Sword

1 marca 2013

ROZDZIAŁ 13. Dzień dobry.

Morrigan wstała skoro świt. Rozejrzała się po obozowisku. Główne palenisko tliło się nieznacznie; tuż obok spał krasnolud, mamrocząc niewyraźnie przez sen. Czarodziejka przeciągnęła się i zerknęła w stronę qunari.
Sten nadal był pogrążony w śpiączce. W takich chwilach, jak ta, wiedźma czuła się bezużyteczna. Tu nie pomagała splugawiona magia, tu potrzeba było uzdrowiciela pokroju jej matki, Flemeth.
Niebo mieniło się odcieniami różu oraz fioletu. Z pobliskich drzew dało się słyszeć budzące się ptactwo, oznajmiające dźwięcznym głosem, że nastał nowy dzień.
Morrigan ujęła w dłonie manierki na wodę. Przemknęła między namiotami, starając się nie zbudzić śpiących jeszcze towarzyszy. Spostrzegła, że Alistair zasnął na kocu obok drzewa; w rękach trzymał ukończoną figurkę, którą zaczął rzeźbić poprzedniego dnia.

Zaintrygowana i zaciekawiona pochyliła się nad mężczyzną, delikatnie starając się oswobodzić kawałek drewna z rąk. Gdy uścisk zelżał, podniosła zdobycz w stronę światła, by się jej lepiej przyjrzeć.
W wyrytym drewnie rozpoznała runiczny symbol. Skrzywiła się i odrzuciła talizman obok śpiącego Alistaira. Wyraźnie znudzona oraz zawiedziona, że nie odkryła wstydliwej tajemnicy, przy pomocy której mogłaby go szantażować podczas kłótni, wyminęła jego namiot i udała się do lasu.
Kilkanaście metrów od ich obozowiska, skryte wśród drzew, było małe zalewisko. Morrigan, przemierzając drogę do wodopoju, przystawała co i rusz, zbierając zioła, które jeszcze nie zdążyły przemarznąć. Nie wiadomo, kiedy natrafiłaby na kolejne. Noce były coraz zimniejsze. Nim się obejrzą, nastanie zima.
Wychodząc z zarośli, spódnica Morrigan zaczepiła się o krzew jeżyn. Unieruchomiona wiedźma rzuciła wiązankę przekleństw w kierunku swej garderoby. Szarpiąc się z materiałem, narobiła sporo hałasu, który przepłoszył parę saren od wodopoju.
Kiedy dotarła do rozlewiska, niebo zmieniło barwę z różowej na pomarańcz. Zapowiadał się ładny dzień. Po wczorajszej burzy była to miła niespodzianka.
Kobieta ukucnęła nad brzegiem, odkorkowując manierki. Zobaczyła odbicie swojej twarzy w tafli wody. Wiedziała, że była piękną kobietą. Jej egzotyczne rysy oraz ogromny temperament dawały mieszankę wybuchową.
Od pewnego czasu czarodziejce zaczęła doskwierać samotność. Kiedy żyła w Głuszy, nie brakowało jej mężczyzn, bowiem dzicy zawsze byli w niej obecni.
A teraz, odkąd wyruszyła z Szarymi Strażnikami na samobójczą misję ratowania świata przed Plagą, nie miała nikogo.
Prychnęła, przeklinając, na jaki tor zmierzały jej myśli.
Zanurzyła dłoń w lodowatej wodzie i obserwowała bąbelki powietrza wylatujące z bukłaka. Przyjrzała się mu, zdając sobie sprawę, że ten należał do Alistaira.
Na wspomnienie mężczyzny jej usta wykrzywiły się w grymasie uśmiechu. Jednemu nie mogła zaprzeczyć – Alistair był przystojny. Fizycznie jej się podobał.
– Gdyby tylko nie był takim idiotą – warknęła, zakładając korek.
Napełniwszy resztę manierek, postanowiła się wykąpać.
Zaczęła zrzucać szaty. Sznur trzymający spódnicę puścił za jednym pociągnięciem. Części garderoby opadały po kolei na ziemię.
Zanurzyła stopę w wodzie; jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Na przejrzystej dotąd tafli pokazały się pojedyncze kręgi. Wyszeptała pod nosem tylko sobie znane zaklęcie i, wchodząc głębiej w staw, czuła, jak ogarniało ją przyjemne ciepło.

– Dzień dobry – powitał się elf.
Isabella stała przed namiotem, przecierając oczy. Włosy miała w nieładzie, a pod oczami sińce. Wyglądała jak mała dziewczynka, która przepłakała całą noc.
– Ty już na nogach? – Ziewnęła szeroko.
– Wstałem o świcie, rozpaliłem ognisko, zrobiłem śniadanie i nakarmiłem twojego potwora. – Mabari zajadający obok resztki kuropatwy warknął złowrogo. – Tak, wiem, śmierdzielu, że rozumiesz wszystko, co się do ciebie mówi. – Zevran pokręcił głową, po czym spojrzał na kobietę.
W wyciągniętej ku niej ręce trzymał miskę z owsianką i kawałkami mięsa.
 – Smacznego. – Uśmiechnął się, starając tym samym zachęcić ją do jedzenia.
– Dziękuję.
Wzięła naczynie z rąk mężczyzny, po czym usadowiła się blisko ognia, spragniona ciepła, czując, że coraz to zimniejsze noce mocno dawały jej się we znaki, a wczorajszy wybryk z Zevranem w roli głównej, wcale nie polepszał jej kondycji fizycznej. Pociągnęła nosem, przeklinając w myślach na niechciany katar, po czym zajęła się pałaszowaniem śniadania.
– Mmm, dobre – zwróciła się do elfa, oblizując łyżkę. – A myślałam, że tylko do jednego się nadajesz – dodała, posyłając mu figlarny uśmieszek.
– No, proszę, proszę – odparł Zevran, klaszcząc teatralnie w dłonie. – Jednak masz poczucie humoru.
– Potrafię być miła i zabawna – fuknęła.
– Właśnie widzę – mruknął, posyłając jej oko, po czym wstał i zabrał się bez słowa do składania jej namiotu i pakowania reszty rzeczy.
Isabella dopiero teraz zwróciła uwagę na to, iż po drugim namiocie nie było śladu. Ruszt, garnek oraz wszystko inne zostało już uprzątnięte. Nie sądziła, że Zevran był taki pracowity i sumienny.
– Co do wczorajszej nocy… – zaczęła niepewnie.
– Przestań. – Zevran zwrócił się w jej stronę, patrząc prosto w oczy. – Było miło, ale nie ma o czym gadać.
Isabella uniosła brwi; nie była pewna, czy dobrze słyszała.
– Jesteś pewny? Chciałam tylko spytać, czy…
– Nie musisz – uciął. – Niech zostanie jak jest. – Uśmiechnął się do niej.
Couslandówna widziała, że to sztuczny i wymuszony uśmiech. Była pewna, że to ona będzie musiała wybić elfowi z głowy dalsze schadzki, a tu proszę, takie zaskoczenie.
– Jak chcesz. – Wstała i podała mu miseczkę. – Dziękuję, naprawdę mi smakowało. – Poklepała go po ramieniu. – Idę się przebrać, jak tylko wrócę, możemy wyruszać.

Morrigan właśnie wróciła do obozu; mokre i rozpuszczone włosy luźno opadały na plecy. W rękach, związane sznurkami, trzymała pełne bukłaki.
– Morrigan! Sten! – Oghren biegł do wiedźmy ziejąc niczym spasione bronto. – W końcu się obudził, bydlak jeden. Wypierdek se z nim rady nie daje, szybko. – Złapał ją za ramię i zaczął prowadzić ku olbrzymowi szamocącemu się na noszach i bezradnemu Alistairowi próbującemu bezskutecznie unieruchomić towarzysza.
– Nie ma mnie tylko przez chwilę, a wszystko partaczycie! – Morrigan wyminęła Alistaira, mordując go wzrokiem.
Uklękła przy swych naparach, starając się znaleźć fiolkę z eliksirem uspokajającym.
– Ja niczego nie zrobiłem! – bronił się templariusz. – Stałem obok, chcąc sprawdzić, czy jeszcze śpisz. Gdy się wyprostowałem, ten nagle zacisnął rękę na mojej szyi. Gdyby nie Oghren, pewnie by mi kark skręcił – lamentował.
– Przynajmniej byłoby o jedno utrapienie mniej! – krzyknęła, odpychając go na bok.
Podeszła do Stena i złapała go za brodę, starając się podać mu eliksir.
– Jest w szoku – stwierdziła.
Gdy qunari przełknął płyn, zaczął się rozluźniać.
– Jesteś niesamowita – powiedział Alistair, patrząc z niedowierzaniem na śpiącego Stena. – Znaczy się… dobra robota. – Kiwnął głową i zdziwiony swoją wypowiedzią oddalił się.
– Phi – fuknął Oghren ze splecionymi rękoma na piersi. – Niesamowita? Też mi coś, to tylko cholerna wiedźma – wymamrotał pod nosem na odchodnym.
– Zaraz ta cholerna wiedźma rzuci na ciebie urok! – zagroziła Morrigan, słysząc wszystko, co powiedział krasnolud.
– Jak? – zdziwił się Oghren, rozkładając ramiona. – Przecież na mnie magia nie działa.
– A nóż wbity miedzy oczy? – spytała, jadowicie się przy tym uśmiechając.
– Zrozumiałem aluzję. Aleś ty zrzędliwa – burknął na odchodnym. – Chłopa byś se  znalazła, a nie wyżywała na wszystkich. Co ja ci takiego zrobiłem? – psioczył pod nosem, odchodząc w kierunku paleniska.

3 komentarze:

  1. Pewnie Ogrhen się zbytnio nie przeraził groźbą Morrigan, bo krasnoludy są odporne na magię.
    jeżeli dobrze pamiętam dialog pomiędzy nimi to Morrigan groziła mu kopniakiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Chłopa byś se znalazła, a nie wyżywała na wszystkich." Genialne. Edytowane o wiele lepiej się czyta.

      Usuń
  2. Hej,
    Morigan w pewnym sensie podoba się Alister, och sam Zevran chce zapomnieć o tym co się wydarzyło…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń