Sword

10 lutego 2013

ROZDZIAŁ 7. Podejrzenia.

Szara Strażniczka otworzyła oczy; z dworu dochodziły odgłosy budzącego się świata.
Ziewając szeroko przewróciła się na lewy bok. Ku jej zdumieniu obok wciąż leżał Zevran. Nie spał, a ich spojrzenia spotkały się. Isabella powstrzymała się od rzucenia w jego stronę paru epitetów.
– Dlaczego przyszedłeś? I co tu jeszcze robisz? – spytała, starając się nie wędrować wzrokiem na nagi tors towarzysza, gdy dostrzegła, że elfowi gdzieś zapodziała się koszula.
W tamtej chwili miała tylko nadzieję, że pod kocem mimo wszystko był odziany. Nie miała pojęcia, co jeszcze mogło mu wpaść do głowy.
– Dlaczego? – prychnął, unosząc się na łokciu do pozycji półleżącej. – To raczej ja powinienem zapytać, dlaczego mnie nie wygoniłaś, Strażniczko. – Spojrzał na nią, bezpruderyjnie pożerając wzrokiem.
Czy uwalana w krwi, czy szarżująca z bronią w ręku na pomioty, czy o poranku – zawsze wyglądała zjawiskowo i podniecająco.
Isabella zamiast odpowiedzieć, podniosła się do siadu.

– Nie udawaj niewinnej, Strażniczko, doskonale wiem, że kiedy wszedłem do namiotu, nie spałaś.
Isabella zerknęła na rozmówcę.
– Kto w ogóle powiedział, że mam ci się tłumaczyć, elfie.
Zevran wziął głęboki wdech i ze świstem wypuścił powietrze.
– Może po prostu powiesz mi jasno, o co ci chodzi, a wtedy dojdziemy do jakiegoś porozumienia?
– Niech cię szlag. – Dziewczyna obróciła się przodem do Zevrana i wbiła w niego spojrzenie niebieskich oczu; nie umknęło jego uwadze, że część jej koszuli zsunęła się z ramienia, odsłaniając kościsty obojczyk. – To, co robię, to, jakie są moje decyzje, to tylko i wyłącznie moja sprawa. Nie będę ci się tłumaczyć.  Może liczyłam na to, że zabijesz mnie we śnie i nie będę musiała się dalej męczyć na tym podole, a może nie chciałam być sama, lub po prostu pragnęłam... kogoś obok, kogoś, kto bez zbędnych pytań po prostu będzie, by chociaż raz, noc nie była cholernie przykrym doświadczeniem – urwała, czekając na reakcję.
Wiedziała, że wytrącona z równowagi powiedziała zbyt wiele. Miała tylko nadzieję, że Zevran nie weźmie tego na poważnie, choćby nie wiadomo jak było to bliskie prawdy, czającej się w najmroczniejszych zakamarkach jej serca.
– W takim razie czemu tylko spaliśmy? – spytał z błyskiem w oku. – Czyż nie mogliśmy tej nocy spędzić przyjemniej? – palnął, uśmiechając się do niej zalotnie, jakby zupełnie zignorował jej wywód.
– Po prostu wyjdź – powiedziała ostro, prawie szeptem.
Zevran tylko wziął koszulę, po czym wyczołgał się z namiotu.

  W obozie już od dobrych paru godzin panował gwar; nie uczestniczyła w nim Morrigan, która miała na głowie życie qunari. Stan Stena był stabilny, jednak ani się nie poprawiał, ani nie polepszał. Morrigan wiedziała, że był silną i wytrzymałą osobą, ale jak każda, nawet on, miał granice wytrzymałości. Wiedźma robiła wszystko, co w jej mocy, by towarzysz jak najszybciej odzyskał przytomność i stanął na nogi. Co pewien czas klęła pod nosem – klęła na wszystko. Na to, że w lesie nie potrafiła znaleźć potrzebnych ziół, na to, że nie była uzdrowicielką, nawet na to, że Oghren za głośno przeżuwał swoją porcję kaszy. Dawno nie była tak zirytowana, nawet Alistair się trzymał od niej z daleka, co sygnalizowało, by się do niej nie zbliżać.
– Za niedługo będzie południe, a Isabella nadal w namiocie – dziwił się Alistair, dłubiąc w ziemi mieczem z wyrytym na linii klingi gryfem, znakiem rozpoznawczym Szarej Straży.
 On sam, mimo że dzierżył miecz, odziany był w skórzane spodnie oraz płócienną koszulę.
 – Zawsze wstawała przed świtem, prawda, Leliano? – zwrócił się do rudowłosej kobiety, siedzącej nieopodal, karmiąc psa Strażniczki.
Leliana, jak zwykle w pełnej gotowości, była już w pełnym uniformie – swojej orlesiańskiej skórzanej zbroi, której pierś zdobił krzyż miłosierdzia.
– Alistairze, nie miej jej za złe, dziewczyna musi w końcu odpocząć – odpowiedziała melodyjnym głosem, uśmiechając się do niego.
– Ach, wiem przecież.
– Na cycki moich Przodków! – krzyknął Oghren, wskazując ręką, w której trzymał drewnianą łyżkę, w stronę namiotu Isabelli.
Z niego wyłonił się Zevran odziany tylko i wyłącznie w spodnie, koszulę zaś trzymał w ręku. Spojrzał na grupkę towarzyszy, siedzących przy palenisku, uśmiechnął się do nich szeroko, zawadiacko puścił oko i poszedł w stronę swojego posłania.
Krasnolud siedział oniemiały, patrząc co i rusz na Alistaira, namiot i na oddalającego się Zevrana.
– Skurczybyk szybki jest. – Przełknął ślinę. – Widać ja i ta wiedźma musimy się rozliczyć.
– Przecież… Isabella nie wpuściłaby go ot tak...
– Wiesz, młotku, nie wystarczy, że kobita cię wpuści, ty sam musisz wejść. – Krasnolud śmiał się już w najlepsze, a jego miedziana broda, uwiązana w dwa grube warkocze drżała niczym sprężyna.
Alistair spojrzał na Lelianę, ta tylko wzruszyła ramionami, patrząc na niego wzrokiem „nie mieszaj się w to”. On jednak nie miał zamiaru tego tak zostawić i ruszył w stronę namiotu przyjaciółki.
Isabella, już przebrana w swoją lekką zbroję, stanęła przed pałatką, rozciągając się.
– Alistairze – zdziwiła się widokiem przyjaciela zmierzającego w jej stronę z chęcią mordu wypisaną na twarzy. – Stało się coś? – spytała z troską w głosie.
– Czy coś się stało? Nie wiem, może tym mi powiesz? – Mężczyzna stanął przed nią, wskazując ręką w stronę namiotu elfa.
Isabella przewróciła oczami, po czym odepchnęła przyjaciela stanowczo, starając się przejść.
– Nie twoja sprawa, a teraz mnie przepuść, muszę sprawdzić, co ze Stenem.
– O nie, moja droga. – Chwycił ją za ramiona.
Alistair często zapominał, że Isabella to bardzo dobrze wyszkolona kobieta; nim się obejrzał, w jego brodę wbijał się mały, zdobiony sztylet.
– Nie twoja sprawa, a teraz mnie puść. – Alistair spojrzał jej w oczy; znał ją najlepiej ze wszystkich, tylko jemu się zwierzała, tylko jemu o sobie opowiadała, to on wiedział jej wszystkie sekrety, nawet jeśli ona nie chciała mu czegoś ujawnić, wystarczyło spojrzeć w jej lazurowe oczy.
– Nie zrobiłaś tego, prawda? – stwierdził, a Couslandówna opuściła sztylet.
– Nie, nie zrobiłam, a nawet jeśli, to, jak już mówiłam, nie twoja sprawa.
– On to może wykorzystać przeciwko tobie, wiesz o tym? – Alistair puścił jej ramiona.
– Nie jestem głupia, wiem, co robię. Słuchaj, wy już spaliście, a on wszedł mi do namiotu, bo chciał porozmawiać. W końcu oboje zasnęliśmy i to tyle, Alistairze, naprawdę – opowiedziała, nieznacznie naciągając prawdę.
Spojrzała Alistairowi w jego piwne oczy, sprawdzając, czy jej uwierzył.
– Po prostu uważaj – odparł tylko.
Isabella nie potrafiła odgadnąć, co miał oznaczać ten dziwny błysk w oczach przyjaciela; mimo wszystko postanowiła nie zawracać sobie tym głowy.
Poklepała towarzysza po ramieniu, po czym; minąwszy go skierowała się do Morrigan.

3 komentarze:

  1. zdziwilem sie ze taka mała notka powstała:P:P ale dobrze sie czytało:) Alister zanadto opiekuńczy:P:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    Ankieter bardzo martwi się o strażniczkę, czyżby coś do niej czuł…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę z trudem przełykam tą wspólną noc, no nie wiem, dobra - rozumiem, co się święci, no aleee. Co innego jakby Zev zasnął przed wejściem, upojony alkoholem Oghrena, podczas rozmowy z mabari. "aaa zmrużę sobie oczy" i bach, Isabella znajduje go rano. I w sumie nie wiem dlaczego pyta go 'po co przyszedłeś' - skoro wieczorem, o to nie zapytała. Już rozumiem jakby wszedł i usiadł i pogadał i jakoś tak zasnął, bo tak o sobie ....

    No dobra Izka, trochę mi się wytłumaczyłaś, niechaj Ci będzie, że uznam tą noc :D

    "Stan Stena był stabilny, jednak ani się nie poprawiał, ani nie polepszał" - jeżeli coś jest stabilne to zazwyczaj ani się nie pogarsza, ani nie polepsza :D

    "– Za niedługo będzie południe, a Isabella nadal w namiocie – dziwił się Alistair, dłubiąc w ziemi mieczem z wyrytym na linii klingi gryfem, znakiem rozpoznawczym Szarej Straży." - Izka, szaleje plaga, nie śpieszy Ci się przypadkiem? :>

    Alistair jak prawdziwy Alistair, to mu trzeba przyznać :)

    OdpowiedzUsuń