Sword

14 marca 2013

ROZDZIAŁ 19. Redcliffe.


Sten wyzdrowiał, a gdy stanął w pełni sił, zaczął trenować, aby powrócić do pełnej kondycji fizycznej. Od jego wypadku minęły trzy tygodnie.

Od tamtego czasu zmieniło się wiele rzeczy.

Pogoda znacznie się pogorszyła, noce stawały się coraz dłuższe i zimniejsze, a przez to nieprzyjemne. Wiatr coraz częściej wiał z północy, przynosząc ze sobą obietnicę rychłej zimy, a  wraz z nią śniegu i mrozu. Drużyna Szarych Strażników powiększyła się. Obecność Wynne bardzo przysłużyła się całej grupie, każde z nich miało większe bądź mniejsze dolegliwości spowodowane walkami oraz warunkami, w jakich przebywali.  Zevran nie był już traktowany jako zło konieczne, jednak wciąż pozostawał między nim, a pozostałymi dystans. Skrytobójcy przyznano obowiązki, które obiecał codziennie sumiennie wykonywać. Za zadanie miał uzupełnianie wody, w czym odciążył Morrigan oraz piecze nad Rufusem, ku uciesze Leliany, która jak dotąd nie radziła sobie za dobrze z psem liderki.


Co się tyczyło Isabelli, nie wdawała się w zbędne dyskusje z elfem, nie patrzyła mu w oczy dłużej niż wymagała tego sytuacja, a i rozmowy ograniczała do czysto formalnych, zaś na żarty i luźniejszy ton pozwalała sobie tylko i wyłącznie przy obecności Oghrena, bądź Leliany. Jej kontakty z Zevranem nie nosiły nawet cienia tego, co się wydarzyło podczas podróży do Kręgu Maginów i z powrotem.

Tylko raz oboje przyłapali się na tym, że obserwowali się wzajemnie. Wtedy, gdy ich spojrzenia spotkały się, nie uciekli wzrokiem. Siedzieli tak naprzeciwko siebie, Isabella przy ognisku, cerując Alistairowi koszulę, a on przed swoim namiotem, ostrząc sztylet. Gapiliby się na siebie dłużej, ale Rufus, który nagle polizał elfa po twarzy, upominając się o jedzenie, im to uniemożliwił.

_____



Isabella siedziała przy ognisku. Czarne włosy upięła w niesforny kucyk. Pojedyncze pasma, co oswobodziły się z błękitnej wstążki, przyjemnie łaskotały kark i barki. W rękach trzymała mały nożyk; cięła nim kawałki suszonego mięsa, zakupionego w „Rozpuszczonej Księżniczce”. Na plecy miała zarzucony lekki wełniany koc. Z każdym kolejnym podmuchem wiatru otulała się szczelniej, starając się zachować ciepło.

Uspokojona zdrowiem Stena wodziła wzrokiem po obozowisku. Ciągle się zastanawiała, jak to się stało, że mianowano ją przywódcą tej grupy.

Morrigan i Alistair od pierwszych chwil wszczynali kłótnie, a ona musiała ich uspokajać i godzić. Później doszła Leliana; Isabella automatycznie się uśmiechnęła na wspomnienie ich spotkania w Lothering. Nigdy nie zapomni widoku walczącej z nimi ramię w ramię zakonnicy, która podjęła decyzję, by wyruszyć z Szarymi Strażnikami walczyć z Plagą. Nowa członkini grupy od razu zauważyła, że to Isabella trzymała wszystko w ryzach.

Kolejny był Sten; Couslandówna zerknęła w stronę olbrzyma stojącego na skraju lasu i wymachującego potężnym mieczem. Jak zawsze skupiony i spokojny. Podszedł do niego Oghren, całkowite przeciwieństwo tego, co reprezentował wojownik Beresaad.

Mimo wad krasnoluda, Isabella uwielbiała Oghrena. Zawsze tryskał energią oraz poczuciem humoru, którego jej niejednokrotnie brakowało.

– Musimy porozmawiać. –  Z rozmyślań wyrwał Isabellę ciepły ton głosu Alistaira. 

Mężczyzna przysiadł się obok przyjaciółki. Couslandówna obróciła twarz w jego kierunku i posłała pokrzepiający uśmiech. Odłożyła nóż na ziemię i sięgnęła po żelazny kubek leżący przy ognisku, w którym znajdował się ziołowy napar Wynne, rozgrzewający ciało.

– Chcesz trochę? – spytała, wskazując Alistairowi żelazny czajnik z herbatą, ten tylko pokręcił głową. – O czym chcesz porozmawiać? – Spojrzała na niego kątem oka, upijając łyk gorzkiego w smaku napoju. Skrzywiła się z obrzydzenia. – Na Stwórcę, jakie to paskudne – jęknęła, po czym obróciła się, szukając wzrokiem Wynne. – Błagam, powiedz, że mogę do tego dodać miodu! – zawołała, unosząc kubek.

 Wynne skarciła Isabellę wzrokiem, znad moździerza, ale przyzwoliła skinieniem głowy.

– Robi się coraz zimniej – odezwał się Alistair, podając Isabelli mały słoiczek ze złocistym, gęstym płynem. – Nie możemy przecież zimować w lesie, nasze organizmy tego nie wytrzymają.

– Wiem o tym – odparła, siłując się z nakrętką.  – Od dwóch dni zastanawiam się, gdzie powinniśmy się udać – mówiąc, wzięła do ręki odłożony wcześniej nóż.

Alistair widząc to, wyszarpał słoiczek z jej dłoni, otworzył i podstawił pod nos, uśmiechając się. Isabella z wdzięcznością nabrała łyżeczką miodu, po czym dodała go do naparu.

– Na gospody nas nie stać, noclegi są coraz droższe z powodu Plagi. Zapasy się kurczą, bo pomioty grabią farmę po farmie – ciągnęła wątek, mieszając w kubku.

– A ja myślę, że mam dla nas rozwiązanie. Możemy udać się do Redcliffe. Arl przyjmie nas z otwartymi ramionami, w końcu mnie wychował.

– Tak, wiem, wspominałeś o tym kiedyś, ale nie zapominaj, że od tego czasu minęło ładnych parę lat, a na dodatek nie wiemy, czy arl wrócił do zdrowia. Pamiętasz, co mówił ten rycerz z Redcliffe, którego spotkaliśmy w świątyni w Lothering? Alr zachorował na nieznaną uzdrowicielom chorobę i zapadł w śpiączkę.

– Może Eamon wyzdrowiał i ma się dobrze? – Alistair nie tracił nadziei.

Couslandówna wstała z ziemi, otrzepując skórzane spodnie. Mężczyzna patrzył na nią wyczekująco.

– W porządku – zgodziła się. – I tak nie mamy innego wyjścia. Do Denerim mamy za daleko, poza tym, na razie wolałabym unikać stolicy, jak ognia. Nie wiadomo, czy Loghain nadal na nas poluje, a wolałabym się o tym nie przekonywać. Na razie dobrze mi z niewiedzą. – Westchnęła i wzięła pociągnęła łyk z kubka. – Bericilian odpada, bo gdy tylko spadnie śnieg niczego nie wskóramy będąc w lesie.

– Jak spadnie śnieg, to nic nigdzie nie wskóramy, Isabello – powiedział poważnie Alistair.

– Przygotuj jakiś treściwy posiłek… może kaszę – dodała, patrząc worek z nikłymi zapasami żywności. –  Poinformuję o wszystkim resztę i poproszę, by się już pakowali. Jeśli wyruszymy za dwie godziny, wieczorem powinniśmy być już w Redcliffe.

_____



– A więc w drogę! – Zevran zawołał wesoło, wyciągając w górę rękę, palcem wskazując kierunek marszu.

Wypiął przy tym dumnie pierś. Zbroja idealnie podkreślała jego największe atuty fizyczne, co nie umknęło uwadze Isabelli i Alistaira, który na widok prężącego się elfa skrzywił się zdegustowany.

Isabella jeszcze przez chwilę świdrowała wzrokiem antivańczyka, by po chwili obrócić się w inną stronę.

– Nie rozumiem, skąd ten pospiech, kadan. – Sten stał wyprostowany, z uniesioną głową. Jego wzrok był stanowczy oraz spokojny.

– Robi się coraz zimniej, musimy znaleźć jakieś schronienie na ten okres – wyjaśniła, zadzierając głowę, aby spojrzeć w fioletowe oczy qunari.

– A ja jestem tego samego zdania, co ostrouchy. – Oghren z zadowoleniem dzierżył w dłoni jedną z butelek alkoholu, które kupił mu Zevran. – Uważam, że powinniśmy czym prędzej ruszać. Pomioty wolą chodzić wieczorami, a mi się nie uśmiecha trafić na te bestie. – Wzdrygnął się na samo wspomnienie rybich ślepi i cuchnącego oddechu.

– Dlatego też wyruszamy teraz – powiedziała delikatnym, lecz stanowczym głosem Szara Strażniczka.

Wyminęła grupę i ruszyła przodem; mabari jak zawsze w dobrym nastroju wyprzedził swoją panią, biegnąc przed siebie. Reszta grupy z ociąganiem zaczęła kroczyć za liderką.

– Myślę, że to doskonały pomysł. W Redcliffe będziemy bezpieczniejsi niż w tym lesie. Nieraz podczas polowań odstrzeliwałam pojedynczych hurloków, zapewne zwiadowców – podjęła rozmowę Leliana.

– I teraz nam to mówisz, głupia? – Morrigan z niedowierzaniem pokręciła głową, idąc ramię w ramię z łuczniczką.

– Nie chciałam was martwić. Sama robiłam obchody po okolicy, powinnaś być mi wdzięczna.

– Pomyślałaś chociaż raz, co by się stało, gdyby pomioty skojarzyły fakt, że ich zwiadowcy nie wracają?

Leliana odwróciła głowę obrażona. Często stroiła fochy. Była dorosłą kobietą, jednakże psychicznie pozostawała beztroską dziewczyną. Isabella, krocząc na przedzie, uśmiechała się, rozbawiona rozmowami towarzyszy.

– Z czego się śmiejesz? – zapytał szeptem Zevran, a Isabella odskoczyła niczym oparzona.

– Niech cię szlag! Nie skradaj się tak – zrugała go, łapiąc się za pas na piersi. – Jak już chcesz dokończyć zlecenie, zrób to humanitarnie – warknęła.

Zevran zaśmiał się rozbawiony.

– Szedłem tuż za tobą, Strażniczko.

– Czego chcesz? – spytała Isabella, łypiąc na niego nieprzychylnym spojrzeniem.

– Pytałem, co cię tak bawi? – wyszeptał.

– Dziewczyn z tyłu, a dlaczego szepczesz? – odpowiedziała równie cicho, nachylając się lekko ku niemu.

– Śniłaś mi się, wiesz? Miałaś na sobie…

– Przestań. – Isabella uciszyła Zevrana, zatykając mu dłonią usta.

Alistair podążający zaraz za tą dwójką obserwował tę scenę z narastającą frustracją. Może i Zevran należał teraz do drużyny, może i Isabella mu w pewien sposób ufała, ale jemu się to nie podobało.

Nie wiedział, co łączyło tych dwoje, ale po ich zachowaniu zaczynał wysuwać niepokojące wnioski. Sam dokładnie nie był pewny, czemu był zazdrosny. Nie. Zazdrość to zbyt moce słowo, skarcił się w duchu.  Z ponurych myśli wyrwał go Oghren, który przez przypadek się na niego zatoczył.

– Ło, przepraszam, mości rycerzu – zaśmiał się. – Jak ci mija dzień?

– Cudownie – odpowiedział oschle Szary Strażnik.

– Mnie też – odrzekł Oghren, najwyraźniej nie łapiąc ironii.

– Ile już dzisiaj wypiłeś? – spytał Alistair, przyglądając się ogorzałej twarzy krasnoluda.

– Za mało – zaśmiał się donośnie Oghren. – Nie no, ale tak poważnie. Co cię trapi? Widzę twoją minę i twój wzrok upodlonego kundla.

– Nie rozumiem, co insynuujesz. – Alistair zwrócił się do krasnoluda, starając się zachować najwyższą powagę.

Orzammarski wojak spojrzał w górę, świdrując wzrokiem twarz rozmówcy.

– Stary Oghren widzi, co się świeci. Ta dwójka z przodu, oni cię drażnią? – Krasnolud wypowiedział każde słowo bardzo dokładnie, mrużąc przy tym oczy.

– Nic się przed tobą nie ukryje. – Alistair pokręcił głową, uśmiechając się mimowolnie.

– Jestem nikłych rozmiarów, wejdę w każdą szparę. – Po paru sekundach Oghren wybuchł rubasznym śmiechem, kiedy zdał sobie sprawę, jak zabrzmiały jego słowa.

Na samym końcu, bacznie obserwując wszystkich, szli w ciszy Sten i Wynne. Olbrzym nie raczył nawet spojrzeć na czarodziejkę. Czuł jednak, w głębi serca, że musi się odezwać. Tak nakazywał mu honor.

– Dziękuję – powiedział machinalnie, patrząc przed siebie.

Wynne z początku nie zwróciła najmniejszej uwagi, iż szary olbrzym odezwał się właśnie do niej. Dopiero po chwili dotarł do niej sens słów potężnego qunari. Spojrzała ciepło w fioletowe oczy mężczyzny.

– Nie ma za co, mój drogi – odpowiedziała dobrodusznie. – To był mój obowiązek.

– Mimo to dziękuję. Wiedz też, kobieto, że mam u ciebie dług; gdy znajdziesz się w potrzebie, mój miecz rozpłata twych wrogów.

Słońce niespiesznie chyliło się ku zachodowi, a nietypowa grupa podróżnych dotarła na obrzeża Redcilffe. Kiedy weszli do miasteczka, nie zastali żywej duszy. W domostwach nie paliły się światła. Ośmioosobowa grupa, z mabari biegającym wokół, stała na rynku, patrząc po sobie w ciszy.

Zamek górujący nad osadą zdawał się być pogrążony w głębokim śnie. Wieżyczki wartownicze nie miały zapalonych pochodni, brama, prowadząca na most i dalej na dziedziniec zamkowy, pozostawała zamknięta.

Domostwa na rynku zdawały się wymarłe. W oknach nie paliło się światło, nikt się nie przechadzał, z karczmy usytuowanej na wzniesieniu nie dochodziły żadne wesołe piosnki, czy pijackie śmiechy. Nie miauczały koty, nie szczekały psy. Panowała zupełna cisza. Jedyny dźwięk wydawał wodospad, którego szum odbijał się echem od czerwonych skał.

– Może jest nabożeństwo. – Leliana postanowiła się odezwać jako pierwsza.

Alistair i reszta spojrzeli w stronę świątyni. Jej potężne wrota były szczelnie zamknięte. Nieśpiesznie zaczęli zmierzać w kierunku domu modlitewnego.

– Coś tu nie gra – powiedział cicho elf. – To miejsce cuchnie śmiercią.

Isabella wyminęła wszystkich, podbiegając do drzwi. Przycisnęła ucho do drewnianej faktury, starając się pochwycić choćby najdrobniejszy dźwięk dochodzący ze środka. Usłyszała łkanie dziecka i przytłumione odgłosy rozmów.

– Ktoś tam jest – powiedziała do grupy, ścisnęła dłoń w pięść i z całej siły zapukała.

Po drugiej stronie dało się słyszeć krzyki. Couslandówna zadudniła ponownie.

– Obywatele, otwórzcie! – zawołała ile sił w płucach.

– Kim jesteś, przybyszu? – Strażniczka usłyszała przytłumiony męski głos po drugiej stronie drewnianej bariery.

– Nazywam się Isabella Vanessa Cousland, jestem Szarą Strażniczką. Jest ze mną Alistair, wychowanek arla Eamona.

Cała grupa stała w milczeniu, czekając na odpowiedź. Coś zazgrzytało w drzwiach. Isabella ostrożnie wycofała się. Potężne wrota stanęły otworem. Ich oczom ukazał się tragiczny widok.

Przerażeni mieszkańcy stłoczeni w ciasnych murach świątyni, ranni mężczyźni, płaczące dzieci i kobiety.

Pośród tego żałosnego obrazu stał wysoki mąż, kasztanowe włosy opadały mu na twarz okalaną już gdzieniegdzie zmarszczkami. Na oko był po czterdziestce. W jego brązowych oczach znać czaił się strach i niedowierzanie.

– Teagan! – Alistair rzucił się mężczyźnie w ramiona, starszy objął młodzieńca ze łzami w oczach.

Isabella ruchem głowy nakazała grupie wkroczyć do świątyni; Sten, jakby czytając liderce w myślach, zatrzasnął wrota, przekręcając potężny klucz oraz ryglując je ogromną krokwią. 

Szary Strażnik odsunął od siebie mężczyznę.

– Teaganie, co tu się stało? Gdzie jest Eamon?

– Och, Alistairze, myśleliśmy, że nie żyjesz. Słyszeliśmy, co się wydarzyło pod Ostagarem… – Mężczyzna urwał w połowie zdania. – A Loghain, ten parszywy… – Teaganowi trząsł się głos.

– Nie mamy na to czasu. – Isabella przerwała tę wzruszającą scenę surowym tonem wypowiedzi. – Co tu się dzieje? Czemu wszyscy siedzicie przerażeni, zamknięci w świątyni?

– Panienka Cousland, jak mniemam. –  Bann Teagan Guerrin, bart alra Eamona pochylił lekko głowę. – Przyjmij moje kondolencje, spotkała cię straszliwa tragedia. Wieść o tym, że rodzina Cousland zginęła w pożarze, była szokiem dla całej szlachty w Fereldenie, lecz nie sądziłem, że ktokolwiek ocalał. Raduje mnie fakt, że cieszysz się zdrowiem, panienko. Twój ojciec niejednokrotnie okazywał mojej rodzinie przyjaźń.

– Pożar – prychnęła. – Więc taka jest oficjalna wersja tego, co spotkało mój ród – powiedziała bardziej do siebie, kręcąc przy tym z niedowierzania głową. – Mój ojciec miał wielu przyjaciół, ale jak się okazało, najwierniejszy z nich wbił mu nóż w plecy. Dosłownie – oparła surowo, obserwując, jak na twarzy Teagana maluje się niedowierzanie.

– Jak to, zdrada? Kto by się ośmielił podnieść rękę na teyrnów? Przecież zaraz po królu to najważniejsza szlachta. Tylko Couslandówie i Mac Tirowie… – Teagan urwał, zdając sobie sprawę, jak bardzo wszystko układało się w jedną spójną całość.

Zdrada Loghaina Mac Tira, drugiego teyrna w Fereldenie, który pozostawił króla pod Ostagarem. Zamach na Wysokoże, mający pozbawić życia teyrna Bryce’a Couslnada oraz jego rodzinę, uniemożliwiając tym samym przeżycie kogokolwiek, kto mógłby odziedziczyć ziemię, majątek i tytuł, uprawniający do rządzenia państwem, gdyby nagle zabrakło króla.  

– Dokładnie to, co powiedziałam. Jednak to nie czas i miejsce, by o tym mówić. Co tu się dzieje?

Teagan pokiwał głową w zamyśleniu.

Zevran patrzył badawczym wzrokiem na Isabellę. Pamiętał, kiedy rozmawiała z nim o tym, co się stało jej rodzinie. Wtedy płakała, ubolewając nad śmiercią bliskich, a tu, przed wszystkimi stała dumna, z podniesioną głową, zaś głos nie załamał się ani na chwilę. Z jej postawy emanowała determinacja, stanowczość, siła i niezależność. W tamtej chwili nie była tylko Szarą Strażniczką, była szlachcianką, która dumnie nosiła rodowe nazwisko, jedyną spuściznę, jaka została jej po ukochanym ojcu, oraz prawdopodobnie, jeśli jej brat Fergus zginął na polu walki, jedyną pretendentką o tytuł teyrna Wysokoża.

– Proszę mi wybaczyć. Tak wiele tragedii, tak wiele śmierci spotkało ostatnio Ferelden oraz każdego z nas. Proszę, może przejdziemy dalej, w bardziej ustronne miejsce. – Bann wskazał kierunek gestem ręki.

Alistair ruszył przodem; doskonale znał tę świątynię, to tu za czasów dzieciństwa chował się, bawiąc z innymi dziećmi.

– Zostańcie tu – zwróciła się Isabella do towarzyszy. – Wynne, Morrigan, Leliano. Proszę, opatrzcie rany tych biednych ludzi. A wy – mówiąc, spojrzała na Stena, Oghrena oraz Zevrana – sprawdźcie, czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Chociaż tyle możemy dla nich zrobić. – Powiedziawszy to, udała się za dwójką mężczyzn.

Rufus cicho zaskomlał i ułożył się na posadzce, od razu zasypiając.

W gabinecie wielebnej matki, za biurkiem, zasiadł Teagan. Alistair oparł się o półkę z książkami stojącą nieopodal. Isabella, wchodząc, zamknęła za sobą dwuskrzydłowe drzwi. Podeszła do mebla i oparła się o nie rękoma.

– A  teraz mów – zażądała, czując, że za tym, co się działo w świątyni kryła się wyjątkowo paskudna historia.

– Zapewne wiecie, że mój brat jest chory; nawet nie wiadomo, czy jeszcze żyje. – Bann zwiesił zdruzgotany głowę i skrył zmartwioną twarz w dłoniach. – Od ponad miesiąca jesteśmy nękani przez potwory. – Teagan oparł się wygodniej w fotelu i spojrzał to na Isabellę, która miała zmarszczone brwi, to na Alistaira, który stał ze skrzyżowanymi rękoma.

– Zmarli atakują wioskę; co parę nocy wychodzą z zamku, wyłaniają się z jeziora i mordują moich ludzi. Każdy, kto był w stanie utrzymać miecz w dłoni, stawał w obronie. Te cholerstwa ciężko zabić, dopiero gdy rozwali się im głowę lub ją utnie, padają na ziemię.

– Nie rozumiem. Chcesz nam powiedzieć, że jesteście atakowani przez żywe trupy, wychodzące z zamku? Żywe trupy. Z zamku arla. Tego samego arla, u którego się wychowałem. Tego zamku, o tam, na wzgórzu. Jesteś pewny? – biadolił Alistair, nerwowo gestykulując rękoma.

– Dokładnie, trochę to nieprawdopodobne. – Isabella przytaknęła przyjacielowi.

– Ale tak się dzieje. Wiem, jak się dostać do zamku niezauważonym, ale iść tam samemu to misja samobójcza, a żaden z moich ludzi nie chce mi towarzyszyć.

Szarzy Strażnicy spojrzeli po sobie i pokiwali głowami.

– Pomożemy. Musimy wiedzieć, co się dzieje z arlem, nie możemy tego tak zostawić. Teaganie, proszę się uzbroić. Ruszamy jeszcze dzisiaj w nocy – zarządziła Isabella i już miała wyjść z gabinetu, gdy zagrodził jej drogę Alistair.

– Co ty wyprawiasz? – fuknęła na niego, a on tylko spojrzał na nią pobłażliwie.

– Słuchasz czasem sama siebie? – spytał retorycznie. – Mamy rzucić się w wir walki, nie wiedząc nawet z czym dokładnie walczymy, na dodatek zaraz po przejściu wielu, wielu mil? – Spojrzał na nią tak, jak straszy brat patrzy na młodszą siostrę. – Ochłoń trochę – dodał, unosząc palcem zapięcie zbroi, sugerując, aby zdjęła uniform i się przespała. – Odpocznij. Obiecuję, że z samego rana się tym zajmiemy.

– Ale te wrota, one…

– Wytrzymają – wtrącił Teagan. – Myślę, że powinnaś posłuchać Alistaira. To mądry chłopak.

Isabella zrezygnowana spuściła głowę, nerwowo pocierając czoło i przygryzając wargi.

– Co możemy zrobić? – spytała, zerkając na siebie i patrząc głęboko w brązowe oczy Teagana, doszukując się w nich krzty szaleństwa.

– Mamy problem z kowalem. Nie chce naprawiać uzbrojenia. Od paru dni nikt z naszych nie walczy. Noce spędzamy w świątyni, czekając do świtu, gdyż jesteśmy bezbronni.

– Co z tym kowalem?

– Nazywa się Owen. Wariat zabarykadował się w kuźni – wyjaśnił Teagan, jak najbardziej poważnie.

– Owen, tak? – Zamyślił się Alistair. – Nigdy go nie lubiłem. Zawsze był opryskliwy.

– To robota na ranek, a dziś? Mamy tu siedzieć bezczynnie? – Isabella najwidoczniej była gotowa do walki.

Alistair przyjrzał się jej uważnie. Przerażała go czasem, a szczególnie w takich chwilach, jak ta. Zachowywała się irracjonalnie. Odnosiło się wrażenie, że goniła śmierć, nie patrząc na to, że komuś mogła stać się krzywda, że jej mogła stać się krzywda. Nie raz był już świadkiem takiego zachowania. Pamiętał, gdy w Ostagarze, poganiała wszystkich podczas wypadu do Głuszy, gdy szukali traktatów Szarej Straży. Potem podczas Dołączenia, rytuału, którego nie przeżyło dwóch innych rekrutów. Isabella nawet się nie bała wypić nieznanej jej mikstury na bazie krwi pomiotów. Następna była bitwa. Szarżowała niczym szaleniec, przebijając się przez kolejne poziomy wieży Ishal, a gdy napotkali ogra, pierwsza rzuciła się do walki i, jakimś cudem, to ona powaliła potwora, zadając śmiertelny cios w głowę.

Alistair odegnał od siebie niepokojące go myśli i objął przyjaciółkę ramieniem.

– Sprawdź, czy reszta sobie radzi – poprosił. – Ja porozmawiam z Teaganem.

Isabella tylko kiwnęła głową. Może po sobie tego nie pokazywała, ale wewnątrz kipiała ze złości. Chciała walczyć.

_____



Wynne z Lelianą opatrywały rannych. Morrigan stała w niedalekiej odległości i tylko podawała dwójce kobiet bandaże, marudząc pod nosem coś na temat odrażających staruchów. Sten, Oghren i Zevran uporali się z prowizorycznymi leżankami dla dzieci i kobiet, przestawili dwa regały, robiąc tym samym więcej miejsca, przenieśli tych, co nie byli w stanie chodzić, bliżej Wynne, a teraz, gdy brakło im zajęć, stali przy drzwiach, czekając na jakiekolwiek rozkazy.

– Widząc wyraz twojej twarzy, mniemam, że dzisiaj nici z odpoczynku. – Zevran wyprostował się, uśmiechając się skromnie do nadchodzącej kobiety.

– Niestety cię odczaruję. – Isabella potarła skronie. – Jednak bądźcie przygotowani.

– Kadan? – Sten zauważył, że z Isabellą było coś nie w porządku.

– Alistair zadecydował byśmy odpoczęli – odparła wściekle. – Dopiero z rana mamy zając się upierdliwym kowalem i rozeznać się w sytuacji.

– W końcu jakaś rozrywka. – Oghren zadowolony zacierał ręce. – Mój topór od dawna nie był zroszony krwią.

– Nie jestem pewna, czy będziemy walczyć; nie jestem nawet pewna, co tu się dokładnie dzieje – warknęła.

– I tego właśnie musimy się dowiedzieć. – Isabella spojrzała za siebie, skąd usłyszała znajomy głos.

Alistair stał wyprostowany, a towarzyszył mu Teagan.

– Słyszałeś? – spytała, patrząc na Alistaira.

Był podirytowany, ręce skrzyżował na piersi i patrzył na nią z góry.

– Co nie co – odparł.

– O czym rozmawialiście? – spytała, zauważając, że Teagan rzucał nerwowe spojrzenia w kierunku wychowanka swojego brata.

– To była prywatna rozmowa – wyjaśnił Szary Strażnik.

– Rozumiem – wycedziła przez zęby i poszła w najdalszy zakątek świątyni.

Alistair pokręcił głową, po czym wraz z Teaganem ruszył w kierunku Wynne.

Czarodziejka właśnie podawała młodej kobiecie o mysich włosach jakiś cuchnący roztwór, od którego kręciło w nosie. Gdy zauważyła zbliżającego o się Szarego Strażnika uśmiechnęła się do niego ciepło.

– Co mogę dla ciebie zrobić? – spytała.

– Daj mi jakiś środek nasenny. Mocy – dodał, a ta widząc jego wyraz twarzy spochmurniała.

– Coś się stało?

– Isabella się stała – odparł. – Nie znasz jej tak, jak ja, czy reszta – powiedział, machając ręką w kierunku Leliany i Morrigan, które zażyły się zainteresować rozmową.

– Znowu to robi? – spytała Leliana, ze strachem w głosie.

– Tak. Dam sobie rękę uciąć, że właśnie obmyśla plan, jak się wymknąć ze świątyni i sprawdza, które okno jest zawieszone najniżej nad ziemią. Jest w swojej fazie zabiję wszystko i wszystkich – wyjaśnił.

– Rozumiem, że lepiej się cieszyć z tego, że nie zdążyłam poznać Isabelli z tej strony – zagaiła Wynne, szperając w swoim podręcznym tobołku.

– Właśnie tak – przytaknęła Leliana, po czym wróciła do pracy.

– Proszę – powiedziała Wynne, wyciągając rękę w stronę Alistaira.

– Dziękuję – odparł szczerze, odbierając małą fiolkę z płynem o słomkowym zabarwieniu. – Teaganie – zwrócił się do szlachcica, kładąc mu dłoń na plecach i odchodząc od ciekawskich uszu. – Proszę zachowaj naszą wcześniejszą rozmowę dla siebie. Wiem, że ona musi poznać prawdę, ale pozwól mi zrobić to w odpowiednim momencie.

– Alistairze, na takie cos nie ma odpowiedniego momentu. Wieści się szybko rozchodzą. Jak myślisz, ile czasu upłynie nim Loghain dowie się, że jesteście w Redcliffe, że ten cały Zevran podróżuje z wami, miast siedzieć w Antivie, przepijając zapłatę za wasze głowy? Między innymi i z dużym naciskiem za twoją głowę, Alistairze.

– Wiem. – Westchnął z rezygnacją Alistair. – Ale obiecaj mi, że niczego nie powiesz, wuju.

– Obiecuję – przyrzekł Teagan, po czym oddalił się do gabinetu, a Alistair ruszył w kierunku Oghrena.

Bez ceregieli wyszarpał mu wino z ręki i doprawił specyfikiem, który dostał od Wynne.

– Hej! – oburzył się krasnolud, jednak było już za późno, bo Alistair poszedł szukać Isabelli.

5 komentarzy:

  1. Borze, żywe trupy... Nie cierpię takich klimatów... Ale czytam dalej.. °-°

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślałam, że będzie tak jak z Kręgiem.
    W sensie, że uproszczone, a tu niespodzianka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    Alister zazdrosny o Isabelle i Zebrana, no ciekawe co się dzieje…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Wydaje mi się, że to wszystko pędzi zbyt szybko. Wkracza Strażniczka i wszystkim dyktuje co i jak ? A bann bez słowa jej słucha? Była w środku może pięć minut, co ona może wiedzieć o sytuacji panującej w Redcliff. Mówi rozkaz i wychodzi. Miasto jest pod oblężeniem, wielu rycerzy zginęło, ludzie są zrozpaczeni i zmęczeni. Jasne, przyda im się pomoc z drugiej jednak strony nie wierzę, że Teagan tak po prostu zgodziłby się iść do zamku. Nawet w grze najpierw trzeba było obronić wioskę, żeby mieszkańcy poczuli wdzięczność, pojawiła się Izolda, która wyjaśniła sytuację. Nawet tam, trwało to dłużej, aniżeli kilka minut.
    Opowiadanie jest ciekawe, ale są momenty, kiedy nie trzyma się to wszystko kupy.
    Bardzo fajnie oddałaś obraz bohaterów, powiem to kolejny raz, jednak główna bohaterka jest taka... Bez wyrazu. Najpierw okazuje się, że ma masochistyczne i socjopatyczne popędy, po dniu spędzonym z Zevranem opowiada mu swoją całą historię, ba, nawet Alistair, który mu nie ufa ot tak wszystko opowiada. Kto tak robi? Żeby zyskać zaufanie, czy choćby akceptację potrzeba więcej niż kilku godzin. Na przemian jest pewna siebie, aby za chwilę być niepewną, płaczliwą, zmieszaną. Momentami jej zachowanie zakrawa o dziecinadę. Niemniej jestem ciekawa, jak to wszystko się rozwinie. Czytam dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej hej hej!
    Jestem ciekawa jakich zmian dokonałaś od ostatniego razu :)

    'Bericilian' - drobna literówka

    'Alistaor' - roar <3

    '– Ale tak się dzieje. Wiem, jak się dostać do zamku niezauważonym, ale iść tam samemu to misja samobójcza, a żaden z moich ludzi nie chce mi towarzyszyć. ' - NO! <3

    Jestem mega zadowolona, bo ponownie zrobiłaś kawał dobrej roboty. Izka jest zupełnie inna - nadal szalona odrobinę, niemniej wcale jej nie odbiera to uroku, - przeciwnie. Cała historia nabiera bardzo fajnego kształtu i idzie w dobry sposób w dobrą stronę. <3

    OdpowiedzUsuń