Sword

1 lutego 2013

ROZDZIAL 4. Historia Isabelli

Ognisko żarzyło się pomarańczowym blaskiem, roztaczając wokół aurę spokoju i bezpieczeństwa. Jednak poza granicami tego na pozór bezpiecznego obozowiska szalała Plaga.
Minęło już parę godzin, odkąd Strażniczka wbiegła do lasu po wymianie zdań z jej niedoszłym katem. Elfa do obozu sprowadził Sten, zaniepokojony tym, że zniknął mu z oczu. Morrigan, Oghren, Leliana oraz Alistair mogli jedynie czekać, aż ich przywódczyni zdecyduje się na powrót.
W przeszłości, na początku tej samobójczej misji, gdy wszyscy byli dla siebie niamal obcy, Isabella często znikała w lesie bez słowa. Odchodziła sama lub w towarzystwie psa. Po upływie paru minut, a nie raz godzin, wracała. Alistair nie pytał nigdy o powody jej zachowania. Jej nosząca ślady łez twarz była wystarczającą odpowiedzią.
Czas mijał, a grupka towarzyszy zaczęła się rozchodzić do namiotów.

– Obejmę wartę – rzekł Alistair, grzebiąc patykiem w drwach. – Wy idźcie się położyć. Żadnych sprzeciwów, Leliano. – Mężczyzna posłał łuczniczce uspokajający uśmiech, widząc, jak chciała już otworzyć usta, by coś powiedzieć. – Nie martw się, wróci. Zawsze wraca.
– Wiem o tym. – Kobieta spoglądała w stronę drzew, za którymi zniknęła ich towarzyszka. – Po prostu zawsze odczuwam niepokój, gdy ktokolwiek z was rusza w pojedynkę do lasu – powiedziawszy to, zaczęła ściągać swoje karwasze.
– Miała sztylet przymocowany do pasa, więc chyba wie, jak się go używa.
Przyjaciele spojrzeli w stronę skąd dobiegł głos. Ku nim dumnie kroczył Zevran. Usiadł obok Alistaira, po czym bez zbędnych ceregieli sięgnął po kawał chleba, jakby fakt, że tydzień temu walczyli ze sobą, a później był ich więźniem nie miał miejsca.
– Pewnie jesteś głodny i spragniony.
– Leliano, na Stwórcę! Czy ty zawsze musisz taka być? – zbulwersował się Szary Strażnik. – On chciał nas zabić.
– Och, Alistairze, czasem mam wrażenie, że Morrigan słuszne wątpi w twój rozum. Zabić chciał Loghain, a  Zevran to tylko narzędzie, takie samo, jak mój łuk, czy twoja tarcza – odparła ostro. – Poza tym jest wyjątkowy. Stwórca pchnął każdego z nas, do możliwości odkupienia błędów przeszłości, broniąc świata przed  Plagą. Nie widzisz tego, Alistairze?
– Dziękuję, że w końcu ktoś mnie docenił. Gdybyś chciała się przekonać, w jaki sposób Stwórca mnie obdarował, nie krępuj się, mój namiot jest zaraz pod lasem. – Elf puścił Lelianie oczko.
– I do tego stara się cię uwieść – poskarżył się Alistair.
– Niestety, jego próby pozostaną bez echa. Wypatrujcie jej powrotu, już od wielu dni siedzimy w miejscu, a mamy jeszcze tak wiele rzeczy do zrobienia. Dobranoc, niech Stwórca czuwa nad wami.
Mężczyźni odprowadzili kobietę wzrokiem.
– Nie wiem, co kombinujesz, jaki niecny plan zagościł w twojej szpetnej elfiej głowie, ale wiedz, że nie tylko Sten ma cię na oku.
– Zatem widzę, że mam w tym obozie niezłe powodzenie – odparł rozbawiony Antivańczyk.
– Świetnie, nie dość, że mamy krasnoluda alkoholika na składzie, to teraz trafił nam się elf erotoman. Genialnie. – Alistair wzniósł oczy ku niebu, jakby się zastanawiał, za co go tak Stwórca pokarał.
Zevran tymczasem najwyraźniej się świetnie bawił.
– Jeszcze nas sobie nie przedstawiono – powiedział. – Nazywam się Zevran, dla przyjaciół Zev. – Wyciągnął dłoń ku Strażnikowi. – No dalej, przecież ci jej nie odgryzę.
Alistair wyglądał na zbitego z tropu, jednak podał mu rękę.
– Alistair, Szary Strażnik oraz niedoszły templariusz.
Zevran odwzajemnił uścisk.
Siedzieli chwilę w ciszy, każdy z nich zatracony w myślach. Noc mijała spokojnie, a cisza była przerywana strzelaniem drewna w oknisku, szumem wiatru i miarowym chrapaniem, dochodzącym z namiotu Stena.
Tylko Oghren zasnął w połowie drogi do swojego, przytulony do butelki.
– Alistairze, powiedz mi, długo znasz Strażniczkę?
– Isabellę? – Elf pokiwał głową. – Niech pomyślę. Niedługo zastanie nas zima, więc jakieś pół roku. A co ci do tego? – spytał podejrzliwie.
Zevran zaśmiał się, widząc wyraz twarzy Alistaira.
– A co, to jakaś tajemnica? Jestem po prostu ciekaw. Każdy ma jakiś bagaż doświadczeń, prawda? Na przykład ja urodziłem się w burdelu, moja matka kurwa, zmarła przy porodzie. Przez sześć lat wychowały mnie dziwki, aż w końcu sprzedały na targu niewolników. Kupiły mnie Kruki i...
– Nie mam zamiaru tego słuchać – warknął Alistair, zatykając Zevranowi usta dłonią. – Jesteś irytujący – dodał, zabierając rękę, gdy ten w końcu zamilkł. – Powiem ci tylko tyle ile musisz wiedzieć. Isabella przybyła z Duncanem, ówczesnym kapitanem Szarej Straży, do Ostagaru w przeddzień bitwy z pomiotami. Duncan, werbując ją, ocalił jej życie. –
Zevran zaczął słuchać templariusza uważniej.
– Zazwyczaj rekruci mają ze sobą tobołki wypełnione rzeczami osobistymi, a ona była tylko odziana w lekką płytową zbroję, uzbrojona w dwa sztylety i jeden miecz, a u jej boku szedł mabari. Oprócz niej było jeszcze dwóch innych rekrutów, ale tylko ona przeżyła rytuał Dołączenia.
– Co to takiego? – spytał zainteresowany elf.
Już nie siedział przy ognisku, lecz, przybliżywszy się do rozmówcy, ułożył w pozycji półleżącej.
– Tego nie mogę ci zdradzić. Po Dołączeniu rozpoczęła się bitwa, Duncan wysłał nas na wieżę Ishal. Naszym zadaniem było rozpalenie na szczycie ogniska dającego sygnał oddziałom Loghaina do ataku. Zamiast zaatakować, wycofał swych ludzi, skazując tym samym naszego króla, królewską armię, cały zakon na śmierć… ale to pewnie już wiesz. Isabellę i mnie uratowała matka Morrigan. Jako dowodu wdzięczności zażądała byśmy wzięli Morrigan ze sobą.
– O, a to ciekawe. Opowiesz więcej, czy to też jest nieodpowiednie dla moich uszu? – przerwał mu Zevran.
– No dobrze, opowiem ci. – Westchnął Alistair, czując się jakby raczył dziecko, wyjątkowo irytujące dziecko, bajką na dobranoc. – Matka Morrigan to przerażająca i szalona kobieta, zresztą, gdy tak to przedstawiam to Morrigan nie jest w cale lepsza. Co ja to...? A, tak. Była walka, ja i Isabella ujrzeliśmy gwiazdy, a gdy się ocknąłem okazało się, że nadal oddycham. Isabella jeszcze dochodziła do siebie, a ja nie mając innego wyboru zostałem skazany na towarzystwo dwóch pokręconych wiedźm, mieszkających w Głuszy Korcari i za nic nie przejmującymi się tym, że zaledwie parę mil od ich jakże uroczej, rozpadającej się chaupy toczyła się bitwa. Pomiotów też się nie bały – dodał Alistair, strojąc dziwne miny, podczas mówienia. – Isabella się ocknęła, a Morrigan została wciśnięta nam niczym niechciany prezent. Prezenty mają to do siebie, że gdy są brzydkie i złe można je wyrzucić. Jednak nie ten.
– Nie lubicie się, co? – zauważył elf.
– Kto? Ja i Morrigan? Skądże – sarknął. – Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, pomagam jej zbierać kwiaty, a po zmroku pozwala mi pleść warkocze z jej włosów.
Zevran zaniósł się szczerym śmiechem.
– Wyobrażam to sobie – powiedział, gdy się uspokoił. – Ale zeszliśmy z tematu – przypomniał Alistairowi, usilnie starając się wyciągnąć informacje na temat Isabelli.
Potrzebował ich. Może i był dobrym obserwatorem, ale to nie wszystko. Brakowało mu konkretów. Następnie musiał zdobyć zaufanie co najmnien Alistaira i Leliany, by uśpić czujność wszystkich wokół, a potem wcielić w życie swój diabelski plan.
Zevran uśmiechnął się perfidnie, myśląc o tym.
Alistair kontynuował:
– Isabella długo była zamknięta w sobie. Większość czasu spędzała ze swoim psem. W końcu zaczęła ze mną rozmawiać o czymś więcej niż wymienianie się nic nie znaczącymi anegdotami, dotyczących obozowiskowego życia, czy planów odnośnie Plagi. Otworzyła się przede mną pewnej nocy. Okazało się, że jest córką samego Bryce'a Couslanda, teyrna Wysokoża. – Alistair umilkł. – Resztę powinna ci opowiedzieć ona sama. Więcej ze mnie nie wyciągniesz. Nie ufam ci, a to, że rozmawiamy wcale temu nie przeczy.
– Kto powiedział, że ja ufam tobie? – spytał retorycznie. – To dopiero mój pierwszy dzień, jako jeden z was. Nie mam zamiaru się spoufalać – wyjaśnił, po czym dodał: – Z Wysokoża powiadasz – zamyślił się Zevran. – Mówi ci coś nazwisko Howe? – spytał tajemniczo. – Taki brzydki siwy jegomość z orlim nosem?
– Tak, znasz go? To arl Amarantu.
– Czy znam? To byłoby małym niedomówieniem.
– To lepiej nie mów tego Isabelli – ostrzegł go Aliatair, nie zdradzając powodu, którym był fakt, że to właśnie arl Rendon Howe wymordował rodzinę Couslandów.
– Przysięgam, że słowem nie pisnę.
– Właściwie co jej powiedziałeś, że wybiegła z obozu? – Alistair uważnie obserwował rozmówcę; intrygował go pod każdym względem: jego sposób bycia, pełen ironii głos, tatuaż na twarzy, wszystko układało się w idealną całość, jaką był Zevran.
– Nic szczególnego, po prostu powiedziałem jej, że traktowała mnie gorzej niż psa...
Elf stwierdził, że bezpieczniej będzie resztę zachować dla siebie.
            Ich rozmowę przerwało ujadanie psa. Szczekał przeraźliwie głośno.
– Rufus! Spokój! Pobudzisz wszystkich! – Alistair starał się uspokoić zwierzę, jednak bezskutecznie; mabari słuchały rozkazów tylko i wyłącznie swoich właścicieli.
Zevran zerwał się z miejsca i ruszył w stronę psa, ukucnął przed nim i pogłaskał po łbie.
– Jeśli się nie zamkniesz, mogą cię usłyszeć pomioty, ty przebrzydły, zapchlony...
– Sam jesteś zapchlony! – Zevran usłyszał za swoimi plecami znajomy głos.
– W końcu postanowiłaś do nas dołączyć, Strażniczko? Jak miło, już zaczynałem się martwić, że będę skazany na towarzystwo jakże urodziwego templariusza, niemniej jednak w niektórych sprawach wolę kobiecą rękę.
Isabella pokręciła głową.
– Alistairze, obudź wszystkich, niecały kilometr na północ stacjonują pomioty, kierują się w stronę Redcliffe. – rozkazała, zupełnie ignorując obecność Zevrana. – Nie ma ich wiele, ale mogą wyrządzić niezłe szkody, a na to pozwolić nie możemy.
– Zrozumiano! – Alistair od razu ruszył w kierunku najbardziej oddalonego namiotu.
Nie mógł przepuścić takiej okazji, bo w końcu, co bardziej zdenerwuje wiedźmę, jak nie fakt, że to on ją zbudził?
Zevran już miał się oddalić w stronę Oghrena, jednak został powstrzymany. Gdy się obrócił, spostrzegł dłoń Strażniczki zaciśniętą na jego przedramieniu. Zdezorientowany uniósł brwi.
– Nie daj się zabić. – Ton jej głosu nie wskazywał na rozkaz.
– Słucham? – spytał elf, nie rozumiejąc tej irracjonalnej prośby.
– Nie waż mi się zginąć – powiedziała ostro.
Zwolniła uścisk i ruszyła w kierunku już rozbudzonych towarzyszy, a w myślach przeklinała samą siebie. Nie miała zamiaru się do niego odzywać, chciała go zignorować, ale wspomnienie ludzi, których już straciła, sprawiło, że palnęła głupstwo, niesiona chorym przeświadczeniem, że nikt z jej towarzyszy nie powinien umrzeć. Nawet on.

4 komentarze:

  1. hmm... moim małym zdaniem mogłaś to troche rozwinąc :P:P np. to jak Alister budzi Morrigan :D:D wg mnie takie szczegóły mogłyby być dość zabawne i dobrze napisane, szczególnie że dobrze to tu wszystko opisujesz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    Zev usłyszał historię Isabelli, zastanawiające są jej słowa, aby nie zginął...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej hej, to znowu ja, kłaniam się nisko.

    "Mężczyzna posłał łuczniczce uspokajający uśmiech, widząc, jak chciała już otworzyć usta, by coś powiedzieć" - nie jestem pewna, czy się tak mówi. Tzn, chciała już otworzyć usta. Wystarczy chyba otwierając usta. Jak to czytam mam wrażenie, jakby Ali wiedział, ze Leliana chce otworzyć usta. :D może tylko się czepiam...

    Ochy i achy, jak Leliana pięknie się wypowiada! Bez sztuczności, którą było czuć wcześniej.

    "– A co, to jakaś tajemnica? Jestem po prostu ciekaw. Każdy ma jakiś bagaż doświadczeń, prawda? Na przykład ja urodziłem się w burdelu, moja matka kurwa, zmarła przy porodzie. Przez sześć lat wychowały mnie dziwki, aż w końcu sprzedały na targu niewolników. Kupiły mnie Kruki i...
    – Nie mam zamiaru tego słuchać – warknął Alistair" - no genialne, jak wyjęte z uniwersum DA. Tą rękę zakrywającą usta Zeva bym pominęła, ale sam fragment jest cudowny.

    "w cale" - pisze się razem.

    "Była walka, ja i Isabella ujrzeliśmy gwiazdy" - huehue, nie wiem o co chodzi. Brzmi to na romantyczną historię, tutaj walka, ludzie giną, ale Strażników nic nie przerazi -w swoim towarzystwie przyglądają się niebu i gwiazdom. Ja wiem, że to jest przenośnia, ale w tym kontekście raczej ciężko ją dostrzec.

    Musiałam przeczytać ten rozdział dwa razy pod rząd. Po pierwszym razie... byłam zachwycona i przejęta. Myślę sobie, "no kurde, wszystko mi pasuje, rozmowy są naturalne, sytuacja nie jest naciągana". Powiało świeżością z dozą dawnego pazura. No jestem pod wrażeniem, śmiało to mówię teraz! Drugi raz czytania to tylko tak dla formalności :)
    Brawissimo, brawo! Końcówkę zmieniłaś fantastycznie. Moim zdaniem? Tak to właśnie powinno wyglądać! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję. Jeszcze postaram się coś zrobić z tymi gwiazdami :)
      To z Lelek wydaje mi się okej. Brzmi normalnie, a Alka, który zatyka Zevranowi usta zostawię. Ot, taki smaczek :)

      Usuń