Wejście
namiotu zaszeleściło. Do środka wsunęła się blond czupryna ociekająca wodą.
– Nie masz
swojego namiotu ? – spytała Isabella z nutą irytacji w głosie.
– Owszem, mam.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że śpi tam pewna bestia, która na
każdy ruch reaguje warczeniem. – Zevran patrzył wyczekująco na towarzyszkę
podróży.
Isabella
wzięła głęboki oddech i gestem ręki zaprosiła intruza do środka.
– Dziękuję
bardzo. – Zevran wyszczerzył białe zęby w szerokim uśmiechu.
– Nie
przyzwyczajaj się za bardzo. To, że już drugi raz będziemy spędzać noc w jednym
namiocie, nie znaczy, że po powrocie do obozowiska będzie tak dalej. – Zevran
zaśmiał się pod nosem, układając się obok niej.
– Co cię tak
bawi?
– Mnie? Ależ
nic, moja droga. Po prostu w głowie kłębi mi się wiele pytań, na które nie znam
jeszcze odpowiedzi. – Uśmiechnął się.
Zaintrygowana
dziewczyna obróciła się w stronę kochanka.
– A cóż to za
pytania?
– Sam nie wiem,
czy powinienem... – Antivańczyk podrapał się po podbródku.
– Nie drocz
się ze mną, jak już zacząłeś, to pytaj. – Isabella, mówiąc to, okryła się
szczelniej kocem.
Na dworze
znowu zbierało się na burzę. Skrytobójca też usłyszał wiatr, który zerwał się
na zewnątrz.
– Więc, Zevranie, o co chciałbyś mnie zapytać?
– Sam nie
wiem. Powiedz mi, czy ty i Alistair...?
– Co? Skądże.
Nie. – Strażniczka kręciła nerwowo głową. – Tylko się przyjaźnimy.
Elf wyraźnie
rozbawiony całą sytuacją drążył temat:
– Serio? Po
tym, jak spędziłem noc w twoim namiocie, nie wydawał się zadowolony. Ba,
mógłbym przysiąc, że przemawiała przez niego zazdrość.
– Prędzej
troska. Nie każdy ma w zwyczaju spać z osobami, które próbowały cię zabić. –
Isabella uśmiechnęła się mimowolnie, gdy dotarło do niej, jak paradoksalnie to
musiało brzmieć. – Błagam cię, nie masz innych pytań? Czy wszystko musi się
obracać wokół seksu?
– A czemu nie?
– Zevran wzruszył ramionami. – Czyż nie jest on przyjemny? Ale skoro nalegasz,
hmm… – Młodzieniec pocierał brodę, głęboko zamyślony.
_____
W obozie
panowała przyjemna atmosfera. Kiedy zabrakło liderki, Alistair, czy chciał, czy
nie, musiał objąć dowodzenie oraz zacząć się dogadywać z wiedźmą. Morrigan nie
przeszkadzało towarzystwo templariusza, o ile nie oferował pomocy przy
przygotowywaniu różnych mikstur i maści dla wciąż nieprzytomnego qunari.
Pomimo
stabilnego stanu olbrzyma, jego kości wciąż zrastały się bardzo powoli. Morrigan
była pewna, że przed nim jeszcze długa rekonwalescencja.
– Widziałaś
może Lelianę? – spytał Alistair, przerywając na chwilę struganie w drewnie.
Morrigan
spojrzała w stronę, skąd dobiegał głos. Alistair siedział pod drzewem
znajdującym się za plecami wiedźmy.
– Jeszcze nie
wróciła z polowania. – Czarodziejka odeszła od ogniska i usiadła obok niego.
Wbrew
panującej opinii, że tych dwoje się nie lubiło,
Morrigan szanowała Alistaira. Bądź co bądź podróżowali ze sobą już kawał czasu.
Kłócili się, owszem, ale były to nieszkodliwe sprzeczki. Ona sama nie przywykła
do większego towarzystwa, nawet teraz starała się swój namiot trzymać z dala od
pozostałych.
– Mhm. – Alistair
wyraźnie się zamyślił. – Jak myślisz, co teraz robią Isabella i Zevran?
Morrigan tylko
spojrzała w niebo. Nadchodziła burza, już kolejna tej nocy. Na myśl o
przyjaciółce figlującej z elfem jej twarz wpełzł uśmieszek.
– Tobie co?
Uśmiechasz się.
– Naprawdę? – Wiedźma
zwróciła się do mężczyzny. – To nic. – Machnęła ręką.
Wstała z
ziemi, otrzepała spódnicę i z wciąż widniejącym zadowoleniem na twarzy zwróciła
się do Alistaira:
– Co do
twojego pytania… wydaje mi się, że Isabella całkiem nieźle sobie radzi. – Nie
czekając, aż mężczyzna zrozumie aluzję,
oddaliła się w swoje progi.
_____
– I tak,
kiedyś byś się dowiedział. Jak nie ode mnie, to Alistair zacząłby kłapać
dziobem. Poza tym to żadna tajemnica. – Strażniczka siedziała po turecku na
wprost elfa. – Słyszałeś o bitwie pod Ostagarem? Kiedy zginął król? – Zevran
pokiwał głową. – Mój brat i ojciec dostali wezwanie od jego wysokości, by wspomóc
naszym wojskiem królewską armię. Ojciec nakazał Fergusowi wyruszyć przed
zachodem słońca, dzień po otrzymaniu listu, on sam zaś miał poczekać, aż stawią
się żołnierze Howe’a. – Isabella wzięła głęboki oddech i ze świstem wypuściła
powietrze. – Howe zapewniał ojca, że nie ma pojęcia, dlaczego jego ludzie się
spóźniają. Fergus wyruszył, my udaliśmy się na spoczynek z nastawieniem, iż
dnia następnego reszta oddziałów skieruje się ku Ostagarowi.
– Co się stało
później? – Zevran słuchał uważnie każdego słowa wydobywającego się z jej ust.
– Pod osłoną
nocy żołnierze Howe’a zaatakowali nasz zamek. Mordowali każdego bez wyjątku.
Gdy się zbudziliśmy… znaczy, zbudziłam – załgała, nie chcąc opowiadać o Dairrenie
– byłam w pułapce… u mych drzwi stało pięciu uzbrojonych rycerzy, a ja stałam
odziana w koszulę nocną, dzierżąc tylko jeden sztylet. Pewnie gdyby nie Rufus,
zginęłabym. Widzisz tę bliznę? – Isabella dotknęła drżącą ręką lewego policzka.
– Strzała na szczęście chybiła oka, ale pozostawiła paskudną pamiątkę. Piekący
ból i krew, uświadomiły mi, czym jest bycie cal od śmierci… – urwała na chwilę,
starając się zdusić w sobie szloch.
Znowu widziała
te potworne obrazy rzezi, która rozegrała się pod dachem jej domu. Znowu czuła
ten niepokój o życie swoje i bliskich, ten strach, bezsilność.
– Te
skurwysyny nie oszczędziły nawet mojego małego bratanka – szepnęła, patrząc
załzawionymi oczami na Zevrana. Była ciekawa jego reakcji. – Był taki młody. Był
jeszcze dzieckiem. Miał tylko siedem lat – załkała, ocierając pospiesznie łzy,
siorbiąc nosem. – Razem z matką szukałyśmy ojca po wszystkich komnatach. Jakimś
cudem udało nam się dotrzeć do zbrojowni, co, jak nam się wydawało, zwiększy szanse
na przeżycie. W głównej sali nasi ludzie odpierali ataki na wrota prowadzące
bezpośrednio w głąb zamku. Ramię w ramię z naszymi walczył też Duncan, Szary
Strażnik, który przybył do Wysokoża w poszukiwaniu rekrutów. Pomógł mojemu ojcu
dojść do wyjścia dla służby… jednak ojciec był ciężko ranny. – Isabella opuściła
głowę, a z jej oczu zaczęły spływać łzy.
Zevran otarł
delikatnie wierzchem dłoni twarz dziewczyny.
– Reszty się
pewnie domyślasz. Rodzice, chcąc mnie chronić, nakazali Duncanowi zwerbować
mnie do Szarej Straży. Byśmy mogli uciec z zamku, matka broniła przejścia, tym
samym skazując siebie i ojca na pewną śmierć. I oto jestem – powiedziała, siląc
się na ironiczny ton. – U progu zagłady świata, który znamy, walcząca samotnie
z Plagą, nie mając pojęcia, czy kiedykolwiek ujrzę brata, i czy wrócę do domu.
Myśl, że Fergus gdzieś tam jest, że przeżył, daje mi siłę i determinację… a
obietnica zemsty na tym skurwielu Rendonie Howe, którą złożyłam umierającemu
ojcu, sprawia, że dziennie się zmuszam do walki.
Zevran spuścił głowę z wyrazem zmieszania na
twarzy.
– O co chodzi?
Sama chciałam ci opowiedzieć.
– To nie o to
chodzi. – Elf uciekał wzrokiem przed spojrzeniem kobiety.
– Więc?
– To Howe mnie
polecił Loghainowi. Parę miesięcy wcześniej miałem dla niego zlikwidować
jakiegoś wysoko postawionego szlachcica z Wysokoża, jednak wyszło tak, że
potrzebowali mnie w Antivie. Zapewne chodziło mu o twojego ojca.
Isabella
siedziała oniemiała, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Widzisz,
jakie to wszystko pochrzanione? – Przerwał ciszę Zevran.
– Pochrzanione
czy nie, teraz jesteś tu ze mną i oboje tkwimy w tym samym gównie. A teraz
chodźmy spać, jutro czeka nas wiele kilometrów marszu. – Obróciła się plecami
do skrytobójcy, starając się zrobić wszystko, by ten nie ujrzał kolejnych łez
ściekających po jej twarzy.
Zevran widział,
jak Isabella starała się stłumić narastający szloch. Postanowił dać jej chwilę
samotności. Opuścił namiot.
Na dworze padał
deszcz. Było zimno, z ust wylatywały obłoczki pary. Elf podszedł do swojego
plecaka i wyciągnął zeszyt. Przekartkował strony, zastanawiając się, czy czegoś
nie napisać, lecz rozmyślił się i schował notes na samo dno tobołka.
Podszedł do
namiotu, w którym znajdowała się Strażniczka. Siedział przed nim, moknąc i
marznąc dopóki nie usłyszał miarowego oddechu, świadczącego o tym, że w końcu
zasnęła. Dopiero wtedy postanowił wejść. Usadowiwszy się za nią, nachylił twarz
nad jej policzkiem. Spała. Odwrócił się plecami do niej i, okrywszy szczelnie
kocem, zatracił się w sennych koszmarach.
Hej,
OdpowiedzUsuńno i znów wylądowali w wspólnym namiocie, bo elfa namiot zajął Rufus, Isabella opowiedziała mu swoją historię…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Cześć cześć!
OdpowiedzUsuń'jednak tata był ciężko ranny.' - To jest tylko takie moje małe wtrącenie, które absolutnie nie psuje tego kolejnego rozdziału, niemniej wydaje mi się, że zamiast tata powinno być ojciec - tzn. tata to takie współczesne określenie, ale jak mówię, różnicy ogromnej to nie robi. :)
No jest świetnie, mam nadzieję, że sama to widzisz. Każdy rozdział nabiera powagi. Wszystkie były pisane dawno temu, w tym czasie sporo się na pewno rozwinęłaś, a każdą poprawę i nową wstawkę widać - ba, wszystko nowe cieszy oczy. <3