„Nie rozumiem, czemu ona tak na mnie działa.
Kobieta, jak każda inna. Piersi i tyłek ma na swoim miejscu. Więc, co mnie tak
do niej ciągnie? Czyżby fakt, że jeszcze żyła, że udało jej się nie zginąć z
mojej ręki? Jeśli tak na to patrzę, to rzeczywiście, jest to dziwnie
podniecające.
Jestem masochistą oraz idiotą, że poszedłem
do jej namiotu. Jej ciepłe ciało tak blisko, włosy, skóra. Moje zmysły szalały,
ledwo zachowywałem trzeźwość umysłu.
Miałem się trzymać na dystans, krok po kroku
starając się zdobyć jej zaufanie. Jej?
Fakt, muszę zdobyć zaufanie każdego z nich, nie tylko ona się liczy.
Ta noc była pomyłką, nie wiem, dlaczego
poszedłem za nią.
Może na coś liczyłem? Zapewne tak.
Muszę wziąć się w garść, nie mogę tak po
prostu dać się ponieść emocjom i się wycofać. Posiadam zadanie do wykonania. Muszę
je wykonać. Chcę je wykonać.
Pytanie tylko, czy watro? Mam mętlik w
głowie…”
– Jaki jest
jego stan? – spytała Isabella, patrząc troskliwie na nieprzytomnego qunari.
– Stabilny. –
Morrigan zdobyła się na pocieszający uśmiech, który i tak kiepsko jej wyszedł.
– Qunari to wytrzymała rasa, ale mimo tego ich ciało także zbudowane są z krwi i kości. Te
kości też mogą się połamać, nie są niezniszczalne. – Wiedźma wcierała maść w
silne ramiona Stena.
– Chciałam go
zabrać do Kręgu… – Strażniczka spojrzała na Morrigan, jakby szukała w niej
poparcia.
– Wykluczone,
mówiłam ci to już wczoraj. Poza tym sama widzisz. Jest nieprzytomny i nie wiem,
kiedy będzie w stanie walczyć. – Zgromiła wzrokiem przyjaciółkę.
Morrigan na
pozór wydawała się być surową kobietą, a tak naprawdę, gdy się ja bliżej
poznało, okazywało się, że była zdolna do cieplejszych uczuć. Potrafiła
troszczyć się o przyjaciół, uśmiechać
się, a nawet żartować. Wrażenie, że była wredną kobietą potęgowały jej zimne,
lecz egzotyczne rysy twarzy oraz żółte oczy, okolone wachlarzem czarnych rzęs i
podkreślone mocnym, fioletowym makijażem.
Z początku,
kiedy matka Morrigan, Flemeth, zdecydowała, że jej córka miała wyruszyć razem z
Szarymi Strażnikami, by pomóc im zjednać sojuszników, Isabella i Morrigan nie
przepadały za sobą. Wiedźma wydawała się fałszywa, arogancka oraz nieuprzejma.
Jedynym osobnikiem z grupy, który zdawał się od samego początku uwielbiać
Morrigan, był Rufus.
Zawsze zanosił
jej różne rzeczy: upolowaną mysz, wiewiórkę czy jakiekolwiek chwasty. Alistaira
niezmiernie to bawiło.
– A ty?
Zostaniesz z nim?
– A komu
innemu chciałabyś zlecić czuwanie nad nim? – Morrigan podparła się pod boki. –
Alistair to głąb. Oghren to pijak, który zamiast eliksiru wlałby w Stena
butelkę gorzałki. Leliana zaś… – Wiedźma spojrzała w kierunku łuczniczki, która
aktualnie zbierała kwiaty, śpiewając pod nosem. – … modliłaby się o cud do
Stwórcy – zakończywszy wypowiedź, podeszła do skromnego ogniska, nad którym był
zawieszony malutki kociołek.
– Zapomniałaś
o Zevranie, – Isabella wzięła z lnianego worka przewieszonego przez gałąź
drzewa parę elfich korzeni i podała przyjaciółce.
Doskonale
wiedziała, jaka mikstura była przygotowywana.
Morrigan odebrała
korzenie od Strażniczki i wrzuciła do gotującej się wody.
– Zevran?
Wydaje mi się, że lepiej by było, gdyby poszedł z tobą pertraktować z magami,
niż miał zostać w obozie bez nadzoru. Kto wie, co strzeliłoby mu do łba?
Strażniczka
ukucnęła obok drzewa.
Zapowiadał się
piękny dzień; czuć było w powietrzu nadchodzącą zimę, jednak jesień była
wyjątkowo ciepła i słoneczna. Pomimo hulającego wiatru, niosącego lodowate
powietrze prosto z Gór Mroźnego Grzbietu, pogoda się utrzymywała.
Morrigan
obserwowała przyjaciółkę – widziała, że odkąd elf dołączył do grupy, dziewczyna
zaczęła się dziwnie zachowywać. Skrywała coś głęboko w sobie, coś, czego się
wstydziła, a jednak bardzo tego pragnęła. Dla Morrigan relacje międzyludzkie
były niezrozumiałe. Nie widziała sensu w
podawaniu ręki nowo poznanej osobie, nie rozumiała zwyczaju kłaniania się starszym
na ulicy. Nie mówiąc już o relacjach, czysto fizycznych miedzy dwiema osobami.
Morrigan była
prostą i stanowczą osobą. Wiedziała, kiedy mężczyźnie chodziło o seks, i nie
znajdowała sensu w robieniu podchodów, wysyłaniu liścików czy kwiatów.
W Głuszy
Korcari nieraz spotykała osobników płci przeciwnej; przeważnie byli to ludzie –
Chasyndzi, dzikusy i barbarzyńcy. Oni po prostu brali, co chcieli, a ona się
nie sprzeciwiała. Sprawiało jej to przyjemność. Nie robili jej krzywdy – zdawali
sobie sprawę, z kim mieli do czynienia, wiedzieli o jej zdolnościach i bali się
jej.
Byli też i
tacy, co wracali, by po raz kolejny zasmakować jej owocu. To było dla niej
proste i naturalne – sam seks, zero zobowiązań. Nigdy nikogo nie kochała, bo i
po co?
– Coś się
stało? – spytała Couslandówna. – Czemu mi się tak przyglądasz?
– Po prostu
się zastanawiam. – Morrigan wstała i usiadła koło szlachcianki. – Zastanawiają
mnie twoje relacje z tym ostrouchym. Spędziliście razem noc…
– To nie tak,
jak myślisz, Morrigan. – Strażniczka przerwała jej w połowie zdania. –
Rozmawialiśmy, tylko rozmawialiśmy, na dworze robiło się coraz chłodniej, więc
poszliśmy do namiotu, Zevran zasnął, a ja nie chciałam go budzić. – Isabella
powiedziała wszystko jednym tchem.
Wiedźma tylko
się jej przyglądała z zawadiackim uśmieszkiem na twarzy.
– Jeśli masz
na to ochotę, najzwyczajniej w świecie to zrób, zamiast bawić się z nim w kotka
i myszkę.
– Słucham?
Chyba nie mówisz poważnie.
– Jak
najbardziej poważnie, moja droga. Myślę również, że on nie miałby nic przeciwko.
– Czarodziejka wyjrzała przez ramię Strażniczki. – Odkąd tu jesteś, nasz drogi
elf nie spuszcza cię z oczu – powiedziała uszczypliwie i kiwnęła brodą w stronę
Zevrana, który siedział przy kamieniu, pochłonięty pisaniem.
Co i rusz
ukradkiem spoglądał w stronę Isabelli, mając przy tym rozmarzony wyraz twarzy.
Isabella
obróciła się w kierunku, który pokazywała Morrigan.
W tym samym momencie
ich spojrzenia spotkały się. Isabella szybko odwróciła głowę.
– Masz
urojenia – powiedziała cicho, spoglądając w ziemię.
– Ja mam
urojenia? – zaśmiała się Morrigan. – Posłuchaj mnie, ja bym na twoim miejscu
trzymała tego skubańca jak najbliżej siebie; z wiadomych przyczyn. Dodatkowo
możesz mieć z tego korzyści, przyjemne korzyści. On sam wygląda na takiego,
który nie przepuściłby takiej okazji. Alistaira miałabym gdzieś. Widziałam jak
na ciebie naskoczył.
– Zachowywał
się jakby świat miał się od tego zawalić. O czym my w ogóle rozmawiamy?!
– Jeśli mnie
pamięć nie myli, to o twoim życiu intymnym.
– Na Stwórcę –
westchnęła Strażniczka.
– Co, nigdy
nie miałaś mężczyzny? – spytała Morrigan, nie kryjąc ciekawości.
– Miałam, ale
tylko z jednego – odparła smutno Isabella, zaczesując kosmyk włosów za ucho. –
Zginął w tę samą noc, co moi rodzice – uściśliła.
Przypomniała
sobie go. Jego szerokie ramiona, głęboki, przyprawiający o przyjemne ciarki
głos, kasztanowe włosy, mahoniowy odcień oczu. Nazywał się Dairren i był synem banna Loren.
– Był to ktoś ważny?
– zainteresowała się wiedźma, widząc smutek na twarzy Isabelli.
– Powiedzmy,
że tak. Nie kochałam, go, jeśli o to pytasz. Lubiłam przebywać w jego
towarzystwie, spędzać z nim noce, gdy wraz ze swoimi rodzicami składali wizytę
w Wysokożu, jednak nie było w tym podniosłości. – Isabella zaśmiała się pod
nosem. – Był pierwszym mężczyzną, którego nie przerażało moje wyszkolenie
bojowe. Kiedyś zauważyłam, że mi się przyglądał, przyznał się, że mu się
podobam. I tak to wyszło. Sypialiśmy ze sobą sporadycznie, jak tylko bywał u
mnie w domu.
– To skąd ten
smutek? – zdziwiła się Morrigan.
– Nie wiem,
może z powodu wspomnień o domu. – Isabella wzruszyła ramionami. – Wiesz, moja matka
zgodziła się na nasze zaręczyny, a przynajmniej takie doszły mnie słuchy.
– Rozumiem, że
do takowych nie doszło.
– Dokładnie –
odparła Isabella, starając się nie rozpamiętywać przeszłości. – A teraz pozwól,
że się oddalę nim bardziej mnie zdemoralizujesz.
Isabella
wstała, już miała odejść, gdy Morrigan się odezwała.
– Pamiętaj, że
Zevran jest jak trucizna przeznaczona specjalnie dla ciebie. – Isabella spojrzała na przyjaciółkę. – A wiesz
gdzie ja trzymam swoje trucizny? – spytała, a Isabella tylko uniosła brew. – Blisko siebie –
powiedziała, poklepując dłonią kieszeń spódnicy.
Bez urazy... ale ta notka nie w moim guście...
OdpowiedzUsuńTo ma być dla wszystkich a nie tylko dla ciebie ;) jak sie nie podoba trudno :D
UsuńCzytałam wiele ff głównie Ulquiorra x Orihime z anime, Thane x Shepard z ME i Fenris x Hasłem. To opowiadanie mnie bardzo uszczesliwia ;33
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńhaha Morgana wie co chodzi po głowie naszej strażniczce…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
hi hi hi,
OdpowiedzUsuń"Qunari to wytrzymała rasa, ale mimo tego ich ciało także zbudowane są z krwi i kości." - mały błąd. ich ciało są?
"Potrafiła troszczyć się o przyjaciół, uśmiechać się, a nawet żartować." - czy jej przyjaciółką nie była tylko Strażniczka. Czy chodzi o to, że troszczyła się o towarzyszy?
"On sam wygląda na takiego, który nie przepuściłby takiej okazji." - takiego, takiej - małe powtórzenie :)
"– Miałam, ale tylko z jednego – odparła smutno Isabella" - hahaha, smutna, że miała tylko jednego :D
"– Pamiętaj, że Zevran jest jak trucizna przeznaczona specjalnie dla ciebie. – Isabella spojrzała na przyjaciółkę. – A wiesz gdzie ja trzymam swoje trucizny? – spytała, a Isabella tylko uniosła brew. – Blisko siebie – powiedziała, poklepując dłonią kieszeń spódnicy." - ge-nia-lne <3
Poprawioną notkę lepiej mi się czytało. Chyba wcześniej nic nie było wspomniane o Dairren'ie.
OdpowiedzUsuń