„Bałem się być z Isabellą sam na sam. Jakaś
część mnie nie chciała przebywać blisko niej. Ta część wołałaby słuchać, jej żałosnych
krzyków i błagania o śmierć, patrzeć na jej powolną agonię, aż w końcu ujrzeć
martwe ciało z ogromną dziurą w miejscu serca. Z drugiej strony chciałbym ją
pieprzyć do utraty tchu. Chcę, by się wiła pode mną w zmysłowym tańcu. Ta część
mnie chciałaby codziennie móc bezwstydnie patrzeć na jej nagie piersi.
Cholerny Loghain. Cholerny Howe. Cholerne
Kruki. Cholerne zlecenie.
To wszystko jest popieprzone. Świat stanął
na głowie. Skrytobójcy zabrakło wewnętrznej siły do wykonania zlecenia z powodu
ślicznej buźki ofiary.
A powinienem? Jaki mój w tym cel? Co z tego będę
mieć? Satysfakcję? Może. Wyrzuty sumienia? Nie jestem pewien.
Czyż nie lepiej po prostu zasmakować jej
ust, ciała?
Dzień wymarszu. Alistair, Morrigan, obydwoje
tacy troskliwi, martwiący się o swoją Strażniczkę. A mimo to zezwalający na to,
by ruszyła Stwórca wie gdzie z jej niedoszłym mordercą.
Czy Isabella się bała? Teraz już wiem, że
nie.
Szalona
kobieta. Nieobliczalna. Zimna. Przebiegła. Temperamentna.
Głowa mi pęka. Za dużo wypiłem, a jednocześnie
za mało.
Kiedy czarodziejka zniknęła nam z oczu,
zaczęliśmy się dobrze bawić. Piliśmy, śmialiśmy się, tańczyliśmy. Zupełnie,
jakby świat nie zmierzał ku końcowi, jakby za murami tawerny nie szalała Plaga,
a ja nigdy nie dostałem zlecenia uśmiercenia Szarych Strażników.
Isabella pewnie już śpi. Oczami wyobraźni
widzę, jak jej pierś unosi się i opada od równomiernego oddechu. Jak pod
powiekami drżą oczy z powodu kolejnego koszmaru.
Obiecaliśmy sobie, że tamta sytuacja, w
lesie, nie miała znaczenia. Niech skonam, tak cholernie jej pragnę. Nigdy nie miałem
takiej kobiety. Najlepsze kurwy z Antivy nie mogą się z nią równać.
Gdy tylko sobie przypomnę tamtą noc. Blask
księżyca, krople deszczu oraz czyste pożądanie. Wtedy nic innego się nie
liczyło. Żyliśmy chwilą. Naszymi zmysłami zawładnęła rozkosz. Noc się
skończyła, a jej obraz na zawsze wyrył się w naszej świadomości. Oboje staramy
się o tym nie myśleć. Udajemy, że to nie miało miejsca. Jak banda cholernych
dzieciaków.
Powinienem się wziąć w garść i przestać
myśleć fiutem.
Jutro wracamy do reszty grupy. Ciekawe, jak
tamci zareagują na obecność Wynne. Wątpię, by Morrigan była zachwycona. A
Alistair? Intersujący mężczyzna, jednocześnie bardzo tajemniczy i ciężki do
rozgryzienia. Oghren ma wszystko w dupie. Jest oddanym Strażniczce krasnoludem,
więc nie będzie sprawiał problemów. Mam nadzieję, że mój plan wkupienia się mu
w łaski zadziała.
Już późno. Czas iść spać. Wolę nie wiedzieć,
jak bezsensownie brzmią moje słowa.”
Isabella, jak
tylko otworzyła oczy, wiedziała, że będzie to długi i koszmarny dzień. Ledwo
uchyliła powieki, a już tego pożałowała. Światło sprawiło, że boląca głowa dała
o sobie znać z potrojoną siłą.
Powoli, z
najzwyklejszą ostrożnością usiadła. Nie wiedziała, czy powinna być zaskoczona
faktem, że nadal miała na sobie niebieską suknię. Nagle usłyszała huk. Odwróciła
głowę w kierunku skąd doszedł ją ten dźwięk. Na parapecie siedziała wrona,
złośliwie stukając w okno. Isabella szybko zrozumiała, że ten gwałtowny ruch
nie był wskazany. Niczym rażona piorunem zgięła się w pół i zwymiotowała.
Zdumiona, że
nie zabrudziła podłogi, zobaczyła przy łóżku podstawioną miskę. Nie miała siły
zastanawiać się, skąd się tam wzięła. Zatykając noc, wstała i, zataczając się,
dopadła swoich rzeczy.
W myślach
przeklinała Stwórcę, choć tak naprawdę za swój stan powinna obwiniać tylko i
wyłącznie siebie.
Po
paruminutowej szarpaninie z suknią, koszulą, spodniami, butami i zbroją była
gotowa do wyjścia. Nie wysilając się wcisnęła wszystko, co miała ze sobą do
plecaka i zarzuciwszy go sobie na ramię, opuściła pokój.
Szara Strażniczka
wyglądała jak siedem nieszczęść. Oczy czerwone od popękanych naczynek, okolone
pięknym, intensywnym, fioletowym sińcem. Była bardzo blada. Przy każdym ruchu miała
wrażenie, że wypluje żołądek wraz z zawartością, a pulsujący ból głowy rozsadzi
jej czaszkę.
Gdy stanęła w
korytarzu coś ją tchnęło, by zajrzeć do Zevrana. Intuicja podpowiadała jej, że
elf był pewnie w nie lepszym stanie i nawet się nie obudził.
Z niechęcią
podeszła do drzwi spod numeru trzynastego i uderzyła w nie pięścią.
– Zevran! –
zawołała, ponawiając czynność, jednak bez skutku.
Sfrustrowana
zrzuciła bagaż na podłogę i nacisnęła klamkę.
Jak tylko
przeszła przez próg, musiała zatkać usta dłonią, by powstrzymać torsje. W
pokoju elfa cuchnęło gorzej niż w gorzelni. Przez moment zastanawiała się, czy
jej tymczasowa sypialnia też powalała tak intensywnym aromatem zwietrzałego
alkoholu.
– Zevran,
wstawaj. Musimy ruszać – powiedziała Isabella, podchodząc do leżącego na łóżku
elfa.
Gdyby nie
fakt, że oddychał to ktoś postronny mógłby go wziąć za zwłoki.
Bez ceregieli
złapała antivańczyka za ramię i potrząsała nim.
– Zev, do
cholery jasnej, wstawaj! – krzyknęła, nachylając się.
Nagle ktoś mocno
szarpną ją za włosy. Jej głowa gwałtownie odchyliła się, odkrywając białą skórę
szyi. Poczuła chłód stali naciskającej na gardło.
– Śmiało – powiedziała lekceważąco.
Uścisk zelżał,
czarne włosy swobodnie opadły na ramiona.
– Stare
przyzwyczajenia – burknął i odłożył sztylet, po czym wstał, zataczając się,
niczym kulawa sarna.
Couslandówna przyglądała
się mu. Wydawał się być w paskudnym humorze. Brwi miał mocno ściągnięte, przy
czym jego czoło brzydko się marszczyło. Zawsze pogodny wyraz twarzy znikł.
Teraz usta miał wykrzywione w grymasie niezadowolenia.
– Ubieraj się
– nakazała.
– Dam sobie
radę – odpowiedział szorstko, nie racząc Isabelli spojrzeniem.
Couslandówna
tylko kiwnęła głową i opuściła pokój skrytobójcy.
_____
– Gdzie
Zevran? – spytała Wynne, siedząca przy jednym ze stolików.
Czerwona szata
sięgała jej do kostek. Złote mankiety rękawów miała mocno zaciągnięte na
zziębnięte palce.
– Już się
szykuje – odpowiedziała Isabella bez emocji.
Stara
czarodziejka przyglądała się jej z ciekawością. Wyczuwała, że młodzi musieli
się posprzeczać, mimo że poprzedniego wieczora zdawali się być udaną parą.
Młoda
Couslandówna siedziała zgarbiona z zamkniętymi oczami. Ten zabieg sprawiał, że
wszystko wokół na chwilę przestawało wirować.
Rufus skamlał,
domagając się pieszczot. Nosem szturchał bladą dłoń, starając się skłonić
Isabellę do jakiejkolwiek reakcji.
– Spokój, Rufus – odwarknęła na psa.
Ten z
podkulonym ogonem posłusznie położył się u jej stóp.
Chwilę
grobowej ciszy przerwały miarowe kroki odbijające się echem po pustej tawernie.
Zevran z niemrawym wyrazem twarzy spojrzał na dwie kobiety.
– Gotowy? – spytała
Isabella.
Elf wyglądał,
jakby miał się rozchorować.
– Możemy
ruszać – odparł, dotykając ręką brzucha w miejscu żołądka.
Isabella
prychnęła niemal rozbawiona, ciesząc się sadystycznie z tego, że i jego nie ominęły
przykre skutki nadużycia alkoholu.
Spodobał mi się opis przeżyć z punktu widzenia naszego kochanego skrytobójcy ;) Oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńIstotnie, opis wyszedł ci iśce zacnie. Hm... Albo ja mam tak kiepską pamięć, że nie pamiętam sprzeczki, albo Zevran obraził się bez powodu? Dziwne jak na niego...
OdpowiedzUsuńTrochę mnie zdziwiło to, że liczy się teraz tylko Isabella. Zevran kochał przecież Rinnę a o niej ani słowa.
OdpowiedzUsuńMoże stąd taki zły nastrój?
Hej,
OdpowiedzUsuńZev ma dylematy, ale naprawdę nie potrzebnie tak oschle potraktował Isabelle...
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
"Nagle ktoś mocno szarpną ją za włosy. Jej głowa gwałtownie odchyliła się, odkrywając białą skórę szyi. Poczuła chłód stali naciskającej na gardło.
OdpowiedzUsuń– Śmiało – powiedziała lekceważąco. " - no kocham to <3
Nie wiem już, jakimi komentarzami sypać, bo powoli mi się kończą xD :D bardzo mi się podoba!
hm hm hm miało być 'komplementami' :D
OdpowiedzUsuń