W obozie
panowało poruszenie – każdy każdego przekrzykiwał, starając się zrozumieć,
dlaczego w środku nocy zostali wyciągnięci z namiotów. Szczególnie Oghren nie
był z tego faktu zadowolony, cały czas marudził o jakimiś śnie z Brandą i degustacją
najróżniejszych gatunków gorzałki oraz piwa.
– Wszyscy są wyposażeni?
– spytała Isabella, stając na przeciwko towarzyszy.
Przyjrzała się każdemu, sprawdzając stan uzbrojenia oraz ekwipunku, szczególną uwagę zwróciła na elfa, lustrując go z góry na dół.
Przyjrzała się każdemu, sprawdzając stan uzbrojenia oraz ekwipunku, szczególną uwagę zwróciła na elfa, lustrując go z góry na dół.
Dziwnie się
czuła, gdy na niego patrzyła. Miał na sobie tą samą zbroję, co w dniu, kiedy próbował
uśmiercić ją, Alistaira i resztę. Przez chwilę miała wątpliwości, czy słusznie
postąpiła, pozwalając Zevranowi przyłączyć się do drużyny.
Oczy Zevrana i
Isabelli spotkały się; antivańczyk posłał jej cyniczny uśmieszek. Isabella
udawała, że tego nie zauważyła i podeszła do Alistaira.
Zdziwiony
Szary Strażnik obserwował, jak przyjaciółka wyciągnęła w jego kierunku dłonie.
Westchnęła, choćby z irytacji i dopięła pas mocujący naramienniki.
– Tak śpieszno
ci na tamten świat? – spytała, uderzając przyjacielsko mężczyznę w pierś.
– Jestem
gotowi do walki, kadan – odezwał się Sten, wbijając ogromny miecz w twardą
ziemię.
– Jasne,
jasne, tylko ktoś mi może w końcu powie, co się dzieje? – pytał dookoła
krasnolud, wspierając się na toporze.
– Gdybyś tak
nie kłapał dziobem, Isabella już dawno wyjaśniłaby nam sytuację – powiedziała
wiedźma w stronę krasnoluda.
– Chociaż raz
muszę się z tobą zgodzić, Morrigan. – Templariusz niechętnie poparł kobietę.
– Widzę,
Alistairze, że nie jesteś z tego powodu zadowolony – odparła Morrigan.
Isabella patrzyła
to na jedno, to na drugie; z ich przekomarzań wywiązała się kłótnia.
– Zamknijcie
się wreszcie oboje! – warknęła, tracąc cierpliwość.
Morrigan stała
z otwartymi ustami, Alistair spuścił głowę.
– Do jasnej cholery, ileż można wysłuchiwać
tego waszego szczekania na siebie?! Wystarczy mi świadomość, że musimy
powstrzymać Plagę oraz fakt, że nie mam pojęcia, czy uda mi się tego dokonać!
Na dodatek idzie zima, a wy zamiast martwić się naszą, nie oszukujmy się, patowa sytuacją, ciągle drzecie po sobie ryje!
Choć raz zróbcie pożytek z tego, że możecie zamknąć usta i się nie odzywajcie. –
Rozzłoszczona Isabella mówiła podniesionym głosem, a wszyscy patrzyli na nią oniemiali. – Więc jeżeli skończyliście już tę dziecinadę,
może byście w końcu posłuchali, po co wyciągnęłam wasze tyłki z namiotów. – Przyjaciele
bez słowa tylko pokiwali głowami. – Jak wam wiadomo, stacjonujemy nieopodal
jeziora Calenhad; z północnej strony pnie się wieża magów, do której udamy się
już pojutrze, nas na chwilę obecną interesuje szlak handlowy biegnący prosto na
zachód, do Redcliffe. Kilometr od naszego obozowiska, stacjonują pomioty. Po
kierunku, z którego przyszły wydaje mi się, że chcą zaatakować ziemie Alra Eamona.
– Jak wielu? –
spytała Leliana.
– Około
czterdziestu. Nie zauważyłam żadnego alfy, jednak jest dwóch emisariuszy. Musimy
też założyć, że mogły do nich dojść jakieś nowe oddziały.
– To na co
czekamy?! – zawołał krasnolud. – Skopmy im te obślizgłe tyłki!
– Cholera,
widzisz to? – spytał Alistair szeptem.
– Tak, wrzeszczoty
– odparła Isabella, przyglądając się grupce pomiotów, które wyglądały niczym
przerośnięte modliszki, uzbrojone w ostre i długie pazury. – Musimy ułożyć
jakąś plan. Pojedynczo będziemy bezsilni – dodała.
Dwójka Szarych
Strażników od paru minut leżała na wzniesieniu parę metrów od obozu wroga.
Zdążyli się zorientować, że pomioty zebrały już swoje siły i były gotowe do
wymarszu zaraz o świcie.
– Może
zabrzmię, jak wariat, ale nie obraziłbym się na towarzystwo Morrigan. Jest
wredna, ale z tej pozycji mogłaby naprawdę zdziałać wiele, a to znacząco
ułatwiłoby eliminację reszty tej przebrzydłej bandy – powiedział, ironizując.
– Nie byłoby to
głupie – przyznała mu rację, wychylając się bardziej w przód, zainteresowana
zachowaniem pomiotów.
– O resztę się
nie martwię, ale powiedz mi, co zamierzasz zrobić z Zevranem? – spytał,
przyglądając się przyjaciółce, jakby chciał dostrzec każdą zmianę w jej
wyrazie, która mogłaby świadczyć o tym, że starała się go okłamać.
– Zostaw go
mnie – odpowiedziała bez namysłu. – I nie martw się – dodała, widząc, jak się w
nią wpatrywał. – Zaufaj mi.
– Tobie ufam…
– … ale nie
jemu – dokończyła za niego, wzdychając. – Za bardzo się martwisz, Alistairze.
Zostań na pozycji – poleciła, po czym sama zsunęła się ze skarpy między
towarzyszy.
– I jak
sytuacja? – zagaił Oghren.
– Nie za
dobrze. Nie oszukujmy się, czeka nas trudna walka. Jesteśmy na o tyle dobrej
pozycji, że zaatakujemy z zaskoczenia. A teraz mnie posłuchajcie. – Uklęknęła
na ziemi i zaczęła palcem szkicować manewry. – Tu jest skarpa, na której
obecnie znajduje się Alistair. Morrigan, będziecie musieli działać razem, tylko
on jest w stanie cię osłaniać, więc teraz się skup – powiedziawszy to,
nakreśliła okrąg. – W tym obszarze znajdują się wrzeszczoty. – Spojrzała na
wiedźmę. – Spal ich do cna. Leliano – gdy tylko łuczniczka usłyszała swoje imię,
pochyliła się nad liderką – twoim zadaniem będzie wyeliminowanie emisariuszy,
znajdują się dokładnie tu.
Leliana
spojrzała skupiona na mapkę naszkicowaną przez Isabellę.
– Będę musiała
się przedrzeć, nim Morrigan wypuści kulę ognia, zgadza się?
– Tak, a
Oghren utoruje ci drogę. Co jak co, Oghrenie, ale jako taran spisujesz się
wyśmienicie. – Isabella posłała pokrzepiający uśmiech krasnoludowi. – Ty,
Stenie, będziesz musiał zająć się hurlokami w przełęczy. Mam nadzieję, że
poradzisz sobie bez wsparcia? Wraz z Alistairem naliczyliśmy ich około tuzina.
– Oczywiście,
kadan.
– A ty? –
spytała Morrigan.
– Postaram się
uwinąć z każdym, kto stanie mi na drodze, a Zevran mi w tym pomoże –
powiedziała, patrząc kątem oka na stojącego nieopodal elfa, który usłyszawszy
nowiny, zaskoczony uniósł jasne brwi niemal po nasadę włosów. – Obydwoje walczymy
sztyletami, a co za tym idzie, jesteśmy szybcy. Nikt nie powinien nam sprawić
problemu – powiedziawszy to, wstała z klęczek, po czym zaczęła rozmasowywać kark.
– Morrigan, idź już do Alistaira, przekaż mu wytyczne. Leliana, Oghren,
zajmijcie pozycje. Sten. – Ten tylko kiwnął głową i wymachując mieczem, oddalił
się w swoją stronę. – Zostaliśmy sami. – Westchnęła Isabella, spoglądając na
towarzysza broni.
– Na to
wygląda – burknął, mijając ją.
Wspięli się na
skarpę parę metrów od Morrigan i Alistaira; czekali. W dłoniach wiedźmy
zalśniło pomarańczowym światłem – ze skupieniem na twarzy rzuciła ogromną kulę
ognia w niczego niepodejrzewających wrogów. Wpośród płomieni było widać
przedzierającą się Lelianę, nieskąpiącą strzał na otaczające ją pomioty. Oghren
wpadł w charakterystyczny szał bojowy; osłaniał łuczniczkę, nie pozwalając się
nikomu zbliżyć do niej na krok.
Wszędzie
padały trupy, z ran sączyła się krew. Ze skarpy wprost w sam środek walki
zsunęli się Isabella i Zevran. Spojrzeli ponad siebie; Morrigan była w swoim
żywiole, rzucała zaklęciami we wszystkie strony, brutalnie eliminując wrogów.
Alistair stał dumnie osłaniając ją tarczą, raz po raz dziurawiąc na wylot
wrogów, chcących wyeliminować czarownicę.
Pod nogi
dwojga łotrzyków stoczył się łeb jednego z pomiotów atakujących towarzyszy
powyżej. Potwór wpatrywał się w nich martwymi oczami, a z jego otwartej paszczy
zaczęła sączyć się czarna, cuchnąca posoka.
– Osłaniaj
mnie! – krzyknęła Isabella do Zevrana, po czym sama rzuciła się na pobliskiego
hurloka, wrzeszczącego do niej gardłowo, jakby rzucał jej wyzwanie.
Zevran
zareagował instynktownie. Dobył broni i podbiegł do niczego nie spodziewającego
się wroga, zanurzając w nim ostrze po samą rękojeść. Isabella spojrzała ponad
zwalające się, martwe cielsko. Kiwnęła Zevranowi głową na znak, że dobrze mu
szło.
Walczyli jak
zgrany duet, plecy w plecy, jedno kryło własnym ciałem drugie, starając się
chronić życie kompana.
– Schyl się! –
zawołał Zevran, rzucając małym nożem.
Ostrze
przeleciało przy uchu Isabelli, ucinając kosmyk czarnych włosów.
Dziewczyna
obejrzała się za siebie; u jej nóg leżał pomiot, którym targały konwulsje, z
lewego oczodołu wystawała klinga.
Zdumiona pomyślała,
że mógł ją zabić. Nawet by się nie zorientowała.
Leliana
zdążyła się już przedrzeć razem z Oghrenem do emisariuszy. Krasnolud ciął
toporem we wszystkie strony, cały był już uwalany posoką. Pod jego stopy padały
kolejne pomioty w całości, bądź też rozczłonkowane.
– Dziewucho, jeśli
mnie oczy nie mylą, to te dwa emisariusze kombinują coś bardzo niedobrego.
Łuczkiczka
spojrzała w stronę swych ofiar; krasnolud miał rację, rozpoznała ten układ rak.
– Przekleństwo
śmiertelności – wyszeptała przerażona.
Wiedziała doskonale,
co to zaklęcie – Morrigan często go używała. Leliana zawsze zastanawiała się,
jak można było używać tak plugawych zaklęć. Przekleństwo Śmiertelności niwelowało
wszelakie skutki leczenia, a ofiara nieprzerwanie krwawiła, dopóki rzucający
urok nie przerwał zaklęcia. Dziewczyna zamarła – nie wiedziała, co począć.
– Oghrenie, wybacz
mi to, przyjacielu.
Zdezorientowany
krasnolud nie rozumiał, o co jej chodziło, patrzył tylko bezradnie, jak się od
niego oddalała.
– Zostawiła
mnie? – wyszeptał przerażony do siebie. – Nawet jeśli, to nie zginę jak jakiś
kundel! Chodźcie tu, łajzy, rozłupię te wasze łby!
Ruszył do
ataku, jednak nim zdążył zrobić zamach, w ustach poczuł grudki ziemi. Zanim się
zorientował, co się stało, dostrzegł nad sobą Lelianę, która użyła go jako
wyskoczni. Wszystko działo się w ułamku sekundy; emisariusze wydali z siebie
tylko gardłowy gulgot, gdy ich tchawice przeszyły strzały.
– Mam
nadzieję, że mi wybaczysz to niecne posunięcie – powiedziała Leliana, podając
rękę przyjacielowi.
– Żartujesz!
Gdyby nie ty, oboje żarlibyśmy teraz gruz. Jednak na przyszłość mnie ostrzegaj.
Walka
dobiegała końca, pomimo licznej przewagi wroga szala zwycięstwa przechyliła się
ku Szarym Strażnikom i ich grupie.
Zevran i
Isabella walczyli jeszcze z otaczającymi ich pomiotami, oboje cali byli uwalani
we krwi, już nawet nie wiedzieli czyjej.
Nagle niebo
przeciął świst. Na polu walki rozległ się huk. Isabella rzuciła się w tamtą
stronę. To, co zobaczyła, wprawiło ją w osłupienie.
– Sten! – krzyknęła,
padając przy nim na kolana. – Sten, słyszysz mnie? Morrigan – krzyknęła w
stronę skarpy, a w jej głosie słychać było panikę.
Nagle na jej głowę
oraz ramię spadły krople cuchnącej krwi. Wystraszona spojrzała nad siebie. Nad
nią, przeszyty sztyletem, bezwiednie zawisł pomiot. Zevran przy pomocy nogi
pozbył się truchła.
– Uważaj na to,
co się dzieje wokół, Strażniczko – upomniał ją, jakby ocalenie jej życia nie
było czymś nadzwyczajnym.
Już chciał chować
broń, pewny zwycięstwa, gdy ziemia się zatrzęsła, a wokoło rozprysły odłamki
skalne. Isabella wstała, starając się dostrzec cokolwiek w kłębach kurzu
unoszących się teraz nad polem walki. Grunt drżał raz po raz, jakby stąpał po
niej ktoś olbrzymich rozmiarów. W końcu to zobaczyła – ku nim zmierzał ogromny ogr,
łamiąc i niszcząc wszystko na swojej drodze.
– Zevranie,
nogi! – zawołała. – Celuj w nogi! Nie daj mu dojść do Stena, bo go stratuje!
Elf rzucił się
ku rogatej bestii, zwinnym ruchem prześlizgnął się pod kroczem rogatego ponad czterometrowego
olbrzyma, zadając dwa ciosy. Polała się krew, a ogr zatoczył się. Isabella
czekała na ten moment, doskonale wiedziała, co musiała zrobić, już nie raz walczyła
z tymi bestiami.
Rzuciła się
sprintem, podskoczyła i odbijając się potworowi od ogromnego kolana z dokładną
precyzją wbiła mu sztylet prosto w
czaszkę. Ogr zawył przeraźliwie, jego skowyt odbił się echem po pobliskich
terenach, po czym, wydając z siebie ostatnie tchnienie, runął na ziemię.
Isabella
trzymała się wciąż tkwiącego w czaszce potwora sztyletu. Oddychała ciężko,
niemal spazmatycznie. Potrząsnęła głową, jakby chciała na powrót złapać kontakt
z rzeczywistością. Naprężyła się, szarpnęła i, tracąc równowagę, upadła obok
martwego potwora.
Rozejrzała
się dookoła. Ku niej zmierzali jej towarzysze, jedynie Sten, ciężko oddychając,
leżał na ziemi zroszonej krwią pomiotów.
– Szybko,
musimy go przetransportować do obozu – powiedziała
Morrigan.
Isabella tylko
rzuciła się, by pomóc Alistairowi podnieść qunari.
hmm... walka dobrze opisana, juz pod koniec myslalem ze nie bedzie zadnej wzmianki o Stenie:P
OdpowiedzUsuńale skoro przed atakiem wszystkich widzieli i wiedzieli kto kogo m atakowac to jak mogli tak dużego ogra przegapic??:D
lecz wtedy nie byloby mojego zdziwienia ze Sten nie dał rady:P
Nie zapominaj, że ogry zawsze pojawiały się w najmniej odpowiednich momentach :)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwalka wspaniale przedstawiona, doskonale ją Isabella rozplanowała, a elf walczył u jej boku...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Zacieram ręce i czytam ponownie :) ps. mam nadzieję, że objętość moich komentarzy Cię nie przeraża :D
OdpowiedzUsuń"stając na przeciwko towarzyszami" - hmm, chyba powinno być towarzyszy.
"szczególną uwagę zwróciła na elfowi," - na elfa?
objętość tego komentarza wyjdzie poza normy, bo ogłaszam wszem i wobec, że nie mam już żadnych uwag <3
Lecę poprawić te małe mankamenty. A Twoje komentarze uwielbiam. Nie ważne jak długie, grunt, że pomagają mi w naprawieniu tych nieszczęsnych nieścisłości, które z logiką miały tyle wspólnego, co Oghren z abstynencją alkhoholową.
Usuń