Szara Strażniczka
otworzyła oczy; z dworu dochodziły odgłosy budzącego się świata.
Ziewając
szeroko przewróciła się na lewy bok. Ku jej zdumieniu obok wciąż leżał Zevran. Nie
spał, a ich spojrzenia spotkały się. Isabella powstrzymała się od rzucenia w
jego stronę paru epitetów.
– Dlaczego
przyszedłeś? I co tu jeszcze robisz? – spytała, starając się nie wędrować
wzrokiem na nagi tors towarzysza, gdy dostrzegła, że elfowi gdzieś zapodziała się
koszula.
W tamtej
chwili miała tylko nadzieję, że pod kocem mimo wszystko był odziany. Nie miała
pojęcia, co jeszcze mogło mu wpaść do głowy.
– Dlaczego? –
prychnął, unosząc się na łokciu do pozycji półleżącej. – To raczej ja
powinienem zapytać, dlaczego mnie nie wygoniłaś, Strażniczko. – Spojrzał na nią,
bezpruderyjnie pożerając wzrokiem.
Czy uwalana w
krwi, czy szarżująca z bronią w ręku na pomioty, czy o poranku – zawsze wyglądała
zjawiskowo i podniecająco.
Isabella
zamiast odpowiedzieć, podniosła się do siadu.
– Nie udawaj
niewinnej, Strażniczko, doskonale wiem, że kiedy wszedłem do namiotu, nie
spałaś.
Isabella zerknęła
na rozmówcę.
– Kto w ogóle
powiedział, że mam ci się tłumaczyć, elfie.
Zevran wziął
głęboki wdech i ze świstem wypuścił powietrze.
– Może po
prostu powiesz mi jasno, o co ci chodzi, a wtedy dojdziemy do jakiegoś
porozumienia?
– Niech cię
szlag. – Dziewczyna obróciła się przodem do Zevrana i wbiła w niego spojrzenie
niebieskich oczu; nie umknęło jego uwadze, że część jej koszuli zsunęła się z
ramienia, odsłaniając kościsty obojczyk. – To, co robię, to, jakie są moje
decyzje, to tylko i wyłącznie moja sprawa. Nie będę ci się tłumaczyć. Może liczyłam na to, że zabijesz mnie we śnie
i nie będę musiała się dalej męczyć na tym podole, a może nie chciałam być
sama, lub po prostu pragnęłam... kogoś obok, kogoś, kto bez zbędnych pytań po
prostu będzie, by chociaż raz, noc nie była cholernie przykrym doświadczeniem –
urwała, czekając na reakcję.
Wiedziała, że
wytrącona z równowagi powiedziała zbyt wiele. Miała tylko nadzieję, że Zevran
nie weźmie tego na poważnie, choćby nie wiadomo jak było to bliskie prawdy,
czającej się w najmroczniejszych zakamarkach jej serca.
– W takim
razie czemu tylko spaliśmy? – spytał z błyskiem w oku. – Czyż nie mogliśmy tej
nocy spędzić przyjemniej? – palnął, uśmiechając się do niej zalotnie, jakby
zupełnie zignorował jej wywód.
– Po prostu
wyjdź – powiedziała ostro, prawie szeptem.
Zevran tylko
wziął koszulę, po czym wyczołgał się z namiotu.
W obozie już od dobrych paru godzin panował
gwar; nie uczestniczyła w nim Morrigan, która miała na głowie życie qunari.
Stan Stena był stabilny, jednak ani się nie poprawiał, ani nie polepszał.
Morrigan wiedziała, że był silną i wytrzymałą osobą, ale jak każda, nawet on, miał
granice wytrzymałości. Wiedźma robiła wszystko, co w jej mocy, by towarzysz jak
najszybciej odzyskał przytomność i stanął na nogi. Co pewien czas klęła pod
nosem – klęła na wszystko. Na to, że w lesie nie potrafiła znaleźć potrzebnych
ziół, na to, że nie była uzdrowicielką, nawet na to, że Oghren za głośno
przeżuwał swoją porcję kaszy. Dawno nie była tak zirytowana, nawet Alistair się
trzymał od niej z daleka, co sygnalizowało, by się do niej nie zbliżać.
– Za niedługo
będzie południe, a Isabella nadal w namiocie – dziwił się Alistair, dłubiąc w
ziemi mieczem z wyrytym na linii klingi gryfem, znakiem rozpoznawczym Szarej
Straży.
On sam, mimo że dzierżył miecz, odziany był w
skórzane spodnie oraz płócienną koszulę.
– Zawsze wstawała przed świtem, prawda,
Leliano? – zwrócił się do rudowłosej kobiety, siedzącej nieopodal, karmiąc psa
Strażniczki.
Leliana, jak
zwykle w pełnej gotowości, była już w pełnym uniformie – swojej orlesiańskiej
skórzanej zbroi, której pierś zdobił krzyż miłosierdzia.
– Alistairze,
nie miej jej za złe, dziewczyna musi w końcu odpocząć – odpowiedziała
melodyjnym głosem, uśmiechając się do niego.
– Ach, wiem
przecież.
– Na cycki
moich Przodków! – krzyknął Oghren, wskazując ręką, w której trzymał drewnianą
łyżkę, w stronę namiotu Isabelli.
Z niego
wyłonił się Zevran odziany tylko i wyłącznie w spodnie, koszulę zaś trzymał w
ręku. Spojrzał na grupkę towarzyszy, siedzących przy palenisku, uśmiechnął się
do nich szeroko, zawadiacko puścił oko i poszedł w stronę swojego posłania.
Krasnolud
siedział oniemiały, patrząc co i rusz na Alistaira, namiot i na oddalającego
się Zevrana.
– Skurczybyk
szybki jest. – Przełknął ślinę. – Widać ja i ta wiedźma musimy się rozliczyć.
– Przecież… Isabella
nie wpuściłaby go ot tak...
– Wiesz,
młotku, nie wystarczy, że kobita cię wpuści, ty sam musisz wejść. – Krasnolud śmiał
się już w najlepsze, a jego miedziana broda, uwiązana w dwa grube warkocze
drżała niczym sprężyna.
Alistair
spojrzał na Lelianę, ta tylko wzruszyła ramionami, patrząc na niego wzrokiem
„nie mieszaj się w to”. On jednak nie miał zamiaru tego tak zostawić i ruszył w
stronę namiotu przyjaciółki.
Isabella, już
przebrana w swoją lekką zbroję, stanęła przed pałatką, rozciągając się.
– Alistairze –
zdziwiła się widokiem przyjaciela zmierzającego w jej stronę z chęcią mordu wypisaną
na twarzy. – Stało się coś? – spytała z troską w głosie.
– Czy coś się
stało? Nie wiem, może tym mi powiesz? – Mężczyzna stanął przed nią, wskazując
ręką w stronę namiotu elfa.
Isabella
przewróciła oczami, po czym odepchnęła przyjaciela stanowczo, starając się
przejść.
– Nie twoja
sprawa, a teraz mnie przepuść, muszę sprawdzić, co ze Stenem.
– O nie, moja
droga. – Chwycił ją za ramiona.
Alistair
często zapominał, że Isabella to bardzo dobrze wyszkolona kobieta; nim się
obejrzał, w jego brodę wbijał się mały, zdobiony sztylet.
– Nie twoja
sprawa, a teraz mnie puść. – Alistair spojrzał jej w oczy; znał ją najlepiej ze
wszystkich, tylko jemu się zwierzała, tylko jemu o sobie opowiadała, to on
wiedział jej wszystkie sekrety, nawet jeśli ona nie chciała mu czegoś ujawnić,
wystarczyło spojrzeć w jej lazurowe oczy.
– Nie zrobiłaś
tego, prawda? – stwierdził, a Couslandówna opuściła sztylet.
– Nie, nie
zrobiłam, a nawet jeśli, to, jak już mówiłam, nie twoja sprawa.
– On to może
wykorzystać przeciwko tobie, wiesz o tym? – Alistair puścił jej ramiona.
– Nie jestem
głupia, wiem, co robię. Słuchaj, wy już spaliście, a on wszedł mi do namiotu,
bo chciał porozmawiać. W końcu oboje zasnęliśmy i to tyle, Alistairze, naprawdę
– opowiedziała, nieznacznie naciągając prawdę.
Spojrzała Alistairowi
w jego piwne oczy, sprawdzając, czy jej uwierzył.
– Po prostu
uważaj – odparł tylko.
Isabella nie
potrafiła odgadnąć, co miał oznaczać ten dziwny błysk w oczach przyjaciela;
mimo wszystko postanowiła nie zawracać sobie tym głowy.
Poklepała
towarzysza po ramieniu, po czym; minąwszy go skierowała się do Morrigan.
zdziwilem sie ze taka mała notka powstała:P:P ale dobrze sie czytało:) Alister zanadto opiekuńczy:P:D
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńAnkieter bardzo martwi się o strażniczkę, czyżby coś do niej czuł…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Trochę z trudem przełykam tą wspólną noc, no nie wiem, dobra - rozumiem, co się święci, no aleee. Co innego jakby Zev zasnął przed wejściem, upojony alkoholem Oghrena, podczas rozmowy z mabari. "aaa zmrużę sobie oczy" i bach, Isabella znajduje go rano. I w sumie nie wiem dlaczego pyta go 'po co przyszedłeś' - skoro wieczorem, o to nie zapytała. Już rozumiem jakby wszedł i usiadł i pogadał i jakoś tak zasnął, bo tak o sobie ....
OdpowiedzUsuńNo dobra Izka, trochę mi się wytłumaczyłaś, niechaj Ci będzie, że uznam tą noc :D
"Stan Stena był stabilny, jednak ani się nie poprawiał, ani nie polepszał" - jeżeli coś jest stabilne to zazwyczaj ani się nie pogarsza, ani nie polepsza :D
"– Za niedługo będzie południe, a Isabella nadal w namiocie – dziwił się Alistair, dłubiąc w ziemi mieczem z wyrytym na linii klingi gryfem, znakiem rozpoznawczym Szarej Straży." - Izka, szaleje plaga, nie śpieszy Ci się przypadkiem? :>
Alistair jak prawdziwy Alistair, to mu trzeba przyznać :)