Sword

22 maja 2013

ROZDZIAŁ 29. Tajemniczy podarek.

– Nie, nie chcę już tego słuchać! – Isabella biegła po schodach, pokonując stopnie w szybkim tempie; za nią podążał Zevran starający się zatrzymać rozjuszoną nowymi wiadomościami kobietę.
– Isabello! – wołał, ile sił miał w płucach.
Zevran przystanął na schodach, widząc brak efektów swoich poczynań. Właściwie sam nie wiedział, czemu wybiegł za nią z jadalni, kiedy ta nawrzeszczała na każdego po kolei, wytykając wszystko, co siedziało w niej już dłuższy czas. Widać było, że tak naprawdę w nikim nie miała psychicznego oparcia, wszystkie emocje tłumiła w sobie. W końcu wybuchła. Wiadomość o tym, że Alistair był następcą tronu, tylko przelała czarę goryczy.
Wzdychając, zaczął pokonywać już wolnym krokiem pozostałe stopnie. Wcześniej do jego spiczastych uszu doszedł dźwięk zatrzaskujących się z ogromnym hukiem drzwi. Nic sobie nie robiła z tego, że był środek nocy.
Nie namyślając się długo, poszedł wprost do komnaty Szarej Strażniczki. Nie pukał, nie czekał na żadne przyzwolenie, po prostu, będąc świecie przekonanym, że ma do tego prawo, nacisnął mosiężną klamkę, wchodząc do środka. Zamknął za sobą drzwi i rozejrzał się po pokoju.

Osoba, której szukał, siedziała skulona na parapecie, obserwując niebo. Jej twarz, oświetlona światłem bijącym z okrągłej tarczy księżyca, wyglądała jak szlachetna perła skryta na dnie morza. Smugi pozostawione na szybie przez deszcz odbijały się cieniem na bladym licu, maskując bliznę oszpecającą lewy policzek. Czarne, cienkie brwi miała zmarszczone ze zdenerwowania.
Elf mimowolnie, jak to miał w zwyczaju, skupił swój wzrok niżej. Na dwóch białych piersiach unoszących się pod wpływem każdego oddechu kobiety.
Zamknął oczy. Co się z nim działo?
– Po co tu przyszedłeś? – usłyszał szept brzmiący niczym szelest jesiennych liści, jednak ostrość wypowiedzi godziła niczym sztylet.
Podszedł bliżej, pewnie stawiając kroki. Materiał jego lnianych spodni przyjemnie drażnił skórę nóg. Nawet nie zwrócił uwagi, iż jego tors był nagi. W pośpiechu, w jakim wybiegł razem z Oghrenem z pokoju, gdy usłyszeli wrzaski Isabelli, zapomniał zarzucić na siebie koszulę, która teraz bezładnie zwisała z oparcia jego łoża.
– Nie wiem – odparł zgodnie z prawdą, zbliżać się dalej.
Niebieskie oczy spojrzały w jego kierunku. Głębia lazuru skryta za wachlarzem gęstych, czarnych rzęs wprawiała go w hipnotyczny nastrój. Usiadł na skraju łóżka. W dłoń pochwycił skrawek pościeli, jakby chciał zbadać strukturę materiału, z jakiego była uszyta.
– Unikasz mnie – powiedział cicho.
– Grozisz służbie – usłyszał znów cichy szept.
– Naprawdę urodzenie Alistaira jest takie ważne? – spytał mężczyzna bardziej siebie niżeli kobietę siedzącą obok.
Isabella zwróciła twarz z powrotem do zimnej tafli szyby. Nikłe światło świec rozłożonych w różnych punktach pokoju dawało fałszywe poczucie ciepła i domowego ogniska.
 – Dlaczego się tak uniosłaś? – Miękki głos elfa odbił się echem od bladych ścian. – Rozumiem, że to pewnie utrudnia wiele spraw, ale wydaje mi się, że byłaś za ostra. Nawrzucałaś każdemu. Isabello. – Złociste oczy świdrowały postać na parapecie, starając się prześwietlić ją na wylot.
Ona nie reagowała, nadal była wpatrzona daleko, hen za horyzont.
– To zmienia wszystko, rozumiesz? – syknęła, zwracając ku niemu spojrzenie. – Wszystko. Nadal tego nie pojmujesz? Nie zostałeś wysłany ze zleceniem dlatego, by wybić Szarą Straż, a po to by zabić potomka króla, ja miałam być tylko dodatkiem. Wisienką na torcie. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Loghain o wszystkim wiedział. Przemyślał to sobie idealnie.  – odparła beznamiętnie, bo już nie miała sił. – Gdyby Alistair wyjawił prawdę wcześniej, bylibyśmy czujniejsi, wiedzielibyśmy jakiego zagrożenia wypatrywać. Naraził nas wszystkich. Ściągnął nam na kark ciebie.
Ostatnie słowo wypluła z pogardą. Nie gardziła Zevranem, ale sobą. Nie miała zamiaru go obraźić, ale nie panowała nad sobą. Wszystkie negatywne emocje kumulowały się, aż w końcu wybuchła.
Uciekała wzrokiem, starając się ukryć prawdę, gdyż w tym ataku szału, który miał miejsce w jadalni, kryło się coś więcej. Szara Strażniczka, co na co dzień zabijała pomioty, wykonywała szemrane zadania, by jakoś przetrwać i wyżywić drużynę, kobieta nieuginająca się przed niczym, nieznająca strachu, a jednak bojąca się zasypiać i zamykać oczy.
Jak mała dziewczynka bała się koszmarów. Obrazów makabry, jaka miała miejsce w jej rodzinnym domu. Chciała zapomnieć, jak brutalnie wyrwano ją z łoża, wyszarpnięto z komnaty za bujne czarne włosy. Jak omal jej nie zgwałcono.
Tamtej nocy pierwszy raz zabiła, pierwszy raz poczuła smak krwi na ustach; wtedy zobaczyła, czym jest bestialstwo i bezsensowna śmierć. To odcisnęło na niej piętno, wykańczało ja od środka, a każda nowa rewelacja, czy to, że syn arla był plugawcem, czy to, że Alistair był następcą tronu, nie ułatwiały jej życia.
– Staram się ciebie zrozumieć. Jesteś inna niż wszystkie kobiety, które do tej pory poznałem – odparł, ignorując jawną obelgę.
– Masz na myśli „zerżnąłem”? – spytała z ironią w głosie. Ciepło jej oddechu pozostawiło ślad na szybie w postaci pary.
 Zevran uniósł kącik ust w kpiącym uśmieszku, który nie miał w sobie nic z rozbawienia. Poczuł się, jakby ktoś wymierzył mu siarczysty policzek. Więc takie miała o nim zdanie. Dla niej był zwykłym kurwiarzem.
Dobrze więc, pomyślał.
Wstał i wyszedł, nie racząc jej spojrzeniem. Oparł się plecami o drzwi.
– Znowu ty? – spytał postaci stojącej nieopodal schodów.
Morrigan westchnęła i wyminęła elfa, kierując się do swojej komnaty.
 – Świetnie, teraz każdy będzie mnie unikać – poskarżył się w mrok korytarza.
– Co masz taką skwaszoną minę, ostrouchy? – Poczciwy krasnolud właśnie pojawił się w holu; zapewne dopiero teraz skończyła się burzliwa dyskusja na temat Alistaira i każdy kierował się ponownie na spoczynek.
Zevran spojrzał na miedzianobrodego Oghrena. Uśmiechnął się, widząc krasnoluda w samej bieliźnie. Wyglądało to nad wyraz groteskowo. Całości obrazka dopełniała flaszeczka dzierżona w lewej dłoni woja.
– Odnoszę wrażenie, że jestem tu zbędny – odparł Zevran, ruszając przodem do ich wspólnej komnaty.
Oghren bezwstydnie podrapał się po kroczu, pociągnął wielkiego łyka z butli i ruszył za towarzyszem. 
W pokoju tej nietypowej dwójki nie było niczego szczególnego. Dwa kiepskiej jakości łoża z wysokimi oparciami były ustawione w metrowej odległości od siebie pod jedną ze ścian. Na wprost drzwi znajdowało się nie za duże okno, na którego parapecie stały cztery woskowe świece oświetlające pomieszczenie. Po prawej stronie od drzwi, w kąt, był wciśnięty mały kwadratowy stolik oraz dwa krzesła. Dalej leżały dwa kufry na odzienie. Surowości wnętrza dopełniały szare ściany oraz kamienna podłoga.
Antivańczyk opadł bezwładnie na łóżko. Szczupłe dłonie splótł za głową, obserwując pęknięcia w suficie.
Oghren usiadł przy stoliku, racząc się trunkiem. Po pokoju rozniosło się głośne beknięcie.
– Strażniczka dała ci kosza, he? – spytał krasnolud, obserwując piwnymi oczami półnagiego młodzieńca.
– Nie dała mi kosza, bo nic między nami nie było – sprostował zmęczonym głosem Zevran.
Czuł, że ta wymiana zdań zmierzała donikąd, ale gdy się ten krasnolud nakręcił, nie było odwrotu, pozostawało go słuchać. Już bardziej wolał, kiedy ten spał i swoim chrapaniem uniemożliwiał mu zaśnięcie. Lepsza bezsenna noc niżeli rozmowa z tym opijusem.
– Stary Oghren da ci dobrą radę – powiedział krasnolud, opierając jedną rękę na stole. – Nigdy, ale to przenigdy nie staraj się zrozumieć bab. – Elf uniósł się na łokciach, patrząc z niedowierzaniem na kompana.
– I to ma być ta twoja rada? Niby jak ona ma mi w czymkolwiek pomóc?
– Normalnie, a niby jak? – Oghrenowi zaczął się już plątać język. – Wiesz co, wypierdku, ja się chyba już położę.
– Tak, to dobry pomysł – odrzekł Zevran, zrywając się z pościeli; w międzyczasie, jak podpity krasnolud starał się dotrzeć do łóżka, ten zdążył się ubrać, porwać swój tobołek i wyjść, trzaskając za sobą drzwiami.

Zevran już miał otwierać masywne wrota, gdy usłyszał delikatne kroki za swoimi plecami. Spojrzał za siebie. Jego oczom ukazała się ta sama służka, której wtedy zagroził, że ją zabije, jeśli nie dostarczy Isabelli ciepłego okrycia. Jej przenikliwe spojrzenie szarobiałych oczu wwiercało się w jego umysł.
Złotowłosy elf stał z ręką wciąż opartą na potężnej klamce. Z jego barków zwisał czarny płaszcz, który miał przypięty do skórzanej zbroi. Pod nogami leżał niedbale rzucony tobołek wypełniony jego rzeczami.
– Wybierasz się gdzieś, panie? – spytała białogłowa melodyjnym głosem.
Jej drobne ciało było szczelnie opatulone we wrzosowy szlafrok z kwiecistym wzorem, bose nogi kontrastowały z ciemną posadzką.
– Żaden ze mnie pan – warknął. – Nie jest ci zimno w nogi? – spytał skrytobójca, patrząc na białe stopy.
Dziewczyna podążyła za wzrokiem mężczyzny. Kąciki jej bladych ust uniosły się w uśmiechu.
– Lubię chłód – odparła. – Zmieniasz temat.
– Chciałem się przewietrzyć – skłamał.
Elfka spojrzała na niego z politowaniem, krzyżując ręce pod małymi piersiami.
– W środku nocy, z tobołkiem i w pełnym uniformie? – spytała z rozbawieniem. – Jak dla mnie to chciałeś zwyczajnie uciec, Zevranie.
– Skąd znasz moje imię? – spytał zszokowany.
– Jestem tu służką, oczy i uszy mam zawsze otwarte na nowe informacje. – Podeszła do niego, po czym się schyliła, podnosząc z ziemi bagaż.
Prostując się, posłała mu szczery uśmiech i, przerzuciwszy sobie rzeczy Antivańczyka przez bark, ruszyła w głąb zamku.
Zevran stał oniemiały, nie bardzo wiedząc, co się właśnie stało. Potrzasnął głową, wprawiając w ruch złociste włosy, i pobiegł za tajemniczą niewiastą.
Znalazł ją nieopodal schodów prowadzących na piętro, stała w jakimś gabinecie.
Tak, to na pewno gabinet, pomyślał.
Nie za duże pomieszczenie wykończone starannie drewnem. Lewa ściana była zawalona książkami, na środku pokoiku stało wielkie biurko w kolorze mahoniu. Przy meblu Zevran dostrzegł swoje rzeczy; tajemnicza elfka stała za sekretarzykiem, szukając czegoś w jednej z szuflad. Po chwili wyjęła wisior.
– Co to jest? – spytał, uważnie ją obserwując.
Nawet nie pamiętał jej imienia.
– Coś, co tymczasowo może rozwiązać wasze problemy i załagodzić konflikt – powiedziała zagadkowo, nie odrywając pięknych oczu od znaleziska. Po chwili jednak podniosła wzrok na  mężczyznę stojącego w futrynie. – Zawsze uciekasz, gdy zaczynają się pojawiać problemy, z którymi nie potrafisz sobie poradzić?
– Czy to normalne, by zwykła służka tak wtrącała się w nieswoje sprawy? – odpowiedział pytaniem na pytanie, podchodząc do biurka.
Powoli zaczął obchodzić mebel, palcem jednej ręki dotykając drewna. Jego czujne oczy uważnie obserwowały kobietę. Nie ufał jej, nie ufał nikomu. Tym bardziej osobom, które pojawiały się znikąd i zadawały za dużo pytań.
 Lekko zdenerwowany, lecz opanowany, oblizał wargi i stanął na wprost dziewczyny; na oko nie mogła mieć więcej niż osiemnaście lat. Była od niego niższa niemalże o głowę.
Delikatnie ujął jej podbródek, unosząc twarz w swoim kierunku. Spojrzał jej głęboko w oczy, ku jego zdumieniu nie zobaczył w nich strachu.
– Weź to – powiedziała, ujmując jego dłoń, po czym skryła medalion w jej wnętrzu.
– Ale co to jest? – spytał ponownie.
Senniva opadła na krzesło stojące przy biurku. Puchate obicie w kolorze wiśni idealnie komponowało się z kolorem jej szlafroka.
– Po prostu daj to Isabelli, niech przekaże Alistairowi. Więcej nie musisz wiedzieć – odparła. – A teraz powiesz mi, dlaczego chciałeś uciec pod osłoną nocy?
– Nie twoja sprawa – odpowiedział. – To, co robię, czynię z własnych pobudek – warknął zdenerwowany dziwną rozmową, po czym porwał swoje rzeczy i ruszył do komnaty.

5 komentarzy:

  1. Uwielbiam postać Zervana, bardzo dobrze go wykreowałaś. Ma w sobie to coś, nadaje opowiadaniu dobry nastrój. po za tym zauważyłam, że potrafisz świetnie opisywać emocje czy wygląd bohaterów. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc nie tylko ja to zauważyłam?
      Świetnie wychodzą też opisy przyrody i charakter bohaterów.

      Usuń
  2. tu znowu maruda, czyli że ja.

    Określenie 'furiatka' nie pasuje mi do ogólnego charakteru Dragon Age'a.

    "– Odnoszę wrażenie, że jestem tu najgorszy z najgorszych – odparł Zevran, ruszając przodem do ich wspólnej komnaty." - czy tak perfidne wyrażenie poczucia niższości pasuje do tego łobuzerskiego elfa?

    "Czuł, że ta rozmowa zmierza donikąd," - em, przecież wymienili dopiero dwa zdania, jaka rozmowa więc?

    "– Wybierasz się gdzieś? – spytała białogłowa melodyjnym głosem." - czy ona nie jest przypadkiem służącą? Powinna zapytać panie, albo coś. (no, chyba że jest taka bezczelna, a Zevranowi to nie przeszkadza. Warto byłoby to zaznaczyć).

    Na początku rozdziału, gdzieś tam w rozmowie z Zevem brakuje mi wymiany zdań na temat tego, co się wydarzyło. Nie bez przyczyny Strażniczka jest zła, ma powód i powinna czuć gniew. Coś na zasadzie ("Alistarze, rozumiem dlatego to ukrywałeś, niemniej.... Naprawdę? Nie mogę uwierzyć, że mówisz mi to dopiero teraz. Jestem wściekła, Alistairze, wściekła. Jaki by Twój powód nie był, nic cię teraz nie usprawiedliwia" - to takie wtrącenie do powiedzmy rozdziału wcześniej i kontynuacja w tym na zasadzie - pytający Zev 'dlaczego jesteś taka wściekła?" i oniemienie Strażniczki "Dlaczego jestem wściekła? Pytasz poważnie? Czy nie rozumiesz, co właśnie powiedział nam Alistair.?! On jest następcą, pieprzonym następcą. To zmienia ... to zmienia wszystko, do cholery! - jakiś obrót, westchnięcie i to piękne - Po co przyszedłeś? Nie wiem"). To by pokazywało, że jednak Isabella ufa w pewnym stopniu Zevranowi (powiedziałaby mu poniekąd co czuje), niemniej z drugiej strony byłaby twarda i odsuwała go. ( <3 )

    " Zevran otworzył usta ze zdumienia." - Alistair by pewnie rozdziawił buzię jak głupek, ale Zev? Jak dla mnie jest zbyt otwarty, a przecież jest Krukiem bez uczuć. Mógł się poczuć zraniony, ale nie wiem, czy tak by to okazał. Bardziej by pasowało, że zmarszczył brwi. A to o tym kurwiarzu to by wyglądało pięknie, gdyby zapytał Izki o jej zdanie "Jestem dla Ciebie zwykłym kurwiarzem, tak?". Nie musiałabyś pisać o jego uczuciach,wystarczyło, że pokazałabyś jego reakcję. Jak bez słowa wychodzi trzaskając drzwiami po tym pytaniu. To by nakręcało! Człowiek nie wie, co Zevran myśli, ale widzi jak się zachowuje i to przyprawia o ciarki, 'aaa bo bo jednak coś czuję ten oszukista jeden'. Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi. taka pikanteria!

    "Zevran stał oniemiały, nie bardzo wiedząc, co się właśnie stało. Potrzasnął głową, wprawiając w ruch złociste włosy, i pobiegł za tajemniczą niewiastą.
    Znalazł ją nieopodal schodów prowadzących na piętro, stała w jakimś gabinecie." - jak długo musiałby stać oniemiały, żeby elfka zdążyła dojść go gabinetu (szczególnie, że za nią pobiegł). Poza tym, why był oniemiały? Skoro był zdeterminowany odejść, a wydaje się, że był, powinien się wkurzyć i chociażby coś powiedzieć, warknąć, że elfka ma w nosie go i to, że powinna mu oddać tobołek. albo powinien być zniechęcony, zawahać się; oniemiały Zev to jak nie Zev.

    "palcem jednej ręki dotykając ciepłego drewna" - ale że jak ciepłego? że w dotyku? jest noc. że kolor był ciepły? ej,ale jest NOC.

    Bardzo, ale to bardzo podoba mi się pomysł, że to nie sama Strażniczka znalazła medalion. Masz świetny talent, oddajesz obraz pięknie, co z tego że jest kilka błędów?
    Wybacz mi, że tak otwarcie piszę, 'co byś mogła zamienić, ' i nawet Ci daję konkretne pomysły, to jest oczywiście Twoje opowiadanie, nie zapominaj o tym. Są czasem momenty, które po prostu pasują. Zawsze możesz się oprzeć i znaleźć lepsze rozwiązanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    ciekawe co to za medalion, Zevran miał zamiar zwiać, ale ta służba mu przezzkodziła…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Łaaa! Cieszy mnie, że skorzystałaś z moich rad.
    Co ja mogę dużo pisać? Jak dla mnie bomba! <3 <3 leecęę czytać dalejejejejej <3

    OdpowiedzUsuń