Schodzili po
schodach w milczeniu. W wąskim korytarzu klatki schodowej ich ramiona stykały
się ze sobą. Elf kątem oka patrzył na twarz Isabelli. Jej mlecznobiała skóra
ozdobiona była zaschniętymi kroplami krwi swojej oraz małego Connora, który
teraz leżał bez życia na podłodze na piętrze.
Zevran
zastanawiał się, co się tam stało. Przez chwilę, kiedy otworzył drzwi, zdawało
mu się, że Isabella się poddała, jakby nie miała już sił by walczyć. /nie
potrafił tez pojąc sensu jej słów, gdy mówiła w amoku o zaprzepaszczonej
szansie.
Isabella
Cousland, czując na sobie wzrok elfa, zwróciła twarz w jego stronę. Jego
bursztynowe oczy wpatrywały się w nią intensywnie. Zmusiła się do lekkiego
uśmiechu. Nie czuła wyrzutów sumienia z powodu tego, co zrobiła. Uważała, że
postąpiła słusznie. Jednak nie sądziła, że widok matowego chłopca tak nią
wstrząśnie, mimo że przeczuwała, iż po zabiciu demona, Connor wróci do swojej prawdziwiej
postaci. Gdyby dano jej drugą szansę, zapewne znowu dałaby się sprowokować, rzucając
się w wir z góra przesądzonej walki, pchana własnym gniewem. Ponownie, zamiast uratować,
zamordowałaby chłopaka.
Skrytobójca
odwzajemnił uśmiech. Bał się, co powiedzą inni, kiedy się dowiedzą, co zrobiła
ich liderka.
Morrigan,
Oghren i Sten na pewno to zaakceptują. Ta trójka miała własne priorytety,
którymi, na szczęście Isabelli, nie byli mali bezbronni chłopcy.
Gorzej z
Alistairem i Lelianą. Młody Szary Strażnik przecież wychował się na tym zamku.
Dorastał u boku arla Eamona i jego żony Isoldy. Mógł sobie tylko wyobrazić, jak
teraz musiał się czuć, wiedząc, jakiego czynu dopuściła się Isabella. Natomiast
Leliana… Ona była bardzo wrażliwą i uczuciową kobietą, która ponad wszystko
ceniła sobie czyjeś życie.
Sam doskonale pamiętał,
kiedy się nim opiekowała, jak nad nim czuwała pomimo tego, że chciał ich zabić.
W pamięci wyrył mu się obraz jej niebieskich oczu, gdy po pierwszym dniu tortur
przyniosła mu wody. Widział w nich ból. Cierpiała razem z nim. Współczuła mu.
Później inne niebieskie oczy patrzyły na niego z pogardą, chcąc zadać kolejną
dawkę bólu.
Elf pokręcił
głową, odganiając od siebie myśli o przeszłości.
– Wszystko w
porządku? – spytała Isabella, dotykając jego ramienia.
Mimo że go nie
znała za dobrze, od razu umiała wyczuć, kiedy coś go trapiło. Antivańczyk
przystanął i oparł się plecami o ścianę, patrząc na nią. Dłonią zepchnął z
siebie jej rękę.
– Jestem po
prostu zmęczony. To wszystko – skłamał.
– Nie oszukasz
mnie. Od jakiegoś czasu wydajesz się być nieobecny. Zamyślony. Nawet w
niektórych przypadkach miałam wrażenie, że mnie unikasz. O, ci chodzi?
Nie znosił
tego. Nienawidził, kiedy tak stała przed nim, patrząc mu głęboko w oczy,
przeszukując spojrzeniem każdy zakamarek jego podłej duszy.
Taka piękna.
Taka niebezpieczna. Taka dzika.
– Wydaje mi
się, że i tak kiedyś byśmy musieli porozmawiać – zaczął, spuszczając wzrok, nie
mogąc dłużej wytrzymać jej przenikliwego spojrzenia. – Chciałem cię zabić. Ty
mnie pojmałaś i torturowałaś, w gruncie rzeczy bez powodu. W sumie to robiłaś
to tylko dla samej popieprzonej satysfakcji.
Isabella stała,
słuchając elfa uważnie. Wiedziała, że prędzej czy później doszłoby do tej
niekomfortowej dla obojga rozmowy. Czując, że nie będzie ona jednak trwała
długo, oparła się o przeciwległą ścianę, krzyżując, jak to miała w zwyczaju, ręce na
piersi. Zevran zamilkł na chwilę, po czym wziął głęboki oddech.
– Później postanowiłaś,
że jednak darujesz mi życie. Pomyślałem, że jesteś najgłupszą osobą na świecie.
Jednak później stwierdziłem, iż chyba najbardziej bystrą, Isabello. – Odwrócił głowę w prawo,
patrząc w dół schodów.
Tatuaż na jego
twarzy dodawał mu łobuzerskiego wyglądu. W gruncie rzeczy Isabella nie
wyobrażała sobie, by Zevran nie miał tatuażu. Nie byłby wtedy sobą. Nie byłby
kompletny.
– Później się
pieprzyliśmy – zaśmiał się. – Cholera, to był najlepszy seks w moim posranym
życiu. I wtedy zrozumiałem. To ty –
wskazał na nią palcem – to ty omotałaś sobie mnie, nie ja ciebie. A miałem taki
zamiar. – Pokręcił głową. – W sumie nie będę ciągnął teraz tej rozmowy, bo jest
to bez sensu.
Strażniczka
już miała otworzyć usta, chcąc coś powiedzieć, jednak Zevran ją ubiegł,
uciszając głębokim pocałunkiem. Isabella stała jak oniemiała. Zaskoczyła ją
jego szybkość. W oka mgnieniu spod ściany znalazł się przy niej, przyciskając
ją ciałem do zimnej faktury. Wpierw odwzajemniła kochankowi pieszczotę, jednak
po ułamku sekundy odepchnęła go stanowczo od siebie, oblizując wargi.
– To nie czas
i miejsce – wyszeptała i pospiesznie zbiegła po schodach.
_____
Leliana
klęczała nad budzącą się szlachcianką. Wilgotnym ręcznikiem ocierała z jej
twarzy zaschniętą krew, jaka pozostała po mocnym uderzeniu Isabelli.
Isolda
nieznacznie uchyliła powieki. W pierwszej chwili nie pamiętała, co się
wydarzyło i dlaczego tak potwornie bolała ją głowa. Kiedy ujrzała nad sobą
pochylającą się rudowłosą kobietę, zrozumiała.
Niczym
oparzona zerwała się na nogi. Chwiejąc się, spojrzała pytającym wzrokiem na
Alistaira, który stał oparty o futrynę. Strażnik posłał żonie arla spojrzenie wyrażające
współczucie.
– Mój syn… moje
dziecko. – Izolda rozglądała się z paniką po pomieszczeniu. – Gdzie jest
Connor?
– Nie żyje. –
Isabella wyprostowana wkroczyła do komnaty, nie racząc nawet spojrzeć na
zrozpaczoną matkę chłopca.
Wyminęła
kobietę, pod którą ugięły się kolana. Przeszła dalej, chodząc pomiędzy martwymi
i nieprzytomnymi ludźmi arla. Szukała Teagana. Musiała go ocucić i z nim
porozmawiać. Isoldą może się zająć
Alistair, jak tak bardzo jej współczuje, pomyślała.
Znalazła go.
Leżał na środku posadzki. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w
miarowych odstępach czasu. Strażniczka odetchnęła z ulgą, przyklękając nad
szlachcicem.
– Jak mogłaś
to zrobić?! – W pomieszczeniu słychać było krzyk matki, która właśnie straciła
swoje dziecko. – Jak?! Też jesteś kobietą! A gdyby to było twoje dziecko i ktoś
miałby je zabić?!
Isabella ze
wzrokiem wyrażającym największą irytację spojrzała w kierunku zrozpaczonej
arlessy.
– Gdyby było
to moje dziecko, to już dawno wylądowałoby w Kręgu po to właśnie, by nie dopuścić
do takiej tragedii – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Jesteś sama sobie
winna, głupia kobieto. A teraz daj mi ocucić tego biedaka, który, dla twojej
wiadomości, leży tu przez ciebie, bo nie potrafiłaś zapanować nad własnym sy…
– DOSYĆ!
Wszyscy spojrzeli
na Alistaira, który nie potrafił już nad sobą panować. Na jego czole można było
zauważyć pulsującą żyłkę zdradzającą zdenerwowanie.
– Isolda
straciła dziecko. Ty je zabiłaś. Może rzeczywiście nie miałaś innego wyboru,
ale, na Stwórcę, Isabello, zamilcz!
– To ty ją
ucisz. A raczej przygotuj na to, jaki widok czeka ją na piętrze. – Isabella
powiedziała to niemal szeptem.
Czuła się
podle, ale wolała tego nie ukazywać. Lepiej było zatuszować prawdziwe emocje
irytacją i bezczelnością.
W jakiś sposób
rozumiała tę kobietę. Właśnie straciła kogoś bliskiego. Rodzinę. Jednak nic nie
usprawiedliwiało jej przed tym, że nie oddała syna w ręce magów.
– G-gdzie ja
jestem?
– Na zamku
arla, Teaganie. – Isabella nachyliła się nad szlachcicem. – Pamiętasz mnie?
Brat arla
uniósł się na łokciu z posadzki, patrząc po wszystkich. Miał pustkę w
głowie. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętał
było to, jak wchodził na zamek. Pamiętał, jak zobaczył Connora w towarzystwie
matki, a potem pustka.
– Co się
stało? Gdzie jest Connor?
Isabella
spuściła wzrok, starając się nie patrzeć szlachcicowi w oczy. Cała drużyna milczała,
patrząc po kątach. Tylko Alistair stał wyprostowany, świdrując przyjaciółkę
morderczym spojrzeniem.
Isolda wsparta
na ramieniu wychowanka swojego męża łkała cicho.
– Opętał go
demon, Teaganie. – Couslandówna wstała, podając dłoń mężczyźnie. – Nie… nie
miałam wyboru – przyznała.
Teagan
wpatrywał się w młodą szlachciankę, nie mogąc w pierwszej chwili wydusić słowa.
Po chwili jednak dotknął ramienia młodej kobiety.
– Rozumiem.
Gdzie jest jego ciało?
– Na piętrze.
Zapewne jest tam Zevran.
– Ten elf? –
spytał Teagan.
Strażniczka,
czując, że nie miała nic więcej do powiedzenia, skinęła tylko głową.
_____
Wieczór na
zamku Redcliffe był chłodny. W komnatach rządziła tylko cisza. Zamek został
pogrążony w żałobie. Redcliffe doznało tragedii. Wiele osób zginęło.
O zachodzie
słońca na zamek przybyła Wynne wraz z Rufusem, w eskorcie posłańca.
Czarodziejka, jak tylko ujrzała w jakim stanie była Isabella od razu rzuciła
się z pomocą. Oczyściła rany, podała wzmacniającą miksturę, a na koniec
uleczyła magią te, które gdyby goiły się same pozostawiłyby szpetne blizny.
Drugi w kolejce do uzdrowicielki stanął Teagan, a po nim Zevran, który opierał
się, jak tylko mógł, tłumacząc, że nic mu nie dolegało.
P opatrzeniu
rannych oraz usunięciu większej części cuchnących ciał wszyscy zebrali się w ogromnej
jadalni. Tlące się świece, nadawały pomieszczeniu jeszcze bardziej przygnębiającej
atmosfery. Przy potężnym drewnianym stole siedziała cała drużyna Szarej Strażniczki
w towarzystwie banna Tegana.
Arlessa Isolda
nie stawiła się na kolację, tłumacząc się żałobą. Chciała w spokoju opłakiwać tragicznie
zmarłego synka.
– Widzę więc,
że wasza sytuacja jest nieciekawa – powiedział starszy szlachcic.
– Wybacz,
Teaganie – odpowiedział Alistair. – Nie chcieliśmy, by tak wyszło, lecz
niestety nie mieliśmy wyboru. – Zerknął naprzeciw, ku Isabelli.
– Alistairze,
proszę cię. – Isabella upomniała przyjaciela, widząc jego wzrok, po czym spojrzała
po wszystkich. – Nie mamy gdzie się zatrzymać. Idzie zima.
– Rozumiem.
Panienko – rzekł Teagan.
– Proszę. Mów
mi Isabello.
– Dobrze.
Isabello, jak już wiecie, mój brat jest w śpiączce. Nie wiadomo kiedy i czy w
ogóle się z niej wybudzi. Isolda jest niezdolna do podejmowania jakichkolwiek
decyzji. Działa zbyt emocjonalnie. Dopóki Eamon nie powróci do zdrowia, to ja
tu rządzę. Jestem niezmiernie wdzięczny za ocalenie mieszkańców, pomimo że za
taka cenę – dodał smutno. – Zostańcie na zamku, ile tylko chcecie. Sennivio –
zwrócił się do drobnej elfki z białymi włosami zmywającą podłogę.
– Tak, panie?
– Służka była wyraźnie jeszcze wystraszona zaistniałymi wydarzeniami.
– Sennivio,
moja droga, przyszykujesz naszym gościom komnaty, po czym wskażesz im do nich
drogę. Z racji tego, że jest ich aż ośmioro, poproś do pomocy Maene.
– Oczywiście,
panie.–
Ukłoniła się nisko i opuściła jadalnię.
Isabella
wstała od stołu. W jej ślady poszła reszta drużyny. Na twarzach każdego z nich
Strażniczka widziała bijące od nich zmęczenie oraz wyczerpanie. Przebyli długą
drogę. Do tego doszła późniejsza walka oraz emocje związane z jej występkiem.
– Jaśnie pan
ratuje nam tyłki. – Oghren ukłonił się nisko.
– Tak,
jesteśmy niezmiernie wdzięczni. Gdyby była potrzebna jakakolwiek pomoc w
obejściu, niech pan da nam znać – dodała Leliana.
_____
Isabella stała
przed lustrem, które miało pięknie zdobioną mahoniową ramę. Po obu jego
stronach pięły się liście winorośli. Na samej górze widniała bardzo szczegółowo
odwzorowana głowa niedźwiedzia.
Na tafli
zwierciadła w prawym górnym rogu znać było małe pęknięcie.
Szlachcianka
patrzyła na swoje obicie. Oprócz niej w lustrze odbijało się wnętrze komnaty, w
której miała spędzić najbliższy czas. Za nią dwuosobowe łoże wykonane z dobrej
jakości drewna pokryte zostało przy oparciu poduszkami w stonowanych kolorach.
Na białej pościeli leżał granatowy koc w kartkę. Mała komódka stojąca w rogu
pokoju była na tyle duża, by pomieścić wszystkie rzeczy, jakie miała przy sobie
dziewczyna.
Niebieskie
oczy przyglądały się czarnowłosej kobiecie nakładającej na nagie blade ciało
cienką i zwiewną koszulę. Długie nogi gdzieniegdzie były skalane siniakami i
bliznami. Wzrok skierował się ku górze. Różowe brodawki skryły się już pod
materiałem. Na obojczyku widniało małe rozcięcie, które zapewne powstało
podczas walki z ożywieńcami.
Na chwilę
wzrok szlachcianki spoczął na lewym policzku. Na bliźnie, której tak nienawidziła.
Tak naprawdę niegdyś nie zawracała na nią uwagi. Może też dlatego, że w
miejscach, w jakich bywała, brakowało luster, w których mogłaby się przejrzeć.
Teraz stała
właśnie tu. W tej komnacie. Na zamku w Redcliffe i patrzyła na skazę na swoim
ciele.
Po chwili do
uszu dziewczyny dobiegło pukanie.
W pierwszej
chwili się wystraszyła. Strach jednak szybko minął, przypomniała sobie, na kogo
czekała. Pospiesznie zarzuciła na siebie bladoniebieski szlafrok, który dostała
od Sannivy z polecenia banna.
– Isabello,
jesteś tam? – dobiegł ją znajomy głos zza drzwi.
– Tak, wejdź.
Mosiężna
klamka ustąpiła pod naciskiem dłoni elfa. Do środka wszedł Zevran.
Stanął na
wprost okna, zamykając za sobą drewniane skrzydło. Światło księżyca wpadające
do pomieszczenia nadało mężczyźnie iście bajecznego wyglądu. W białej koszuli niedopiętej
przy szyi oraz w ciasnych czarnych spodniach wyglądał nienagannie. Jego bursztynowe
oczy jarzyły się w mroku.
– Aż tu
doszedł wszechobecny ponury nastrój, jaki panuje w zamku? – skomentował aurę panującą
w pokoju liderki.
– Jak widać – odparła
Isabella, kierując się do małego okrągłego stolika, który był przyozdobiony
suszem z kwiatów.
Opadła na
jeden z foteli. Poczuła lekką błogość, siedząc na wygodnym, ciepłym meblu. Elf bez
wahania dosiadł się do Strażniczki, zajmując drugie wolne siedzisko. Rozejrzał
się po pokoju.
– Całkiem
ładnie – powiedział. – Mnie przypadło znosić towarzystwo Oghrena. Na moje
nieszczęście lub szczęście upił się i zasnął. Niestety, jak to on ma w zwyczaju,
chrapie tak, że własnych myśli nie słychać.
Isabella
zaśmiała się cicho pod nosem.
– Gdzie twój
pupilek? – Zevran spytał, zauważając brak ogara bojowego w komnacie.
– Śpi w
psiarni. Stwierdziłam, iż przyda mu się towarzystwo swoich.
Siedzieli w
ciszy, starając się sobie nie patrzeć zbytnio w oczy.
– Zevranie. Ta
sytuacja na schodach. O co ci chodziło? – Strażniczka spytała zmieszana. Skrytobójca oparł się wygodnie,
zakładając nogę na nogę, patrząc na kobietę przed sobą.
– Nie wiem, o
czym mówisz – zadrwił.
– Błagam cię,
Zev, chociaż raz nie zachowuj się jak dupek. Ja wariuję, rozumiesz? Czuję, że
sobie nie radzę i wtedy zaczynam tracić kontrolę. Zabicie tego maga nie
sprawiło mi trudu. Zrobiłam to bez mrugnięcia okiem, a co było najgorsze –
nachyliła się nad stołem – podobało mi się. Te poczucie władzy – prychnęła. – Zaś
Connor… tego nie da się skomentować. Nie mam świadomości zabicia demona. Ciągle
tylko myślę o tym, że zamordowałam dziecko.
– Już ci
kiedyś powiedziałem. Jesteśmy tacy sami. Oboje jesteśmy popieprzonymi osobami niemającymi
skrupułów. Śmiem twierdzić, że przewyższasz mnie o stokroć – zaśmiał się,
starając rozluźnić atmosferę.
– Nie zmieniaj
tematu. Co miałeś na myśli, kiedy powiedziałeś, zacytuję: „to ty
omotałaś sobie mnie, nie ja ciebie. A miałem taki zamiar”?
Zevran
westchnął, wypuszczając ze świstem powietrze. Pochylił lekko głowę, opierając
łokcie o kolana. Złocista fala włosów przysłoniła mu twarz. Niebieskie oczy
wpatrywały się w niego intensywnie, czekając na odpowiedź.
– Dobrze wiesz,
jakie dostałem zlecenie. Moja duma i honor nie pozwoliłyby mi nie dokończyć
zadania. Kiedy postanowiłaś mi darować życie, miałem plan. Widziałem w twoich
oczach twój strach, twoje słabości i to, jak na mnie patrzyłaś.
Isabella
zesztywniała, słysząc jego słowa. W jej piersi serce zaczęło bić jak oszalałe.
Elf podniósł wzrok na szlachciankę.
– Postanowiłem
wtedy, że zostanę dla ciebie kimś ważnym. Chciałem, byś mnie zapragnęła, byś
się przede mną otworzyła i straciła czujność. Tak, abym ja mógł dokończyć to,
co zacząłem. –
Zaśmiał się zdenerwowany. – Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w tawernie,
wtedy, gdy uratowałaś Wynne, zacząłem mieć wątpliwości. Dlatego byłem na wściekły.
– Nie jestem
pewna, czy dobrze rozumiem. – Isabella podkuliła nogi, chowając kolana pod
koszulą jak mała dziewczynka.
– Chcę
powiedzieć, że z mojej strony nie grozi ci już żadne niebezpieczeństwo,
Strażniczko – powiedział jednym tchem, wstając i kierując się do wyjścia.
Isabella, nie
namyślając się, zeskoczyła z fotela. Podbiegła do drzwi, opierając się o nie
plecami. Dłoń Zevrana była już zaciśnięta na klamce. Wyglądało to tak, jakby
obejmował Isabellę w pasie. Jego policzek znajdował się przy jej policzku.
– Wypuść mnie
– poprosił szeptem.
– Nie –
odparła równie cicho, lecz stanowczo.
– Isabello – wypowiedział
jej imię, na co drgnęła. – Nie chcę tego. Nic o mnie nie wiesz, nie wiesz, kim
jestem. Nie wiesz, kim byłem i co zrobiłem.
– Więc mi
opowiedz – poprosiła przez ściśnięte gardło.
Nie mogła
uwierzyć w to, co Zevran jej powiedział. Kiedy usłyszała, że chciał ją zabić,
nie była zaskoczona. Zaskoczył ją tym, że on już tego nie chciał. Chciał, by
żyła.
– To długa
historia – odparł.
Dziewczyna
odepchnęła go od drzwi, kładąc mu dłonie na twardym torsie. Czuła pod opuszkami
palców ciepło bijące z jego ciała. Spojrzała w górę, szukając bursztynowych
oczu.
– Noc też jest
długa. A jeśli nie wystarczy, to będzie kolejna i następna. Chcę cię poznać.
Pozwól mi, Zevranie. Ty mnie już znasz, pozwól mi poznać ciebie.
Rozdział jak zwykle wciągający :] Jestem bardzo ciekawa jak wpłynie na Isabellę pakt zawarty z demonem :)
OdpowiedzUsuńFallen.
"Jaśnie Pan ratuje nam tyłki" xD Uwielbiam teksty krasnala.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że *gdzie nie gdzie* piszemy razem, ale nie jestem pewna.
*Elf bez wąchania dosiadł się do Strażniczki* Że what?
Aww, ślicznie ci to wyszło. Tak romantycznie, a zarazem niebezpiecznie. Cud, miód i orzeszki.
Jebuam śmiechem jak teraz przczytałam te "wąchania". Tak to jest jak zamist A zrobisz Ą.
UsuńPrzynajmniej jest się z czego pośmiać :D
Skrucha?
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co z tego wyjdzie.
Umiesz tak pisać, żeby czytelnik nie mógł się oderwać.
Od początku :)
OdpowiedzUsuń" Elf pokręcił głową, odganiając od siebie myśli o przeszłości.
– Wszystko w porządku? – spytała Isabella, dotykając jego ramienia. Znała go. Od razu umiała wyczuć, kiedy coś go trapiło."
Wcale, że nie. Nie znała go ani trochę, bo jak? Przecież nic jej o sobie nie opowiedział. Ha, podkreślasz to dodatkowo na końcu rozdziału, kiedy Strażniczka prosi Zevrana o rozmowę. Przeczy to sobie trochę.
No dobra, teraz tak. Rozumiem, że chcesz żeby Twoja postać była troszkę szalona. Jak Zevran. To jest dobre, ciekawe i intrygujące. Ale... serio? Strażniczka właśnie ZAMORDOWAŁA z zimną krwią chłopczyka, niewinnego, małego chłopczyka. O powodzie wiedziała prawie nic, bo Izolda niewiele jej wytłumaczyła w swoich urwanych wypowiedziach. Idzie schodami umorusana krwią, ba, nawet wnętrznościami małego Connora, po pakcie z demonem, generalnie przecząc idei Strażników (powinna bronić niewinnych, czyż nie). Dobra, wszystko to można przełknąć. Może miała powód, kto wie co się dzieje w jej głowie. Ale ... serio? Wygląda jak rynsztok, w którym walczyło dwóch obszczymurów, czy to na pewno jest odpowiednia sytuacja do tego, aby się uzewnętrzniać? albo całować? Nie, tego nie przełknę. Powinno to absolutnie zostawić na później.
I wiesz czego mi brakuje? Ja wiem, że Alistair to taka ciamajda trochę, a nawet bardzo. Wraca do domu, w którym się wychował. Ok, wcale nie musi przepadać za Izoldą, ale wiemy o tym dobrze, że jest szlachetny do szpiku kości. Brakowało mi jakieś nie wiem... interwencji z jego strony? Powinien się wykłócać, próbować przeszkodzić Strażnice, pobiec za nią. Mógł stoczyć walkę z Zevem albo Stenem. Po zamordowaniu chłopca jest zimny i wściekły, ale to zdecydowanie za mało.
"– Co się stało? Gdzie jest Connor?
Isabella spuściła wzrok, starając się nie patrzeć szlachcicowi w oczy." - to zakrawa trochę o wspomniane wcześniej rozdwojenie jaźni. Małego chłopca sobie zabija ot tak, ale facetowi w oczy spojrzeć nie potrafi?
Nie jestem pewna, czy nogi mogą być SKALANE siniakami. Nie pasuje to słowo, tak mi się wydaje. Skalane to są np. pomioty zarazą, a ciało może być, nie wiem, pokryte siniakami?
No, i w końcu opis tego, co przeżywa Strażniczka. Rysuje to jej obraz, nareszcie. Widzę co się w niej dzieje. Jest tego za mało wcześniej.
Historia jest bardzo ciekawa, naprawdę ma potencjał. Ale takie nieścisłości psują całość, nadają historii trochę niepoważny obraz.
Wybacz mi za moją krytykę, chcę dobrze. :) Potraktuj to wyłącznie, jako opinie, nie coś, czym chce w uderzyć w Ciebie. To, że są błędy, które kują moje oczy nie oznacza, że ujmuję Ci w talencie. :)
Hej,
OdpowiedzUsuńmają się chociaż gdzie teraz podział, Zevran przyznał się, że chciał omotać, aby straciła czujność…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
łohooooo, no przecudownie jest, mimo że znałam już końcówkę, przejęłam się od nowa <3
OdpowiedzUsuńZ sentymentu odpaliłam nawet Origina, właśnie jestem po misji w Redcliffe, jednak moje decyzje są różne od Twoich. ;) raz zdarzyło mi się zabić chłopca, bo poszłam przeglądać komnaty i się na niego natknęłam xD :D
Też znowu gram w Origina :D właśnie dlatego przez ostatnie dwa dni niczego nie zrobiłam z tekstami :P Wiem, powinnam się wstydzić i zakasać rękawy do roboty, ale dragonedż sam się nie przejdzie :P
UsuńPięknie to ujęłaś 'dragonedź sam się nie przejdzie', będę to musiała wdrożyć w powód dlaczego nic nie robię pół dnia :D
Usuń