Sword

13 maja 2013

ROZDZIAŁ 27. Ukoić nerwy

Isabella siedziała na kamiennym murku, który zdobił szron. Nikłe promienie słońca co i rusz wyłaniającego się za chmur ładnie odbijały się od lodowych drobinek. W porywach zimnego wiatru jesienne liście zerwane brutalną siłą z drzew hulały w powietrzu, tańcząc żałosny taniec. Kiedyś zielone i soczyste teraz były pomarszczone, wysuszone i szare. Nieustający cykl życia dopadał każdego. Nawet nic nieznaczące liście.
Czarnowłosa kobieta wciągnęła w nozdrza lodowate powietrze. Z jej lekko rozchylonych ust wydobył się kłębek pary. Blada cera odbijała światło słoneczne skuteczniej niż niejedna zbroja. Czując coraz bardziej ogarniające zimno, jeszcze mocniej skuliła się w sobie.  Do jej uszu dobiegł dźwięk szczęku zamka w drzwiach. Niechętnie skierowała twarz ku ogromnym drewnianym wrotom. U szczycie schodów stała białowłosa elfka, ta sama, która z polecenia Teagana przyszykowała całej drużynie pokoje.

Drobna dziewczyna o dużych szarych oczach uśmiechała się niepewnie, wyginając wąskie różowe usta. Szczupłą dłonią zaczesała kosmyk srebrnobiałych włosów za szpiczaste ucho. Odziana w wełnianą tunikę z długim rękawem w kolorze dojrzałych czereśni i wąskie, idealnie przylegające do nóg spodnie wyglądała niewinnie, a zarazem pociągająco. Z prawego przedramienia zwisał jej granatowy płaszcz z kapturem ozdobionym śnieżnobiałym króliczym futrem.
Isabella posłała dziewczynie pokrzepiający uśmiech. Podniesiona na duchu niewiasta pospiesznie zeszła po schodach, kierując kroki wprost ku odzianej w błękit kobiecie.
– Messere.– Pochyliła się nisko elfka.
Kaskada białych włosów swobodnie opadła wzdłuż linii twarzy.
– Nie musisz się mi kłaniać, Sennivo. – Isabella dotknęła delikatnie brody elfki, nakazując jej tym gestem, by się wyprostowała.
– Panienka zapamiętała moje imię?– spytała zszokowana, nie kryjąc radości.
Bo w końcu była tylko zwyczajną służką.
Isabella roześmiała się melodyjnym głosem.
– Mam dobrą pamięć do szczegółów i detali. Pomimo iż twoje jakże piękne imię Teagan wypowiedział tylko raz, od razu zapadło mi w pamięć. I, proszę, mów mi Isabella.
– Ależ jest pani… – Kobieta zgromiła elfkę wzrokiem. – …znaczy się, Isabello – zreflektowała się dziewczyna – jesteś przecież szlachcianką.
– Jestem. Z urodzenia. Obecnie jestem Szarą Strażniczką. W tym zakonie tytuły nic nie znaczą, Sennivo. A teraz zdradź mi, kto cię przysłał?
Couslandówna zauważyła nikły rumieniec na prawie białej skórze służki.
– Proszę – odparła, wyciągając przed siebie płaszcz trzymany w rękach. – Kazano mi przekazać panien… przekazać ci ten płaszcz, Isabello.
– A któż ci rozkazał?
– Ten przystojny elf z tatuażem na twarzy. Był bardzo zdenerwowany. Powiedział, że na dworze jest chłód, a ty nie możesz się zaziębić. Zagroził, że jak nie wykonam polecenia, to ostatnią rzeczą, jaką zobaczę, będzie jego sztylet rozrywający moje serce. – Białowłosa dziewczyna wypowiedziała całe zdanie jednym tchem.
Jej głos przypominał Isabelli szlachetną nimfę śpiewającą cichą pieśń w głębi lasu.
– Więc Zevran tak ci powiedział. – Isabella z wdzięcznością odebrała płaszcz z rąk dziewczyny.
Zrozumiała aluzję.
Zevran doskonale sformułował zdanie. Wiedział, że jeśli Isabella nie weźmie nakrycia z rąk tej dziewczyny, podpisze na nią wyrok. Zaśmiała się pod nosem.
Senniva odetchnęła z ulgą. Isabella spojrzała na nią przenikliwie lazurowymi oczami, lustrując każdy centymetr tej zjawiskowej kobiety.
– Mam coś na twarzy? – spytała niewinnie elfka.
Isabella pokręciła głową. Chcąc nie chcąc, musiała wstać z kamiennego murku, by założyć na siebie ciepłe okrycie.
– Sennivo, nie pochodzisz z klanów Dalijskich, prawda? – spytała od niechcenia szlachcianka, mocując się z rękawem.
– Nie – odparła Senniva, przysiadając zaraz obok miejsca, na którym siedziała Strażniczka. – Pochodzę z rodu śnieżnych elfów. – Zaintrygowana Isabella spoczęła obok w milczeniu, pozwalając dziewczynie mówić.
Białe, szczupłe i długie palce skryła pod materiałem tuniki. Spojrzała Isabelli w oczy. Kobieta oniemiała z zachwytu nad barwą tęczówek tej tajemniczej osoby. Czarna jak węgiel oblamówka idealnie kontrastowała z szarością i bielą skrytą pod wachlarzem gęstych, długich rzęs.
– Tu, na zamku Redciffe, jestem od niedawna. – Spojrzała w górę ku błękitnemu niebu, po którym majestatycznie przesuwały się złowrogie, śnieżne chmury. – Kiedy arl Eamonn zachorował na tę dziwną bezimienną chorobę, wielu rycerzy obrało sobie za punkt honoru zdobycie Świętych Prochów. Wędrowali więc do Gór Mroźnego Grzbietu prowadzeni legendą. Właśnie w tych górach stacjonuje mój ród. Jesteśmy innymi elfami, niż te, co kryją się po lasach, unikając kontaktu z ludźmi. Wielu z waszej rasy myśli, że nie istniejmy, że figurujemy tylko w baśniach i opowieściach obłąkanych podróżników, którzy wracali z górskich szlaków. Prawda jest taka, że żyjemy pośród połaci śniegu oraz wśród ziem skutych przejrzystym lodem. – Senniva uśmiechnęła się, smutno wzdychając. – Mój lud przywykł do niesprzyjających warunków, jakie panują na szczytach górskich. Legendy powiadają, że najstarsi z nas zostali poczęci z kropli górskiej wody oraz płatku śniegu – zaśmiała się – ale to tylko legendy. Niezbyt często schodzimy do dolin, nie przepadamy za ciepłem. Możliwe, że dlatego ludzie widują nas tak rzadko. Pół roku temu, kiedy zimna była bardzo sroga i mroźna, moja rodzina postanowiła się przenieść na niżej położone tereny. Tam, gdzie mróz nie dokuczał tak bardzo. Niestety, na nasze nieszczęście, zapuściliśmy się zbyt nisko. Słońce swym ciepłem naruszyło pokrywę śnieżną, która pod wpływem kroków oraz radosnych śmiechów zaczęła się osuwać. Spadła lawina. – Senniva posmutniała jeszcze bardziej. – Mnie i moją siostrę znaleźli rycerza arla. Wpierw, podobno, byli zbyt onieśmieleni naszą niecodzienną urodą, by nam pomóc. Później postanowili kierować się głosem serca i rozsądku. Wyciągnęli nas z zasp śnieżnych. Zatroszczyli się. Niestety, moja siostra nie przeżyła drogi do Redcliffe. Zmarła, plując krwią. Tak trafiłam tutaj. – Spojrzała nieśmiało, uśmiechałem starając się zamaskować rozpacz.
Isabella odwzajemniła ten smutny gest.
– Chciałabym kiedyś wrócić do swoich, ale nie wiem, czy będzie mi dane zobaczyć jeszcze moją rodzinę, przyjaciół. Śnieg, który tak umiłowałam całym sercem od chwili przyjścia na świat, zabrał mi tych, co kochałam najmocniej. Na szczęście w każdej opowieści jest szczęśliwe zakończenie. Tu w Redcliffe nawiązałam nowe przyjaźnie. – Zarumieniła się jeszcze bardziej, niżeli kiedy mówiła o Zevranie. – Tu poznałam swoją miłość. Pan Eamon, pani Isolda oraz pan Teagan to bardzo dobrzy ludzie. – Wstała. – Wybacz, pewnie zanudziłam cię tą opowieścią.
– Nie, skądże znowu – powiedziała pospiesznie Isabella. – Wręcz przeciwnie. Podobała mi się. Mój ojciec, bardzo dawno temu, kiedy byłam małą dziewczynką, opowiadał mi o przepięknych białych istotach żyjących wysoko w górach. Wtedy myślałam, że to tylko bajka na dobranoc.
Couslandówna podniosła się z miejsca, stając twarzą w twarz z młodą, na oko, elfką.
– Dziękuję za płaszcz – powiedziała, po czym oddaliła się w swoją stronę, zostawiając dziewczynę samą przy schodach. 
Dwudziestodwuletnia szlachcianka stąpała po twardej ziemi. Szczelnie opatulona ciepłym płaszczem kroczyła przed siebie. Zimno już jej nie dokuczało, więc postanowiła pójść odwiedzić swojego ukochanego psa. Szczęśliwa, że nie musi z powodu chłodu wracać do zamku, podjęła czym prędzej kroki w kierunku, skąd dochodziło szczekanie.
Wyminąwszy główne mury dziedzińca, dostała się na tyły potężnej budowli. Niebieskim oczom ukazał się obraz typowych koszar. Sporych rozmiarów budynek stał daleko wysunięty pod mur zamku, idealnie komponując się z drewnianym spichlerzem znajdującym się zaraz obok.
Na środku placu nie rosła żadna roślinność. Czarny żwir umiejętnie utrudniał rozwinięcie się jakiejkolwiek flory na koszarowym dziedzińcu. Wokół usypanego placu ustawiono niskie płotki, zapewne musiała być to arena do pojedynkowania się.
Isabella poczuła się jak za starych dobrych lat, kiedy to wraz ze swoim starszym bratem Fergusem ćwiczyli na placu podobnym do tego. Pamiętała dokładnie dzień, w którym odrzuciła drewniany zabawkowy miecz, zamieniając go na prawdziwy, wykuty z najlepszej stali i sztylety.
Instynktownie prawą dłonią sięgnęła do biodra, gdzie zazwyczaj zwisała pochwa chroniąca cenne dla niej ostrze. Głośno westchnęła. Nie przywykła jeszcze do poruszania się bez broni. Nie było przecież ku temu konieczności. Póki co, na zamku pozostawali bezpieczni. Pytanie tylko na jak długo.
Strażniczka szczelniej owinęła się płaszczem i skręciła w lewo. Zagroda oraz stajnia dla mabari wyglądały należycie. Nie za wysoki dach pokryty był grubą warstwą słomy idealnie izolującą ciepło. Zagroda została wykonana z solidnego gatunku drzewa. Isabella podeszła bliżej, dotykając delikatnie drewna. Tak jak myślała. Drewno Sylvanów, drzewców żyjących w głębi lasu Bercilian.
Nagle do płota podbiegły trzy zaciekawione ogary bojowe. Wyglądały na młode, nie miały jeszcze pięciu lat.
– Mogę w czymś pomóc? – Isabella zwróciła głowę w stronę, z której padło pytanie.
Ku niej szedł mężczyzna, a jego twarz zdradzała, że nie miał łatwej pracy. Czarne włosy upięte miał w luźny kucyk z tyłu głowy. Prawe ucho zdobił mały złoty kolczyk, zupełnie jakby miało to odwrócić uwagę od odgryzionego fragmentu małżowiny. Zawadiacki uśmieszek szpeciła pionowa blizna.
– Szukam swojego psa – odparła zgodnie z prawdą, przyglądając się uważnie przybyszowi.
– To ten diabeł w psiej skórze to pani pies? – spytał psiarz, patrząc na kobietę z niemałym szokiem.
– Co w tym dziwnego?
– Ciężko go okiełznać. Nie dał sobie zabrać miski po posiłku, warczy i ujada na inne psy, a na mnie niejednokrotnie próbował się rzucić. – Zaśmiał się nerwowo.
Isabella tylko wzruszyła ramionami, uśmiechając się przepraszająco.
– Powinien być w środku, wystarczy, że go pani zawoła – dodał, po czym odszedł w stronę drugiej zagrody, gdzie beztrosko biegały szczenięta.
Strażniczka oparła się ramionami o płot.
– Rufus!
Po chwili z wnętrza stajni dobiegło ją znajome szczekanie. Nim zdążyła mrugnąć, ku niej biegł żwawo czarny ogar. Naprężył muskularne ciało i przeskoczył ogrodzenie.
Isabella śmiała się w najlepsze. Zdecydowanie to jej pies. Tylko on był w stanie robić takie rzeczy, w domu nieustannie wpadała przez to w kłopoty.
Naczelnik psiarni stojący nieopodal z przerażeniem patrzył na pupila Couslandówny. Zadowolona z widoku swojego ogara przyklęknęła, głaszcząc Rufusa za uchem.
– Tęskniłeś, prawda? – spytała, wpatrując się w brązowe oczy mabari.
Rufus zaszczekał wesoło. Zerwał się do biegu i w radosnych podskokach okrążył swoją panią. Po chwili upadł, ciężko dysząc.
– Już nie dramatyzuj – zganiła psa. – Chodź, piesku, wracamy do zamku. Strasznie zmarzłam.

_____

Złotowłosy elf przemierzał korytarz. Szybkie miarowe kroki odbijały się echem w pustej przestrzeni. Wyraz jego twarzy mógłby odstraszyć. Bursztynowe ślepia jarzyły się niebezpiecznie w półmroku, w tamtej chwili było widać jak na dłoni, iż nie był człowiekiem. Zwężone oczy, zmarszczone czoło oraz zaciśnięte usta dawały obraz kogoś, kto teraz z największą chęcią przebiłby kogokolwiek na swojej drodze mieczem na wylot. Na szczęście w zamku nie było potrzeby noszenia oręża.
Zevran zwolnił, aż w końcu przystanął i oparł się o ścianę po swojej prawej. Tatuaż na jego twarzy oświetlała pochodnia zawieszona metr od niego. Spuścił głowę, starając się tym sposobem uspokoić skołatane nerwy. Isabella nie chciała z nim rozmawiać, zaczął wygrażać się pokojówkom, co w niego wstąpiło?
Nie znał tego domostwa, nie miał pojęcia, w której części zamku się obecnie znajdywał. Po prostu kroczył przed siebie, nie patrząc, dokąd zmierzał. Jego jedynym pragnieniem teraz było znalezienie miejsca, gdzie będzie mógł posiedzieć sam ze sobą, pomyśleć.
Najwidoczniej los miał, co do tego inne plany. Na końcu korytarza, którego ściany miały kolor dojrzałych śliwek, kroczyła ku niemu czarnowłosa czarodziejka. Jej złote oczy kontrastowały z fioletem tuniki, a skórzana spódnica przy każdym kroku łopotała głośno. Ciemny kolor jej ust przywodził elfowi na myśl jedne z bardziej niebezpiecznych kobiet. Tylko niebezpieczne kobiety używały tak odważnego makijażu.
Zaśmiał się.
Morrigan była coraz bliżej. Zevrana zauważyła już z większej odległości. Właśnie wracała z biblioteki. Po ostrej wymianie zdań z Lelianą potrzebowała ciszy i spokoju. Podeszła do elfa, kołysząc przy tym biodrami.
Zevran z kpiącym uśmieszkiem na twarzy spojrzał w oczy wiedźmy.
– Szpiegujesz mnie? – spytał, opierając się plecami o ścianę.
Morrigan uczyniła to samo o przeciwległą, krzyżując przy tym stopy. Westchnęła i spojrzała mu uważnie w oczy.
– Gdybym cię szpiegowała, to na pewno nie byłbyś świadomy mojej obecności.
– Zawsze będę. Jesteś potężną wiedźmą, Morrigan. Twoja magia cię zdradza, w każdym wypadku. Nie zapominaj, że jestem elfem i na niektóre rzeczy reaguję inaczej niż ludzie, plus wychowanie Kruków nauczyło mnie abym zwracał szczególną uwagę na otoczenie.
– To był komplement? – spytała, unosząc czarne brwi.
– Sugestia – odparł wymijająco bez jakiejkolwiek emocji w głosie.– Miałaś z tego satysfakcję? – spytał po chwili. – Wiem, że sporo powiedziałaś przy stole.
Wiedźma odwróciła wzrok, nie chciała wpatrywać się w te bursztynowe oczy, które świdrowały każdy zakamarek duszy. Nie lubiła tego. Wręcz nienawidziła.
Isabella czyniła to samo, kiedy chciała ocenić czy kłamała, czy nie. Prychnęła. Ozdoby zawieszone na smukłej szyi zadźwięczały melodyjnie.
– Nie byłam w humorze, jasne? Chciałam jakoś odreagować. – Zevran zaśmiał się drwiąco.
– Kosztem Isabelli? Podobno to twoja przyjaciółka, a ty zwyczajnie chciałaś namieszać.
– To nie ja wskoczyłam Alistairowi do łóżka – powiedziała oschle, posyłając mordercze spojrzenie skrytobójcy.
– To nie ja nie potrafię trzymać języka za zębami – rzekł i ruszył w kierunku, skąd przyszła Morrigan.
Czarodziejka odprowadzała elfa wzrokiem. Klęła na niego w duchu. Przez ten kąśliwy komentarz czuła się winna.

_____

Młoda Couslandówna szła powoli do zamku, u jej nogi kroczył dumny mabari. Z nozdrzy psa ulatywały ogromne kłęby pary.
Coraz bliżej było zimy. Całe szczęście, że znaleźli schronienie za murami zamku. Isabella pokręciła głową.
Zaciekawiony Rufus nadstawił uszu, przyglądając się kobiecie. Impulsywnie Isabella zmierzwiła czarną sierść na głowie psa, głaszcząc go czule. Wolała nie myśleć, co by było, gdyby nie znaleźli schronienia. Na samą myśl przechodziły ją nieprzyjemne dreszcze. Spojrzała przed siebie, lustrując zamkowy dziedziniec główny.
Ładnie zaprojektowany, w kształcie owalu prezentował sobą wszystko, co najlepsze. Fakt, roślinność już uschła, a jednak pomimo braku kwiatów na krzewach Isabella potrafiła rozpoznać poszczególne gatunki, mające charakterystyczne dla siebie gałązki, jak na przykład Wijec z Orlais, którego najcieńsze pędy zwijały się niczym u winorośli lub krzew Luxury, której kora miała purpurowy odcień.
Na murku, na którym siedziała, nim poszła po Rufusa, zauważyła znajomą postać. Białe włosy zaplecione w warkocze były upięte z tyłu głowy. Ciemna metaliczna skóra kontrastowała z niepowtarzalnym kolorem tęczówek, które mieniły się odcieniami od fioletu po róż. Uśmiech zagościł na twarzy szlachcianki. Przyspieszyła kroku.
– Sten, miło cię widzieć – powiedziała na przywitanie, olbrzym spojrzał na swoją liderkę z kamiennym wyrazem twarzy.
Zawsze taki był. Stonowany, poważny, oziębły.
– Kadan.– Kiwnął głową. – Czekałem na ciebie.
– Na mnie? – zdziwiła się, przystając przy qunarim.
– Tak – powiedział, zerkając na wrota prowadzące do wnętrza zamku. – Nie znam się na tym. Nie chciałem błądzić, szukając cię.
Jasny promień słońca odbił się od ciężkiej srebrnej zbroi, w którą odziany był olbrzym, rażąc dziewczynę w oczy. Zasłoniła je dłonią, uśmiechając się czule do Stena.
– Chodź, Stenie. Sama zmierzam do zamku. Chciałeś ze mną pomówić?
Qunari kiwnął głową, wstając z miejsca.
– Mam tylko pytanie – rzekł sucho. – Kiedy wyruszamy?
– Przeczekamy tu zimę, Stenie. Nie możemy się narażać. Możesz być jednak spokojny. Na dniach zamierzam spatrolować okoliczne wioski. Kto wie, czy te stwory, które tu pokonaliśmy, nie wyszły poza Redcliffe.
Stenowi zajarzyły się niebezpiecznie oczy. Po kamiennej twarzy przebiegł cień uśmiechu. Pokłonił się lekko i odmaszerował w stronę koszar.
Isabella stała i patrzyła na oddalającą się sylwetkę nietypowego kompana. Trochę współczuła żołnierzom arla towarzystwa stonowanego qunari. Sten był niezmiernie trudny w obejściu.
Gwizdnęła na psa i szybkimi susami pokonała schody dzielące ją od ciepła domowego ogniska.

7 komentarzy:

  1. *U szczycie schodów* ;) Nie mogłam się powstrzymać xDsenniva zwróciła się do Isabelli per Panie? Czy ja o czymś nie wiem? O.o
    *chciała bym* razem. No, jak już poprawiam to pójdę na całość, cnie?
    *dwudziestodwu letnia* razem
    Pisząc "fauna" miałaś na myśli rośliny czy zwierzęta? Bo z tekstu można wywnioskować, że raczej o roślinach, a rośliny to flora, zwierzęta to fauna :)
    *puki* dobra, pisałaś kilkakrotnie przez u otwarte, a ja nie zwracałam na to uwagi. Teraz jestem prawie na 100% pewna, że powinno być "ó" zamknięte ;P
    *pianowa blizna
    *zaciakiony Rufus
    Staraj się nie zapominać o alcie przy pisaniu, bo - jak powiedział pewien mądry człowiek - jest różnica, czy prosisz kogoś, aby ci zrobił łaskę czy laskę ;D

    Pozdrawiam gorąco

    ~ Twoja fanka, Anastazja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kazano mi przekazać panie…ci przekazać ten płaszcz, Isabello." chodzi o to, że z początku z nawyku Senniva chce zwrócić sie do Isabelli "Kazano mi przekazać panience" jednak w porę się pohamowała i zwraca się tak jak Is ją prosiła czyli po imieniu :)

      Usuń
  2. Zabiła bezlitośnie dziecko i maga (i wielu innych ludzi), a szkoda jej jednej elfki.
    Zadziwia mnie ta postać (a miałam wrażenie, że nie lubi elfów).
    Śnieżne elfy?
    Ciekawie to zrobiłaś i dodałaś nową rasę.
    Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. No, nareszcie opis na początku jak trza. Rozwinięty, trochę opisów tu i tam. Brawo!
    Do tego Strażniczka wypowiada się, jakby naprawdę była szlachcianką, dodaje jej to uroku, pomimo kilku wad, które czasem jej go ujmują. Taka powinna być. Szalona z sobie tylko znanych powodów, jednocześnie wychowana, jak na osobę z wyższych sfer przystało.

    "moja rodzina postanowiła się przenieść do niższych sfer." - niższych sfer - czyli zostali chłopami? :D pasowałoby tu raczej na niżej położone tereny, bądź coś w ten deseń.

    Kreacja Strażniczki w tym rozdziale jest wprost cudowna, i bardzo przeczy temu, co było pokazane wcześniej. Tak sobie myślę, o tej sytuacji z Connorem. A gdyby tak pokazać szaleństwo Izki w trochę inny sposób? Morderstwo chłopca bardzo jej ujmuje, mogę powiedzieć, że przez to za nią nie przepadam. Może by zmienić troszkę historię i ... Powiedźmy dziewczyna mogłaby pójść z myślą zabicia syna Izoldy, wtedy cała ta złość Alistaira byłaby uzasadniona. Mogła przecież zmienić zdanie, kiedy weszła do sypialni. Co wcale nie znaczy, ze nie mogła czuć tej chorej żądzy zabijania. Mogła udać pakt z diabolicą, bo tylko podkreśliło by, co dzieje się w jej głowie. Okrutna szlachcianka? ba, mogłaby by oszukać sukkuba i na nim rozładować swoją frustrację i gniew, z całą tą brutalną otoczką, krwią i wnętrznościami. Byłaby szalona, fakt, ale jednocześnie nie traciłaby TAK bardzo w oczach - ot tak, moja mała dygresja.

    Czy wszyscy faceci, którzy pojawiają się w tym opowiadaniu muszą być przystojni i piękni? :D

    "Złotowłosy elf przemierzał korytarz." a za chwilę "Zevran oparł się o ścianę po swojej prawej." - brakuje czegoś w stylu "Elf zwolnił", czy "Zatrzymał się". Hah, wyobraziłam sobie jak idzie chyżo przez korytarz i nagle ni stąd ni zowąd opiera się o ścianę. Trochę jak modelka na wybiegu.

    "Założyła nogę na nogę, krzyżując przy tym stopy." nie umiem sobie tego wyobrazić. Stała, oparta o ścianę obok, i założyła nogę na nogę? To jak ona STAŁA w takim razie?

    "– Zawsze będę. Jesteś potężną wiedźmą, Morrigan. Twoja magia cię zdradza, w każdym wypadku. Nie zapominaj, że jestem elfem i na niektóre rzeczy reaguję inaczej niż ludzie, plus to, że mam wyostrzone zmysły." - trochę przerysowane. Bardziej bym odniosła się do jego szpiegowskiego wychowania, aniżeli elfiego. W grze nieszczególnie wiązał się i bratał z dalijczykami.

    "Ładnie zaprojektowany, w kształcie owalu prezentował sobą wszystko, co najlepsze. Fakt, roślinność już uschła, a jednak pomimo braku kwiatów na krzewach Isabella potrafiła rozpoznać poszczególne gatunki." - po samych gałązkach je rozpoznała? Dobra jest.

    Naprawdę bardzo dobry rozdział. Opisy są świetne, właśnie tego brakowało w poprzednich. Opisów, wyjaśnień, czegokolwiek, co urozmaiciłoby fabułę. Póki co jest to najlepiej napisana notka do tej pory. Czytało mi się świetnie, z pominięciem kilku nielogicznych błędów, które wymieniłam wyżej. Jeżeli reszta jest podobna, z niecierpliwością ruszam do czytania dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej poszłam za ciosem i nakreśliłam prolog oraz zedytowałam dwa pierwsze rozdziały. Może miałabyś chęć zerknąć i ocienić, czy właśnie tego Ci brakowało? Plus mam zamiar zmienić Isabellę tak, aby była tą postacią, którą miała być od samego początku. Nie socjopatką z rozdwojeniem jaźni, tylko trochę nieobliczalna, reagująca agresją, mająca załamanie nerwowe, ale starająca się funkcjonować jak należy dla dobra ogółu. Twarda kobieta, nie rumieniąca się na wszystko, co związane z Zevranem itp, itd. Mam nadzieję, że mi się to uda. Uff.
      No.. także byłoby super, jakbyś cofnęła się do początku :)
      Twoje zdanie wiele dla mnie znaczy, bo jesteś jedną z nie wielu osób, które wyłapują takie rzeczy i mi je podają na tacy z własnymi odczuciami.

      Usuń
  4. Cześć! :) już pojawiło się kilka uwag ode mnie, takich moich odczuć i przemyśleń :) Coraz bardziej podoba mi się co piszesz, ale nie martw się, z krytyki przez to nie zrezygnuję :D (żarcik) :) jeżeli poprawisz kolejne rozdziały z przyjemnością będę cofać, z jednoczesnym czytaniem rozdziałów w przód!
    Powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    Zev bardzo troszczy się o Isabelle, był bardzo zły jak nie chciała z nim rozmawiać, a Rufus o tak to niebezpieczna bestia…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń