Sword

4 lutego 2013

ROZDZIAŁ 5. Walka przed świtem.


W obozie panowało poruszenie – każdy każdego przekrzykiwał, starając się zrozumieć, dlaczego w środku nocy zostali wyciągnięci z namiotów. Szczególnie Oghren nie był z tego faktu zadowolony, cały czas marudził o jakimiś śnie z Brandą i degustacją najróżniejszych gatunków gorzałki oraz piwa.

– Wszyscy są wyposażeni? – spytała Isabella, stając na przeciwko towarzyszy.
Przyjrzała się każdemu, sprawdzając stan uzbrojenia oraz ekwipunku, szczególną uwagę zwróciła na elfa, lustrując go z góry na dół.

Dziwnie się czuła, gdy na niego patrzyła. Miał na sobie tą samą zbroję, co w dniu, kiedy próbował uśmiercić ją, Alistaira i resztę. Przez chwilę miała wątpliwości, czy słusznie postąpiła, pozwalając Zevranowi przyłączyć się do drużyny.

Oczy Zevrana i Isabelli spotkały się; antivańczyk posłał jej cyniczny uśmieszek. Isabella udawała, że tego nie zauważyła i podeszła do Alistaira.

Zdziwiony Szary Strażnik obserwował, jak przyjaciółka wyciągnęła w jego kierunku dłonie. Westchnęła, choćby z irytacji i dopięła pas mocujący naramienniki.


– Tak śpieszno ci na tamten świat? – spytała, uderzając przyjacielsko mężczyznę w pierś.

– Jestem gotowi do walki, kadan – odezwał się Sten, wbijając ogromny miecz w twardą ziemię.

– Jasne, jasne, tylko ktoś mi może w końcu powie, co się dzieje? – pytał dookoła krasnolud, wspierając się na toporze.

– Gdybyś tak nie kłapał dziobem, Isabella już dawno wyjaśniłaby nam sytuację – powiedziała wiedźma w stronę krasnoluda.

– Chociaż raz muszę się z tobą zgodzić, Morrigan. – Templariusz niechętnie poparł kobietę.

– Widzę, Alistairze, że nie jesteś z tego powodu zadowolony –  odparła Morrigan.

Isabella patrzyła to na jedno, to na drugie; z ich przekomarzań wywiązała się kłótnia.  

– Zamknijcie się wreszcie oboje! – warknęła, tracąc cierpliwość.

Morrigan stała z otwartymi ustami, Alistair spuścił głowę.

 – Do jasnej cholery, ileż można wysłuchiwać tego waszego szczekania na siebie?! Wystarczy mi świadomość, że musimy powstrzymać Plagę oraz fakt, że nie mam pojęcia, czy uda mi się tego dokonać! Na dodatek idzie zima, a wy zamiast martwić się naszą, nie oszukujmy się,  patowa sytuacją, ciągle drzecie po sobie ryje! Choć raz zróbcie pożytek z tego, że możecie zamknąć usta i się nie odzywajcie. – Rozzłoszczona Isabella mówiła podniesionym głosem, a  wszyscy patrzyli na nią oniemiali.  – Więc jeżeli skończyliście już tę dziecinadę, może byście w końcu posłuchali, po co wyciągnęłam wasze tyłki z namiotów. – Przyjaciele bez słowa tylko pokiwali głowami. – Jak wam wiadomo, stacjonujemy nieopodal jeziora Calenhad; z północnej strony pnie się wieża magów, do której udamy się już pojutrze, nas na chwilę obecną interesuje szlak handlowy biegnący prosto na zachód, do Redcliffe. Kilometr od naszego obozowiska, stacjonują pomioty. Po kierunku, z którego przyszły wydaje mi się, że chcą zaatakować ziemie Alra Eamona.

– Jak wielu? – spytała Leliana.

– Około czterdziestu. Nie zauważyłam żadnego alfy, jednak jest dwóch emisariuszy. Musimy też założyć, że mogły do nich dojść jakieś nowe oddziały.

– To na co czekamy?! – zawołał krasnolud. – Skopmy im te obślizgłe tyłki!





– Cholera, widzisz to? – spytał Alistair szeptem.

– Tak, wrzeszczoty – odparła Isabella, przyglądając się grupce pomiotów, które wyglądały niczym przerośnięte modliszki, uzbrojone w ostre i długie pazury. – Musimy ułożyć jakąś plan. Pojedynczo będziemy bezsilni – dodała.

Dwójka Szarych Strażników od paru minut leżała na wzniesieniu parę metrów od obozu wroga. Zdążyli się zorientować, że pomioty zebrały już swoje siły i były gotowe do wymarszu zaraz o świcie.

– Może zabrzmię, jak wariat, ale nie obraziłbym się na towarzystwo Morrigan. Jest wredna, ale z tej pozycji mogłaby naprawdę zdziałać wiele, a to znacząco ułatwiłoby eliminację reszty tej przebrzydłej bandy – powiedział, ironizując.

– Nie byłoby to głupie – przyznała mu rację, wychylając się bardziej w przód, zainteresowana zachowaniem pomiotów.

– O resztę się nie martwię, ale powiedz mi, co zamierzasz zrobić z Zevranem? – spytał, przyglądając się przyjaciółce, jakby chciał dostrzec każdą zmianę w jej wyrazie, która mogłaby świadczyć o tym, że starała się go okłamać.

– Zostaw go mnie – odpowiedziała bez namysłu. – I nie martw się – dodała, widząc, jak się w nią wpatrywał. – Zaufaj mi.

– Tobie ufam…

– … ale nie jemu – dokończyła za niego, wzdychając. – Za bardzo się martwisz, Alistairze. Zostań na pozycji – poleciła, po czym sama zsunęła się ze skarpy między towarzyszy.

– I jak sytuacja? –  zagaił Oghren.

– Nie za dobrze. Nie oszukujmy się, czeka nas trudna walka. Jesteśmy na o tyle dobrej pozycji, że zaatakujemy z zaskoczenia. A teraz mnie posłuchajcie. – Uklęknęła na ziemi i zaczęła palcem szkicować manewry. – Tu jest skarpa, na której obecnie znajduje się Alistair. Morrigan, będziecie musieli działać razem, tylko on jest w stanie cię osłaniać, więc teraz się skup – powiedziawszy to, nakreśliła okrąg. – W tym obszarze znajdują się wrzeszczoty. – Spojrzała na wiedźmę. – Spal ich do cna. Leliano – gdy tylko łuczniczka usłyszała swoje imię, pochyliła się nad liderką – twoim zadaniem będzie wyeliminowanie emisariuszy, znajdują się dokładnie tu.

Leliana spojrzała skupiona na mapkę naszkicowaną przez Isabellę.

– Będę musiała się przedrzeć, nim Morrigan wypuści kulę ognia, zgadza się?

– Tak, a Oghren utoruje ci drogę. Co jak co, Oghrenie, ale jako taran spisujesz się wyśmienicie. – Isabella posłała pokrzepiający uśmiech krasnoludowi. – Ty, Stenie, będziesz musiał zająć się hurlokami w przełęczy. Mam nadzieję, że poradzisz sobie bez wsparcia? Wraz z Alistairem naliczyliśmy ich około tuzina.

– Oczywiście, kadan.

– A ty? – spytała Morrigan.

– Postaram się uwinąć z każdym, kto stanie mi na drodze, a Zevran mi w tym pomoże – powiedziała, patrząc kątem oka na stojącego nieopodal elfa, który usłyszawszy nowiny, zaskoczony uniósł jasne brwi niemal po nasadę włosów. – Obydwoje walczymy sztyletami, a co za tym idzie, jesteśmy szybcy. Nikt nie powinien nam sprawić problemu – powiedziawszy to, wstała z klęczek, po czym zaczęła rozmasowywać kark. – Morrigan, idź już do Alistaira, przekaż mu wytyczne. Leliana, Oghren, zajmijcie pozycje. Sten. – Ten tylko kiwnął głową i wymachując mieczem, oddalił się w swoją stronę. – Zostaliśmy sami. – Westchnęła Isabella, spoglądając na towarzysza broni.

– Na to wygląda – burknął, mijając ją.

Wspięli się na skarpę parę metrów od Morrigan i Alistaira; czekali. W dłoniach wiedźmy zalśniło pomarańczowym światłem – ze skupieniem na twarzy rzuciła ogromną kulę ognia w niczego niepodejrzewających wrogów. Wpośród płomieni było widać przedzierającą się Lelianę, nieskąpiącą strzał na otaczające ją pomioty. Oghren wpadł w charakterystyczny szał bojowy; osłaniał łuczniczkę, nie pozwalając się nikomu zbliżyć do niej na krok.

Wszędzie padały trupy, z ran sączyła się krew. Ze skarpy wprost w sam środek walki zsunęli się Isabella i Zevran. Spojrzeli ponad siebie; Morrigan była w swoim żywiole, rzucała zaklęciami we wszystkie strony, brutalnie eliminując wrogów. Alistair stał dumnie osłaniając ją tarczą, raz po raz dziurawiąc na wylot wrogów, chcących wyeliminować czarownicę.

Pod nogi dwojga łotrzyków stoczył się łeb jednego z pomiotów atakujących towarzyszy powyżej. Potwór wpatrywał się w nich martwymi oczami, a z jego otwartej paszczy zaczęła sączyć się czarna, cuchnąca posoka.

– Osłaniaj mnie! – krzyknęła Isabella do Zevrana, po czym sama rzuciła się na pobliskiego hurloka, wrzeszczącego do niej gardłowo, jakby rzucał jej wyzwanie.

Zevran zareagował instynktownie. Dobył broni i podbiegł do niczego nie spodziewającego się wroga, zanurzając w nim ostrze po samą rękojeść. Isabella spojrzała ponad zwalające się, martwe cielsko. Kiwnęła Zevranowi głową na znak, że dobrze mu szło.

Walczyli jak zgrany duet, plecy w plecy, jedno kryło własnym ciałem drugie, starając się chronić życie kompana.

– Schyl się! – zawołał Zevran, rzucając małym nożem.

Ostrze przeleciało przy uchu Isabelli, ucinając kosmyk czarnych włosów.

Dziewczyna obejrzała się za siebie; u jej nóg leżał pomiot, którym targały konwulsje, z lewego oczodołu wystawała klinga.

Zdumiona pomyślała, że mógł ją zabić. Nawet by się nie zorientowała.



 Leliana zdążyła się już przedrzeć razem z Oghrenem do emisariuszy. Krasnolud ciął toporem we wszystkie strony, cały był już uwalany posoką. Pod jego stopy padały kolejne pomioty w całości, bądź też rozczłonkowane.

– Dziewucho, jeśli mnie oczy nie mylą, to te dwa emisariusze kombinują coś bardzo niedobrego.

Łuczkiczka spojrzała w stronę swych ofiar; krasnolud miał rację, rozpoznała ten układ rak.

– Przekleństwo śmiertelności – wyszeptała przerażona.

Wiedziała doskonale, co to zaklęcie – Morrigan często go używała. Leliana zawsze zastanawiała się, jak można było używać tak plugawych  zaklęć. Przekleństwo Śmiertelności niwelowało wszelakie skutki leczenia, a ofiara nieprzerwanie krwawiła, dopóki rzucający urok nie przerwał zaklęcia. Dziewczyna zamarła – nie wiedziała, co począć.

– Oghrenie, wybacz mi to, przyjacielu.

Zdezorientowany krasnolud nie rozumiał, o co jej chodziło, patrzył tylko bezradnie, jak się od niego oddalała.

– Zostawiła mnie? – wyszeptał przerażony do siebie. – Nawet jeśli, to nie zginę jak jakiś kundel! Chodźcie tu, łajzy, rozłupię te wasze łby!

Ruszył do ataku, jednak nim zdążył zrobić zamach, w ustach poczuł grudki ziemi. Zanim się zorientował, co się stało, dostrzegł nad sobą Lelianę, która użyła go jako wyskoczni. Wszystko działo się w ułamku sekundy; emisariusze wydali z siebie tylko gardłowy gulgot, gdy ich tchawice przeszyły strzały.

– Mam nadzieję, że mi wybaczysz to niecne posunięcie – powiedziała Leliana, podając rękę przyjacielowi.

– Żartujesz! Gdyby nie ty, oboje żarlibyśmy teraz gruz. Jednak na przyszłość mnie ostrzegaj.



Walka dobiegała końca, pomimo licznej przewagi wroga szala zwycięstwa przechyliła się ku Szarym Strażnikom i ich grupie.

Zevran i Isabella walczyli jeszcze z otaczającymi ich pomiotami, oboje cali byli uwalani we krwi, już nawet nie wiedzieli czyjej.

Nagle niebo przeciął świst. Na polu walki rozległ się huk. Isabella rzuciła się w tamtą stronę. To, co zobaczyła, wprawiło ją w osłupienie.

– Sten! – krzyknęła, padając przy nim na kolana. – Sten, słyszysz mnie? Morrigan – krzyknęła w stronę skarpy, a w jej głosie słychać było panikę.

Nagle na jej głowę oraz ramię spadły krople cuchnącej krwi. Wystraszona spojrzała nad siebie. Nad nią, przeszyty sztyletem, bezwiednie zawisł pomiot. Zevran przy pomocy nogi pozbył się truchła.

– Uważaj na to, co się dzieje wokół, Strażniczko – upomniał ją, jakby ocalenie jej życia nie było czymś nadzwyczajnym.

Już chciał chować broń, pewny zwycięstwa, gdy ziemia się zatrzęsła, a wokoło rozprysły odłamki skalne. Isabella wstała, starając się dostrzec cokolwiek w kłębach kurzu unoszących się teraz nad polem walki. Grunt drżał raz po raz, jakby stąpał po niej ktoś olbrzymich rozmiarów. W końcu to zobaczyła – ku nim zmierzał ogromny ogr, łamiąc i niszcząc wszystko na swojej drodze.

– Zevranie, nogi! – zawołała. – Celuj w nogi! Nie daj mu dojść do Stena, bo go stratuje!

Elf rzucił się ku rogatej bestii, zwinnym ruchem prześlizgnął się pod kroczem rogatego ponad czterometrowego olbrzyma, zadając dwa ciosy. Polała się krew, a ogr zatoczył się. Isabella czekała na ten moment, doskonale wiedziała, co musiała zrobić, już nie raz walczyła z tymi bestiami.

Rzuciła się sprintem, podskoczyła i odbijając się potworowi od ogromnego kolana z dokładną precyzją wbiła mu  sztylet prosto w czaszkę. Ogr zawył przeraźliwie, jego skowyt odbił się echem po pobliskich terenach, po czym, wydając z siebie ostatnie tchnienie, runął na ziemię.

Isabella trzymała się wciąż tkwiącego w czaszce potwora sztyletu. Oddychała ciężko, niemal spazmatycznie. Potrząsnęła głową, jakby chciała na powrót złapać kontakt z rzeczywistością. Naprężyła się, szarpnęła i, tracąc równowagę, upadła obok martwego potwora.

 Rozejrzała się dookoła. Ku niej zmierzali jej towarzysze, jedynie Sten, ciężko oddychając, leżał na ziemi zroszonej krwią pomiotów.

– Szybko, musimy go przetransportować do obozu – powiedziała Morrigan.

Isabella tylko rzuciła się, by pomóc Alistairowi podnieść qunari.

5 komentarzy:

  1. hmm... walka dobrze opisana, juz pod koniec myslalem ze nie bedzie zadnej wzmianki o Stenie:P
    ale skoro przed atakiem wszystkich widzieli i wiedzieli kto kogo m atakowac to jak mogli tak dużego ogra przegapic??:D
    lecz wtedy nie byloby mojego zdziwienia ze Sten nie dał rady:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zapominaj, że ogry zawsze pojawiały się w najmniej odpowiednich momentach :)

      Usuń
  2. Witam,
    walka wspaniale przedstawiona, doskonale ją Isabella rozplanowała, a elf walczył u jej boku...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacieram ręce i czytam ponownie :) ps. mam nadzieję, że objętość moich komentarzy Cię nie przeraża :D

    "stając na przeciwko towarzyszami" - hmm, chyba powinno być towarzyszy.
    "szczególną uwagę zwróciła na elfowi," - na elfa?

    objętość tego komentarza wyjdzie poza normy, bo ogłaszam wszem i wobec, że nie mam już żadnych uwag <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lecę poprawić te małe mankamenty. A Twoje komentarze uwielbiam. Nie ważne jak długie, grunt, że pomagają mi w naprawieniu tych nieszczęsnych nieścisłości, które z logiką miały tyle wspólnego, co Oghren z abstynencją alkhoholową.

      Usuń