielu i nie powinnam nigdy w to wątpić.
– Jak już przy
szlachetności jesteśmy… – Alistair spoważniał i mocno zacisnął palce wokół
naczynia z alkoholem. – Pamiętasz naszą
rozmowę na mój temat? Jak pytałaś mnie, gdzie się wychowałem? Jak dopytywałaś,
kim jest mój ojciec? – Isabella zmrużyła oczy, przyglądając się mu uważnie.–
Powiedziałem ci wtedy, że na pewno nie jest nim arl Eamon oraz, iż nie mam
pojęcia, kto nim był. Prawda jest taka, że ja to wiem, Isabello.
– Jak to? –
Isabella zdawała się być zbita z tropu, jednak już przeczuwała, że nie spodoba
jej się to, co usłyszy.
– To nie jest
coś, czym warto się chwalić.
– To czemu
mówisz mi to właśnie teraz? – spytała już wyraźnie zaniepokojona.
Alistair
nerwowo potarł skronie; zawsze tak robił, gdy zostawał przyparty do muru w
niekomfortowej dla niego konwersacji.
– Bo lepiej,
jak usłyszysz to ode mnie, niżeli od Teagana – powiedział jednym tchem,
wlepiając w nią wzrok.
Isabella
oparła się plecami o drewno.
– Teagan? Co
on ma z tym wspólnego? – dopytywała.
– Ponieważ on
jest moim wujem. – Isabella patrzyła na Alistaira, nie wiedząc w pierwszej
chwili, co powiedzieć.
Z jej twarzy
nie można było wyczytać żadnych emocji. Po chwili jednak zamrugała i pokręciła
ustami w geście zdenerwowania. Prychnęła ze zdenerwowania, po czym zaśmiała się
szyderczo, a w jej oczach znać było narastającą wściekłość.
– Że co,
kurwa?! – krzyknęła, a jej głos odbił się echem od kamiennych ścian.
Alistair
patrzył oniemiały na przyjaciółkę. Nie miał pojęcia, jak ją uspokoić. Doskonale
wiedział, że gdy wpadła w złość, to klękajcie narody.
– Chcesz mi
powiedzieć, że…? Nie! – Wstała od stołu, kręcąc z niedowierzania głową. – Więc
Król Cailan…
– Był moim
bratem – dopowiedział Alistair, spuszczając głowę.
Isabella
odeszła od stołu, podejmując nerwowy pochód.
– Do reszty
cię popierdoliło?! – zaczęła krzyczeć. – Czy ty w ogóle masz chociaż trochę
rozumu w głowie?!
– Isabello,
uspokój się...
– Pierdol się,
Alistairze! – przerwała mu wulgarnie, przystając na chwilę. Rozsierdzona
wpatrywała niebieskie oczy w nad wyraz rozluźnionego przyjaciela. – Kto o tym
wie? – spytała ostro, jednak już trochę spokojniej.
– Teagan i
Eamon, ale ten drugi jest na łożu śmierci. Nie jestem pewny co do Isoldy.
Wcześniej wiedział o tym Duncan oraz sam Cailan, możliwe, że wie o moim
pochodzeniu królowa Anora…
– Pieprzony
idioto! Anora? Córka Loghaina? Wdowa po Cailanie? – Alistair pokiwał tylko
głową.– A ja zachodzę głowę od bitwy pod
Ostagarem, dlaczego Loghain tak usilnie chce się nas pozbyć! Już nie chodzi
tylko o Szarą Straż, na którą zwalił klęskę królewskich żołnierzy, chodzi mu o
ciebie, o dziedzica tronu Marica, brata króla Cailana, jebanego bękarta!
– Isabello,
błagam cię, zamilcz, bo pobudzisz cały zamek. O ile już tego nie zrobiłaś. –
Alistair sam już był zdenerwowany. Wstał z miejsca.
Wiedział, że
ta rozmowa nie będzie łatwa, ale nie sądził, że Isabella aż tak się wzburzy.
– Sam zamilcz!
– przerwała mu. Jej klatka piersiowa unosiła się pod wpływem głębokich oddechów
spowodowanych zdenerwowaniem.
– Co tu się
dzieje? Co to za krzyki? – Do jadalni wpadła niemal cała rozbudzona drużyna
wraz z Teaganem.
Isabella
popatrzyła na przybyłych i wskazała palcem na stojącego Alistaira.
– Czy ktoś jeszcze prócz Teagana wiedział, że
ten kretyn jest dziedzicem tronu Marica?!
Piękne opowiadanie, świetnie napisane. Niespotykana tematyka -a przynajmniej ja z takową się nie spotkałam. różnorodność opisów mną wstrząsnęła. Masz talent - nie zmarnuj go. Gratuluję. Na pewno tu wrócę by przeczytać kolejne Twoje rozdziały, a tym czasem dołączam do grona czytelników.
OdpowiedzUsuńZapraszam także do siebie na zyjaca-dla-atona.blogspot.com - zajrzyj jeśli masz ochotę. Pozdrawiam i życzę weny.
Na pewno zajrzę :) Dziękuję za uznanie i pochwałę, każdy taki komentarz jest dla mnie na wagę złota :] Pozdrawiam i zapraszam na kolejne rozdziały, które pojawią się juz na dniach :)
UsuńNawet moje komentarze są na wagę złota? Uhuhu, poprawiłaś mi samoocenę. Polać ci. :D
OdpowiedzUsuńIsabella przy deszczu nie mogła zasnąć, a mnie ten odgłos właśnie uspokaja i usypia.
Wow, pewnie gdybym się orientowała dlaczego Isabella tak się zdenerwowała i czy ten Maric jest dobry czy zły, moje emocje byłyby nieco inne. No cóż... Chyba pora zajrzeć do tego słownika...
"Bezpłciowy wzrok" nooł, bezpłciowy raczej niekoniecznie. Może beznamiętny? Rozumiem o co chodzi, ale pierwszy raz spotykam się z takim określeniem.
OdpowiedzUsuńNo z dumą mówię - IDEOLO. Opis wspomnień Isabelli? Fantastyczny. Jej kreacja jest prześwietna, takiego opisu brakuje wcześniej, zdecydowanie. Urywki jej historii, przeplatające się z codziennością i tym, jak czasem ją przygniatają, tłumaczyłyby wiele z jej zachowań.
"Alistair nie miał pojęcia, jak się zachować. Nie wiedział, jak zagaić rozmowę. Nie miał pojęcia, co powiedział jej Zevran." - o tym pisałam już wcześniej. Musisz zachować jedną formę, albo oddzielać jakoś zmianę narratora. Inaczej konstruować zdania może? np.; "Alistair przystanął, z jego ust wydobyło się ciche westchnienie. Postawa zdradzała niepewność; mężczyzna wykonał krok w stronę Strażniczki, jednak po chwili ponownie zmarł. "Co ja mam jej powiedzieć?" pomyślał strapiony". - wymyśliłam to na poczekaniu, ale chyba oddaje sens tego, o co mi chodzi. Pisać tylko z punktu widzenia narratora, bez wskakiwania w środku historii do głowy tego i tamtego.
" Niby o czym? – spytała beznamiętnie, upijając łyk alkoholu. – Jeśli chodzi o Zevrana, to zostawmy ten temat. Powiedział mi, co między wami zaszło – dopowiedziała, uśmiechając się w rozbawieniu na wspomnienie siniaka na twarzy elfa.
– Nie o to mi chodziło. " - tu by pasowało wstawić coś na zasadzie zmieszania Alistaira i jego ulgę, że sobie to wyjaśnili z Zevem i wtedy przejście do konkretów :)
"Powiedziałem ci wtedy, iż nie mam pojęcia Prawda jest taka, że ja to wiem, Isabello.
– Chcesz mi powiedzieć, że przez ponad pół roku mnie okłamywałeś?" - ale paskudna odpowiedź tak na starcie. Jasne Izka może poczuć się 'oszukana', ale w sumie jeszcze nic nie wie. Powinna zapytać raczej 'nie rozumiem', czy coś.
Em, trochę zabójcza ta wypowiedź Izki. Tzn. spoko,mogła się wkurzyć, czemu nie? To nie jest taka o sobie ploteczka o kupie króla. Ostra wymiana tutaj byłaby super, z przeplataniem myśli Isabelli (w sumie dopiero zauważyłam, że mało jej przemyśleń, a w sumie to o niej całe opowiadanie, głównie oczywiście). Jakieś "nie wierzę" - mówione do siebie. Ale pamiętasz jak to szło w grze? Alistair bardzo mocno tłumaczył sytuacje, pokazał jej dlaczego o niczym nie mówił (mnie osobiście to ujęło i zaraz złość za kłamstwo przeszła). Jakoś tak to powinno przejść - nerwy, tłumaczenie Alistaira, jakiś jego smuteczek, zaskoczenie Strażniczki, ciche pytanie "Bałeś się, że zmienię o Tobie zdanie?". Mimo wszystko są przyjaciółmi tak? Powinni mieć wobec siebie jakąś dozę zaufania i zrozumienia.
"– Co tu się dzieje? Co to za krzyki? – Do jadalni wpadła cała rozbudzona drużyna wraz z Teaganem." - przerysowane, tak wszyscy na raz? spoko, mogli się pobudzić, no ale nie że aż tak!
Podsumowując - kolejny bardzo dobrze napisany rozdział, zdecydowanie miałaś wenę i chęci przy jego pisaniu i zrobiłaś kawał dobrej roboty. Uwagi są oczywiście moją obiektywną oceną, raczej mini podpowiedzią, niekoniecznie czymś, co musisz wdrożyć :)
Ha, tak jak myślałam, że ta kłótnia Izki i Ala powinna mieć inny wydźwięk. Przynajmniej wiem, co tu poprawić.
UsuńNo ja prę jak burza: właśnie wrzuciłam poprawiony rozdział 3.
Nie odstępuję Cię na krok i na bieżąco wszystko czytam :)
Usuńps. aleś mnie wciągnęła.
"Powiedziałem ci wtedy, iż nie mam pojęcia Prawda jest taka, że ja to wiem, Isabello.
OdpowiedzUsuń– Chcesz mi powiedzieć, że przez ponad pół roku mnie okłamywałeś?" - jeszcze mam taki komentarz do tego zdania. Przecież jego ojcem mógłby być jakiś pijaczyna albo złodziej, którego Ali się wstydził. Wyobraź sobie, że nie wiesz co Ci chce powiedzieć, nie wiesz jak ważne jest jego dziedzictwo :)
Hej,
OdpowiedzUsuńIsabella się bardzo zdenerwował, na wiadomości jakie usłyszała.. Alistair jest dziedzice tronu, ciekawe jak zareaguje pozostali…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Wchodzę sobie pięknie tak o sprawdzić, czy są nowości i co widzę? Nowa wstaweczka, ja to mam szczęście <3
OdpowiedzUsuńNo rozdział miażdży, jest cudowny <3
podoba mi się bardzooo.