– Więc, elfie,
teraz powiesz mi wszystko, co chcę wiedzieć. Jasne? – spytała Isabella mało
przychylnym tonem głosu, po czym usiadła na wprost skrytobójcy, bawiąc się
sztyletem.
Zevran
przyjrzał się Szarej Strażniczce. Była blada o niemal mlecznobiałej cerze, a
atramentowo czarne włosy jeszcze bardziej to podkreślały. Ciało miała drobne,
aczkolwiek dało się dostrzec silne mięśnie pracujące pod napiętą skórą. Gdzieniegdzie,
na przedramionach oraz dłoniach widniały wojenne pamiątki w postaci
bladoróżowych szram. Blizna, która szczególnie przyciągnęła uwagę elfa znajdywała się
na lewym policzku młodej kobiety. Zaczynała się tuż przy
uchu, biegła poziomo po linii grzbietu kości jarzmowej, a kończyła nie cały cal od
nosa. Widać było, że ranę zadano ostrym narzędziem. Zevran obstawiał sztylet,
bądź strzałę. Zaczął zastanawiać się nad historią znamiona.
– A czy mogę
się na ciebie bezczelnie gapić? – sarknął, patrząc wprost w jej owalne, głęboko
osadzone oczy o intensywnej niebieskiej barwie. Couslandówna spiorunowała elfa
wzrokiem. – Nie? Szkoda.
– Nie igraj ze
mną, ostrouchy, gdyby to tylko ode mnie zależało, już dawno skończyłbyś jako
kolacja dla Rufusa – odpowiedziała, dotykając czubkiem ostrza elfiego
podbródka.
Rufus to
wierny pies Szarej Strażniczki, czystej krwi mabari. Ogary bojowe były psami
zazwyczaj szkolonymi do walki. Różniły się gabarytami i wyglądem od zwykłych
domowych psów. Mabari były potężne, mocno zbudowane, z dłuższymi przednimi
kończynami i zadem opadającym lekko, niczym u hieny. Ich szerokie szczęki, wyposażone
w ostre, wytrzymałe zębiska, podczas szarży stawały się bronią, niosącą
obietnicę śmierci. Uszy miały drobne, złamane w połowie, osadzone tak, aby w
walce nie zostały ranne. Jestestwo mabari wzbudzało w niektórych strach; jednym
kłapnięciem szczęk potrafiły zmiażdżyć rękę nawet dorosłemu mężczyźnie.
Rufus odznaczał
się dobrą budową ciała, zadbaną czarną sierścią oraz posłusznością, choć nie
raz stawiał na swoim i zachowywał się jak dziecko. Wykonywał polecenia Isabelli
bez odrobiny sprzeciwu, ale, gdy pozostawał bez opieki swojej pani, dawał się we
znaki reszcie towarzyszy.
– Wolałbym
skończyć nagi i przykuty do drzewa niż w paszczy twojego jakże cudownego
pupilka. Niech zgadnę, pewnie jest maskotką całej drużyny? – Elf posłał
nienawistne spojrzenie psu siedzącemu nieopodal, ten tylko wyszczerzył zęby,
wydając z siebie gardłowe warczenie.
Zevran
zapominał, że mabari doskonale rozumiały, co do nich mówiono. Wśród
ludu Fereldenu znane przysłowie mówiło, że były na tyle inteligentne, że mógłby nauczyć
się mówić, ale również na tyle mądre, by tego nie robić.
– Ta
propozycja też jest kusząca. – Zevran dostrzegł niebezpieczny błysk w oku jego
oprawczyni.
– Więc –
spojrzał uważnie na Strażniczkę – co byś chciała wiedzieć?
Elf zlustrował
wzrokiem Isabellę, czekając na odpowiedź. Dopiero teraz do niego dotarło, co
tak naprawdę powstrzymało go wtedy od wystrzelenia strzały.
– Wszystko.
– Nazywam się
Zevran Arainai, dla przyjaciół Zev, należę do Antivańskich Kruków, moim
zadaniem było zlikwidowanie ostatnich Szarych Strażników. Jak widać zawiodłem.
– Bardzo się
cieszę, że ci się nie udało.
– Nie wątpię,
lecz dla mnie jest to bardzo, i to bardzo, niekorzystne.
– Kto ci
zlecił nasze zabójstwo? – spytała Isabella.
– Pewien
jegomość ze stolicy, Loghain – odparł, zatajając w tym wszystkim udział arla
Howe’a.
– Jesteś mu
lojalny?
– Lojalność to
pojęcie względne. Nie jestem mu lojalny, byłem zobowiązany do wypełnienia
zadania.
– Kiedy miałeś
się z nim spotkać?
– Nie miałem,
po prostu po wykonania zadania powinienem powrócić do Antivy. Jeśli zawiodłem,
oznacza to, że jestem martwy, przynajmniej Kruki tak działają.
– To wszystko?
Przez siedem dni byłeś torturowany i nie pisnąłeś ani słowa, tak jakbyś
posiadał informacje, które byłyby w stanie zrujnować państwo, a teraz, gdy
wracam, dowiaduję się... no właśnie, czego?! Niczego! Bo to, że Loghain chce
się nas pozbyć, nie jest żadną nowością – odpowiedziała wściekle, przypominając
sobie, jak w Lothering, pół roku temu napadnięto ich w karczmie przez ludzi
Loghaina, którzy mieli za zadanie wybijanie niedobitków z Ostagaru, a w
szczególności tych, którzy mienili się Szarymi Strażnikami.
Isabella
wstała, po czym zwróciła się do qunari, stojącego nieopodal, bacznie
obserwującego całą konwersację.
– Sten, zabij
go.
– Hej!
Poczekaj! – W głosie elfa słychać było panikę, gdy widział, jak potężny,
białowłosy qunari, większy od przeciętnego człowieka, ruszył w jego stronę, podnosząc
wielki dwuręczny miecz, jakby to była dziecięca zabawka. – Może się jakoś
dogadamy?!
Isabella
przystanęła, zwracając się ku skrytobójcy, patrząc na niego zniesmaczona.
– Dogadamy?
Niby w jaki sposób? – prychnęła zirytowana.
Podniesione
głosy elfa i Strażniczki wzbudziły zainteresowanie wśród reszty obozowiczów,
którzy zaczęli zbliżać się, aby posłuchać konkretów.
Zevran wyciągnął otwartą dłoń w stronę Stena, jakby miało go to powstrzymać. Olbrzym zatrzymał się,
bynajmniej nie z powodu elfa. Fioletowo-różowe oczy miał utkwione w postaci
liderki. Nawet głupiec zauważyłby, że był jej wierny i oddany.
– Chodzi o to,
że zawiodłem. Jeśli ty mnie nie zabijesz, zrobią to Kruki, tak to już działa, niestety
– zaczął Zevran, patrząc intensywnie na postać Isabelli. – Problem w tym, że ja
lubię żyć, wiec pozwól, że zaoferuję ci moje usługi. Masz chwalebny cel, a
ludzi do pomocy mało. Jestem doskonałym zabójcą, dobrze wyszkolonym, skłamałbym,
nie mówiąc, że najlepszym w swoim fachu. Mogę się przydać – dokończył z
nadzieją w oczach.
– A co, jeśli
uciekniesz? Lub będziesz próbował dokończyć zlecenie? Nie jesteś godny
zaufania.
– Próbowanie po
raz drugi byłoby głupstwem, biorąc pod uwagę fakt, iż zawiodłem za pierwszym
razem, a uciekać nie mam zamiaru. W pojedynkę, bez prowiantu oraz broni,
podczas szalejącej Plagi, marne me szanse. Jak już ci też wspominałem, jeśli ty
mnie nie zabijesz, zrobią to Kruki. Więc jak będzie, Strażniczko? – Spojrzał na
nią wyczekująco bursztynowymi oczami.
Isabella
westchnęła przeciągle, kręcąc przy tym głową, jakby sama nie potrafiła uwierzyć w to, co miała uczynić.
Podeszła do skrytobójcy i podała mu rękę. Ten, chwyciwszy ją, powstał i
powiedział uroczyście:
– A więc
niniejszym składam ci przysięgę wierności i lojalności, ważną do czasu, aż
zdecydujesz się mnie z niej zwolnić. Jestem twój, to ci przysięgam –
powiedziawszy to, skłonił się nisko.
– To dobry
plan – odezwała się Morrigan – ale na twoim miejscu, moja droga, od tej pory zwracałabym
większą uwagę na jadło i napoje.
– Zawsze warto
tak robić – odparł Zevran, odsłaniając w uśmiechu rząd równych białych zębów.
– Nie możesz! –
Ku nim zmierzał zdenerwowany Alistair. – To czyste szaleństwo, czy naprawdę
jesteśmy tak zdesperowani, by przyjmować w szeregi osobę, która próbowała nas
zabić?
Isabella
podeszła do zarekwirowanego ekwipunku elfa, nie zwracając uwagi na sprzeciwy
młodzieńca.
– Isabello, to
jest... – Alistair spojrzał na Zevrana – elf...
– Twoja
spostrzegawczość, Alistairze, jak zwykle nas zadziwia – powiedziała Morrigan,
oddalając się w stronę swojego namiotu.
– Bardzo
śmieszne, wiedźmo. – Posłał jej mordercze spojrzenie, po czym podbiegł do
Strażniczki, która dalej była zajęta przekopywaniem rzeczy elfa. – Posłuchaj,
to jest elf, szumowina, skrytobójca i... i... i... – znowu spojrzał na Zevrana
– i ma tatuaż! Na twarzy! Kto normalny tatuuje sobie twarz?!
– Naprawę,
Alistairze, nie masz innych argumentów? – spytała, prostując się, w dłoni
trzymała lnianą koszulę. – Jesteśmy w trudnej sytuacji, sam doskonale o tym
wiesz. Moja decyzja jest nieodwołalna, a poza tym rozejrzyj się. – Wskazała na
obozowisko. – Nas jest pięcioro na niego jednego, poza tym Rufus też będzie
mieć na niego oko, więc przestań panikować. – Ostatnie zdanie powiedziała już
podniesionym głosem.
Alistair, mimo
że był doskonałym wojownikiem, potrafił stać się niezmiernie irytujący.
– Ubierz się. –
Rzuciła skrytobójcy odzienie. – Ostrzegam, żadnych numerów. A ty – zwróciła się
do Alistaira – zacznij mi może w końcu ufać.
– Tobie ufam,
nie ufam jemu. – Wskazał na Zevrana, który aktualnie zapinał koszulę.
– Wydaje mi
się, że będzie to całkiem niezła przygoda, może być zabawnie – powiedział, po
czym usadowił się wygodnie pod pobliskim dębem i otworzył swój dziennik.
Pamietam ten kawałek z gry jak Zevran zastawił pułapke:) lecz w grze to troche bardzo cienko pokazali... a gdyby zrobili tak jak ty napisalas byloby odrazu ciekawiej:) lecz to tylko gra:)
OdpowiedzUsuńMorrigan jak zwykle kłóci się z Alistarem... Zawsze mnie zastanawiało czy główna bohaterka będzie z Alistarem. No nic pozostaje mi czytać :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńdobry rozdział, Rufus mi się spodobał, a panika elfa jak kazał Isabella go zabić, piękna…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
"Chodziło wśród ludu Fereldenu przysłowie" - przysłowie raczej nie może chodzić.
OdpowiedzUsuńMoment, w którym Strażniczka werbuje Zevrana jest... w grze tak było prawda? szybko zgoda, "witaj w drużynie". Niemniej Isabella raczej gardzi w tym momencie Krukiem, może powinna dostać chwilę czasu na zastanowienie? Może powinna porozmawiać z towarzyszami później, na osobności, kiedy Zev siedziałby nadal skrępowany. Już widzę gadanie Leliany "to Stwórca go przysłał", przeczekać noc, może dojdzie do wniosku, że jednak warto mieć przy sobie zabójcę. No nie wiem, wydaje mi się, że w rzeczywistości takie decyzję potrzebują czasu i mocnych argumentów :) i sytuacja wydawałaby się prawdziwsza. W tekście wystarczy zamienić kolejność - najpierw rozmowa z towarzyszami, później uwolnienie Kruka.:D
Notka bardzo ciekawa, intrygująca, człowiek zastanawia się, co kierowało Strażniczką, dlaczego zgodziła się zwerbować swojego zabójcę :) słodka tajemnica. Bardzo fajnie :)