„Mroczne pomioty. Istoty, które nie mają w
sobie ani krzty człowieczeństwa, istoty tak plugawe, że magowie krwi przy nich
zdają się być nic nie wartym zagrożeniem. Plaga dosięgła nas wszystkich, bez
wyjątków. Każdy może paść jej ofiarą, zostać brutalnie zamordowanym przez te
pozbawione skrupułów bestie.
Wiedziałem. Wiedziałem, że prędzej czy
później nadejdzie chwila, kiedy będę musiał chwycić za ostrze i stanąć do
walki. Tego wymagała obietnica złożona Strażniczce. Mimo że wiedziałem, nie sądziłem,
że będzie to tak okropne doświadczenie.
Isabella miała sytuację pod kontrolą, a i
tak zdarzył się wypadek. Pomimo iż była tak opanowana i zdecydowana, gdy
otrzymałem rozkaz ataku na to... stworzenie, czułem, jak serce podeszło mi do
gardła. Nie jestem tchórzem! Nie! Te istoty: one były tak odrażające, że na
samo wspomnienie dostaję mdłości.
Trudno mi opisać tę walkę, trudno mi się
skupić. Ciągle wyobrażam sobie, że to mogłem być jak. Oczami wyobraźni widzę,
jak zostaję złapany przez tego potwora, jak przelatuję, cholera wie, ile
metrów, po czym uderzam w ziemię, jak kłoda. To ja mógłbym teraz walczyć o
życie...
Popadam, w paranoję.
Wdech i wydech. Zevranie, nie daj się
zwariować. Ciesz się, że oddychasz i nie masz połamanych kości.
Isabella okropnie przejmuje się stanem qunari.
Mógłbym jej jakoś pomóc, pocieszyć, ale czy to naprawdę leży w mojej naturze?
Czy to nie za wcześnie? Mam plan i powinienem się go trzymać. Nie mogę dopuścić,
by targały mną emocje. Nie tym razem"
Zevran wrzucił
dziennik do namiotu, po czym wstał i ruszył w stronę paleniska; zebrali się tam
wszyscy prócz Morrigan, która aktualnie zajmowała się Stenem. Był nawet Rufus –
dopiero teraz dotarło do elfa, że pies nie brał udziału w walce.
Isabella
siedziała na drewnianym pieńku, ogrzewając dłonie w cieple ognia. Alistair
rozmawiał o czymś z Lelianą, która najwyraźniej potrafiła ukryć prawdziwe
emocje, gdyż na jej twarzy nie było ani cienia rozpaczy, czy zmartwienia.
Jedynie od czasu do czasu marszczyła nos, słuchając wywodów templariusza. Elf,
nie chcąc się zbytnio spoufalać z Isabellą, przysiadł się obok Oghrena.
– Nie
przeszkadzam? – spytał niby od niechcenia.
– A tam. Jakbyś
zawadzał, to bym ci kazał spieprzać, a tak mam kompana do flaszki, co nie? – Uśmiechnął
się szeroko, podając skrytobójcy jedną z butelek.
– Czasem się
zastanawiam, czy ty kiedykolwiek spożywasz coś innego prócz alkoholu,
krasnoludzie – zagaił Zevran, pociągając solidnego łyka z butelki.
Nastawiał się
na koszmarny smak – jakież było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że trunek był
nie najgorszej jakości.
– Zev... czy
jak cię tam, obskurny kundlu, zwą – zaczął bezczelnie Oghren. – My, krasnoludy,
nie jesteśmy tak delikatnym ludem, jak wy, ostrouche piczki. My potrafimy
długie okresy przetrwać bez strawy, grunt, by napitek smakował – zaśmiał się
rubasznie, jak to miał w zwyczaju. – Eee, chciałem ci coś powiedzieć, ale wiesz,
tak między nami. – Krasnolud zniżył ton głosu, pochylając się ku rozmówcy. –
Nieźle żeś załatwił tego ogra. Wiem, że to Strażniczka go wykończyła, ale gdyby
nie ty, nie byłoby tak lekko, rozumiesz?
Gdy tylko
Oghren wspomniał o Isabelli, elf mimowolnie utkwił w niej wzrok. Cóż miał
począć, wszak był koneserem wszystkiego, co piękne.
– O, rozumiem.
– Oghren podchwycił spojrzenie antivańczyka. – Chyba cię wzięło, prawda?
– Co? Nie mam
pojęcia, o czym mówisz. – Zaśmiał się. – Chyba wino już doszczętnie pomieszało
ci głowie, mój ty obrzydliwcu. – Jednakże pomimo swych słów nadal wpatrywał się
w kobietę, którą miał okazję dzisiejszej walki zabić, a jednak tego nie zrobił.
Oghren śmiał
się pod nosem, co i rusz trącając go łokciem, jednak Zevran nie zwracał na to
uwagi. Wpatrzony w Isabellę, błądził w myślach. Doskonale zdawał sobie sprawę z
tego, że gdyby chciał padłaby trupem co najmniej z pięć razy. Miał pełną
świadomość, że miast wycelować w głowę pomiotu, mógł po prostu odbić dłoń parę
milimetrów w prawo, a ostrze wbiłoby się jej w potylicę.
Więc czemu tego nie zrobiłem?, zastanawiał
się, a odpowiedź sama pojawiła się w zasięgu jego wzroku.
Z namiotu
wyszła Morrigan; zmierzała w ich stronę, dłonie nadal pokryte krwią qunari
wycierała niedbale w tkaninę.
Wtedy zdał
sobie sprawę z tego, że nawet gdyby zgładził Isabellę, sam padłby obok niej,
nim zdążyłby pomyśleć o powrocie do Antivy. Uśmiechnął się pod nosem,
postanawiając, że nie będzie zmienić pierwotnego planu. Trochę się wysili,
trochę nagimnastykuje, aż w końcu Isabella sama się mu podłoży, a wtedy zostanie mu tylko Alistair.
– Co z nim? –
Isabella skoczyła, jak oparzona ku wiedźmie.
– Opanuj się,
będzie żyć, ale jeśli planowałaś wziąć go do Kręgu Maginów, to wybij to sobie z
głowy. Jak ma stanąć na nogi, musi odpocząć. Może i jestem czarodziejką, ale
nie Stwórcą. Mogę mu pomóc, lecz na cuda nie licz.
Wszyscy, prócz
elfa, słysząc takie nowiny, odetchnęli z ulgą.
– Muszę wracać,
nadal nie odzyskał przytomności, więc jakiekolwiek mikstury muszę mu podać
osobiście. – Wiedźma rozejrzała się po towarzyszach. – Powinnaś odpocząć, ja i
tak nie mogę się położyć, więc skorzystaj z okazji i się wyśpij. – Spojrzała
wymownie na Isabellę, po czym z grymasem na twarzy przeniosła spojrzenie żółtych
oczu na Alistaira. – Ty też lepiej z tego skorzystaj, templariuszyno. Do
niczego innego się nie nadajesz.
– Niech mnie
Stwórca chroni, ale zgadzam się z tą parszywą kobietą – jęknął Alistair,
patrząc za oddalającą się czarodziejką, po czym zerknął ku Isabelli. –
Szczególnie ty powinnaś postarać się wyspać – powiedział z nieukrywaną troską w głosie.
– Racja. Sten jest
teraz w dobrych rękach, a tobie w szczególności potrzeba snu, nie spałaś od
wielu dni. – Leliana, jak zwykle starała się przekonać przyjaciółkę do
niemożliwego.
– Chyba macie
rację. – Isabella przetarła dłonią zmęczone oczy. – Przyda mi się odpoczynek. –
Wszyscy spojrzeli na liderkę z niedowierzaniem. – Idźcie już spać, ja jeszcze
muszę nakarmić Rufusa, dobranoc. – Pomachała w stronę Alistaira i Leliany oraz
posłała przyjacielski uśmiech Oghrenowi. Postać elfa ominęła wzrokiem, tak
jakby go tam z nimi nie było. Zacmokała na psa; ten zadowolony udał się za
swoja panią.
W oddajającą
się Strażniczkę wpatrywał się elf.
– Alistairze. – Zevran podniósł
się z miejsca.
Wojownik zwrócił się w stronę
głosu.
– Hmm? – mruknął
wyraźnie zaciekawiony.
– Dlaczego
mabari nam nie towarzyszył, tylko czekał tu w obozie? – Zevran wskazał głową w kierunku
psa.
– Jakby to
najprościej ująć: krew pomiotów jest niczym trucizna, a mabari atakuje kłami,
więc odpowiedź jest logiczna. – Alistair wzruszył ramionami, po czym zaszył się
w swoim namiocie.
Elf stał sam pośrodku
obozowiska, z oddali obserwował Isabellę, siedzącą na kamieniu i ćwiartującą królicza
tuszę.
Ruszył w jej stronę
powolnym krokiem, patrząc tak intensywnie, jakby starał się zapamiętać każdy
szczegół jej ciała. Oparł się o drzewo w niewielkiej odległości.
– O co ci
chodziło? – spytał nonszalancko.
– Słucham? –
Isabella widocznie zbita z tropu nie miała najmniejszego pojęcia, co mogło
trapić skrytobójcę.
– Wpierw
prosisz bym nie umierał, a w następnej chwili traktujesz mnie jak powietrze.
Tak, jakbyś żałowała, że nie stałem się posiłkiem tego czegoś – odparł elf.
Zbliżył się do
Strażniczki o parę kroków.
Dziewczyna w
odpowiedzi tylko szarpnęła za króliczą nogę, wyłamując ją w stawie.
– Więc? –
Zevran nie dawał za wygraną; chciał wiedzieć, musiał.
– Nieważne, i
tak nie zrozumiesz – odparła rzuciwszy Rufusowi pod nos mięso, wstała.
Próbowała
wyminąć Zevrana, jednak ten okazał się szybszy i, złapawszy ją za rękę,
przyciągnął do siebie. Ich twarze znalazły się po raz kolejny niebezpiecznie
blisko.
– Myślisz, że
mnie spławisz zwykłym „i tak nie zrozumiesz"? – spytał szeptem; ciepło
jego oddechu przyjemnie łaskotało policzek szlachcianki.
– Nie mam
zamiaru cię spławiać, po prostu taka jest prawda. Skoro mnie nie znasz, to nie
jesteś w stanie pojąć tego, jak myślę – odparła hardo.
– To może czas
się poznać – zagaił, nie kryjąc flirtu.
Kobieta tylko się
skrzywiła i pokręciła głową. Zevran puścił jej rękę, a Isabella czym prędzej oddaliła
się do swojego namiotu. Była świadoma tego, że Zevran jej się przyglądał,
jednak nie miała zamiaru zaprzątać sobie tym głowy.
– A ty jak
myślisz, piesku? O co twojej pani może chodzić, hm? – Zevran spojrzał na Rufusa;
ten tylko, słysząc, że ktoś się do niego zwrócił, podniósł łeb, przerywając
posiłek. – Zero z ciebie pożytku. – Westchnął.
Sam dokładnie
nie wiedział, co robił – nogi niosły go same, lecz zamiast pójść do własnego
namiotu, szedł dalej.
Isabella
leżała szczelnie opatulona kocem, zastanawiając się nad całą sytuacją, czy
dobrze zrobiła, darując Zevranowi życie. Wiedziała, co nią kierowało, gdy
wyciągnęła wtedy ku niemu dłoń. Była świadoma tego, że jego obietnica była pusta,
nic nie znacząca. Podświadomie liczyła, że w końcu zdecyduje się dokończyć, to,
co zaczął. Od dawna gnała za śmiercią, ale ta nie chciała nadejść. Kusiła los,
a teraz z Zevranem na pokładzie kusiła go jeszcze bardziej.
Usłyszała, jak
wejście do namiotu zostało rozsunięte. Wiedziała, kto to, jednak ani drgnęła.
Była ciekawa, co zrobi.
Zevran zwinnie
wszedł do środka, zasunął otwór, po czym, położył się za plecami Strażniczki.
Zdawał sobie sprawę, że Isabella nie spała, jednak mimo to, wtulił twarz w jej
miękkie włosy, napawając się ich zapachem, aż w końcu bez słowa zasnął.
hmm... na tym to prawie usnołem:P:P troche nudnawe:P:P wierzyc mi sie nie chce ze strazniczka od tak zevrana zaakceptowała..
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńciekawi mnie dlaczego Isabella nie wyłoniła elfa ze swojego namiotu…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Kłaniam się nisko :)
OdpowiedzUsuń'– Jakby to najprościej ująć: krew pomiotów jest niczym trucizna, a mabari atakuje kłami, więc odpowiedź jest logiczna. – Alistair wzruszył ramionami, po czym zaszył się w swoim namiocie. ' - hmmm, jestem ciekawa jak to jest z tymi psami mabari. Nie znalazłam na ten temat żadnych informacji, ale w gruncie rzeczy ogary były wykorzystywane do walki w trakcie plagi. Ciekawe czy mogły przeżyć atak pomiotów, w sensie zetknięcie z krwią, jak ludzie? ;)
'ćwiartującą królicza tuszę.' - drobna literówka ;)
"Zevran zwinnie wszedł do środka, zasunął otwór, po czym, położył się za plecami Strażniczki. Zdawał sobie sprawę, że Isabella nie spała, jednak mimo to, wtulił twarz w jej miękkie włosy, napawając się ich zapachem, aż w końcu bez słowa zasnął." - odrobinkę naciągane, bo w sumie wyczuwa się niewielką niechęć Strażniczki, właśnie myślała o tym, że przecież w końcu może dokończyć zlecenie. Idealna okazja - leży obok, wystarczy że zaśnie, dziab w plecy i w nogi. Czy pozwoliłaby mu ot tak zasnąć obok, jeszcze się wtulić we włosy, jakby byli parą? no nie wiem. Zaburza mi to trochę obraz tej niepewności między nimi, skrywanej żądzy i wzajemnej niechęci. :<
Podziwiam Cię, że od tak dawna prowadzisz tego bloga i jeszcze nie zrezygnowałaś jak wiele osób ma to w zwyczaju i na dodatek (!) wszystko zedytowałaś. Pędzisz jak burza :D