W jadalni na
zamku Recliffe zaczynało się robić tłoczno. Służba co i rusz podawała nowe
potrawy, które mimo uszczuplonych przez Plagę zapasów, prezentowały się
zachęcająco. Lekka zupa z korzennych jarzyn pachniała wspaniale, mimo że nie uraczyło
się w niej mięsa. Potrawka z soczewicy, grochu i fasoli, oprószona skwarkami,
aż zachęcała, by wziąć sowitą porcję na talerz. Pieczeń z młodego prosiaka, nadzianego kaszą i
podrobami cieszyła oko oraz sprawiała, że drużynie Szarych Strażników zaczęła
lecieć ślinka na samą myśl o sowitym posiłku. Prócz gorących potraw podano świeże
pieczywo. Ciemny chleb z dynią, malutkie bułeczki z makiem, oraz słodkie chałki
na miodzie. Gwiazdą uczty był deser – spore ciasto marchewkowe z karmelem oraz
orzechową posypką. Wszystko prezentowało się i pachniało wspaniale.
Oghren z
radosnym błyskiem w oku nakładał sobie co raz to nowe smakołyki. Leliana wraz z
Wynne jadły w ciszy, napawając się chwilą posiłku. Morrigan siedziała na końcu
długiego stołu, na wprost Teagana, grzebiąc widelcem w swoim talerzu. Wyglądała,
jakby nie miała apetytu. Sten nie towarzyszył drużynie. Uważał się za wojaka,
więc jak na woja przystało, nocował i jadł w koszarach w towarzystwie rycerzy
arla.
Isabella
przyglądała się przyjaciołom. Cieszyła się z ich radosnych min, wykluczając w
tym Morrigan. Tej to chyba nigdy nic nie
odpowiadało, pomyślała uszczypliwie. Po chwili dotarło do niej, że przy
stole były trzy wolne miejsca. Izolda dosadnie wyraziła zdanie na temat
spożywania posiłków z mordercami swojego dziecka. Zaczęła się zastanawiać,
gdzie się podziewali Alistair i Zevran.
– Widział ktoś
Zevrana? – zapytała niby od niechcenia.
Oghren
podniósł wzrok na Szarą Strażniczkę, wzruszając ramionami.
– Jak żem się o
świcie zbudził, to tej łajzy nie było w izbie. Później ino na chwilę wrócił,
zrzucił stare łachmany, założył świeże i tylem żem go widział.
– Dziwne –
wyszeptała pod nosem, zastanawiając się, gdzie mógł zniknąć, że nikt go nie
widział przez cały ranek i przedpołudnie. Sama po przebudzeniu spędziła całe
przedpołudnie w komnacie, czytając. Wyszła, gdy zajrzała do niej Wynne,
proponując zejście na obiad.
Bann Teagan
zauważył zdezorientowanie szlachcianki.
– Coś się
stało, Isabello? – spytał z ojcowską troską w głosie, a na zamku rozbrzmiały
uderzenia zegara, oznajmiające, ze wybiło południe.
Isabella
pokręciła głową.
– Nie, to nic
ważnego.
– Rankiem
rozmawiał z Alistairem na korytarzu – odezwała się Morrigan, nie podnosząc
wzroku znad swojego talerza.
– Rozmawiali?
– Couslandówna patrzyła na kobietę z uniesionymi wysoko brwiami.
– Tak,
rozmawiali – odparła czarodziejka, opierając łokcie na drewnianym blacie.
Zwróciła żółte oczy ku twarzy liderki i posłała jej cyniczny uśmiech. –
Alistair chciał z tobą porozmawiać, niestety kiedy zamierzał zapukać do twojej
komnaty, wpadł na Zevrana.
Isabella
przewróciła oczyma.
– Insynuujesz
coś? – spytała.
Reszta osób
przy stole obserwowała z ciekawością wymianę zdań pomiędzy dwiema kobietami. Te
najwyraźniej nic sobie nie robiły z obecności innych.
– Mówię, co
widziałam – odparła Morrigan, patrząc na swoje dłonie. – Alistair zaciągnął
elfa do swej komnaty. Byli strasznie hałaśliwi.
– Jak to
widziałaś? – odezwała się w końcu Leliana. Rudowłosa dziewczyna świdrowała
współlokatorkę wzrokiem.
– Normalnie,
Leliano, widziałam. Moimi oczyma. Mam ci to przeliterować? – warknęła wiedźma.
Łuczniczka
wstała od stołu, dziękując za posiłek.
– Czasem warto
trzymać język za zębami, Morrigan. Szczególnie, gdy ocieka jadem –
powiedziawszy to, udała się do pokoju.
– Mam
wrażenie, że służba źle przydzieliła wam komnaty. – Teagan zaśmiał się,
poddenerwowany zaistniałą sprzeczką.
–
Najwidoczniej – odparła wiedźma, podnosząc się z miejsca.
Isabella wraz
z innymi odprowadziła kobietę wzrokiem.
Szlachcic
odchrząknął, upijając łyk piwa z kufla.
– Wybacz mi,
Isabello – zwrócił się do dziewczyny. – Powinienem się ciebie poradzić, nim…
– To nie twoja
wina, panie – przerwała mu. – Zmęczenie, niedożywienie, choroby oraz frustracja
w końcu dają się każdemu we znaki. Proszę mi wybaczyć zachowanie Morrigan. Jest
trudną i specyficzną kobietą – westchnęła. – Nigdy wcześniej nie była na zamku.
– Chasyndka? –
dopytywał.
– Powiedzmy. –
Isabella uśmiechnęła się porozumiewawczo do banna.
______
– Jesteś
niepoważna! – krzyczała Leliana na czarodziejkę siedzącą wygodnie w wiklinowym bujanym fotelu.
Komnata kobiet
wyglądała jak pokój małych dziewczynek. Ściany pomalowano na kolor brudnego
różu. Dwa duże okna wpuszczające światło ozdobiono bladoróżowymi zasłonami
wykończonymi białą wstążką. Łóżka, każde z nich położone pod jednym z parapetów,
miały złotą narzutę zupełnie niewspółgrającą z kolorystyką pomieszczenia. Po
prawej od drzwi znajdowała się biała toaletka z obszernym lustrem. Przy niej
stało małe krzesełko kolorem pasujące do mebla.
Morrigan
bujała się w fotelu stojącym zaraz przy drzwiach, obok których wciśnięta
została obszerna dębowa szafa.
– Ja, niepoważna?
– Tak, ty! –
Rudowłosa kobieta usiadła na brzegu swojego łóżka. – Dobrze wiesz, że Isabellę
coś łączy z Zevranem, więc po co kłapałaś dziobem?
– Łączy? Od
kiedy seks jest jakimkolwiek łącznikiem wśród ludzi? – spytała Morrigan ze
śmiechem. – Nie rozumiem twojego podejścia, Leliano, naprawdę. Poza tym, co
jest niepoważnego w chęci zejścia na śniadanie? To, że tych dwóch nie mogło
znaleźć sobie dogodniejszego miejsca na rozmowę, to nie moja wina. Nie chciałam
im przeszkadzać, więc zawróciłam.
– Trzeba było
zamknąć drzwi, a nie podsłuchiwać jak jakaś stara plotkara.
Kobiety
siedziały naprzeciwko, ciskając w siebie niewidzialnie błyskawice. Żółte oczy
wpatrywały się w niebieskie.
– Poza tym
wątpię, by Isabella pomyślała, że tych dwóch… – ponowiła Morrigan.
– Skończ. –
Leliana przeszkodziła czarodziejce.
Obie kobiety
doskonale słyszały, co działo się w pokoju obok.
Głośne
odgłosy, urywane rozmowy, śmiech i głośny krzyk Alistaira „pocałowałeś
mnie” tylko utwierdzały kobiety w
przekonaniu, że tych dwóch zrobiło jakieś głupstwo.
Morrigan
spuściła wzrok. Nigdy nie przepadała za tą idiotką, której objawił się Stwórca,
ale musiała przyznać, że lepsze takie towarzystwo niż żadne. Lub, co gorsza,
tej staruchy, Wynne.
– Nie powinnaś
się do tego mieszać. Poza tym nie mamy pewności – powiedziała już spokojnie
łuczniczka.
– Słyszałaś to
samo, co ja.
______
Oghren
zabawiał towarzystwo w najlepsze, opowiadając przygody za czasów, gdy mieszkał
w Orzammarze. Chełpił się tym, jak pokonał syna lorda Vartagha z kasty
wojowników. Opowiadał o Brandzie, o ich ślubie i weselu. Z radosnym blaskiem w
oczach cieszył się, że mógł zabawić kogoś swoimi opowieściami. Zazwyczaj był
niezauważany przez resztę drużyny, nieraz ignorowany. Tak naprawdę z Alistairem
i z Isabellą mógł pożartować i pogadać, jak równy z równym. Ta dwójka nie
patrzyła na niego z góry, nie przyklejała mu metki obchlejusa, który myślał
tylko o tym, by zalać się w trupa.
Wesołe śmiechy
i krzyki przerwało wejście do jadalni dwójki mężczyzn.
Nie patrzyli
na siebie. Zevran wydawał się być sobą, jednak z jego twarzy nie schodził
głupkowaty uśmieszek. Kłaniając się nisko Teaganowi, przysiadł przy Isabelli.
Najwyraźniej miał dobry humor. Alistair powiedział cicho „dzień dobry”, po czym
spoczął zaraz obok krasnoluda. Wzrok miał pusty, nieobecny.
Kiedy Isabella
na niego patrzyła, uciekał przed jej intensywnym spojrzeniem. Co jak co, ale ze
wszystkich zgromadzonych w jadalni tylko ona mogła przejrzeć go na wylot. Był
pewny, że już się domyślała. Oghren zamilkł.
Wokół
atmosfera stała się tak gęsta, że można było kroić ją nożem. Wynne, odczuwając
zmianę nastrojów, grzecznie podziękowała za posiłek. Na odchodnym oznajmiła, że
idzie do wioski pomóc wieśniakom.
Isabella i
reszta nawet nie raczyli spojrzeć na uzdrowicielkę. Couslandówna wpatrywała się
w Alistaira, mrużąc powieki. Wyraz jej twarzy mówił sam za siebie. Czuła, że
ten coś przed nią ukrywał. Teagan odchrząknął, zwracając na siebie uwagę.
Wszyscy, jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki, skierowali oczy na gospodarza
domu.
– Jak wiecie,
z Eamonem jest źle. Bez niego tak naprawdę nic nie wskóracie przeciwko
Loghainowi. Moja władza niestety nie sięga tak daleko, bym był w stanie wam w
tym pomoc. Mogę jedynie za was poświadczyć, gdyby mój brat zwołał Zjazd Możnych
w stolicy.
– Zdajemy sobie
z tego sprawę, Teaganie. – Alistair przemówił drżącym głosem. – Możemy się
tylko modlić do Stwórcy, by Eamon szybko ocknął się ze śpiączki.
– Lub znaleźć
inny sposób – powiedział wesoło elf, pakując sobie w usta widelec z potrawką.
– Nie żartuj –
upomniała go Isabella, zerkając na niego z ukosa. – Co ci się stało w twarz? – zawołała przejęta, widząc opuchliznę
i małą ranę, która jeszcze niedawno musiała krwawić.
– Miałem
zderzenie z rzeczywistością – opowiedział zagadkowo, lekko dotykając prawego
policzka.
– Nie, twój
przyjaciel ma rację – ożywił się Teagan, wyraźnie nie zwracając uwagi na
poruszenie Isabelli stanem zdrowia elfa.
– Jak to? –
spytał Alistair, unosząc brew.
– Ponoć to
tylko legenda, ale w każdej legendzie jest ziarno prawdy – odparł Teagan.
– Do rzeczy –
ponaglił go zniecierpliwiony już Oghren.
– Prochy
prorokini Andrasty. Powiadają, że mają właściwości lecznicze. Mogą nawet wrócić
umierającego człowieka, który już znalazł się za Zasłoną. Wiem, że w stolicy
mieszka mężczyzna prowadzący badania na ten temat. Brat Genitivus.
– Pobożne
życzenia chorego wariata – żachnęła się Isabella.
Isabella nigdy
nie należała do zbyt religijnych. Owszem chłonęła nauki rodziców oraz Matki
Mallol, która opiekowała się świątynią w zamku Couslandów. Znała podstawy
wiary, znała historię Stwórcy oraz jego prorokini, Andrasty, wiedziała czym
jest Zakon, Pustka, Zasłona, czy Złote Miasto oraz znała niektóre wersety z
Pieśni Światła. Jednak mimo tej wiedzy, nigdy nie czuła obecności Stwórcy w
swoim życiu. Nie wznosiła do niego modłów, gdy czegoś pragnęła. Miast tego
wolała brać sprawy we własne ręce i sprawić, że osiągnie wszystko, czego pragnęła
własną ciężką pracą. Gdy zaś coś szło nie po jej myśli, nie tłumaczyła się, jak
inni, że taka była wola Stwórcy. Isabella zawsze starała się znaleźć we
wszystkim logiczne rozwiązanie, zawsze potrafiła wszystko wytłumaczyć i nigdy nie
mieszała do przyziemnych spraw wiary, którą ograniczała do nabożeństw, na które
udawała się wraz z rodziną, czy obchodów świąt. W chwili śmierci rodziców jej
wiara spadła do zera, o ile nie niżej.
– Warto
spróbować – powiedział Alistair, nalewając sobie wina.
– Musicie
wiedzieć, że w momencie zapadnięcia przez arla w śpiączkę, rycerze Redcliffe
wykazali się ogromną wolą walki i lojalnością. Samozwańczo część zgłosiła się na
ochotników, aby wyruszyć w poszukiwaniu ratunku dla mego brata. Oczywiście
zezwoliłem im na to, bo jakbym mógł im tego zabronić, gdy widziałem ich
stanowczość. Podzielili się na wiele grup, a każda ruszyła w innym kierunku.
Jedna z nich dotarła do stolicy, Denerim, a tam trafili na ślad uczonego, który
wierzył, że szczątki prorokini Andrasty są tu, w Fereldenie oraz mają
właściwości lecznicze wykraczające ponad umiejętności najlepszych uzdrowicieli
z całego Thedas. – Zgromadzeni słuchali uważnie słów banna. – Niestety okazało
się, że brat Genitivus zniknął, jednak pozostawił w swym domu zapiski badań,
notatki oraz mapy. Co jest dziwne, jego uczeń zaatakował moich ludzi. Dopiero później
okazało się, że był to uzurpator, a prawdziwy uczeń Genitivusa leżał martwy w
schowku na miotły.
– A to
historia – rzekł Oghren, wycierając usta i brodę w serwetkę. – Po co ktoś miałby
udawać kogoś kim nie jest?
– Dokładnie –
przyznał Tegan, kiwając głową. – Moi ludzie mieli podejrzenia, że ten ktoś miał
za zadanie strzec tajemnicy Urny Świętych Parchów. Ucznia Genitivusa zabił, ale
gdzie podział się sam uczony?
– I co dalej?
– zagaiła Isabella. – Z tymi notatkami?
– Mam je tu na
zamku, schowane w gabinecie mego brata. Jasno z nich wynika, że szczątki
prorokini Andrasty zostały ukryte przed światem w Górach Mroźnego Grzbietu. Tym
śladem ruszyło już wielu ludzi z Redcliffe, jednak do tej pory, prócz jednej
jedynej ekspedycji, żaden śmiałek nie powrócił. Z tym, że ci, co wrócili nie zapuścili
się daleko.
– Trop jest,
wytyczne są, ale nadal brak kluczowych iformacji – oznajmiła Isabella.
– Wiem i
rozumiem twoje wahanie – przyznał Tegan, wstając od stołu. – Dlatego czym prędzej,
raz jeszcze, przestudiuję notatki brata Genitiivusa.
Gdy Teagan
opuścił komnatę, Oghren zaśmiał się głupkowato, przyglądając się mężczyźnie
siedzącemu obok.
– Z czego
rżysz, krasnalu? – spytał już podirytowany zachowaniem kompana Alistair.
– Może się
pochwalisz staremu Oghrenowi, co? – Krasnolud szturchnął przyjaciela w ramię.
– Niby czym? –
Isabella patrzyła to na Alistaira, to na Oghrena.
Zevranowi
wyjątkowo uśmiech zszedł z twarzy.
– Jak to czym?
– Orzammarski wojak bawił się w najlepsze. Upił łyk piwa. – Przeca widzę, co
masz na szyi, kochasiu.
Alistair
zmieszany zaczął błądzić wzrokiem po komnacie, starając się za wszelka cenę nie
spojrzeć na Isabellę.
– Nie wiem, o
czym mówisz – powiedział, zerkając w pusty już talerz.
– O tym
cholernym długim złotym włosie. No więc gadaj. Którą to służkę żeś se
przygruchał w nocy? Ostrouchy też się dobrze bawił, nie? – Krasnolud spojrzał
na zdezorientowanego elfa.
Isabella
zauważyła, że się zmieszał.
– C-co? –
spytał Zevran, nie bardzo wiedząc, o co chodziło.
– No jak to
co? Wiedźma się wypaplała, że widziała, jak od Isabelli nad ranem się
wymykałeś. Później wpadłeś na tę ofermę na korytarzu i… – Oghren spojrzał
uważnie na Zevrana i Alistaira.
Chyba właśnie
do niego dotarło. Widać było, jak Orzammarczyk starał się połączyć fakty. – Ło, cholera – wyszeptał i po chwili
zatopił swoje usta w alkoholu.
Isabella
wyszła z jadalni, kręcąc głową. Suknia, w jaką była ubrana, szeleściła przy
każdym kroku. Zevran zerknął na Alistaira. Alistair pochwycił spojrzenie
bursztynowych oczu elfa.
– Mamy
przesrane – powiedział.
– Nie my. Tyko
ja. – Zevran zerwał się z miejsca, wybiegając za Isabellą.
Kątem oka
zauważył, jak kobieta znikła za wrotami prowadzącymi na dziedziniec. Nie
namyślając się, wybiegł za nią, starając się dogonić rozwścieczoną piękność.
Kiedy stał na
szczycie schodów, ujrzał ją, jak siedziała na kamiennym murku, podkulając nogi,
starając się je ukryć przed zimnym wiatrem pod cienkim materiałem niebieskiej
sukni. Po chwili zauważył, że była to ta sama kreacja, którą miała założoną
wtedy w tawernie. Obserwował Isabellę, starając się rozgryźć, o czym mogła
teraz myśleć.
Szlachcianka
siedziała skulona, bijąc się z myślami. Mówiła sobie, że to nic nie znaczyło.
Zevran to dorosły mężczyzna, który mógł sobie robić, co chciał.
Tylko, do
jasnej cholery, czy musi być aż takim kurwiarzem?! Spojrzała w niebo,
głęboko oddychając. Błękit nieboskłonu działał kojąco na jej zszargane w tamtym
momencie nerwy. Nie, ona nie była zdenerwowana. To inne uczucie.
Nie jestem
o niego zazdrosna, pomyślała
pospiesznie. Nie mogła, bo przecież nic ich nawet nie łączyło. Dwie upojne
noce, to wszystko. To nic nie znaczyło.
– Isabello –
usłyszała za swoimi plecami.
Ten głos
byłaby w stanie rozpoznać nawet i na końcu świata. Tylko on miał taką barwę.
Brzmiał jak młodzieniaszek. Dodawało mu to swoistego uroku, biorąc pod uwagę
fakt, w jakim był wieku.
Pamiętała, jak
jej mówił, że jest starszy od niej o sześć lat. Nie był tego pewien, ale tak
powiedział mu dowódca Kruków, kiedy spytał go o swoją datę urodzenia.
– Nie mamy o
czym rozmawiać – odparła.
Idź sobie,
proszę. Nie każ mi na ciebie patrzeć.
Przeklinając
przewrotny los, patrzyła, jak elf klęka przed nią. Położył ciepłe dłonie na ochłodzonej
przez wiatr skórze jej kolan.
– Właśnie, że
mamy. Głupio wyszło, przyznaję się. Masz prawo być urażona. Pewnie sobie
myślisz, że rucham wszystko, co się rusza; niestety cię rozczaruję. Między mną
a Alistairem do niczego nie doszło.
Isabella
prychnęła, odwracając głowę.
– Kłamca.
– Uach, a
gdzie się podział „Zev”? – Dziewczyna zgromiła elfa wzrokiem. – Isabello, mówię
prawdę. Widzisz to? Alistair mi przypierzył, bo dla zabawy go pocałowałem.
– Dla zabawy?
Dla zabawy to się nianiom do kolacji suszonych robaków dosypuje, a nie całuje
mężczyzn. Po prostu mnie zostaw. Odejdź. Wierzę ci, ale chcę chwili spokoju.
Muszę pomyśleć.
– Nad czym?
– Nad
wszystkim. Nade mną, nad tobą, o Pladze i o arlu.
Isabella
zdenerwowana zamknęła oczy i nerwowo pocierała czoło. Usłyszała, jak Zevran
podnosi się z klęczek i poczuła, jak na odchodnym, pocałował ją w czubek głowy,
po czym wszedł po schodach i zniknął za drewnianymi wrotami zamku.
_____
– I co, jesteś
z siebie zadowolona? – spytała Leliana, nachylając się nad Morrigan, która
obserwowała całe zdarzenie z okna.
Zauważyła, jak
Isabella wybiegła z zamku.
Najwyraźniej była roztrzęsiona. Usiadła na
lodowatym murku, wlepiając oczy w niebo. Wiedźma doskonale widziała, jak jej
przyjaciółka drżała z zimna, jednak nie dawała po sobie tego poznać. Po chwili
jej uwagę zwrócił elf wychodzący zaraz po Isabelli. Przyklęknął przy niej.
Krótka wymiana zdań. Chwilę później zrezygnowany oddalił się do zamku, zostawiając
Szarą Strażniczkę samą na mrozie.
Morrigan odwróciła
się od okna. Spojrzała na łuczniczkę. Leliana stała ze skrzyżowanymi rękami na
piersi.
– Zamknij się,
kobieto – warknęła, wychodząc z pokoju, nie dając nawet otworzyć ust
łuczniczce.
hej, jeśli mogłabym Ci coś doradzić, to zmienić tło tekstu, bo tekst jest kiepsko czytelny, a kolor czcionki powoduje, że oczy często się męczą.
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie - potterowy konkurs z magicznymi nagrodami!
Och... To jak Zev przyklęknął przy Isabelli było takie urocze *-* Ale on i ten Jak-Mu-Tam Alaistr, czy jakoś tak, powinni się wstydzić. Ja na miejscu Isabelle spoliczkowałabym Zeva i napluła mu na twarz, a do Alistaira bym się już więcej nie odezwała. Taka moja mściwa natura.
OdpowiedzUsuńPS Rozdział wcale nie jest zły, co ty gadasz :P
"Głośne odgłosy, urywane rozmowy, śmiech i głośny krzyk Alistaira „pocałowałeś mnie” tylko utwierdzały kobiety w przekonaniu, że tych dwóch zrobiło jakieś głupstwo."
OdpowiedzUsuńJak to przeczytałam zaczęłam się śmiać.
Ten rozdział chyba był jednym z najlepszych (według mnie).
"Służba co i rusz podawała nowe potrawy." - a może by dodać opis tego wszystkiego, nie zostawiać tylko krótkich, zdawkowych zdań. Określić co było podane, jakie potrawy, co się działo w kuchni, między służącymi, wtrącić jakąś ploteczkę. Ot, takie zwykłe historie z życia zamku. Oczywiście pamiętając, że wokół szaleje plaga, ziemie są ubogie (sama to zaznaczyłaś, w rozdziałach wcześnie). Wioska jest w rozsypce po atakach ożywieńców i trupów, a i Eamon leży złożony chorobą. Na pewno nie podaliby kawioru. Brakuje mi po prostu opisów, szczegółowych i dokładnych tu i ówdzie.
OdpowiedzUsuń"– Insynuujesz coś? – spytała już wytrącona z równowagi." - nie rozumiem, JUŻ wytrącona z równowagi? Czym?
"Alistair przemówił bezpłciowym głosem" - wybacz, ale głos nie może być bezpłciowy xD
"– Prochy prorokini Andrasty. Podobno mają właściwości lecznicze. Mogą nawet cofnąć człowieka, który już znalazł się za Zasłoną. Wiem, że w stolicy mieszka mężczyzna prowadzący badania na ten temat. Brat Genitivus." - gdyby ktoś mi coś tak byle jak opowiedział, w życiu nie poszłabym ich szukać. Co to znaczy cofnąć człowieka? Wiem o co chodzi, ale... No nie pasuje to.
"– Pobożne życzenia chorego wariata – żachnęła się Isabella." - no brawo Izka, wyjęłaś mi to z ust.
"Dziewczyna nigdy nie należała do zbyt religijnych. W chwili śmierci rodziców jej wiara spadła do zera, o ile nie niżej." - z tego, co się orientuje, jako szlachcianka powinna być religijna. Przynajmniej w jakimś stopniu. Prochy Andraasty mogą brzmieć jak jakiś zabobon, a w to już nie musi wierzyć.
"– Jedzcie, moi drodzy. Ja muszę zajrzeć do gabinetu brata. Powinny być tam notatki brata Genitivusa, które udało się zdobyć rycerzom w Denerim." - ale zaraz, jakim rycerzom? To co, znaczy że już szukali tych Prochów? (w grze, owszem, ale przypuśćmy, że w nią nie grałam). Kiedy zdobyli te notatki? Skąd? Jak? Dlaczego Teagan nic nie powiedział wcześniej?
"Alistair mi przypierzył, bo dla zgrywy go pocałowałem." - Dragon Age to taki alternatywny świat trochę, właściwie nie wiadomo, w jakich czasach się dzieje fabuła. Przypuśćmy jednak, że gdzieś w okolicy znanego nam Średniowiecza. Konie, chatki, zamki, królowie, brak komputerów itd. Czy na pewno powiedziałby wtedy 'dla zgrywy'? Nie jestem pewna, czy takie słowa wtedy istniały.
"– Chasyndka? – dopytywał.
– Nie, wiedźma z Głuszy Korcari. – Isabella uśmiechnęła się porozumiewawczo do banna." wydaje mi się, że Morrigan była jednak chasyndką.
"Isabella i reszta nawet nie raczyli spojrzeć na uzdrowicielkę. Couslandówna wpatrywała się w Alistaira, mrużąc powieki. Wyraz jej twarzy mówił sam za siebie. Czuła, że ten coś przed nią ukrywał.". No dobra, po pierwsze, czy jak Alistair i Zevran rozmawiali, to czy Strażniczka nie spała przypadkiem w swoim pokoju? Kiedy zdążyła się przeteleportować do jadalni? Trochę to dla mnie nieczytelne. Po drugie, trochę naciągana ta zazdrość. Nic nie wie, niczego nie słyszała, Morrigan coś powiedziała, ale wcale nie wiadomo o co jej chodziło. Może powinna się wygadać. Jasne, ja, domyśliłam się o co chodzi, niemniej musiałam się skupić.
"Wiedźma doskonale widziała, jak jej przyjaciółka drży z zimna, jednak nie dawała po sobie tego poznać." - skąd wiedziała, skoro nie dała po sobie tego poznać? :)
Kolejność cytatów nie współgra dokładnie z kolejnością z rozdziału, ale to przez to, że próbowałam komentować wszystko na bieżąco i czasem pisałam nie w tym miejscu, w którym trzeba.
Piszesz ładnie, czasami tylko zdania nie brzmią idealnie, co nie zmienia faktu, że czyta się naprawdę przyjemnie to opowiadanie. Gdybym pominęła błędy, byłabym zachwycona. Oghren stałby się moją ulubioną postacią, za swoje teksty, jest cudowny. Niestety, kocham DA do bólu i na niektóre rzeczy nie mogę patrzeć z przymrużeniem oczu :)
Ach, no i opis 'wiedźma z głuszy' pasuje raczej do Flemeth, aniżeli Morrigan :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńjuż przez moment myślałam, że coś więcej się wydarzyło między nimi, Isabella jest zazdrosna, bardzo ją to zraniło
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Wracam z Woodstocku i co widzę? Cudownie piękny opis już od samego początku! <3
OdpowiedzUsuńTeraz wszystko pięknie się trzyma kupy, w końcu Teagan powiedział coś więcej o Urnie :D
I Oghren jaki domyślny :D <3 super jest <3