Sword

2 maja 2013

ROZDZIAŁ 24. Daj mi siebie poznać.

Schodzili po schodach w milczeniu. W wąskim korytarzu klatki schodowej ich ramiona stykały się ze sobą. Elf kątem oka patrzył na twarz Isabelli. Jej mlecznobiała skóra ozdobiona była zaschniętymi kroplami krwi swojej oraz małego Connora, który teraz leżał bez życia na podłodze na piętrze.
Zevran zastanawiał się, co się tam stało. Przez chwilę, kiedy otworzył drzwi, zdawało mu się, że Isabella się poddała, jakby nie miała już sił by walczyć. /nie potrafił tez pojąc sensu jej słów, gdy mówiła w amoku o zaprzepaszczonej szansie.
Isabella Cousland, czując na sobie wzrok elfa, zwróciła twarz w jego stronę. Jego bursztynowe oczy wpatrywały się w nią intensywnie. Zmusiła się do lekkiego uśmiechu. Nie czuła wyrzutów sumienia z powodu tego, co zrobiła. Uważała, że postąpiła słusznie. Jednak nie sądziła, że widok matowego chłopca tak nią wstrząśnie, mimo że przeczuwała, iż po zabiciu demona, Connor wróci do swojej prawdziwiej postaci. Gdyby dano jej drugą szansę, zapewne znowu dałaby się sprowokować, rzucając się w wir z góra przesądzonej walki, pchana własnym gniewem. Ponownie, zamiast uratować, zamordowałaby chłopaka.
Skrytobójca odwzajemnił uśmiech. Bał się, co powiedzą inni, kiedy się dowiedzą, co zrobiła ich liderka.

Morrigan, Oghren i Sten na pewno to zaakceptują. Ta trójka miała własne priorytety, którymi, na szczęście Isabelli, nie byli mali bezbronni chłopcy.
Gorzej z Alistairem i Lelianą. Młody Szary Strażnik przecież wychował się na tym zamku. Dorastał u boku arla Eamona i jego żony Isoldy. Mógł sobie tylko wyobrazić, jak teraz musiał się czuć, wiedząc, jakiego czynu dopuściła się Isabella. Natomiast Leliana… Ona była bardzo wrażliwą i uczuciową kobietą, która ponad wszystko ceniła sobie czyjeś życie.
Sam doskonale pamiętał, kiedy się nim opiekowała, jak nad nim czuwała pomimo tego, że chciał ich zabić. W pamięci wyrył mu się obraz jej niebieskich oczu, gdy po pierwszym dniu tortur przyniosła mu wody. Widział w nich ból. Cierpiała razem z nim. Współczuła mu. Później inne niebieskie oczy patrzyły na niego z pogardą, chcąc zadać kolejną dawkę bólu.
Elf pokręcił głową, odganiając od siebie myśli o przeszłości.
– Wszystko w porządku? – spytała Isabella, dotykając jego ramienia.
Mimo że go nie znała za dobrze, od razu umiała wyczuć, kiedy coś go trapiło. Antivańczyk przystanął i oparł się plecami o ścianę, patrząc na nią. Dłonią zepchnął z siebie jej rękę.
– Jestem po prostu zmęczony. To wszystko – skłamał.
– Nie oszukasz mnie. Od jakiegoś czasu wydajesz się być nieobecny. Zamyślony. Nawet w niektórych przypadkach miałam wrażenie, że mnie unikasz. O, ci chodzi?
Nie znosił tego. Nienawidził, kiedy tak stała przed nim, patrząc mu głęboko w oczy, przeszukując spojrzeniem każdy zakamarek jego podłej duszy.
Taka piękna. Taka niebezpieczna. Taka dzika.
– Wydaje mi się, że i tak kiedyś byśmy musieli porozmawiać – zaczął, spuszczając wzrok, nie mogąc dłużej wytrzymać jej przenikliwego spojrzenia. – Chciałem cię zabić. Ty mnie pojmałaś i torturowałaś, w gruncie rzeczy bez powodu. W sumie to robiłaś to tylko dla samej popieprzonej satysfakcji.
Isabella stała, słuchając elfa uważnie. Wiedziała, że prędzej czy później doszłoby do tej niekomfortowej dla obojga rozmowy. Czując, że nie będzie ona jednak trwała długo, oparła się o przeciwległą ścianę, krzyżując, jak to miała w zwyczaju, ręce na piersi. Zevran zamilkł na chwilę, po czym wziął głęboki oddech.
– Później postanowiłaś, że jednak darujesz mi życie. Pomyślałem, że jesteś najgłupszą osobą na świecie. Jednak później stwierdziłem, iż chyba najbardziej bystrą, Isabello. – Odwrócił głowę w prawo, patrząc w dół schodów.
Tatuaż na jego twarzy dodawał mu łobuzerskiego wyglądu. W gruncie rzeczy Isabella nie wyobrażała sobie, by Zevran nie miał tatuażu. Nie byłby wtedy sobą. Nie byłby kompletny.
– Później się pieprzyliśmy – zaśmiał się. – Cholera, to był najlepszy seks w moim posranym życiu.  I wtedy zrozumiałem. To ty – wskazał na nią palcem – to ty omotałaś sobie mnie, nie ja ciebie. A miałem taki zamiar. – Pokręcił głową. – W sumie nie będę ciągnął teraz tej rozmowy, bo jest to bez sensu.
Strażniczka już miała otworzyć usta, chcąc coś powiedzieć, jednak Zevran ją ubiegł, uciszając głębokim pocałunkiem. Isabella stała jak oniemiała. Zaskoczyła ją jego szybkość. W oka mgnieniu spod ściany znalazł się przy niej, przyciskając ją ciałem do zimnej faktury. Wpierw odwzajemniła kochankowi pieszczotę, jednak po ułamku sekundy odepchnęła go stanowczo od siebie, oblizując wargi.
– To nie czas i miejsce – wyszeptała i pospiesznie zbiegła po schodach.

_____

Leliana klęczała nad budzącą się szlachcianką. Wilgotnym ręcznikiem ocierała z jej twarzy zaschniętą krew, jaka pozostała po mocnym uderzeniu Isabelli.
Isolda nieznacznie uchyliła powieki. W pierwszej chwili nie pamiętała, co się wydarzyło i dlaczego tak potwornie bolała ją głowa. Kiedy ujrzała nad sobą pochylającą się rudowłosą kobietę, zrozumiała.
Niczym oparzona zerwała się na nogi. Chwiejąc się, spojrzała pytającym wzrokiem na Alistaira, który stał oparty o futrynę. Strażnik posłał żonie arla spojrzenie wyrażające współczucie.
– Mój syn… moje dziecko. – Izolda rozglądała się z paniką po pomieszczeniu. – Gdzie jest Connor?
– Nie żyje. – Isabella wyprostowana wkroczyła do komnaty, nie racząc nawet spojrzeć na zrozpaczoną matkę chłopca.
Wyminęła kobietę, pod którą ugięły się kolana. Przeszła dalej, chodząc pomiędzy martwymi i nieprzytomnymi ludźmi arla. Szukała Teagana. Musiała go ocucić i z nim porozmawiać. Isoldą może się zająć Alistair, jak tak bardzo jej współczuje, pomyślała.
Znalazła go. Leżał na środku posadzki. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w miarowych odstępach czasu. Strażniczka odetchnęła z ulgą, przyklękając nad szlachcicem.
– Jak mogłaś to zrobić?! – W pomieszczeniu słychać było krzyk matki, która właśnie straciła swoje dziecko. – Jak?! Też jesteś kobietą! A gdyby to było twoje dziecko i ktoś miałby je zabić?!
Isabella ze wzrokiem wyrażającym największą irytację spojrzała w kierunku zrozpaczonej arlessy.
– Gdyby było to moje dziecko, to już dawno wylądowałoby w Kręgu po to właśnie, by nie dopuścić do takiej tragedii – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Jesteś sama sobie winna, głupia kobieto. A teraz daj mi ocucić tego biedaka, który, dla twojej wiadomości, leży tu przez ciebie, bo nie potrafiłaś zapanować nad własnym sy…
– DOSYĆ!
Wszyscy spojrzeli na Alistaira, który nie potrafił już nad sobą panować. Na jego czole można było zauważyć pulsującą żyłkę zdradzającą zdenerwowanie.
– Isolda straciła dziecko. Ty je zabiłaś. Może rzeczywiście nie miałaś innego wyboru, ale, na Stwórcę, Isabello, zamilcz!
– To ty ją ucisz. A raczej przygotuj na to, jaki widok czeka ją na piętrze. – Isabella powiedziała to niemal szeptem.
Czuła się podle, ale wolała tego nie ukazywać. Lepiej było zatuszować prawdziwe emocje irytacją i bezczelnością.
W jakiś sposób rozumiała tę kobietę. Właśnie straciła kogoś bliskiego. Rodzinę. Jednak nic nie usprawiedliwiało jej przed tym, że nie oddała syna w ręce magów.
– G-gdzie ja jestem?
– Na zamku arla, Teaganie. – Isabella nachyliła się nad szlachcicem. – Pamiętasz mnie?
Brat arla uniósł się na łokciu z posadzki, patrząc po wszystkich. Miał pustkę w głowie.  Ostatnią rzeczą, jaką pamiętał było to, jak wchodził na zamek. Pamiętał, jak zobaczył Connora w towarzystwie matki, a potem pustka.
– Co się stało? Gdzie jest Connor?
Isabella spuściła wzrok, starając się nie patrzeć szlachcicowi w oczy. Cała drużyna milczała, patrząc po kątach. Tylko Alistair stał wyprostowany, świdrując przyjaciółkę morderczym spojrzeniem.
Isolda wsparta na ramieniu wychowanka swojego męża łkała cicho.
– Opętał go demon, Teaganie. – Couslandówna wstała, podając dłoń mężczyźnie. – Nie… nie miałam wyboru – przyznała.
Teagan wpatrywał się w młodą szlachciankę, nie mogąc w pierwszej chwili wydusić słowa. Po chwili jednak dotknął ramienia młodej kobiety.
– Rozumiem. Gdzie jest jego ciało?
– Na piętrze. Zapewne jest tam Zevran.
– Ten elf? – spytał Teagan.
Strażniczka, czując, że nie miała nic więcej do powiedzenia, skinęła tylko głową.

_____

Wieczór na zamku Redcliffe był chłodny. W komnatach rządziła tylko cisza. Zamek został pogrążony w żałobie. Redcliffe doznało tragedii. Wiele osób zginęło.
O zachodzie słońca na zamek przybyła Wynne wraz z Rufusem, w eskorcie posłańca. Czarodziejka, jak tylko ujrzała w jakim stanie była Isabella od razu rzuciła się z pomocą. Oczyściła rany, podała wzmacniającą miksturę, a na koniec uleczyła magią te, które gdyby goiły się same pozostawiłyby szpetne blizny. Drugi w kolejce do uzdrowicielki stanął Teagan, a po nim Zevran, który opierał się, jak tylko mógł, tłumacząc, że nic mu nie dolegało.
P opatrzeniu rannych oraz usunięciu większej części cuchnących ciał wszyscy zebrali się w ogromnej jadalni. Tlące się świece, nadawały pomieszczeniu jeszcze bardziej przygnębiającej atmosfery. Przy potężnym drewnianym stole siedziała cała drużyna Szarej Strażniczki w towarzystwie banna Tegana.
Arlessa Isolda nie stawiła się na kolację, tłumacząc się żałobą. Chciała w spokoju opłakiwać tragicznie zmarłego synka.
– Widzę więc, że wasza sytuacja jest nieciekawa – powiedział starszy szlachcic.
– Wybacz, Teaganie – odpowiedział Alistair. – Nie chcieliśmy, by tak wyszło, lecz niestety nie mieliśmy wyboru. – Zerknął naprzeciw, ku Isabelli.
– Alistairze, proszę cię. – Isabella upomniała przyjaciela, widząc jego wzrok, po czym spojrzała po wszystkich. – Nie mamy gdzie się zatrzymać. Idzie zima.
– Rozumiem. Panienko – rzekł Teagan.
– Proszę. Mów mi Isabello.
– Dobrze. Isabello, jak już wiecie, mój brat jest w śpiączce. Nie wiadomo kiedy i czy w ogóle się z niej wybudzi. Isolda jest niezdolna do podejmowania jakichkolwiek decyzji. Działa zbyt emocjonalnie. Dopóki Eamon nie powróci do zdrowia, to ja tu rządzę. Jestem niezmiernie wdzięczny za ocalenie mieszkańców, pomimo że za taka cenę – dodał smutno. – Zostańcie na zamku, ile tylko chcecie. Sennivio – zwrócił się do drobnej elfki z białymi włosami zmywającą podłogę.
– Tak, panie? – Służka była wyraźnie jeszcze wystraszona zaistniałymi wydarzeniami.
– Sennivio, moja droga, przyszykujesz naszym gościom komnaty, po czym wskażesz im do nich drogę. Z racji tego, że jest ich aż ośmioro, poproś do pomocy Maene.
– Oczywiście, panie.– Ukłoniła się nisko i opuściła jadalnię.
Isabella wstała od stołu. W jej ślady poszła reszta drużyny. Na twarzach każdego z nich Strażniczka widziała bijące od nich zmęczenie oraz wyczerpanie. Przebyli długą drogę. Do tego doszła późniejsza walka oraz emocje związane z jej występkiem.
– Jaśnie pan ratuje nam tyłki. – Oghren ukłonił się nisko.
– Tak, jesteśmy niezmiernie wdzięczni. Gdyby była potrzebna jakakolwiek pomoc w obejściu, niech pan da nam znać – dodała Leliana.

_____

Isabella stała przed lustrem, które miało pięknie zdobioną mahoniową ramę. Po obu jego stronach pięły się liście winorośli. Na samej górze widniała bardzo szczegółowo odwzorowana głowa niedźwiedzia. 
Na tafli zwierciadła w prawym górnym rogu znać było małe pęknięcie. 
Szlachcianka patrzyła na swoje obicie. Oprócz niej w lustrze odbijało się wnętrze komnaty, w której miała spędzić najbliższy czas. Za nią dwuosobowe łoże wykonane z dobrej jakości drewna pokryte zostało przy oparciu poduszkami w stonowanych kolorach. Na białej pościeli leżał granatowy koc w kartkę. Mała komódka stojąca w rogu pokoju była na tyle duża, by pomieścić wszystkie rzeczy, jakie miała przy sobie dziewczyna.
Niebieskie oczy przyglądały się czarnowłosej kobiecie nakładającej na nagie blade ciało cienką i zwiewną koszulę. Długie nogi gdzieniegdzie były skalane siniakami i bliznami. Wzrok skierował się ku górze. Różowe brodawki skryły się już pod materiałem. Na obojczyku widniało małe rozcięcie, które zapewne powstało podczas walki z ożywieńcami.
Na chwilę wzrok szlachcianki spoczął na lewym policzku. Na bliźnie, której tak nienawidziła. Tak naprawdę niegdyś nie zawracała na nią uwagi. Może też dlatego, że w miejscach, w jakich bywała, brakowało luster, w których mogłaby się przejrzeć.
Teraz stała właśnie tu. W tej komnacie. Na zamku w Redcliffe i patrzyła na skazę na swoim ciele.
Po chwili do uszu dziewczyny dobiegło pukanie.
W pierwszej chwili się wystraszyła. Strach jednak szybko minął, przypomniała sobie, na kogo czekała. Pospiesznie zarzuciła na siebie bladoniebieski szlafrok, który dostała od Sannivy z polecenia banna.
– Isabello, jesteś tam? – dobiegł ją znajomy głos zza drzwi.
– Tak, wejdź.
Mosiężna klamka ustąpiła pod naciskiem dłoni elfa. Do środka wszedł Zevran.
Stanął na wprost okna, zamykając za sobą drewniane skrzydło. Światło księżyca wpadające do pomieszczenia nadało mężczyźnie iście bajecznego wyglądu. W białej koszuli niedopiętej przy szyi oraz w ciasnych czarnych spodniach wyglądał nienagannie. Jego bursztynowe oczy jarzyły się w mroku.
– Aż tu doszedł wszechobecny ponury nastrój, jaki panuje w zamku? – skomentował aurę panującą w pokoju liderki.
– Jak widać – odparła Isabella, kierując się do małego okrągłego stolika, który był przyozdobiony suszem z kwiatów.
Opadła na jeden z foteli. Poczuła lekką błogość, siedząc na wygodnym, ciepłym meblu. Elf bez wahania dosiadł się do Strażniczki, zajmując drugie wolne siedzisko. Rozejrzał się po pokoju.
– Całkiem ładnie – powiedział. – Mnie przypadło znosić towarzystwo Oghrena. Na moje nieszczęście lub szczęście upił się i zasnął. Niestety, jak to on ma w zwyczaju, chrapie tak, że własnych myśli nie słychać.
Isabella zaśmiała się cicho pod nosem.
– Gdzie twój pupilek? – Zevran spytał, zauważając brak ogara bojowego w komnacie.
– Śpi w psiarni. Stwierdziłam, iż przyda mu się towarzystwo swoich.
Siedzieli w ciszy, starając się sobie nie patrzeć zbytnio w oczy.
– Zevranie. Ta sytuacja na schodach. O co ci chodziło? – Strażniczka spytała zmieszana.            Skrytobójca oparł się wygodnie, zakładając nogę na nogę, patrząc na kobietę przed sobą.
– Nie wiem, o czym mówisz – zadrwił.
– Błagam cię, Zev, chociaż raz nie zachowuj się jak dupek. Ja wariuję, rozumiesz? Czuję, że sobie nie radzę i wtedy zaczynam tracić kontrolę. Zabicie tego maga nie sprawiło mi trudu. Zrobiłam to bez mrugnięcia okiem, a co było najgorsze – nachyliła się nad stołem – podobało mi się. Te poczucie władzy – prychnęła. – Zaś Connor… tego nie da się skomentować. Nie mam świadomości zabicia demona. Ciągle tylko myślę o tym, że zamordowałam dziecko.
– Już ci kiedyś powiedziałem. Jesteśmy tacy sami. Oboje jesteśmy popieprzonymi osobami niemającymi skrupułów. Śmiem twierdzić, że przewyższasz mnie o stokroć – zaśmiał się, starając rozluźnić atmosferę.
– Nie zmieniaj tematu. Co miałeś na myśli, kiedy powiedziałeś, zacytuję: „to ty omotałaś sobie mnie, nie ja ciebie. A miałem taki zamiar”?
Zevran westchnął, wypuszczając ze świstem powietrze. Pochylił lekko głowę, opierając łokcie o kolana. Złocista fala włosów przysłoniła mu twarz. Niebieskie oczy wpatrywały się w niego intensywnie, czekając na odpowiedź.
– Dobrze wiesz, jakie dostałem zlecenie. Moja duma i honor nie pozwoliłyby mi nie dokończyć zadania. Kiedy postanowiłaś mi darować życie, miałem plan. Widziałem w twoich oczach twój strach, twoje słabości i to, jak na mnie patrzyłaś.
Isabella zesztywniała, słysząc jego słowa. W jej piersi serce zaczęło bić jak oszalałe. Elf podniósł wzrok na szlachciankę.
– Postanowiłem wtedy, że zostanę dla ciebie kimś ważnym. Chciałem, byś mnie zapragnęła, byś się przede mną otworzyła i straciła czujność. Tak, abym ja mógł dokończyć to, co zacząłem. – Zaśmiał się zdenerwowany. – Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w tawernie, wtedy, gdy uratowałaś Wynne, zacząłem mieć wątpliwości. Dlatego byłem na wściekły.
– Nie jestem pewna, czy dobrze rozumiem. – Isabella podkuliła nogi, chowając kolana pod koszulą jak mała dziewczynka.
– Chcę powiedzieć, że z mojej strony nie grozi ci już żadne niebezpieczeństwo, Strażniczko – powiedział jednym tchem, wstając i kierując się do wyjścia.
Isabella, nie namyślając się, zeskoczyła z fotela. Podbiegła do drzwi, opierając się o nie plecami. Dłoń Zevrana była już zaciśnięta na klamce. Wyglądało to tak, jakby obejmował Isabellę w pasie. Jego policzek znajdował się przy jej policzku.
– Wypuść mnie – poprosił szeptem.
– Nie – odparła równie cicho, lecz stanowczo.
– Isabello – wypowiedział jej imię, na co drgnęła. – Nie chcę tego. Nic o mnie nie wiesz, nie wiesz, kim jestem. Nie wiesz, kim byłem i co zrobiłem.
– Więc mi opowiedz – poprosiła przez ściśnięte gardło.
Nie mogła uwierzyć w to, co Zevran jej powiedział. Kiedy usłyszała, że chciał ją zabić, nie była zaskoczona. Zaskoczył ją tym, że on już tego nie chciał. Chciał, by żyła.
– To długa historia – odparł.
Dziewczyna odepchnęła go od drzwi, kładąc mu dłonie na twardym torsie. Czuła pod opuszkami palców ciepło bijące z jego ciała. Spojrzała w górę, szukając bursztynowych oczu.
– Noc też jest długa. A jeśli nie wystarczy, to będzie kolejna i następna. Chcę cię poznać. Pozwól mi, Zevranie. Ty mnie już znasz, pozwól mi poznać ciebie.

9 komentarzy:

  1. Rozdział jak zwykle wciągający :] Jestem bardzo ciekawa jak wpłynie na Isabellę pakt zawarty z demonem :)
    Fallen.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Jaśnie Pan ratuje nam tyłki" xD Uwielbiam teksty krasnala.
    Wydaje mi się, że *gdzie nie gdzie* piszemy razem, ale nie jestem pewna.
    *Elf bez wąchania dosiadł się do Strażniczki* Że what?

    Aww, ślicznie ci to wyszło. Tak romantycznie, a zarazem niebezpiecznie. Cud, miód i orzeszki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jebuam śmiechem jak teraz przczytałam te "wąchania". Tak to jest jak zamist A zrobisz Ą.
      Przynajmniej jest się z czego pośmiać :D

      Usuń
  3. Skrucha?
    Jestem ciekawa co z tego wyjdzie.
    Umiesz tak pisać, żeby czytelnik nie mógł się oderwać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Od początku :)
    " Elf pokręcił głową, odganiając od siebie myśli o przeszłości.
    – Wszystko w porządku? – spytała Isabella, dotykając jego ramienia. Znała go. Od razu umiała wyczuć, kiedy coś go trapiło."

    Wcale, że nie. Nie znała go ani trochę, bo jak? Przecież nic jej o sobie nie opowiedział. Ha, podkreślasz to dodatkowo na końcu rozdziału, kiedy Strażniczka prosi Zevrana o rozmowę. Przeczy to sobie trochę.

    No dobra, teraz tak. Rozumiem, że chcesz żeby Twoja postać była troszkę szalona. Jak Zevran. To jest dobre, ciekawe i intrygujące. Ale... serio? Strażniczka właśnie ZAMORDOWAŁA z zimną krwią chłopczyka, niewinnego, małego chłopczyka. O powodzie wiedziała prawie nic, bo Izolda niewiele jej wytłumaczyła w swoich urwanych wypowiedziach. Idzie schodami umorusana krwią, ba, nawet wnętrznościami małego Connora, po pakcie z demonem, generalnie przecząc idei Strażników (powinna bronić niewinnych, czyż nie). Dobra, wszystko to można przełknąć. Może miała powód, kto wie co się dzieje w jej głowie. Ale ... serio? Wygląda jak rynsztok, w którym walczyło dwóch obszczymurów, czy to na pewno jest odpowiednia sytuacja do tego, aby się uzewnętrzniać? albo całować? Nie, tego nie przełknę. Powinno to absolutnie zostawić na później.

    I wiesz czego mi brakuje? Ja wiem, że Alistair to taka ciamajda trochę, a nawet bardzo. Wraca do domu, w którym się wychował. Ok, wcale nie musi przepadać za Izoldą, ale wiemy o tym dobrze, że jest szlachetny do szpiku kości. Brakowało mi jakieś nie wiem... interwencji z jego strony? Powinien się wykłócać, próbować przeszkodzić Strażnice, pobiec za nią. Mógł stoczyć walkę z Zevem albo Stenem. Po zamordowaniu chłopca jest zimny i wściekły, ale to zdecydowanie za mało.

    "– Co się stało? Gdzie jest Connor?
    Isabella spuściła wzrok, starając się nie patrzeć szlachcicowi w oczy." - to zakrawa trochę o wspomniane wcześniej rozdwojenie jaźni. Małego chłopca sobie zabija ot tak, ale facetowi w oczy spojrzeć nie potrafi?

    Nie jestem pewna, czy nogi mogą być SKALANE siniakami. Nie pasuje to słowo, tak mi się wydaje. Skalane to są np. pomioty zarazą, a ciało może być, nie wiem, pokryte siniakami?

    No, i w końcu opis tego, co przeżywa Strażniczka. Rysuje to jej obraz, nareszcie. Widzę co się w niej dzieje. Jest tego za mało wcześniej.

    Historia jest bardzo ciekawa, naprawdę ma potencjał. Ale takie nieścisłości psują całość, nadają historii trochę niepoważny obraz.
    Wybacz mi za moją krytykę, chcę dobrze. :) Potraktuj to wyłącznie, jako opinie, nie coś, czym chce w uderzyć w Ciebie. To, że są błędy, które kują moje oczy nie oznacza, że ujmuję Ci w talencie. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    mają się chociaż gdzie teraz podział, Zevran przyznał się, że chciał omotać, aby straciła czujność…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. łohooooo, no przecudownie jest, mimo że znałam już końcówkę, przejęłam się od nowa <3
    Z sentymentu odpaliłam nawet Origina, właśnie jestem po misji w Redcliffe, jednak moje decyzje są różne od Twoich. ;) raz zdarzyło mi się zabić chłopca, bo poszłam przeglądać komnaty i się na niego natknęłam xD :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też znowu gram w Origina :D właśnie dlatego przez ostatnie dwa dni niczego nie zrobiłam z tekstami :P Wiem, powinnam się wstydzić i zakasać rękawy do roboty, ale dragonedż sam się nie przejdzie :P

      Usuń
    2. Pięknie to ujęłaś 'dragonedź sam się nie przejdzie', będę to musiała wdrożyć w powód dlaczego nic nie robię pół dnia :D

      Usuń