Sword

28 lutego 2013

ROZDZIAŁ 12. Tragiczna noc.


Wejście namiotu zaszeleściło. Do środka wsunęła się blond czupryna ociekająca wodą.

– Nie masz swojego namiotu ? – spytała Isabella z nutą irytacji w głosie.

– Owszem, mam. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że śpi tam pewna bestia, która na każdy ruch reaguje warczeniem. – Zevran patrzył wyczekująco na towarzyszkę podróży.

Isabella wzięła głęboki oddech i gestem ręki zaprosiła intruza do środka.

– Dziękuję bardzo. – Zevran wyszczerzył białe zęby w szerokim uśmiechu.

– Nie przyzwyczajaj się za bardzo. To, że już drugi raz będziemy spędzać noc w jednym namiocie, nie znaczy, że po powrocie do obozowiska będzie tak dalej. – Zevran zaśmiał się pod nosem, układając się obok niej.

– Co cię tak bawi?

– Mnie? Ależ nic, moja droga. Po prostu w głowie kłębi mi się wiele pytań, na które nie znam jeszcze odpowiedzi. – Uśmiechnął się.

Zaintrygowana dziewczyna obróciła się w stronę kochanka.


– A cóż to za pytania?

– Sam nie wiem, czy powinienem... – Antivańczyk podrapał się po podbródku.

– Nie drocz się ze mną, jak już zacząłeś, to pytaj. – Isabella, mówiąc to, okryła się szczelniej kocem.

Na dworze znowu zbierało się na burzę. Skrytobójca też usłyszał wiatr, który zerwał się na zewnątrz.

 – Więc, Zevranie, o co chciałbyś mnie zapytać?

– Sam nie wiem. Powiedz mi, czy ty i Alistair...?

– Co? Skądże. Nie. – Strażniczka kręciła nerwowo głową. – Tylko się przyjaźnimy.

Elf wyraźnie rozbawiony całą sytuacją drążył temat:

– Serio? Po tym, jak spędziłem noc w twoim namiocie, nie wydawał się zadowolony. Ba, mógłbym przysiąc, że przemawiała przez niego zazdrość.

– Prędzej troska. Nie każdy ma w zwyczaju spać z osobami, które próbowały cię zabić. – Isabella uśmiechnęła się mimowolnie, gdy dotarło do niej, jak paradoksalnie to musiało brzmieć. – Błagam cię, nie masz innych pytań? Czy wszystko musi się obracać wokół seksu?

– A czemu nie? – Zevran wzruszył ramionami. – Czyż nie jest on przyjemny? Ale skoro nalegasz, hmm… – Młodzieniec pocierał brodę, głęboko zamyślony.

_____



W obozie panowała przyjemna atmosfera. Kiedy zabrakło liderki, Alistair, czy chciał, czy nie, musiał objąć dowodzenie oraz zacząć się dogadywać z wiedźmą. Morrigan nie przeszkadzało towarzystwo templariusza, o ile nie oferował pomocy przy przygotowywaniu różnych mikstur i maści dla wciąż nieprzytomnego qunari.

Pomimo stabilnego stanu olbrzyma, jego kości wciąż zrastały się bardzo powoli. Morrigan była pewna, że przed nim jeszcze długa rekonwalescencja.

– Widziałaś może Lelianę? – spytał Alistair, przerywając na chwilę struganie w drewnie.

Morrigan spojrzała w stronę, skąd dobiegał głos. Alistair siedział pod drzewem znajdującym się za plecami wiedźmy.

– Jeszcze nie wróciła z polowania. – Czarodziejka odeszła od ogniska i usiadła obok niego. 

Wbrew panującej opinii, że tych dwoje się nie lubiło, Morrigan szanowała Alistaira. Bądź co bądź podróżowali ze sobą już kawał czasu. Kłócili się, owszem, ale były to nieszkodliwe sprzeczki. Ona sama nie przywykła do większego towarzystwa, nawet teraz starała się swój namiot trzymać z dala od pozostałych.

– Mhm. – Alistair wyraźnie się zamyślił. – Jak myślisz, co teraz robią Isabella i Zevran?

Morrigan tylko spojrzała w niebo. Nadchodziła burza, już kolejna tej nocy. Na myśl o przyjaciółce figlującej z elfem jej twarz wpełzł uśmieszek.

– Tobie co? Uśmiechasz się.

– Naprawdę? – Wiedźma zwróciła się do mężczyzny. – To nic. – Machnęła ręką.

Wstała z ziemi, otrzepała spódnicę i z wciąż widniejącym zadowoleniem na twarzy zwróciła się do Alistaira:

– Co do twojego pytania… wydaje mi się, że Isabella całkiem nieźle sobie radzi. – Nie czekając,  aż mężczyzna zrozumie aluzję, oddaliła się w swoje progi.

_____



– I tak, kiedyś byś się dowiedział. Jak nie ode mnie, to Alistair zacząłby kłapać dziobem. Poza tym to żadna tajemnica. – Strażniczka siedziała po turecku na wprost elfa. – Słyszałeś o bitwie pod Ostagarem? Kiedy zginął król? – Zevran pokiwał głową. – Mój brat i ojciec dostali wezwanie od jego wysokości, by wspomóc naszym wojskiem królewską armię. Ojciec nakazał Fergusowi wyruszyć przed zachodem słońca, dzień po otrzymaniu listu, on sam zaś miał poczekać, aż stawią się żołnierze Howe’a. – Isabella wzięła głęboki oddech i ze świstem wypuściła powietrze. – Howe zapewniał ojca, że nie ma pojęcia, dlaczego jego ludzie się spóźniają. Fergus wyruszył, my udaliśmy się na spoczynek z nastawieniem, iż dnia następnego reszta oddziałów skieruje się ku Ostagarowi.

– Co się stało później? – Zevran słuchał uważnie każdego słowa wydobywającego się z jej ust.

– Pod osłoną nocy żołnierze Howe’a zaatakowali nasz zamek. Mordowali każdego bez wyjątku. Gdy się zbudziliśmy… znaczy, zbudziłam – załgała, nie chcąc opowiadać o Dairrenie – byłam w pułapce… u mych drzwi stało pięciu uzbrojonych rycerzy, a ja stałam odziana w koszulę nocną, dzierżąc tylko jeden sztylet. Pewnie gdyby nie Rufus, zginęłabym. Widzisz tę bliznę? – Isabella dotknęła drżącą ręką lewego policzka. – Strzała na szczęście chybiła oka, ale pozostawiła paskudną pamiątkę. Piekący ból i krew, uświadomiły mi, czym jest bycie cal od śmierci… – urwała na chwilę, starając się zdusić w sobie szloch.

Znowu widziała te potworne obrazy rzezi, która rozegrała się pod dachem jej domu. Znowu czuła ten niepokój o życie swoje i bliskich, ten strach, bezsilność.

– Te skurwysyny nie oszczędziły nawet mojego małego bratanka – szepnęła, patrząc załzawionymi oczami na Zevrana. Była ciekawa jego reakcji. – Był taki młody. Był jeszcze dzieckiem. Miał tylko siedem lat – załkała, ocierając pospiesznie łzy, siorbiąc nosem. – Razem z matką szukałyśmy ojca po wszystkich komnatach. Jakimś cudem udało nam się dotrzeć do zbrojowni, co, jak nam się wydawało, zwiększy szanse na przeżycie. W głównej sali nasi ludzie odpierali ataki na wrota prowadzące bezpośrednio w głąb zamku. Ramię w ramię z naszymi walczył też Duncan, Szary Strażnik, który przybył do Wysokoża w poszukiwaniu rekrutów. Pomógł mojemu ojcu dojść do wyjścia dla służby… jednak ojciec był ciężko ranny. – Isabella opuściła głowę, a z jej oczu zaczęły spływać łzy.

Zevran otarł delikatnie wierzchem dłoni twarz dziewczyny.

– Reszty się pewnie domyślasz. Rodzice, chcąc mnie chronić, nakazali Duncanowi zwerbować mnie do Szarej Straży. Byśmy mogli uciec z zamku, matka broniła przejścia, tym samym skazując siebie i ojca na pewną śmierć. I oto jestem – powiedziała, siląc się na ironiczny ton. – U progu zagłady świata, który znamy, walcząca samotnie z Plagą, nie mając pojęcia, czy kiedykolwiek ujrzę brata, i czy wrócę do domu. Myśl, że Fergus gdzieś tam jest, że przeżył, daje mi siłę i determinację… a obietnica zemsty na tym skurwielu Rendonie Howe, którą złożyłam umierającemu ojcu, sprawia, że dziennie się zmuszam do walki.

 Zevran spuścił głowę z wyrazem zmieszania na twarzy.

– O co chodzi? Sama chciałam ci opowiedzieć.

– To nie o to chodzi. – Elf uciekał wzrokiem przed spojrzeniem kobiety.

– Więc?

– To Howe mnie polecił Loghainowi. Parę miesięcy wcześniej miałem dla niego zlikwidować jakiegoś wysoko postawionego szlachcica z Wysokoża, jednak wyszło tak, że potrzebowali mnie w Antivie. Zapewne chodziło mu o twojego ojca.

Isabella siedziała oniemiała, nie wiedząc, co powiedzieć.

– Widzisz, jakie to wszystko pochrzanione? – Przerwał ciszę Zevran.

– Pochrzanione czy nie, teraz jesteś tu ze mną i oboje tkwimy w tym samym gównie. A teraz chodźmy spać, jutro czeka nas wiele kilometrów marszu. – Obróciła się plecami do skrytobójcy, starając się zrobić wszystko, by ten nie ujrzał kolejnych łez ściekających po jej twarzy.

Zevran widział, jak Isabella starała się stłumić narastający szloch. Postanowił dać jej chwilę samotności. Opuścił namiot.

Na dworze padał deszcz. Było zimno, z ust wylatywały obłoczki pary. Elf podszedł do swojego plecaka i wyciągnął zeszyt. Przekartkował strony, zastanawiając się, czy czegoś nie napisać, lecz rozmyślił się i schował notes na samo dno tobołka.

Podszedł do namiotu, w którym znajdowała się Strażniczka. Siedział przed nim, moknąc i marznąc dopóki nie usłyszał miarowego oddechu, świadczącego o tym, że w końcu zasnęła. Dopiero wtedy postanowił wejść. Usadowiwszy się za nią, nachylił twarz nad jej policzkiem. Spała. Odwrócił się plecami do niej i, okrywszy szczelnie kocem, zatracił się w sennych koszmarach.

2 komentarze:

  1. Hej,
    no i znów wylądowali w wspólnym namiocie, bo elfa namiot zajął Rufus, Isabella opowiedziała mu swoją historię…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć cześć!

    'jednak tata był ciężko ranny.' - To jest tylko takie moje małe wtrącenie, które absolutnie nie psuje tego kolejnego rozdziału, niemniej wydaje mi się, że zamiast tata powinno być ojciec - tzn. tata to takie współczesne określenie, ale jak mówię, różnicy ogromnej to nie robi. :)

    No jest świetnie, mam nadzieję, że sama to widzisz. Każdy rozdział nabiera powagi. Wszystkie były pisane dawno temu, w tym czasie sporo się na pewno rozwinęłaś, a każdą poprawę i nową wstawkę widać - ba, wszystko nowe cieszy oczy. <3

    OdpowiedzUsuń