Wiał zimny
wiatr. Czarne chmury nadchodzące z północy zapowiadały zbliżającą się burzę.
Gwałtowne powiewy zrywały brązowe liście z drzew.
– Zevran!
Powinniśmy gdzieś przeczekać! Zaraz przemarzniemy do szpiku kości! – Isabella
starała się z całych sił przekrzyczeć skowyt wichury.
Niewzruszony
elf lekko odwrócił głowę. Złociste włosy trzepotały na wietrze jak flaga
podczas sztormu. Jego bursztynowe oczy iskrzyły się w panującym półmroku. Od chwili,
gdy opuścili „Rozpuszczoną Księżniczkę”, nie
odezwał się słowem. Pogrążony był w nad wyraz ponurych myślach. W tamtym
momencie irytował Isabellę.
Nie wiedziała,
jak miała sobie tłumaczyć jego zachowanie. Czy był to przykry skutek nadużycia
alkoholu, a może coś zupełnie innego, coś o czym nie miała pojęcia.
– Gdzie niby
chcesz przeczekać? Jesteśmy na środku szlaku handlowego. Zero drzew, zero
czegokolwiek. Musimy dojść do lasu – powiedział, podchodząc do niej.
Nagły poryw
wiatru zerwał z głowy Isabelli kaptur, a krucze włosy zaczęły tańczyć na
wietrze.
– Po prostu idealnie!
– Spojrzała na towarzysza wyraźnie zdenerwowana jego zachowaniem, pogodą i
własnym złym samopoczuciem.
Przez
pierwszych parę kilometrów zatrzymywała się niemal co paręnaście kroków i, zgięta
w pół za sprawą silnych torsji, opróżniała bolący żołądek.
Odwróciła się
za siebie, spoglądając na czarodziejkę. Z twarzy starszej kobiety całkowicie
zniknęły sińce i krwiaki. Musiała być naprawdę zdolną uzdrowicielką.
– Wynne, a ty
co o tym myślisz? – spytała, a magini spojrzała na nią szarymi oczami.
– Myślę, że
twój przyjaciel ma rację – mówiąc, zwróciła wzrok ku czarnym chmurom. – Burza
wydaję się być blisko, ale wątpię, by nas dosięgła. Zmierzamy w odwrotnym do
niej kierunku. Wydaje mi się, że jeszcze dzisiaj ujrzymy słońce.
Couslandówna
na te słowa wyminęła elfa, trącając go ramieniem. Zevran tylko prychnął i
pokręcił głową. Dostrzegł, że Wynne się mu przyglądała.
Czarodziejka
stała na wprost antivańczyka. Nie rozumiała jego zachowania. Zanim zaczęła się
zastanawiać nad jego zmianą nastroju, ten ruszył przed siebie, starając się
zanadto nie zbliżać do Isabelli podążającej przed nim.
Resztę drogi
do lasu przemierzali rozdzieleni.
Isabella
znacznie wyprzedziła towarzyszy. Szła w ciszy, podziwiając krajobraz, czy rzucając
Rufusowi gałęzie, które ten ochoczo aportował. Zevran i Wynne powolnym krokiem,
bez pośpiechu, wędrowali kilkanaście metrów za liderką. Jedynie pies zdawał się
być w dobrym humorze, jak nie aportował to biegał wokół i szczekał, dając upust
emocjom.
Zgodnie ze
słowami Wynne, niebo po paru godzinach zmieniło kolor z szarego na błękitne.
Isabella
wycieńczona szybkim marszem oparła się o najbliższe drzewo, które zwiastowało, że za
niedługo zaczynał się las. Nawet nie poczuła, kiedy ugięły się pod nią nogi.
Patrzyła przed siebie.
Wieczorne
promienie słońca wszystko wokół zabarwiały pomarańczową barwą. Na wprost niej
ciągnęła się szeroka piaszczysta ścieżka szlaku handlowego. O tej porze dnia
wyglądała jak spokojna rzeka z wodami koloru dojrzałych kłosów pszenicy.
Takiego samego koloru są jego włosy,
pomyślała Isabella, wpatrując się w antivańczyka idącego spokojnym krokiem u
boku magini. Rozmawiali ze sobą.
Odwróciła
wzrok, fukając cicho pod nosem, łapiąc się na tym, że sama by chciała z nim
porozmawiać. Dowiedzieć się czegoś więcej. Nie znała go. Wiedziała tyle ile sam
jej powiedział, gdy to przemierzali ten sam szlak, starając się dotrzeć do
Kręgu Maginów.
Z tego, co
Zevran opowiadał wywnioskowała, że nie miał wstydu. Zdziwiła ją otwartość z
jaką mówił o tym, że urodził się w jednym z Antivańskich burdeli, jak to
wychowywały go dziwki, gdyż matka zmarła podczas porodu. Jak on sam twierdził,
była jego pierwszą ofiarą. Isabella nie rozumiała, jak można tak myśleć, ale
czy właśnie takie myślenie nie pasowało do niego, czy nie było jedną z wielu
rzeczy, które sprawiały, że Zevran był właśnie tym kim był – skrytobójcą bez
skrupułów, wulgarnym i pozbawionym pruderyjności mężczyzną, żartownisiem i
lubieżnikiem. Nie wyobrażała sobie, by ktoś inny mógłby zastąpić jego osobą w
historiach, którymi ją zabawiał ostatnio. Nie potrafiła zwizualizować sobie
innego mężczyzny, który z taką nonszalancją, jaką Zevran opisał, pozbawił życia
księcia, czy członka Zakonu, lub po wykonaniu zlecenia obudził się bez ubrań w
rynsztoku.
Isabella
uśmiechnęła się niemrawo, głaszcząc Rufusa, który padł obok niej, a teraz pochrapywał
cicho.
_____
– Chyba będę
mogła mu pomóc. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to już po paru dniach
wasz przyjaciel będzie w stanie utrzymać miecz. – Wynne uśmiechnęła się ciepło
do towarzyszącego jej elfa.
– To dobrze – odparł
Zevran, patrząc przed siebie.
Isabella siedziała
już pod drzewem, czekając na nich. Czarodziejka podchwyciła wzrok kompana.
– Zależy ci na
niej – powiedziała spokojnym głosem.
Zevran
zszokowany spojrzał na Wynne.
– Słucham?
Czarodziejka
przystanęła na chwilę, dając im czas na rozmowę. Polubiła tego młodzieńca. Był
inteligentny, a jednocześnie bardzo zagubiony w tym wszystkim. Miała wrażenie,
że sam jeszcze nie do końca zdawał sobie sprawę, jak ważną misją było
powstrzymanie Plagi oraz jakie wiązały się z tym niebezpieczeństwa. Patrząc na
niego, czuła, że jego historia, a konkretnie część, gdy zaczął towarzyszyć Isabelli
Cousland nie była usłana różami, a decyzja jaką podjął, została uwarunkowana
bodźcami daleko mającymi cokolwiek wspólnego z ratowaniem innych. Po wieloma
względami przypominał Wynne dawnego ucznia. Także elfa – lekkoducha,
zagubionego, myślącego, że może wszystko. Magini podparła swoje plecy,
rozmasowując je delikatnie dłońmi.
– Jestem już
starą kobietą. Wiele widziałam i potrafię stwierdzić, kiedy młode osoby mają
się ku sobie. Nie wiem tylko, co jest między waszą dwójką oraz jakie są wasze
relacje, ale wiem, że w pewien sposób zależy ci na niej. To widać – powiedziała
poważnie.
Zevran stał i
z zainteresowaniem słuchał czarodziejki, ukradkiem rzucając spojrzenia na Isabellę
odpoczywającą w cieniu drzew w znacznej od nich odległości.
– Po czym to
wywnioskowałaś?
– W karczmie
bardzo dobrze się bawiliście – odparła i uśmiechnęła się figlarnie, po czym
ręką wskazała na drogę, by ponowili marsz.
Zevran, ruszając z miejsca,
spojrzał na rozmówczynię pytającym wzrokiem.
– Słyszałam
was, bardzo późno wróciliście do pokoi. Długo też byłeś u niej. Wydawało mi
się, że rozmawialiście, po pewnym czasem jej głos całkowicie ucichł. Domyślam
się, że zasnęła, a ty zamiast się udać do siebie, zostałeś na jakiś czas u niej.
Zevran
odwrócił głowę na samo wspomnienie. Isabella była w agonalnym stanie. Upiła się
do takiego stopnia, że musiał wnieść ją na piętro, zaciągnąć korytarzem do
pokoju oraz ułożyć na łóżku. Nawet nie zorientował się kiedy zasnęła. Miał przeczucie,
że spała już w momencie, gdy starał się nie upaść na schodach. Gdy spała zdjął
z jej stóp buty, a pod łóżko podsunął miskę, czując, że będzie jej potrzebować.
Fakt. Został dłuższą
chwilę, ale bardziej z troski o to, czy nic jej nie będzie po takiej ilości
alkoholu, niżeli z faktu…
– Między nami
nic nie ma – powiedział bardziej do siebie niż do Wynne.
– Ja tylko
mówię, co zaobserwowałam. Wydaje mi się, że zdałeś sobie sprawę wczoraj z tego,
co cię z nią łączy, i dlatego jesteś taki dla niej nieuprzejmy.
Zevran zaśmiała
się lekceważąco.
– Nie chcę cię
rozczarować, ale nieznośny byłem z jednego powodu. Miałem cholernego kaca. Poza
tym, z dniem wczorajszym, znalazłem sobie inny obiekt pożądania – wyjaśnił, uśmiechając
się łobuzersko i mrugnął do czarodziejki.
Wynne zaniosła
się gromkim śmiechem.
– Co was tak
bawi? – spytała Isabella, głaszcząc leżącego obok niej psa.
Wynne oraz
Zevran spojrzeli po sobie. Nawet nie zauważyli, kiedy dotarli do celu.
– Z niczego
specjalnego, Strażniczko. – Elf uśmiechnął się do Isabelli, podając jej rękę.
– Skąd taka
nagła zmiana? – zdziwiła się, podnosząc się z ziemi.
– Źle się
czułem i wszystko mnie irytowało.
– Och,
doprawdy? – Strażniczka patrzyła na niego spod byka, po czym zwróciła się do
czarodziejki:
– Wynne,
pójdziesz przodem? Idąc na wprost, za około pięćdziesiąt metrów natrafisz na
pozostałości po naszym obozie.
Uzdrowicielka
pokiwała głową i wyminęła młodych.
– Zdajesz
sobie sprawę, że jesteśmy w impasie? – spytała Isabella, gdy Wynne zniknęła za
drzewami.
– Co masz na
myśli?
– Rozmawiałam
z Wynne w tawernie, kiedy ty byłeś jeszcze w pokoju. Mamy tylko dwa namioty.
Zevran
świdrował wzrokiem rozmówczynię. Kiedy się irytowała, marszczyła nos, a blizna
na lewym policzku lekko drżała. Wyglądała wtedy jak mała dziewczynka próbująca
wymusić na rodzicach kolejny kawałek ciasta lub upragnioną lalkę.
– Mam cię już
dzisiaj dosyć! – Isabella nagle wybuchła. – Wczoraj świetnie się bawiliśmy.
Dzisiaj od rana zachowujesz się, jakbym ci coś zrobiła! Całą drogę mnie
ignorowałeś, byłeś wredny i niemiły, nie mając nawet ku temu powodów! Teraz, po rozmowie z Wynne, nagle
się rozchmurzyłeś i znowu masz te swoje kurwiki w oczach. Wziąłbyś chociaż raz
moje słowa na poważnie, a nie będziesz się zachowywać jak gówniarz, który
wiecznie chodzi ze wzwodem w spodniach, nie wiedząc, co z tym fantem zrobić!
Doroś… – potok słów został przerwany.
Zevran trzymał
twarz Isabelli w dłoniach, a jego usta wpiły się w wargi dziewczyny. Strażniczka
odepchnęła elfa.
– Co, do
cholery?!
– W końcu się
zamknęłaś. – Uśmiechnął się. – Naprawdę, kiedy krzyczysz, masz bardzo piskliwy
głos, okropnie się tego słucha. – Isabella stała oniemiała, patrząc na
rozbawionego skrytobójcę.
– Jesteś
niemożliwy – powiedziała, nie kryjąc zdenerwowania.
Ten tylko
wzruszył ramionami i ruszył przed siebie.
– A, i jeszcze
jedno. – Odwrócił się w stronę dziewczyny. – Ja śpię po prawej stronie.
Hahaha! Końciwa sytuacja wyszła ci przegenialnie xD No i w końcu dowiedziałam się dlaczego Zevran się boczył na Isabelle. Bez powodu. ;P
OdpowiedzUsuńCzytam dalej j postaram się zostawiać komentarz tam, gdzie nie ma, bo rozdział bez komentarzy wygląda pusto.
Zaskoczył mnie koniec.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że sytuacja między Zevranem i Wenny się trochę zaostrzy.
Hej,
OdpowiedzUsuńo tak Zevran cały dzień ignoruje Isabelle, dopiero po rozmowie z Wyann zacząłem nią rozmawiać, o Weynne od razu spostrzegł, że ich ciągnie do siebie…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej hej!
OdpowiedzUsuń'Myślę, że twój przyjaciel ma rację – mówić' - zjadłaś ą :)
'Takiego samego koloru były jego włosy, pomyślała Isabella, wpatrując się w antivańczyka idącego spokojnym krokiem u boku magini.' - były? Zdecydowanie powinno być są., bo z reszty zdania (wpatrywanie się) właśnie to wynika.
'Czarodziejka przystanęła' oraz 'Zevran stał i z zainteresowaniem słuchał czarodziejki' A za chwilę 'Nawet nie zauważyli, kiedy dotarli do celu.' :D teleportejszyn!
Od razu lepiej, rzekłabym nawet sto razy lepiej, rozdziału czyta się meeega przyjemnie <3