Sword

30 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 2. Obietnica



– Więc, elfie, teraz powiesz mi wszystko, co chcę wiedzieć. Jasne? – spytała Isabella mało przychylnym tonem głosu, po czym usiadła na wprost skrytobójcy, bawiąc się sztyletem.

Zevran przyjrzał się Szarej Strażniczce. Była blada o niemal mlecznobiałej cerze, a atramentowo czarne włosy jeszcze bardziej to podkreślały. Ciało miała drobne, aczkolwiek dało się dostrzec silne mięśnie pracujące pod napiętą skórą. Gdzieniegdzie, na przedramionach oraz dłoniach widniały wojenne pamiątki w postaci bladoróżowych szram. Blizna, która szczególnie przyciągnęła uwagę elfa znajdywała się na lewym policzku młodej kobiety. Zaczynała się tuż przy uchu, biegła poziomo po linii grzbietu kości jarzmowej, a kończyła nie cały cal od nosa. Widać było, że ranę zadano ostrym narzędziem. Zevran obstawiał sztylet, bądź strzałę. Zaczął zastanawiać się nad historią znamiona.


– A czy mogę się na ciebie bezczelnie gapić? – sarknął, patrząc wprost w jej owalne, głęboko osadzone oczy o intensywnej niebieskiej barwie. Couslandówna spiorunowała elfa wzrokiem. – Nie? Szkoda.

– Nie igraj ze mną, ostrouchy, gdyby to tylko ode mnie zależało, już dawno skończyłbyś jako kolacja dla Rufusa – odpowiedziała, dotykając czubkiem ostrza elfiego podbródka.

Rufus to wierny pies Szarej Strażniczki, czystej krwi mabari. Ogary bojowe były psami zazwyczaj szkolonymi do walki. Różniły się gabarytami i wyglądem od zwykłych domowych psów. Mabari były potężne, mocno zbudowane, z dłuższymi przednimi kończynami i zadem opadającym lekko, niczym u hieny. Ich szerokie szczęki, wyposażone w ostre, wytrzymałe zębiska, podczas szarży stawały się bronią, niosącą obietnicę śmierci. Uszy miały drobne, złamane w połowie, osadzone tak, aby w walce nie zostały ranne. Jestestwo mabari wzbudzało w niektórych strach; jednym kłapnięciem szczęk potrafiły zmiażdżyć rękę nawet dorosłemu mężczyźnie.

Rufus odznaczał się dobrą budową ciała, zadbaną czarną sierścią oraz posłusznością, choć nie raz stawiał na swoim i zachowywał się jak dziecko. Wykonywał polecenia Isabelli bez odrobiny sprzeciwu, ale, gdy pozostawał bez opieki swojej pani, dawał się we znaki reszcie towarzyszy.

– Wolałbym skończyć nagi i przykuty do drzewa niż w paszczy twojego jakże cudownego pupilka. Niech zgadnę, pewnie jest maskotką całej drużyny? – Elf posłał nienawistne spojrzenie psu siedzącemu nieopodal, ten tylko wyszczerzył zęby, wydając z siebie gardłowe warczenie.

Zevran zapominał, że mabari doskonale rozumiały, co do nich mówiono. Wśród ludu Fereldenu znane przysłowie mówiło, że były na tyle inteligentne, że mógłby  nauczyć się mówić, ale również na tyle mądre, by tego nie robić.

– Ta propozycja też jest kusząca. – Zevran dostrzegł niebezpieczny błysk w oku jego oprawczyni.

– Więc – spojrzał uważnie na Strażniczkę – co byś chciała wiedzieć?

Elf zlustrował wzrokiem Isabellę, czekając na odpowiedź. Dopiero teraz do niego dotarło, co tak naprawdę powstrzymało go wtedy od wystrzelenia strzały.

– Wszystko.

– Nazywam się Zevran Arainai, dla przyjaciół Zev, należę do Antivańskich Kruków, moim zadaniem było zlikwidowanie ostatnich Szarych Strażników. Jak widać zawiodłem.

– Bardzo się cieszę, że ci się nie udało.

– Nie wątpię, lecz dla mnie jest to bardzo, i to bardzo, niekorzystne.

– Kto ci zlecił nasze zabójstwo? – spytała Isabella.

– Pewien jegomość ze stolicy, Loghain – odparł, zatajając w tym wszystkim udział arla Howe’a.

– Jesteś mu lojalny?

– Lojalność to pojęcie względne. Nie jestem mu lojalny, byłem zobowiązany do wypełnienia zadania.

– Kiedy miałeś się z nim spotkać?

– Nie miałem, po prostu po wykonania zadania powinienem powrócić do Antivy. Jeśli zawiodłem, oznacza to, że jestem martwy, przynajmniej Kruki tak działają.

– To wszystko? Przez siedem dni byłeś torturowany i nie pisnąłeś ani słowa, tak jakbyś posiadał informacje, które byłyby w stanie zrujnować państwo, a teraz, gdy wracam, dowiaduję się... no właśnie, czego?! Niczego! Bo to, że Loghain chce się nas pozbyć, nie jest żadną nowością – odpowiedziała wściekle, przypominając sobie, jak w Lothering, pół roku temu napadnięto ich w karczmie przez ludzi Loghaina, którzy mieli za zadanie wybijanie niedobitków z Ostagaru, a w szczególności tych, którzy mienili się Szarymi Strażnikami.

Isabella wstała, po czym zwróciła się do qunari, stojącego nieopodal, bacznie obserwującego całą konwersację.

– Sten, zabij go.

– Hej! Poczekaj! – W głosie elfa słychać było panikę, gdy widział, jak potężny, białowłosy qunari, większy od przeciętnego człowieka, ruszył w jego stronę, podnosząc wielki dwuręczny miecz, jakby to była dziecięca zabawka. – Może się jakoś dogadamy?!

Isabella przystanęła, zwracając się ku skrytobójcy, patrząc na niego zniesmaczona.

– Dogadamy? Niby w jaki sposób? – prychnęła zirytowana.

Podniesione głosy elfa i Strażniczki wzbudziły zainteresowanie wśród reszty obozowiczów, którzy zaczęli zbliżać się, aby posłuchać konkretów.

Zevran wyciągnął otwartą dłoń w stronę Stena, jakby miało go to powstrzymać. Olbrzym zatrzymał się, bynajmniej nie z powodu elfa. Fioletowo-różowe oczy miał utkwione w postaci liderki. Nawet głupiec zauważyłby, że był jej wierny i oddany.

– Chodzi o to, że zawiodłem. Jeśli ty mnie nie zabijesz, zrobią to Kruki, tak to już działa, niestety – zaczął Zevran, patrząc intensywnie na postać Isabelli. – Problem w tym, że ja lubię żyć, wiec pozwól, że zaoferuję ci moje usługi. Masz chwalebny cel, a ludzi do pomocy mało. Jestem doskonałym zabójcą, dobrze wyszkolonym, skłamałbym, nie mówiąc, że najlepszym w swoim fachu. Mogę się przydać – dokończył z nadzieją w oczach.

– A co, jeśli uciekniesz? Lub będziesz próbował dokończyć zlecenie? Nie jesteś godny zaufania.

– Próbowanie po raz drugi byłoby głupstwem, biorąc pod uwagę fakt, iż zawiodłem za pierwszym razem, a uciekać nie mam zamiaru. W pojedynkę, bez prowiantu oraz broni, podczas szalejącej Plagi, marne me szanse. Jak już ci też wspominałem, jeśli ty mnie nie zabijesz, zrobią to Kruki. Więc jak będzie, Strażniczko? – Spojrzał na nią wyczekująco bursztynowymi oczami.          

Isabella westchnęła przeciągle, kręcąc przy tym głową, jakby sama  nie potrafiła uwierzyć w to, co miała uczynić. Podeszła do skrytobójcy i podała mu rękę. Ten, chwyciwszy ją, powstał i powiedział uroczyście:

– A więc niniejszym składam ci przysięgę wierności i lojalności, ważną do czasu, aż zdecydujesz się mnie z niej zwolnić. Jestem twój, to ci przysięgam – powiedziawszy to, skłonił się nisko.

– To dobry plan – odezwała się Morrigan – ale na twoim miejscu, moja droga, od tej pory zwracałabym większą uwagę na jadło i napoje.

– Zawsze warto tak robić – odparł Zevran, odsłaniając w uśmiechu rząd równych białych zębów.

– Nie możesz! – Ku nim zmierzał zdenerwowany Alistair. – To czyste szaleństwo, czy naprawdę jesteśmy tak zdesperowani, by przyjmować w szeregi osobę, która próbowała nas zabić?

Isabella podeszła do zarekwirowanego ekwipunku elfa, nie zwracając uwagi na sprzeciwy młodzieńca.

– Isabello, to jest... – Alistair spojrzał na Zevrana – elf...

– Twoja spostrzegawczość, Alistairze, jak zwykle nas zadziwia – powiedziała Morrigan, oddalając się w stronę swojego namiotu.

– Bardzo śmieszne, wiedźmo. – Posłał jej mordercze spojrzenie, po czym podbiegł do Strażniczki, która dalej była zajęta przekopywaniem rzeczy elfa. – Posłuchaj, to jest elf, szumowina, skrytobójca i... i... i... – znowu spojrzał na Zevrana – i ma tatuaż! Na twarzy! Kto normalny tatuuje sobie twarz?!

– Naprawę, Alistairze, nie masz innych argumentów? – spytała, prostując się, w dłoni trzymała lnianą koszulę. – Jesteśmy w trudnej sytuacji, sam doskonale o tym wiesz. Moja decyzja jest nieodwołalna, a poza tym rozejrzyj się. – Wskazała na obozowisko. – Nas jest pięcioro na niego jednego, poza tym Rufus też będzie mieć na niego oko, więc przestań panikować. – Ostatnie zdanie powiedziała już podniesionym głosem.

Alistair, mimo że był doskonałym wojownikiem, potrafił stać się niezmiernie irytujący.

– Ubierz się. – Rzuciła skrytobójcy odzienie. – Ostrzegam, żadnych numerów. A ty – zwróciła się do Alistaira – zacznij mi może w końcu ufać.

– Tobie ufam, nie ufam jemu. –  Wskazał na Zevrana, który aktualnie zapinał koszulę.

– Wydaje mi się, że będzie to całkiem niezła przygoda, może być zabawnie – powiedział, po czym usadowił się wygodnie pod pobliskim dębem i otworzył swój dziennik.

4 komentarze:

  1. Pamietam ten kawałek z gry jak Zevran zastawił pułapke:) lecz w grze to troche bardzo cienko pokazali... a gdyby zrobili tak jak ty napisalas byloby odrazu ciekawiej:) lecz to tylko gra:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Morrigan jak zwykle kłóci się z Alistarem... Zawsze mnie zastanawiało czy główna bohaterka będzie z Alistarem. No nic pozostaje mi czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    dobry rozdział, Rufus mi się spodobał, a panika elfa jak kazał Isabella go zabić, piękna…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. "Chodziło wśród ludu Fereldenu przysłowie" - przysłowie raczej nie może chodzić.

    Moment, w którym Strażniczka werbuje Zevrana jest... w grze tak było prawda? szybko zgoda, "witaj w drużynie". Niemniej Isabella raczej gardzi w tym momencie Krukiem, może powinna dostać chwilę czasu na zastanowienie? Może powinna porozmawiać z towarzyszami później, na osobności, kiedy Zev siedziałby nadal skrępowany. Już widzę gadanie Leliany "to Stwórca go przysłał", przeczekać noc, może dojdzie do wniosku, że jednak warto mieć przy sobie zabójcę. No nie wiem, wydaje mi się, że w rzeczywistości takie decyzję potrzebują czasu i mocnych argumentów :) i sytuacja wydawałaby się prawdziwsza. W tekście wystarczy zamienić kolejność - najpierw rozmowa z towarzyszami, później uwolnienie Kruka.:D

    Notka bardzo ciekawa, intrygująca, człowiek zastanawia się, co kierowało Strażniczką, dlaczego zgodziła się zwerbować swojego zabójcę :) słodka tajemnica. Bardzo fajnie :)



    OdpowiedzUsuń