Sword

3 marca 2013

ROZDZIAŁ 14. Prawo Likwidacji


Słońce świeciło wysoko na niebie, ogrzewając przyjemnie twarz. Pustym szlakiem handlowym wędrowało dwoje podróżnych w towarzystwie potężnego psa bojowego. Młoda kobieta o pięknych, długich, czarnych włosach falujących na wietrze śmiała się melodyjnym głosem. Jej towarzysz elf gestykulował zawzięcie rękoma, opowiadając jakąś historię.

Pomimo iż oboje udawali, że to, co stało się pomiędzy nimi poprzedniej nocy, nigdy nie miało miejsca, zdarzenie to głęboko wyryło się w pamięci.

Isabella zerkała ukradkiem, przyglądając się przystojnej twarzy elfa. Gdy tylko ich spojrzenia krzyżowały się, pośpiesznie odwracała wzrok. Zevran, widząc jej zachowanie, kręcił tylko głową, uśmiechając się łobuzersko.

– Spójrz. – Dziewczyna pokazała palcem w stronę budynków wyłaniających się zza horyzontu, wśród niewyraźnego krajobrazu można było dostrzec zarys budowli górującej nad domostwami. – Chyba dotarliśmy – dodała, podpierając się pod boki i przystając na chwilę.


– To musi być wieża Kręgu, pośpieszmy się. Możliwe, że zdążymy jeszcze się gdzieś zatrzymać i odsapnąć. – Zevran ponaglił Strażniczkę. – Chodź, bestio – Zagwizdał na ogara.

Ku zdziwieniu Isabelli ten podążył za mężczyzną. Zszokowana dogoniła towarzyszy.

– Od kiedy tak się ciebie słucha? – spytała.

Antivańczyk podrapał się po głowie.

– Chyba od momentu, kiedy spaliśmy ze sobą. – Spojrzał jej w oczy. – Wydaje mi się, że skoro ty mnie zaakceptowałaś, on uczynił to samo. Oczywiście nie w dosłownym sensie. – Zaśmiał się donośnie.

Isabella pokręciła głową z dezaprobatą.

– Może masz rację. Zresztą nieważne. Grunt, że ktoś jeszcze będzie w stanie nad nim zapanować. Kiedy zostawał w obozie bez mojego nadzoru zachowywał się jakby go demon opętał. Jak rozrabiał, nikt nie potrafił go uspokoić. Prośby i groźby Alistaira miał zawsze w nosie, no, chyba że tyczyło się to późniejszej nagrody w postaci jedzenia.

– Mówiłem przecież, że to bestia. – Zevran pogłaskał po głowie psa idącego pomiędzy nimi.

Resztę drogi przebyli w milczeniu. Wspomnienie o wspólnie spędzonej nocy przywołało obrazy, które tak bardzo Isabella chcieła skryć w najdalszych zakamarkach podświadomości.

 Gdy dotarli do osady, widok monstrualnych rozmiarów budowli Kręgu Maginów zaparł im dech w  piersiach. Szarej Strażniczce przypominała w pewien sposób wieżę Ishal, na której szycie musieli z Alistairem rozniecić płomień w czasie bity w Ostagarze.

 W całej wiosce wrzało. Garstka ludzi zgromadziła się na brzegu jeziora, pokazując palcami na taflę wody, znad której unosiły się kłęby cuchnącego dymu. Isabella i Zevran spojrzeli po sobie i ruszyli biegiem w stronę przekrzykującego się tłumu. Z gospody o uroczej nazwie „Rozpuszczona księżniczka" wyłonił się zaniepokojony właściciel. Isabella, korzystając z okazji, postanowiła zapytać o powód zachowania mieszkańców.

– Witam. – Ukłoniła się grzecznie. – Co tu się stało?

Mężczyzna pomasował się dłonią po siwiej skroni, przymykając szare oczy.

– Panienko, straszne rzeczy się tu działy, straszne. – Kręcił głową tak, jakby starał się wyrzucić koszmarne wspomnienia z umysłu. – Tam, w Kręgu, słychać było od wielu dni przeraźliwe krzyki, wczoraj przyszli templariusze z Denerim,  ponad czterdziestu rosłych mężczyzn. Prawo Likwidacji – ściszył ton głosu.

– Likwidacja? Chcą zlikwidować Krąg? – Zevran stał oniemiały.

Starzec tylko pokiwał głową.

– A magowie? Żyją? – Isabella w przypływie emocji ścisnęła rękoma wątłe barki mężczyzny i potrząsnęła nim, domagając się odpowiedzi.

Rufus, widząc zachowanie swojej pani, zjeżył sierść i zawarczał gardłowo.

– Jak się panienka pośpieszy, to może kogoś jeszcze tam znajdzie. Ten cuchnący dym to palone ciała. Od czasów wojny z Orlesianami nie czułem tego swądu. To wszystko, co wiem, a teraz, proszę, pozwólcie mi wrócić do pracy. – Zevran złapał Isabellę za rękę, starając się odciągnąć ją od starca.

– Nic tu po nas. Pan powiedział, co wie. Musimy się dostać do Kręgu, chodź – ponaglał ją.

Dziewczyna spojrzała na elfa i skinęła głową; puściła staruszka i skierowała kroki ku brzegu jeziora, zagwizdała na swojego psa pod nosem. Czarny ogar ruszył pędem za panią.

Elf zerknął spod byka na mężczyznę i nie przepraszając za zachowanie liderki, odwrócił się na pięcie i odszedł.

Strażniczka przedzierała się przez tłum gapiów, torując sobie drogę łokciami.

– Strażniczko, czekaj! – Zevran miał trudności z dogonieniem towarzyszki.

Co chwila tracił jej czarną czuprynę z oczu. Kiedy już udało mu się przebić przez ciekawskich ludzi, zastał Isabellę na pomoście rozmawiającą z uzbrojonym mężczyzną. Zainteresowany zwolnił krok i powoli podszedł do kobiety oraz jej rozmówcy.

– Nie, to niemożliwe. Panienka wybaczy, ale komtur zakazał jakichkolwiek wizyt. Jesteśmy w kryzysowej sytuacji. – Spojrzał na elfa. – Stać! Kto idzie?!

– Spokojnie – odezwała się Couslandówna – on jest ze mną. Gdzie byłeś? – zwróciła się do skrytobójcy.

– Starałem się nie zostać stratowanym przez tę hołotę – pokazał kciukiem za plecy – ale z tego, co widzę, wam obojgu całkiem nieźle poszło. – Spojrzał na nią oraz Rufusa, wyraźnie zadowolonego, siedzącego tuż przy lewej nodze kobiety.

Z zaciekawieniem przyjrzał się wojownikowi zagradzającemu dostęp do łodzi zacumowanych przy brzegu. Był to wysoki młody mężczyzna. Miał włosy o ton jaśniejsze od Alistaira, twarz okalał parodniowy zarost, dodając łobuzerskiego akcentu. Oczy zaś łypały nieufnie, co kontrastowało z ich ciepłym kolorem brązu. Odziany w ciężką płytową zbroję wyglądał jak młodzieniaszek chcący się pobawić w rycerza.

Zevran dopiero po chwili spostrzegł, że na piersi posiadał wyryty symbol Zakonu.

– Jaki jest twój stopień, templariuszu? – spytał ze spokojem w głosie.

Isabella zbita z tropu spojrzała na Zevrana, jak na wariata. Templariusz tylko spuścił wzrok.

– Ja, ja doglądałem nowicjuszy, tu przysłał mnie komtur Gregor. Z jego rozkazu nie mogę wpuszczać nikogo do wieży, chyba że jest to sprawa wagi państwowej.

Zevran spojrzał z politowaniem na Isabellę.

– No co? – spytała, rozkładając ramiona.

Elf podszedł do niej, uchylił kieszeń plecaka, po czym wyjął jeden z traktatów, który przeznaczony był dla Kręgu Maginów. Podał go templariuszowi.

– Czy teraz nas wpuścisz? – spytał, siląc się na uśmiech.

Ten spojrzał na dokumenty, a jego oczy rozszerzyły się z niedowierzania.

– Jesteście Szarymi Strażnikami? – Isabella tylko nieznacznie pokiwała głową. – Plaga. Tak. Dobrze. – Młodzieniec zapomniał języka w gębie. – Za mną. Wsiadajcie do łodzi.

Zevran, zadowolony z siebie, wyminął Isabellę i zajął miejsce na dziobie. Zaraz po nim do łodzi wskoczył zadowolony pies, a Couslandówna z wielką ostrożnością postawiła nogę w kołyszącej się łajbie. Templariusz od razu ujął wiosła.

– Więc to prawda? Nadchodzi Plaga? – Isabella obróciła się za siebie, by spojrzeć na rozmówcę.

– Niestety. Krasnoludy z Orzammaru, na czele z królem Aeducanem, już dały swoje słowo, by wspomóc nas w walce – wyjaśniła naprędce, po czym rozejrzała się wokół.

Gdy spostrzegła około piętnastu łodzi dryfujących po jeziorze, jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Nie trzeba było się zastanawiać nad tym, co się w nich znajdywało. Charakterystyczny smród palonych ludzkich ciał, drażnił nozdrza i piekł w oczy.

Isabella z chorą fascynacją zapatrzyła się na jedną z łodzi. Spod szarej, zaplamionej krwią płachty wystawała damska dłoń, której czubki palców brodziły w wodzie.

– To magowie – powiedział templariusz, zauważając wyraz twarzy Szarej Strażniczki. – Zaraz dobijemy do brzegu.

Skrytobójca oraz Strażniczka pokiwali głowami. Kiedy dno łodzi sięgnęło płycizny, Zevran z gracją, jaką na elfa przystało, wyskoczył na ląd. Szarmanckim gestem podał pomocną dłoń kobiecie, która, niepewnie usiłowała ustać we wciąż kołyszącej się łódce. Gdy spostrzegła rękę Zevrana, z wdzięcznością przyjęła pomoc. Poczuła mocny uścisk, a zaraz potem szarpnięcie. Tak silne, że nim się obejrzała, znajdowała się w jego ramionach. Z ociąganiem Antivańczyk odwrócił się i wypuścił szlachciankę z objęć.

Isabella bez słowa wyminęła go, kierując się dróżką prowadzącą ku wielkim, drewnianym, rzeźbionym wrotom.

Na cała tę scenę patrzył zdezorientowany młodzieniec wciąż stojący w krypie. 

– Jak cię zwą? – spytał elf, patrząc na rycerza.

Ten, pochylając się, zawiązywał węzeł, starając się dobrze zacumować łódź. Wyprostował się i odparł:

– Carroll..

– Zevran. Ta tam – kiwnął głową w stronę Strażniczki – to Isabella, a ten potwór to Rufus. – Pogłaskał stojącego obok niego ogara bojowego. Carroll gestem wskazał elfowi kierunek. – Twój?

– Co? Pies? – Zevran spojrzał na mabari. – Nie, nie. – Machnął ręką, idąc za Isabellą. – To jej. Ma go, odkąd skończyła siedem lat.

– Widzę, że dobrze się znacie. – Templariusz szedł obok elfa, nie mogąc pohamować narastającej zazdrości.

On jako członek zakonu nie mógł mieć nikogo, prawo zakazywało. Z ciekawością przyglądał się idącemu obok niego Zevranowi; nigdy nie sądził, że natrafi kiedykolwiek na tak nietypową parę. Nawet w Kręgu elfy trzymały ze sobą, a ludzie ze sobą. Ta sytuacja była dla niego nowa, jednak nie miał prawa się mylić. Sam widział, jak na siebie patrzyli, w jaki sposób jedno za drugim podążało wzrokiem.

Nawet w tej chwili Zevran bezpruderyjnie gapił się na biodra kobiety idącej przed nimi. Carroll nie mógł zaprzeczyć, była piękna, aż szkoda, że Szara Strażniczka. Co za bestia musiała zwerbować taki cud w szeregi Straży?

Chwilę rozmyślań przerwała mu Isabella, która nagle zerwała się do biegu. Jej oczom ukazał się okropny widok. Wrota do Kręgu stały otworem, a z nich występowali po kolei templariusze – każdy z nich trzymał przed sobą szamocącego się maga. Czarodzieje i czarodziejki cali byli zakrwawieni zapewne od niepohamowanych ciosów rozwścieczonych templariuszy.

Cały ten przykry obraz wstrząsnął Couslandówną, jednakże czarę goryczy przelał widok sędziwej kobiety leżącej i modlącej się do Stwórcy, podczas gdy dwóch rosłych mężczyzn w lśniących zbrojach szarpało za połacie szaty, by wstała. Jej siwe włosy gdzieniegdzie zroszone świeżymi plamami krwi dopełniały jakże makabrycznego widoku.

Isabella bez zastanowienia wyciągnęła dwa sztylety i z szybkością wiatru znalazła się pomiędzy templariuszami - katami, zagradzając własnym ciałem dostęp do pobitej kobiety.

– Odsuń się, dziewczyno! Nie masz pojęcia, co się tu dzieje! – zawarczał niczym wilk wyższy z nich.

Nie była w stanie zobaczyć ich twarzy, gdyż zasłaniała je przyłbica hełmu.

– Prawo Likwidacji – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Z tego, co mi wiadomo, nakazuje ono egzekucję wszystkich magów znajdujących się w Kręgu, jednak nie wspomina o pastwieniu się nad nimi, a co ja tu widzę? – Rozejrzała się dookoła. – Skatowane dzieci i kobiety. Pobici prawie na śmierć starcy oraz ta staruszka pod moimi nogami. – Zerknęła na twarz czarodziejki. Jej błękitno-szare oczy błyszczały od łez. – Jeśli to jest egzekucja, to ja nie nazywam się Cousland!

– Isabello, uspokój się, nie możemy się w to mieszać. Nie po to tu jesteśmy. – Zevran podbiegł do dziewczyny.

Chwyciwszy jej dłonie, delikatnie wyjął z nich ostre jak brzytwy sztylety, jakby sam się obawiał, że może stać się jej celem.

– Carrollu, możesz to wyjaśnić? – Nie wiadomo skąd pojawił się dostojny, siwiejący mężczyzna.

Jego twarz pokryta już była pojedynczymi zmarszczkami, kiedyś zapewne ciepłe niebieskie oczy miały teraz w sobie chłód, a wąskie usta ściśnięte do białości.

– Komturze, to są Szarzy Strażnicy, posiadali te oto dokumenty. – Młodzieniec szybko znalazł się przy przełożonym, wręczając mu papiery.

– Rozumiem. – Kiwał głową. – Przykro mi. – Spojrzał na przybyszów. – Kręgu już nie ma, magowie się zbuntowali, stali się plugawcami, całe to miejsce jest przesycone zapachem krwi oraz rozkładu.

– Potrzebujemy pomocy. – Isabella łamiącym się głosem przemówiła do komtura. – Każdej, jakiejkolwiek, najmniejszej pomocy. Nadciąga Plaga, widziałam na własne oczy pomioty szarżujące na ludzi, zabijające każdego, kogo napotykają na swej drodze. Przeraźliwe ogry i bezwzględnych emisariuszy. Jest wojna.

Gregor  patrzył na kobietę tak, jak ojciec patrzy na swoje już dorosłe dzieci. Wzrok był przepełniony rozpaczą i żalem, bo w takich czasach nawet najmłodsi szli na wojnę, dzierżąc ciężkie brzemię miecza.

– Ile ty masz lat, dziecko? – spytał, podchodząc do dziewczyny, ujął jej podbródek, starając przyjrzeć się jej twarzy. – Znajome rysy… mówiłaś, że jak się nazywasz? – Strażniczka strąciła rękę templariusza; nie lubiła niepotrzebnego dotyku.

– Nazywam się Isabella Vanessa Cousland, mam dwadzieścia dwa lata.

– Córka Bryce’a? – Isabella pokiwała głową. – Bardzo go przypominasz. Nie będę pytać, dlaczego dziecko mojego przyjaciela dzierży miecz, wypowiadając wojnę pomiotom. Czuję, że to bolesna i przykra historia.

– Byłeś przyjacielem mojego ojca? – zdziwiła się, gdyż znała większość zaprzyjaźnionych ojcu ludzi.

Komtur rozszerzył zdumiony oczy.

– Owszem. We wczesnych latach, dawno temu. Pochodzę z Wysokoża, ale… dlaczego mówisz o Bryce’ie w czasie przeszłym? – spytał, bojąc się odpowiedzi, jednak jej nie uzyskał.

Isabella wstrzymała na chwilę oddech, walcząc sama ze sobą, po czym spuściła wzrok, zupełnie, jakby opuściła ją cała determinacją, którą przed chwilą emanowała.

– Dobrze więc – komtur zwrócił się do swych rycerzy, nie pytając już o nic więcej – Krąg ma zobowiązania nie tylko wobec Zakonu, lecz także Szarej Straży. Szarzy Strażnicy  zawsze byli nam przyjaciółmi oraz służył pomocą, kiedy znajdowaliśmy się w potrzebie. Dawno temu Komendant Strażników oraz Pierwszy Zaklinacz spisali porozumienie, które nakazywało magom wspomóc w walce, gdy nadejdzie Plaga. Tan dzień nadszedł, a Krąg jest bezsilny. Jednakże póki my, templariusze, stoimy tu, ta instytucja nadal prosperuje. Razem powstrzymamy tę zarazę. Bądźcie pewni, moi drodzy, że gdy tylko otrzymamy rozkaz od tej młodej kobiety – wskazał ręką na Isabellę, która z każdym kolejnym słowem Gregorego odzyskiwała pewność siebie – będziemy gotowi i wyruszymy, by walczyć ramię w ramię. – Obrócił się w stronę szlachcianki. – Tyle jestem w stanie ci zaoferować, a teraz idź, dziecko, i daj nam znać, kiedy będziemy potrzebni.

– Poczekaj! – Isabella złapała komtura za bark. – Mam jeszcze jedną prośbę.

Zaintrygowany starzec obrócił twarz w stronę dziewczyny.

– Jaką?

– Ta kobieta. – Wskazała na leżącą magini, która wcześniej już przykuła jej uwagę. – Kim jest? – Gregor spojrzał na leżącą, już nieprzytomną czarodziejkę.

– To Wynne. Prawa ręka zaklinacza Irvinga. Zdolna uzdrowicielka, nawet gdy usłyszała o Prawie Likwidacji, walczyła u boku templariuszy, starając się powstrzymać plugawce.

– I za to jej się tak odwdzięczacie? – Isabella pokręciła głową z dezaprobatą. – Ocućcie ją, ona idzie ze mną.

Zevran uśmiechnął się pod nosem, stojąc nieopodal z rękoma splecionymi na piersi.

– Jesteś pewna? – zapytał.

– Tak, jestem Szarą Strażniczką, mam takie prawo. – Szlachcianka patrzyła wyczekująco na komtura.

– Przynieść wody – rozkazał Carrollowi. – Oraz czyste odzienie.

– Dziękuję. – Cousladówna ukłoniła się nisko. – Pozostałych żyjących magów Wyciszcie. Dosyć już bezsensownego rozlewu krwi niewinnych osób. Niech sami zadecydują, czy wybierają śmierć, humanitarną śmierć, czy życie jako Wyciszeni – dodała ściszonym głosem.

– Obiecuję, a teraz odejdź. – Komtur bez słowa pożegnania usunął się w cień za wrotami wieży.

6 komentarzy:

  1. Muszę powiedzieć, że zaskoczyłaś mnie dzisiejszym rozdziałem :) Całkiem inaczej niż w grze ;)
    Czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, rzeczywiście zupełnie inny, ale na plus ;) Mam jedynie nadzieję, że twoja Wynne będzie do zniesienia, bo w grze irytowała mnie najbardziej ze wszystkich towarzyszy :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam lubiłam Wenny, była ( jak to ujął Alistair) wprost idealna w roli babci.
    Zupełnie inaczej niż w grze, ale wolałabym potyczkę z demonami i uratowanie kręgu.
    Zastanawia mnie tylko to co oni zrobią z plugawcami i z demonami, sami sobie nie dadzą rady.
    Trochę nie przemyślane, ale pomysłowe.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    Rufus i Zevrana słucha, milczą na temat tego co zaszło w nocy, ale wciąż o tym myślą…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam serdecznie,
    Pamiętam jak czytałam ten rozdział i nie pasowało mi w nim kilka rzeczy, choćby ta akcja z wyjściem Strażniczki z łódki. Cudownie to zmieniłaś, jestem pod wrażeniem!
    Nie mam nawet, co pisać, jest dobrze!

    OdpowiedzUsuń