Sword

20 marca 2013

ROZDZIAŁ 20. Żywe trupy.


Nastał ranek, a w raz z nim Isabella otworzyła oczy.

Potarła dłońmi twarz, zastanawiając się skąd brało się to dziwne uczucie pustki w jej głowie. Czuła palące pragnienie, miała wrażenie, że przebyła wyczerpującą podróż bez ani kropli wody. Usiadła rozglądając się wokół. Siedziała na prowizorycznym posłaniu, a za poduszkę miała własny napierśnik przykryty szalem, który zwykła nosić. Pokręciła gwałtownie głową. Niczego nie pamiętała. Nie miała pojęcia kiedy i jak zasnęła, nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego spała na zbroi zamiast mieć ją na sobie. Przeciągnęła się i ziewnęła szeroko. Jedno musiała przyznać, czuła się wypoczęta. Założywszy buty, wstała. Chcąc zrobić krok coś kopnęła. Pusta butelka po winie, którym raczył się Oghren potoczyła się po kamiennej posadzce.

Zabiję go, pomyślała, przypominając sobie ostatnie godziny.

Niczym rozjuszona kotka ruszyła przed siebie, rzucając wściekłym spojrzeniem niebieskich oczu na prawo i lewo, szukając winowajcy. W końcu go ujrzała.


Spał smacznie z błogim wyrazem twarzy, wtulony w splątany koc. Jasne włosy stały mu na wszystkie strony świata. Isabella bez ceregieli usiadła okrakiem na przyjacielu i, łapiąc za kołnierz, potrząsnęła.

Alistair otworzył oczy, już miał krzyczeć, jednak jak tylko spostrzegł kto się nad nim pastwił, zrezygnował.

– Co ty sobie myślałeś, by mnie tak podstępem usypiać, co? Życie ci nie miłe? Ile razy mam powtarzać, byś mnie nie raczył takimi numerami? Który to już raz? Kto ci to dał? – bombardowała go pytaniami.

Alistair zamknął oczy, przez chwilę żałując swego niecnego występku.

– Zo-o-staw mni-e-e – wychrypiał.

Isabella z całej siły uderzyła nim o posłanie.

W tym samym czasie Zevran leniwie uchylił powiekę, chcąc sprawdzić kto był źródłem tego hałasu. Widząc Isabellę siedzącą okrakiem na Alistairze momentalnie przeszła mu ochota na sen. Uniósł się na łokciu, chcąc przysłuchać się i przyjrzeć scenie, rozgrywającej się przed jego oczami.

– Jesteś okropny – warknęła, nachylając się nad templariuszem.

– A ty nieobliczalna, co właśnie udowodniłaś – jęknął, siadając, co sprawiło, że oboje znaleźli się w mało dla siebie komfortowej sytuacji. – I nie mam zamiaru przepraszać –  dodał.

Isabella pchnęła przyjaciela tak, by ten wrócił do wcześniejszej pozycji.

– Jeszcze z tobą nie skończyłam – fuknęła, grożąc mu palcem. – Już kiedyś wywinąłeś mi taki numer i dobrze wiesz, jaka chodziłam zdekoncentrowana. To nie jest miłe, gdy się budzisz i nie masz pojęcia, kiedy zamknąłeś oczy, ani gdzie jesteś i ile czasu minęło. To niebezpieczne. Co byś zrobił jakbym rzuciła się na któregoś z tych ludzi? – spytała retorycznie. – Jak już chciałeś mnie usypiać, trzeba było chociaż ulokować wśród ludzi, którym ufam.

Alistair spochmurniał i wypalił:

– Czyli na przykład przy Zevranie?

Zevran, słysząc swoje imię, ostrożnie się położył. Wolał nie zostać przyłapanym na podsłuchiwaniu.

– O co ci znowu chodzi? – zirytowana się Isabella. – Ja o wozie, ty o kozie.

– Nazwij mnie idiotą jeśli między wami do czegoś nie doszło. Jestem dużym chłopcem, Isabello, wiem na jaki tor mogą zejść myśli, gdy się jest z kimś sam na sam.

– Masz urojenie – powiedziała, wstając.

– Ha, nie zaprzeczyłaś – drążył Alistair, siadając.

– Tu nie chodzi o Zevrana, tylko o to, co zrobiłeś.

– Zrobiłem, co musiałem. Nie mogłem pozwolić, byś odstawiła jakieś głupstwo.

– Daruj sobie – odparł, uznając, że dyskusja została skończona. – Obudź resztę – dodała, po czym odeszła z zamiarem włożenia zbroi.

_____



Isabella podzieliła drużynę na trzy grupy. Ona, Alistair oraz Wynne zajęli się upartym kowalem, który zdecydował, że odetnie się od mieszkańców i zabarykadował się we własnej kuźni. Powodem okazała się jego córka, która pracowała jako służka na zamku arla. Odkąd zaczęły się ataki na wioskę nie dostał od niej żadnej wiadomości. Gdy prosił miejską milicję o pomoc w sprowadzeniu córki do domu, spotkał się z odmową. W geście zemsty postanowił pić i nie ruszać palcem swego pieca. Isabella i Alistair obiecali, że jak wyruszą na zamek poszukają dziewczyny. To udobruchało starego Owena i ponownie rozpalił piec, zakasując rękawy do roboty.

Leliana wraz z Zevranem i Oghrenem mieli przeczesać wioskę w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby się przydać do walki z żywymi trupami. Chodzili od domu do domu, zastając tylko rzeczy osobiste, które na nic się nie zdawały. W końcu trafili na jedyną chałupę, która miała zamknięte drzwi. Zevran szybko rozpracował zamek i weszli do środka, gdzie czekała ich nie mała niespodzianka w postaci dwóch muskularnych, wysokich najemników oraz zrzędzącego krasnoluda imieniem Dwyn. Za namową Leliany, której nikt nie potrafił odmówić uroku osobistego, Dwyn zgodził się pomóc w obronie Redcliffe. Prosto z domu krasnoluda trafili do opuszczonego sklepu, gdzie, ku uciesze Leliany, znaleźli beczki z olejem. Leliana wyjaśniła towarzyszom, że łatwopalny olej, może posłużyć za skuteczną barykadę.

Morrigan i Sten zostali wysłani do karczmy, gdzie mieli sprzedać rzeczy, które nagromadzili podczas podróży, a które były im zbyteczne. Podczas, gdy Morrigan handlowała z mało sympatycznym otyłym właścicielem przybytku Lloydem, Stena zaintrygował cichy czarnowłosy elf, siedzący w ciemnym kącie karczmy. Zapytany przez qunari kim był, zaczął się jąkać, co niezmiernie zirytowało Stena. Wystraszony posturą wojownika z Beresaad oraz dzikością z jaką na niego patrzył tymi fioletowymi oczami uciekł, krzycząc, że niczego nie wie, a po drodze gubiąc list oznaczony pieczęcią samego teyrna Loghaina Mac Tira. Sama treść listu wskazała, że to on stał za tym, co działo się z arlem Eamonem.

_____


Isabella stała na rynku nieopodal ćwiczących strzelanie z łuku ludzi i przyglądała się skrawkowi papieru, który wręczył jej Stan. Raz po raz czytała treść, a za każdym razem coraz bardziej marszczyła nos. W końcu zgniotła korespondencję i wcisnęła do kieszeni z tyłu pasa.

– Dość tego – powiedziała do siebie i, zostawiając zdziwionych towarzyszy, wkroczyła do świątyni.

Bez zapowiedzi wparowała do gabinetu, który zajmował Teagan. Szlachcic widząc wyraz twarzy Couslandówny w mig poznał, że coś było na rzeczy.

Isabella bez słowa rzuciła wymiętą kartkę na stół i dała Teaganowi chwilę na zaznajomienie się z jej treścią.

– Musimy ruszać – powiedziała. – nie mamy czasu do stracenia, z każdą sekundą tracimy szanse na to, że twój brat jeszcze żyje.

– Nie mogę się z tobą nie zgodzić – odparł bann, wstając z miejsca. – Zabierz ze sobą najlepszych ludzi.

_____



Zmierzali w stronę zamku. Słońce powoli kryło się za horyzontem. Redcliffe zaczynało przygotowywać się do walki. W końcu uzbrojeni ludzie wyszli na rynek, ustawiono barykady z wyciosanych w szpic bali, wytoczono beczki z olejem, rozmieszczono łuczników, milicję, garstkę rycerzy oraz tych, co na ochotnika postanowili bronić wioski.

Ogarniała ich ciemność zwiastująca rychłe nadejście potworów.

Drużyna Szarych Strażników szła w milczeniu, z obawą, co spotkają na swojej drodze, kiedy dotrą na miejsce.

Na rozdrożu Teagan zatrzymał się, zwracając się twarzą do siedmioosobowej grupy.

– Do zamku wejdę sam, ludzie mnie tam znają. Nie wiadomo, jak żołnierze arla zareagowaliby na wasz widok. Sami musicie to przyznać, jesteście dość nietypową grupą.

– Jesteś pewny, że chcesz to zrobić? – dopytywał się zdenerwowany Alistair.

– Tak, mój drogi chłopcze. Jestem. – Mężczyzna uśmiechnął się lekko, dodając otuchy templariuszowi. – Proszę – wyciągnął dłoń w kierunku Isabelli – to jest klucz do podziemnego przejścia. Wejście znajduje się w wiatraku. Ten klucz otwiera zamek drewnianej klapy w podłodze. Tunelem dojdziecie do lochów, a z nich dalej na dziedziniec.

Isabella wzięła podarek i mocno zacisnęła w ręce.

– Chodźcie – ponagliła towarzyszy i pobiegła w stronę starego wiatraka. 

Teagan stał przez chwilę, obserwując, jak ciemne sylwetki znikają po kolei za drzwiami budynku. Modląc się w duchu do Stwórcy, ruszył ku zamkowi.

_____



– Przestań panikować, do cholery. – Niebieskie oczy Isabelli wpatrywały się uparcie w twarz Alistaira. – To była dobra decyzja, ci wieśniacy nie mogli zostać sami w świątyni. Wynne i Rufus są bardziej tam potrzebni niżeli tutaj. Dobrze wiesz, że gdy tylko ten pies coś zwietrzy, od razu zaczyna ujadać. Nie mam zamiaru dać się zabić z powodu natury zwierzęcia. A teraz pozwól, że zajmiemy się większym problemem.

Alistair stał, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Isabella ruszyła przodem wyraźnie wytrącona z równowagi. Leliana, Sten, Oghren i Zevran bez ociągania podążyli za Strażniczką, tylko Morrigan stała oparta o ścianę z lekkim uśmieszkiem.

– Na co się gapisz? – warknął Alistair w kierunku wiedźmy.

  Jesteś przewrażliwiony jak oślica w ciąży. – Wzruszyła ramionami, pstryknęła palcami, a z jej dłoni buchnął jasny płomień rozświetlający ciemny tunel.

– I ty przeciw mnie?

– Wręcz przeciwnie; osobiście sama wolałabym zostać w świątyni z tym kundlem, ba, nawet pomogłabym w obronie. Wędrowanie ciemnym, cuchnącym tunelem jakoś nie leży w mojej naturze. – Uśmiechnęła się wymownie.– Wynne jako uzdrowicielka bardziej by się tu przydała niż tym nic niewartym wieśniakom – powiedziawszy to, wyminęła mężczyznę, zostawiając go w tyle. 



Po wielominutowej wędrówce przez ciemne i wilgotne korytarze dostrzegli w oddali snop światła. Jasna aura dochodziła z tunelu skręcającego w prawo.

– Zatrzymajcie się – wyszeptała Isabella; do jej uszu dochodziły dziwne dźwięki. – Słyszycie to?

– Brzmi paskudnie – odezwał się cicho Zevran, nadstawiając uszu. – Pójdę się temu przyjrzeć.

– Gdyby coś było nie tak, zawołaj nas – poprosiła elfa Leliana.

– Nic mi nie będzie, Leliano – odparł.

Isabella kiwnęła głową. Zgasiła swoją pochodnię; reszta uczyniła to samo. W tamtej chwili woleli się nie rzucać w oczy.

Zevran szedł pochylony. Jego stopy ostrożnie stąpały po nieznanym gruncie, starając się nie natrafić na jakąkolwiek przeszkodę, która z góry mogłaby zdradzić jego pozycję. Antivańczyk nie chciał narażać kogokolwiek na niebezpieczeństwo. Kiedy doszedł na koniec korytarza, ostrożne przyległ plecami do lodowatej ściany.

W tamtym momencie wyraźnie słyszał te przedziwne odgłosy. Przypominały trochę ludzkie jęki. Momentalnie skojarzył ten odgłos ze starcem, któremu zaschło w ustach.

– Błagam, zostawcie mnie. Idźcie sobie, kreatury! – Elfa dobiegł głos mężczyzny.          Zaintrygowany postanowił zerknąć. Najostrożniej, jak tylko potrafił, zaczął powoli obracać głowę. Kątem oka dostrzegł kraty.

A więc jesteśmy w lochach, pomyślał coraz bardziej zdenerwowany.

To, co zobaczył w głębi korytarza, przeszło jego najśmielsze obawy.

Przy jednej z cel zgromadziła się grupa stworzeń. Wyglądem przypominali ludzi. Ich ruchy były nieskoordynowane. Powolne, apatyczne, napełniające odrazą i obrzydzeniem stworzenia. Smród, jaki roztaczały wokół siebie, kojarzył się tylko i wyłącznie z padliną.

Ten sam zapach, co w wiosce. Cholera, ten szalony szlachcic miał rację. Nie zastanawiając się dłużej nad sytuacją, Zevran postanowił wrócić do grupy.



– I co? Co tam zobaczyłeś? – Oghren stał oparty o topór, wyraźnie gotów do walki.

– Trupy. Pieprzone. Chodzące. Trupy. Ten wariat mówił prawdę. – Elf, nie mogąc uwierzyć we własne słowa, zaczął nerwowo chodzić w kółko.

Isabella stała cicho, analizując sytuację. Leliana zaczęła się modlić pod nosem.

– Był tam ktoś jeszcze, jakiś mężczyzna zamknięty w celi. – Zevran spojrzał po wszystkich. – Te stworzenia wyraźnie chcą się dobrać mu do skóry.

– Fantastycznie. Jak zabić coś, co już nie żyje? – Alistair rozłożył zrezygnowany ręce.

– Spalić. – Morrigan bez zbędnych tłumaczeń ruszyła przodem, w dłoniach rozniecając potężny płomień.

– Takie podejście do sprawy to ja rozumiem – ucieszył się krasnolud i popędził za wiedźmą.

Reszta grupy wyczekująco wpatrywała się w przywódczynię. Na twarzy Isabelli nie było znać żadnych emocji. Nigdy jej do głowy nie przyszło, że będzie musiała walczyć z takim okropieństwem.

– Isabello? – Alistair starał się zwrócić uwagę przyjaciółki.

– Zevranie, Alistairze, Stenie, Leliano. – Szlachcianka spojrzała po twarzach przyjaciół. – Nie wiemy, co nas czeka w tej chwili, ale z jednym musicie się ze mną zgodzić. Nie możemy pozwolić, by tylko Morrigan i Oghren dobrze się bawili. – Uśmiechnęła się lekko, starając ukryć przerażenie. – Za mną!

4 komentarze:

  1. No, no, no. Nieźle. Isabella mnie wciąż zaskakuje. Myślałam, że ona za wszelką cenę będzie chciała chronić swoich towarzyszy, a tu proszę... Ciekawie się zapowiada...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ubodły mnie dwie rzeczy w tym rozdziale. Po pierwsze - czy wokół zamku nie powinny być jakieś trupy? Cała wioska siedzi zamknięta w świątyni, bo umarlaki pałętają się wokół i zabijają wszystkich, na których natrafią na swojej drodze, a tu nagle kilkuosobowa załoga (nie mówię już o tym, że generalnie wioski broniło całe miasto wcześniej i nie dało rady) tak o przemaszerowała do drzwi samego zamku?
    Nikt im jeszcze nie wytłumaczył skąd się biorą te trupy (postaw się w sytuacji osoby, która nie zna jeszcze historii Dragon Age). Logiczny wydaje się jakiś plan, w sumie tutaj oni idą tak o sobie, zobaczyć co się stanie. Taka drobna nieścisłość.
    Kolejna rzecz o dzika natura leśnych elfów Zevrana. Trochę w to wątpie, rozumiem jednak, co chcialaś oddać. Z drugiej strony - ponownie. Gdyby fabuła wcześniej rozwinęła się odrobinę wolniej... Znowu czytelnik nie wie nic o tym Zevranie. Jest zabójcą i tyle. Jasne, ja grałam w Origina, więc wiem skąd ta leśna krew i w ogóle, ale mimo wszystko nie pasuje to do całości. Bo generalnie nic o Zevie nie wiadomo. Brakuje mi albo jego historii albo wyrzucenia tego typu wtrąceń.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    no tak mają teraz do czynienia z cholernym wchodzącymi trupami, Alistair jest coś przewrażliwiony
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Huehue - Alistairek jaki łobuz <3

    'zagasając rękawy do roboty.' hmm, chyba się mówi zakasać rękawy

    No opis, co robili przed wyjściem do zamku? miodzio.
    Jestem zachwycona <3

    OdpowiedzUsuń