– Nie, nie
chcę już tego słuchać! – Isabella biegła po schodach, pokonując stopnie w
szybkim tempie; za nią podążał Zevran starający się zatrzymać rozjuszoną nowymi
wiadomościami kobietę.
– Isabello! –
wołał, ile sił miał w płucach.
Zevran przystanął
na schodach, widząc brak efektów swoich poczynań. Właściwie sam nie wiedział,
czemu wybiegł za nią z jadalni, kiedy ta nawrzeszczała na każdego po kolei,
wytykając wszystko, co siedziało w niej już dłuższy czas. Widać było, że tak
naprawdę w nikim nie miała psychicznego oparcia, wszystkie emocje tłumiła w
sobie. W końcu wybuchła. Wiadomość o tym, że Alistair był następcą tronu, tylko
przelała czarę goryczy.
Wzdychając,
zaczął pokonywać już wolnym krokiem pozostałe stopnie. Wcześniej do jego
spiczastych uszu doszedł dźwięk zatrzaskujących się z ogromnym hukiem drzwi. Nic
sobie nie robiła z tego, że był środek nocy.
Nie namyślając
się długo, poszedł wprost do komnaty Szarej Strażniczki. Nie pukał, nie czekał
na żadne przyzwolenie, po prostu, będąc świecie przekonanym, że ma do tego
prawo, nacisnął mosiężną klamkę, wchodząc do środka. Zamknął za sobą drzwi i
rozejrzał się po pokoju.
Osoba, której
szukał, siedziała skulona na parapecie, obserwując niebo. Jej twarz, oświetlona
światłem bijącym z okrągłej tarczy księżyca, wyglądała jak szlachetna perła
skryta na dnie morza. Smugi pozostawione na szybie przez deszcz odbijały się
cieniem na bladym licu, maskując bliznę oszpecającą lewy policzek. Czarne,
cienkie brwi miała zmarszczone ze zdenerwowania.
Elf
mimowolnie, jak to miał w zwyczaju, skupił swój wzrok niżej. Na dwóch białych
piersiach unoszących się pod wpływem każdego oddechu kobiety.
Zamknął oczy.
Co się z nim działo?
– Po co tu
przyszedłeś? – usłyszał szept brzmiący niczym szelest jesiennych liści, jednak
ostrość wypowiedzi godziła niczym sztylet.
Podszedł
bliżej, pewnie stawiając kroki. Materiał jego lnianych spodni przyjemnie
drażnił skórę nóg. Nawet nie zwrócił uwagi, iż jego tors był nagi. W pośpiechu,
w jakim wybiegł razem z Oghrenem z pokoju, gdy usłyszeli wrzaski Isabelli,
zapomniał zarzucić na siebie koszulę, która teraz bezładnie zwisała z oparcia
jego łoża.
– Nie wiem –
odparł zgodnie z prawdą, zbliżać się dalej.
Niebieskie
oczy spojrzały w jego kierunku. Głębia lazuru skryta za wachlarzem gęstych,
czarnych rzęs wprawiała go w hipnotyczny nastrój. Usiadł na skraju łóżka. W
dłoń pochwycił skrawek pościeli, jakby chciał zbadać strukturę materiału, z
jakiego była uszyta.
– Unikasz mnie
– powiedział cicho.
– Grozisz
służbie – usłyszał znów cichy szept.
– Naprawdę
urodzenie Alistaira jest takie ważne? – spytał mężczyzna bardziej siebie niżeli
kobietę siedzącą obok.
Isabella
zwróciła twarz z powrotem do zimnej tafli szyby. Nikłe światło świec
rozłożonych w różnych punktach pokoju dawało fałszywe poczucie ciepła i
domowego ogniska.
– Dlaczego się tak uniosłaś? – Miękki głos
elfa odbił się echem od bladych ścian. – Rozumiem, że to pewnie utrudnia wiele
spraw, ale wydaje mi się, że byłaś za ostra. Nawrzucałaś każdemu. Isabello. –
Złociste oczy świdrowały postać na parapecie, starając się prześwietlić ją na
wylot.
Ona nie
reagowała, nadal była wpatrzona daleko, hen za horyzont.
– To zmienia
wszystko, rozumiesz? – syknęła, zwracając ku niemu spojrzenie. – Wszystko.
Nadal tego nie pojmujesz? Nie zostałeś wysłany ze zleceniem dlatego, by wybić
Szarą Straż, a po to by zabić potomka króla, ja miałam być tylko dodatkiem.
Wisienką na torcie. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Loghain o wszystkim
wiedział. Przemyślał to sobie idealnie. – odparła beznamiętnie, bo już nie miała sił. –
Gdyby Alistair wyjawił prawdę wcześniej, bylibyśmy czujniejsi, wiedzielibyśmy jakiego
zagrożenia wypatrywać. Naraził nas wszystkich. Ściągnął nam na kark ciebie.
Ostatnie słowo
wypluła z pogardą. Nie gardziła Zevranem, ale sobą. Nie miała zamiaru go
obraźić, ale nie panowała nad sobą. Wszystkie negatywne emocje kumulowały się,
aż w końcu wybuchła.
Uciekała
wzrokiem, starając się ukryć prawdę, gdyż w tym ataku szału, który miał miejsce
w jadalni, kryło się coś więcej. Szara Strażniczka, co na co dzień zabijała
pomioty, wykonywała szemrane zadania, by jakoś przetrwać i wyżywić drużynę,
kobieta nieuginająca się przed niczym, nieznająca strachu, a jednak bojąca się
zasypiać i zamykać oczy.
Jak mała
dziewczynka bała się koszmarów. Obrazów makabry, jaka miała miejsce w jej rodzinnym
domu. Chciała zapomnieć, jak brutalnie wyrwano ją z łoża, wyszarpnięto z
komnaty za bujne czarne włosy. Jak omal jej nie zgwałcono.
Tamtej nocy
pierwszy raz zabiła, pierwszy raz poczuła smak krwi na ustach; wtedy zobaczyła,
czym jest bestialstwo i bezsensowna śmierć. To odcisnęło na niej piętno,
wykańczało ja od środka, a każda nowa rewelacja, czy to, że syn arla był
plugawcem, czy to, że Alistair był następcą tronu, nie ułatwiały jej życia.
– Staram się
ciebie zrozumieć. Jesteś inna niż wszystkie kobiety, które do tej pory poznałem
– odparł, ignorując jawną obelgę.
– Masz na
myśli „zerżnąłem”? – spytała z ironią w głosie. Ciepło jej oddechu pozostawiło
ślad na szybie w postaci pary.
Zevran uniósł kącik ust w kpiącym uśmieszku,
który nie miał w sobie nic z rozbawienia. Poczuł się, jakby ktoś wymierzył mu
siarczysty policzek. Więc takie miała o nim zdanie. Dla niej był zwykłym
kurwiarzem.
Dobrze
więc, pomyślał.
Wstał i
wyszedł, nie racząc jej spojrzeniem. Oparł się plecami o drzwi.
– Znowu ty? –
spytał postaci stojącej nieopodal schodów.
Morrigan
westchnęła i wyminęła elfa, kierując się do swojej komnaty.
– Świetnie, teraz każdy będzie mnie unikać –
poskarżył się w mrok korytarza.
– Co masz taką
skwaszoną minę, ostrouchy? – Poczciwy krasnolud właśnie pojawił się w holu;
zapewne dopiero teraz skończyła się burzliwa dyskusja na temat Alistaira i
każdy kierował się ponownie na spoczynek.
Zevran
spojrzał na miedzianobrodego Oghrena. Uśmiechnął się, widząc krasnoluda w samej
bieliźnie. Wyglądało to nad wyraz groteskowo. Całości obrazka dopełniała
flaszeczka dzierżona w lewej dłoni woja.
– Odnoszę
wrażenie, że jestem tu zbędny – odparł Zevran, ruszając przodem do ich wspólnej
komnaty.
Oghren
bezwstydnie podrapał się po kroczu, pociągnął wielkiego łyka z butli i ruszył
za towarzyszem.
W pokoju tej
nietypowej dwójki nie było niczego szczególnego. Dwa kiepskiej jakości łoża z
wysokimi oparciami były ustawione w metrowej odległości od siebie pod jedną ze
ścian. Na wprost drzwi znajdowało się nie za duże okno, na którego parapecie stały
cztery woskowe świece oświetlające pomieszczenie. Po prawej stronie od drzwi, w
kąt, był wciśnięty mały kwadratowy stolik oraz dwa krzesła. Dalej leżały dwa
kufry na odzienie. Surowości wnętrza dopełniały szare ściany oraz kamienna
podłoga.
Antivańczyk
opadł bezwładnie na łóżko. Szczupłe dłonie splótł za głową, obserwując
pęknięcia w suficie.
Oghren usiadł
przy stoliku, racząc się trunkiem. Po pokoju rozniosło się głośne beknięcie.
– Strażniczka
dała ci kosza, he? – spytał krasnolud, obserwując piwnymi oczami półnagiego
młodzieńca.
– Nie dała mi
kosza, bo nic między nami nie było – sprostował zmęczonym głosem Zevran.
Czuł, że ta wymiana
zdań zmierzała donikąd, ale gdy się ten krasnolud nakręcił, nie było odwrotu, pozostawało
go słuchać. Już bardziej wolał, kiedy ten spał i swoim chrapaniem uniemożliwiał
mu zaśnięcie. Lepsza bezsenna noc niżeli rozmowa z tym opijusem.
– Stary Oghren
da ci dobrą radę – powiedział krasnolud, opierając jedną rękę na stole. –
Nigdy, ale to przenigdy nie staraj się zrozumieć bab. – Elf uniósł się na
łokciach, patrząc z niedowierzaniem na kompana.
– I to ma być
ta twoja rada? Niby jak ona ma mi w czymkolwiek pomóc?
– Normalnie, a
niby jak? – Oghrenowi zaczął się już plątać język. – Wiesz co, wypierdku, ja się
chyba już położę.
– Tak, to
dobry pomysł – odrzekł Zevran, zrywając się z pościeli; w międzyczasie, jak
podpity krasnolud starał się dotrzeć do łóżka, ten zdążył się ubrać, porwać swój
tobołek i wyjść, trzaskając za sobą drzwiami.
Zevran już
miał otwierać masywne wrota, gdy usłyszał delikatne kroki za swoimi plecami.
Spojrzał za siebie. Jego oczom ukazała się ta sama służka, której wtedy
zagroził, że ją zabije, jeśli nie dostarczy Isabelli ciepłego okrycia. Jej
przenikliwe spojrzenie szarobiałych oczu wwiercało się w jego umysł.
Złotowłosy elf
stał z ręką wciąż opartą na potężnej klamce. Z jego barków zwisał czarny
płaszcz, który miał przypięty do skórzanej zbroi. Pod nogami leżał niedbale
rzucony tobołek wypełniony jego rzeczami.
– Wybierasz
się gdzieś, panie? – spytała białogłowa melodyjnym głosem.
Jej drobne
ciało było szczelnie opatulone we wrzosowy szlafrok z kwiecistym wzorem, bose
nogi kontrastowały z ciemną posadzką.
– Żaden ze
mnie pan – warknął. – Nie jest ci zimno w nogi? – spytał skrytobójca, patrząc
na białe stopy.
Dziewczyna
podążyła za wzrokiem mężczyzny. Kąciki jej bladych ust uniosły się w uśmiechu.
– Lubię chłód
– odparła. – Zmieniasz temat.
– Chciałem się
przewietrzyć – skłamał.
Elfka
spojrzała na niego z politowaniem, krzyżując ręce pod małymi piersiami.
– W środku
nocy, z tobołkiem i w pełnym uniformie? – spytała z rozbawieniem. – Jak dla
mnie to chciałeś zwyczajnie uciec, Zevranie.
– Skąd znasz
moje imię? – spytał zszokowany.
– Jestem tu
służką, oczy i uszy mam zawsze otwarte na nowe informacje. – Podeszła do niego,
po czym się schyliła, podnosząc z ziemi bagaż.
Prostując się,
posłała mu szczery uśmiech i, przerzuciwszy sobie rzeczy Antivańczyka przez
bark, ruszyła w głąb zamku.
Zevran stał
oniemiały, nie bardzo wiedząc, co się właśnie stało. Potrzasnął głową,
wprawiając w ruch złociste włosy, i pobiegł za tajemniczą niewiastą.
Znalazł ją
nieopodal schodów prowadzących na piętro, stała w jakimś gabinecie.
Tak, to na
pewno gabinet, pomyślał.
Nie za duże
pomieszczenie wykończone starannie drewnem. Lewa ściana była zawalona
książkami, na środku pokoiku stało wielkie biurko w kolorze mahoniu. Przy meblu
Zevran dostrzegł swoje rzeczy; tajemnicza elfka stała za sekretarzykiem,
szukając czegoś w jednej z szuflad. Po chwili wyjęła wisior.
– Co to jest?
– spytał, uważnie ją obserwując.
Nawet nie
pamiętał jej imienia.
– Coś, co
tymczasowo może rozwiązać wasze problemy i załagodzić konflikt – powiedziała
zagadkowo, nie odrywając pięknych oczu od znaleziska. Po chwili jednak
podniosła wzrok na mężczyznę stojącego w
futrynie. – Zawsze uciekasz, gdy zaczynają się pojawiać problemy, z którymi nie
potrafisz sobie poradzić?
– Czy to
normalne, by zwykła służka tak wtrącała się w nieswoje sprawy? – odpowiedział
pytaniem na pytanie, podchodząc do biurka.
Powoli zaczął
obchodzić mebel, palcem jednej ręki dotykając drewna. Jego czujne oczy uważnie
obserwowały kobietę. Nie ufał jej, nie ufał nikomu. Tym bardziej osobom, które
pojawiały się znikąd i zadawały za dużo pytań.
Lekko zdenerwowany, lecz opanowany, oblizał
wargi i stanął na wprost dziewczyny; na oko nie mogła mieć więcej niż osiemnaście
lat. Była od niego niższa niemalże o głowę.
Delikatnie
ujął jej podbródek, unosząc twarz w swoim kierunku. Spojrzał jej głęboko w
oczy, ku jego zdumieniu nie zobaczył w nich strachu.
– Weź to – powiedziała,
ujmując jego dłoń, po czym skryła medalion w jej wnętrzu.
– Ale co to
jest? – spytał ponownie.
Senniva opadła
na krzesło stojące przy biurku. Puchate obicie w kolorze wiśni idealnie
komponowało się z kolorem jej szlafroka.
– Po prostu
daj to Isabelli, niech przekaże Alistairowi. Więcej nie musisz wiedzieć –
odparła. – A teraz powiesz mi, dlaczego chciałeś uciec pod osłoną nocy?
– Nie twoja
sprawa – odpowiedział. – To, co robię, czynię z własnych pobudek – warknął
zdenerwowany dziwną rozmową, po czym porwał swoje rzeczy i ruszył do komnaty.
Uwielbiam postać Zervana, bardzo dobrze go wykreowałaś. Ma w sobie to coś, nadaje opowiadaniu dobry nastrój. po za tym zauważyłam, że potrafisz świetnie opisywać emocje czy wygląd bohaterów. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńA więc nie tylko ja to zauważyłam?
UsuńŚwietnie wychodzą też opisy przyrody i charakter bohaterów.
tu znowu maruda, czyli że ja.
OdpowiedzUsuńOkreślenie 'furiatka' nie pasuje mi do ogólnego charakteru Dragon Age'a.
"– Odnoszę wrażenie, że jestem tu najgorszy z najgorszych – odparł Zevran, ruszając przodem do ich wspólnej komnaty." - czy tak perfidne wyrażenie poczucia niższości pasuje do tego łobuzerskiego elfa?
"Czuł, że ta rozmowa zmierza donikąd," - em, przecież wymienili dopiero dwa zdania, jaka rozmowa więc?
"– Wybierasz się gdzieś? – spytała białogłowa melodyjnym głosem." - czy ona nie jest przypadkiem służącą? Powinna zapytać panie, albo coś. (no, chyba że jest taka bezczelna, a Zevranowi to nie przeszkadza. Warto byłoby to zaznaczyć).
Na początku rozdziału, gdzieś tam w rozmowie z Zevem brakuje mi wymiany zdań na temat tego, co się wydarzyło. Nie bez przyczyny Strażniczka jest zła, ma powód i powinna czuć gniew. Coś na zasadzie ("Alistarze, rozumiem dlatego to ukrywałeś, niemniej.... Naprawdę? Nie mogę uwierzyć, że mówisz mi to dopiero teraz. Jestem wściekła, Alistairze, wściekła. Jaki by Twój powód nie był, nic cię teraz nie usprawiedliwia" - to takie wtrącenie do powiedzmy rozdziału wcześniej i kontynuacja w tym na zasadzie - pytający Zev 'dlaczego jesteś taka wściekła?" i oniemienie Strażniczki "Dlaczego jestem wściekła? Pytasz poważnie? Czy nie rozumiesz, co właśnie powiedział nam Alistair.?! On jest następcą, pieprzonym następcą. To zmienia ... to zmienia wszystko, do cholery! - jakiś obrót, westchnięcie i to piękne - Po co przyszedłeś? Nie wiem"). To by pokazywało, że jednak Isabella ufa w pewnym stopniu Zevranowi (powiedziałaby mu poniekąd co czuje), niemniej z drugiej strony byłaby twarda i odsuwała go. ( <3 )
" Zevran otworzył usta ze zdumienia." - Alistair by pewnie rozdziawił buzię jak głupek, ale Zev? Jak dla mnie jest zbyt otwarty, a przecież jest Krukiem bez uczuć. Mógł się poczuć zraniony, ale nie wiem, czy tak by to okazał. Bardziej by pasowało, że zmarszczył brwi. A to o tym kurwiarzu to by wyglądało pięknie, gdyby zapytał Izki o jej zdanie "Jestem dla Ciebie zwykłym kurwiarzem, tak?". Nie musiałabyś pisać o jego uczuciach,wystarczyło, że pokazałabyś jego reakcję. Jak bez słowa wychodzi trzaskając drzwiami po tym pytaniu. To by nakręcało! Człowiek nie wie, co Zevran myśli, ale widzi jak się zachowuje i to przyprawia o ciarki, 'aaa bo bo jednak coś czuję ten oszukista jeden'. Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi. taka pikanteria!
"Zevran stał oniemiały, nie bardzo wiedząc, co się właśnie stało. Potrzasnął głową, wprawiając w ruch złociste włosy, i pobiegł za tajemniczą niewiastą.
Znalazł ją nieopodal schodów prowadzących na piętro, stała w jakimś gabinecie." - jak długo musiałby stać oniemiały, żeby elfka zdążyła dojść go gabinetu (szczególnie, że za nią pobiegł). Poza tym, why był oniemiały? Skoro był zdeterminowany odejść, a wydaje się, że był, powinien się wkurzyć i chociażby coś powiedzieć, warknąć, że elfka ma w nosie go i to, że powinna mu oddać tobołek. albo powinien być zniechęcony, zawahać się; oniemiały Zev to jak nie Zev.
"palcem jednej ręki dotykając ciepłego drewna" - ale że jak ciepłego? że w dotyku? jest noc. że kolor był ciepły? ej,ale jest NOC.
Bardzo, ale to bardzo podoba mi się pomysł, że to nie sama Strażniczka znalazła medalion. Masz świetny talent, oddajesz obraz pięknie, co z tego że jest kilka błędów?
Wybacz mi, że tak otwarcie piszę, 'co byś mogła zamienić, ' i nawet Ci daję konkretne pomysły, to jest oczywiście Twoje opowiadanie, nie zapominaj o tym. Są czasem momenty, które po prostu pasują. Zawsze możesz się oprzeć i znaleźć lepsze rozwiązanie :)
Hej,
OdpowiedzUsuńciekawe co to za medalion, Zevran miał zamiar zwiać, ale ta służba mu przezzkodziła…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Łaaa! Cieszy mnie, że skorzystałaś z moich rad.
OdpowiedzUsuńCo ja mogę dużo pisać? Jak dla mnie bomba! <3 <3 leecęę czytać dalejejejejej <3