Sword

30 października 2013

ROZDZIAŁ 37. Ku górskim szczytom.


Słońce własnym tempem wyłaniało się na wschodzie. Granatowe nocne niebo powoli zabarwiało się różem i błękitem. Wraz ze świtem budził się las okryty śnieżną pierzyną. Korony drzew uginały się pod ciężarem śniegu oraz sopli lodu skrzących się w świetle poranka. Leśne ptactwo wypełniło przestrzeń śpiewem, ogłaszając wszem i wobec, że nastał nowy dzień.
Grupa wędrowców, na czele której stała Isabella Cousland, zwijała tymczasowy obóz. Wśród pomruków rozbudzanych ludzi dało się słyszeć żwawą rozmowę pomiędzy Lelianą a Zevranem.
– Mówię tylko, że to dobry pomysł. Nie ode mnie zależy, kto pójdzie dalej. Nie histeryzuj! Tylko napomknąłem, że tak duża grupa jak nasza może sprowadzić na nas niebezpieczeństwo. – Ostry ton głosu elfa zwrócił uwagę Isabelli krzątającej się przy koniach.

Szlachcianka uniosła brwi i badawczo przyglądała się dwojgu towarzyszy.
– Wiem, ale nie odpuszczę sobie, rozumiesz?! – Leliana stała prosto i wygrażała Zevranowi palcem, na co ten zareagował kpiącym uśmieszkiem.
Do Isabelli w tym samym czasie podszedł Alistair.
– O co im poszło? – spytała Couslandówna, wskazując brodą na elfa i łuczniczkę.
Templariusz podążył wzrokiem w kierunku,  który pokazała przyjaciółka.
– Zevran zaczął rozmawiać z Morrigan o wyprawie w góry i powiedział, że dobrze by było, gdyby część z nas wróciła do Redcliffe, co zmniejszy szanse na to, że zginiemy w lawinie.
– Ma rację – poparła elfa Isabella, po czym wyminęła Alistaira i obeszła konia z drugiej strony, by wyjąć z kieszeni przy siodle prowiant. – I czemu Leliana tak na niego naskoczyła?
– A cholera ją wie, jest stuknięta, prawda? – powiedziawszy to, mrugnął do szlachcianki z zawadiackim uśmiechem na ustach. – A tak na poważnie, to mówiła coś o Urnie.
– Można się było tego spodziewać – wymruczała Isabella pod nosem, po czym skierowała kroki w stronę kłócącej się dwójki.
– Nie powiedziałem, że to akurat ty masz zostać! – Zevran zdenerwowany załamywał ręce.
– Tak?! A tekst o słabych kobietach?! – krzyczała Leliana.
– Mówiłem o Sennivie, do cholery! Wyobraź ją sobie, jak zapieprza przez te góry z bandą uzbrojonych wojowników, gdy w każdej chwili może runąć lawina lub, co gorsza, jeśli nas ktoś zaatakuje, to jak ona będzie się bronić?! – Zevran zaczął rzucać argumentami. – Jesteś niepoczytalna!
– Nie myl wariactwa z wiarą! – pisnęła łucznika, zaciskając dłonie w pięści.
– A co ma wiara teraz do rzeczy?! – zdziwił się skrytobójca.
– Błagam, zamknijcie się oboje, bo wasze wrzaski naprawdę sprowadzą na nas nieszczęście – warknęła Isabella w stronę krzykaczy. – O co poszło?
– Bo Zev…!
– Bo Leli…!
– Po kolei, nie wszyscy razem. – Isabella posłała mordercze spojrzenie to Lelianie, to Zevranowi.
Ta pierwsza aż kipiała ze złości. Policzki miała pokryte rumieńcem i oddychała chaotycznie. Wyglądała tak, jakby była gotowa wykastrować skrytobójcę zębami.
– Zevranie – poprosiła Strażniczka elfa, by zabrał głos.
– Rozmawiałem z Morrigan o wyprawie na szczyt. Oboje sądzimy, że część z nas powinna wrócić do Redcliffe, w tym Senniva. – Antivańczyk zerknął na służkę stojącą nieopodal. – Wybacz, Sennivo, ale sądzę, że ta wyprawa jest dla ciebie nieodpowiednia.
– Rozumiem – odpowiedziała z uśmiechem służka, po czym wróciła do przerwanej czynności pakowania namiotów.
– Leliana zrozumiała to zbyt opacznie, myśląc, że ją również chcę odesłać do miasta.
Isabella westchnęła, wznosząc oczy ku niebu. Nie mogła uwierzyć, że poszło o taką błahostkę.
– Leliano, co ci tak zależy? – spytała po chwili łuczniczkę.
– To jedyna taka szansa, by zobaczyć Prochy Andrasty.
– O ile istnieją – wtrąciła się Morrigan, która akurat przechodziła obok.
– Dokładnie. – Leliana niechętnie zgodziła się z wiedźmą.
– Z twoją postawą mam wątpliwości, czy chcę, byś z nami szła, Leliano. Zachowujesz się jak fanatyczka. Mam wrażenie, że gdybyśmy dotarli do celu, to ty, zamiast pomóc nam, na przykład, walczyć, zwiniesz Urnę pod pachę i tyle cię będziemy widzieć.
– Isabello, nie żartuj – oburzyła się rudowłosa dziewczyna. Jednak mimo to spokorniała. – Wiem, przepraszam, że się tak zachowuję, ale to moje marzenie i jedyna taka szansa.
– Zastanowię się nad tym jeszcze. Ale niczego nie obiecuję. – Isabella wymierzyła palcem w przyjaciółkę. – Przygotuj się na to, że wrócisz do Redcliffe, wszystko zależy od Alistaira.

Isabella podparła się pod boki i przymknęła powieki. Czuła lekki pulsujący ból z lewej strony. Rana, mimo że się zagoiła, nadal mogła jej zagrażać.
– Jak się czujesz? – Usłyszała za sobą głos należący do skrytobójcy.
Po chwili, nim zdążyła odpowiedzieć, ten stał już przed nią i trzymał za ramiona, patrząc badawczo w oczy.
– Nic mi nie jest – odpowiedziała wymijająco, nie chciała go martwić.
I tak zrobił dla niej już dość. Ciągłe czuwanie przy łożu, przynoszenie posiłków, podawanie picia i mikstur, zmiany opatrunków oraz zabawianie, podczas gdy czas się jej nieskończenie dłużył. Nie mogła go zamartwiać.
– Na pewno? – dopytywał.
– Na pewno – odparła i posłała mu szczery uśmiech.
– Wiem, że się zapewne nie zgodzisz, ale mówiąc o osobach, które nie powinny brać udziału w wyprawie, miałem na myśli również ciebie.
Isabella przekrzywiła głowę i zerknęła na Zevrana spod byka, nadal się uśmiechając. Bawiła ją ta czułość i troska z jego strony.
– Wiem o tym. I masz rację, nie przekonasz mnie – powiedziawszy to, wyminęła go.
On tylko chwycił ją delikatnie za dłoń, jednak wciąż zwiększający się miedzy nimi dystans nakazał mu puścić ostatni opuszek palca. Spojrzał za nią zrezygnowanym wzorkiem, po czym ruszył w stronę czarodziejki, która nie dawała sobie rady z ogromnymi połaciami materiału.

– Czyli ustalone? – dopytywał się Alistair, stojąc przy boku Isabelli.
Dwoje Szarych Strażników rozmawiało w znacznej odległości od reszty grupy, by omówić, kogo powinni zabrać ze sobą, a kogo odesłać do Redcliffe.
– Nie spodoba im się to – powiedziała Isabella, patrząc na przyjaciół. – Jednak wydaje mi się to dobrym rozwiązaniem. Gdyby coś nam zagrażało, to otrzymamy wsparcie.
W tym samym czasie zerknął na nią Zevran i pomachał do niej, ta tylko odwzajemniła gest i, wzdychając, obróciła się do Alistaira.
– Co masz taką skwaszoną minę? – spytała. – Już myślałam, że pan „dajcie mi wszyscy święty spokój, nie mam dzisiaj humoru” odszedł w niepamięć.
– Bo tak jest, ale niechętnie muszę się zgodzić z Zevranem. Gdyby to ode mnie zależało, to nawet byś nosa nie wyściubiła poza zamek.
– Na wojnie zdarzają się rany – powiedział Isabella, podchodząc bliżej Alistaira i zadzierając głowę, spojrzała mu głęboko w oczy, mrużąc przy tym powieki. – Nie umarłam pod Ostagarem, nie umarłam w Orzammarze, chociaż też byłam ranna. Przeżyłam praktycznie samotny wypad do Kręgu i nic mi się nie stało. Więc głupie postrzelenie też niczego mi nie zrobi. Rana się zagoiła, owszem, czasem mnie jeszcze boli, ale to normalne, bo, do cholery, miałam w końcu przebite płuco – warknęła niczym rozwydrzona dziewczynka na koniec wypowiedzi.
– Dobrze, już dobrze. – Alistair zaśmiał się, wyciągając przed siebie dłonie w geście obrony. – Wyrażam tylko swoją opinię jako troszczący się przyjaciel. Doskonale wiesz, że się martwię, czasami za bardzo.
– Wiem, i często jest to drażniące, ale zdążyłam przywyknąć – powiedziawszy to, posłała mu przyjacielskiego kuksańca w bok. – Dobra, chodźmy im powiedzieć, jak się sprawy mają.

– Nie poszło tak źle – powiedziała zadowolona Isabella, patrząc na oddalających się jeźdźców i konie.
– O ile nie liczyć groźby Leliany, że jak nie zdąży do nas dołączyć, nim odnajdziemy Urnę, to cię zabije, a później nakaże Wynne cię ożywić, po to, by mogła cię torturować, rany posypać solą i ponownie cię zabić, to tak, masz rację, poszło fantastycznie – zaczął wyliczać Alistair, stojąc u boku przyjaciółki.
– Tak – westchnęła Isabella.– Ta dziewczyna ma poczucie humoru, nieprawdaż? To co, ruszamy? – zwróciła się do pozostałych towarzyszy.
Zevran i Morrigan stali za Strażnikami i tylko czekali na rozkaz wymarszu.

Wiatr wył przeraźliwie w koronach drzew, uginając je pod niebezpiecznym kątem. Wraz z nim lodowate płatki śniegu wkradały się za kołnierze, pogłębiając tylko dyskomfort spowodowany uczuciem mrozu. Piątka podróżnych szła wyznaczonym przez Sennivę szlakiem, który miał ich doprowadzić do tajemniczej wioski położonej w dolinie między dwiema górami. Wędrowali już tak parę godzin; nie wiedzieli dokładnie, ile czasu minęło, gdyż słońce, co tak mocno świeciło rankiem, teraz skryło się za chmurami, z których nieprzerwanie padał śnieg.
Zevran idący zaraz za Alistairem przystanął na chwilę, pozwalając się wyminąć Morrigan. Pochód zamykała Isabella krocząca, co bardzo nie podobało się skrytobójcy. Gdyby coś się jej stało, nawet by nie zauważyli.
Kiedy Isabella dotarła do Zevrana, spojrzała na niego zdumiona spod kaptura rzucający cień na jej twarz.
– Czemu nie trzymasz się szyku? – spytała na tyle głośno, by przekrzyczeć wiatr.
– Nie chcę tracić cię z oczu. Jeden błąd i lądujesz tam – powiedziawszy to, wskazał głową w dół, na strome zbocze góry.
– Dramatyzujesz – odparła. – Ruszajmy dalej, bo naprawdę się zgubimy. Jak tylko znajdziemy jakąś jaskinię, trzeba będzie przeczekać tę zawieruchę.
Zevran tylko skinął i przepuścił Strażniczkę przodem.

 

6 komentarzy:

  1. Witaj!
    Przygarnęłam Twojego bloga do mojej kolejki i jest teraz na pierwszym miejscu. Choć nie znam gry Dragon Age, to w zgłoszeniu napisałaś, że nie trzeba znać kanonu.
    Oczywiście zrozumiem, jeżeli zechcesz, żeby ktoś inny ocenił Twoje opowiadanie.
    Pozdrawiam,
    Panikara

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie było nam dane poznać w grze tak czułego Zeva :) ciekawe co wymyślisz w Azylu :) czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wystawiłam już ocenę Twojego bloga! Czekam na Twój komentarz z opinią co myślisz o ocenie. :)

    Pozdrawiam,
    Panikara

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach Zevran jest przekochany, ujął mnie w tym rozdziale <3

    Ten rozdział mi się bardzo podoba :) W tym tempie nie będę miała niedługo co czytać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zostają jeszcze miniatury oraz inne moje blogi :D

      Usuń
  5. Hej,
    teraz część z nich wróci do zamku, tak kłótnia między łuczniczką a elfem boska…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń