Słońce własnym
tempem wyłaniało się na wschodzie. Granatowe nocne niebo powoli zabarwiało się
różem i błękitem. Wraz ze świtem budził się las okryty śnieżną pierzyną. Korony
drzew uginały się pod ciężarem śniegu oraz sopli lodu skrzących się w świetle
poranka. Leśne ptactwo wypełniło przestrzeń śpiewem, ogłaszając wszem i wobec,
że nastał nowy dzień.
Grupa
wędrowców, na czele której stała Isabella Cousland, zwijała tymczasowy obóz.
Wśród pomruków rozbudzanych ludzi dało się słyszeć żwawą rozmowę pomiędzy
Lelianą a Zevranem.
– Mówię tylko,
że to dobry pomysł. Nie ode mnie zależy, kto pójdzie dalej. Nie histeryzuj!
Tylko napomknąłem, że tak duża grupa jak nasza może sprowadzić na nas
niebezpieczeństwo. – Ostry ton głosu elfa zwrócił uwagę Isabelli krzątającej
się przy koniach.
Szlachcianka
uniosła brwi i badawczo przyglądała się dwojgu towarzyszy.
– Wiem, ale
nie odpuszczę sobie, rozumiesz?! – Leliana stała prosto i wygrażała Zevranowi
palcem, na co ten zareagował kpiącym uśmieszkiem.
Do Isabelli w tym
samym czasie podszedł Alistair.
– O co im
poszło? – spytała Couslandówna, wskazując brodą na elfa i łuczniczkę.
Templariusz
podążył wzrokiem w kierunku, który
pokazała przyjaciółka.
– Zevran
zaczął rozmawiać z Morrigan o wyprawie w góry i powiedział, że dobrze by było,
gdyby część z nas wróciła do Redcliffe, co zmniejszy szanse na to, że zginiemy
w lawinie.
– Ma rację –
poparła elfa Isabella, po czym wyminęła Alistaira i obeszła konia z drugiej
strony, by wyjąć z kieszeni przy siodle prowiant. – I czemu Leliana tak na
niego naskoczyła?
– A cholera ją
wie, jest stuknięta, prawda? – powiedziawszy to, mrugnął do szlachcianki z
zawadiackim uśmiechem na ustach. – A tak na poważnie, to mówiła coś o Urnie.
– Można się
było tego spodziewać – wymruczała Isabella pod nosem, po czym skierowała kroki
w stronę kłócącej się dwójki.
– Nie
powiedziałem, że to akurat ty masz zostać! – Zevran zdenerwowany załamywał
ręce.
– Tak?! A
tekst o słabych kobietach?! – krzyczała Leliana.
– Mówiłem o
Sennivie, do cholery! Wyobraź ją sobie, jak zapieprza przez te góry z bandą
uzbrojonych wojowników, gdy w każdej chwili może runąć lawina lub, co gorsza,
jeśli nas ktoś zaatakuje, to jak ona będzie się bronić?! – Zevran zaczął rzucać
argumentami. – Jesteś niepoczytalna!
– Nie myl wariactwa
z wiarą! – pisnęła łucznika, zaciskając dłonie w pięści.
– A co ma
wiara teraz do rzeczy?! – zdziwił się skrytobójca.
– Błagam,
zamknijcie się oboje, bo wasze wrzaski naprawdę sprowadzą na nas nieszczęście –
warknęła Isabella w stronę krzykaczy. – O co poszło?
– Bo Zev…!
– Bo Leli…!
– Po kolei,
nie wszyscy razem. – Isabella posłała mordercze spojrzenie to Lelianie, to
Zevranowi.
Ta pierwsza aż
kipiała ze złości. Policzki miała pokryte rumieńcem i oddychała chaotycznie.
Wyglądała tak, jakby była gotowa wykastrować skrytobójcę zębami.
– Zevranie –
poprosiła Strażniczka elfa, by zabrał głos.
– Rozmawiałem
z Morrigan o wyprawie na szczyt. Oboje sądzimy, że część z nas powinna wrócić
do Redcliffe, w tym Senniva. – Antivańczyk zerknął na służkę stojącą nieopodal.
– Wybacz, Sennivo, ale sądzę, że ta wyprawa jest dla ciebie nieodpowiednia.
– Rozumiem –
odpowiedziała z uśmiechem służka, po czym wróciła do przerwanej czynności
pakowania namiotów.
– Leliana
zrozumiała to zbyt opacznie, myśląc, że ją również chcę odesłać do miasta.
Isabella
westchnęła, wznosząc oczy ku niebu. Nie mogła uwierzyć, że poszło o taką
błahostkę.
– Leliano, co
ci tak zależy? – spytała po chwili łuczniczkę.
– To jedyna
taka szansa, by zobaczyć Prochy Andrasty.
– O ile
istnieją – wtrąciła się Morrigan, która akurat przechodziła obok.
– Dokładnie. –
Leliana niechętnie zgodziła się z wiedźmą.
– Z twoją
postawą mam wątpliwości, czy chcę, byś z nami szła, Leliano. Zachowujesz się
jak fanatyczka. Mam wrażenie, że gdybyśmy dotarli do celu, to ty, zamiast pomóc
nam, na przykład, walczyć, zwiniesz Urnę pod pachę i tyle cię będziemy widzieć.
– Isabello,
nie żartuj – oburzyła się rudowłosa dziewczyna. Jednak mimo to spokorniała. –
Wiem, przepraszam, że się tak zachowuję, ale to moje marzenie i jedyna taka
szansa.
– Zastanowię
się nad tym jeszcze. Ale niczego nie obiecuję. – Isabella wymierzyła palcem w
przyjaciółkę. – Przygotuj się na to, że wrócisz do Redcliffe, wszystko zależy
od Alistaira.
Isabella
podparła się pod boki i przymknęła powieki. Czuła lekki pulsujący ból z lewej
strony. Rana, mimo że się zagoiła, nadal mogła jej zagrażać.
– Jak się
czujesz? – Usłyszała za sobą głos należący do skrytobójcy.
Po chwili, nim
zdążyła odpowiedzieć, ten stał już przed nią i trzymał za ramiona, patrząc
badawczo w oczy.
– Nic mi nie
jest – odpowiedziała wymijająco, nie chciała go martwić.
I tak zrobił
dla niej już dość. Ciągłe czuwanie przy łożu, przynoszenie posiłków, podawanie
picia i mikstur, zmiany opatrunków oraz zabawianie, podczas gdy czas się jej
nieskończenie dłużył. Nie mogła go zamartwiać.
– Na pewno? –
dopytywał.
– Na pewno –
odparła i posłała mu szczery uśmiech.
– Wiem, że się
zapewne nie zgodzisz, ale mówiąc o osobach, które nie powinny brać udziału w
wyprawie, miałem na myśli również ciebie.
Isabella
przekrzywiła głowę i zerknęła na Zevrana spod byka, nadal się uśmiechając. Bawiła
ją ta czułość i troska z jego strony.
– Wiem o tym.
I masz rację, nie przekonasz mnie – powiedziawszy to, wyminęła go.
On tylko chwycił
ją delikatnie za dłoń, jednak wciąż zwiększający się miedzy nimi dystans
nakazał mu puścić ostatni opuszek palca. Spojrzał za nią zrezygnowanym
wzorkiem, po czym ruszył w stronę czarodziejki, która nie dawała sobie rady z
ogromnymi połaciami materiału.
– Czyli
ustalone? – dopytywał się Alistair, stojąc przy boku Isabelli.
Dwoje Szarych
Strażników rozmawiało w znacznej odległości od reszty grupy, by omówić, kogo
powinni zabrać ze sobą, a kogo odesłać do Redcliffe.
– Nie spodoba
im się to – powiedziała Isabella, patrząc na przyjaciół. – Jednak wydaje mi się
to dobrym rozwiązaniem. Gdyby coś nam zagrażało, to otrzymamy wsparcie.
W tym samym
czasie zerknął na nią Zevran i pomachał do niej, ta tylko odwzajemniła gest i, wzdychając,
obróciła się do Alistaira.
– Co masz taką
skwaszoną minę? – spytała. – Już myślałam, że pan „dajcie mi wszyscy święty
spokój, nie mam dzisiaj humoru” odszedł w niepamięć.
– Bo tak jest,
ale niechętnie muszę się zgodzić z Zevranem. Gdyby to ode mnie zależało, to
nawet byś nosa nie wyściubiła poza zamek.
– Na wojnie zdarzają
się rany – powiedział Isabella, podchodząc bliżej Alistaira i zadzierając
głowę, spojrzała mu głęboko w oczy, mrużąc przy tym powieki. – Nie umarłam pod
Ostagarem, nie umarłam w Orzammarze, chociaż też byłam ranna. Przeżyłam
praktycznie samotny wypad do Kręgu i nic mi się nie stało. Więc głupie
postrzelenie też niczego mi nie zrobi. Rana się zagoiła, owszem, czasem mnie
jeszcze boli, ale to normalne, bo, do cholery, miałam w końcu przebite płuco –
warknęła niczym rozwydrzona dziewczynka na koniec wypowiedzi.
– Dobrze, już dobrze.
– Alistair zaśmiał się, wyciągając przed siebie dłonie w geście obrony. –
Wyrażam tylko swoją opinię jako troszczący się przyjaciel. Doskonale wiesz, że
się martwię, czasami za bardzo.
– Wiem, i
często jest to drażniące, ale zdążyłam przywyknąć – powiedziawszy to, posłała
mu przyjacielskiego kuksańca w bok. – Dobra, chodźmy im powiedzieć, jak się
sprawy mają.
– Nie poszło
tak źle – powiedziała zadowolona Isabella, patrząc na oddalających się jeźdźców
i konie.
– O ile nie
liczyć groźby Leliany, że jak nie zdąży do nas dołączyć, nim odnajdziemy Urnę, to
cię zabije, a później nakaże Wynne cię ożywić, po to, by mogła cię torturować,
rany posypać solą i ponownie cię zabić, to tak, masz rację, poszło
fantastycznie – zaczął wyliczać Alistair, stojąc u boku przyjaciółki.
– Tak –
westchnęła Isabella.– Ta dziewczyna ma poczucie humoru, nieprawdaż? To co,
ruszamy? – zwróciła się do pozostałych towarzyszy.
Zevran i
Morrigan stali za Strażnikami i tylko czekali na rozkaz wymarszu.
Wiatr wył
przeraźliwie w koronach drzew, uginając je pod niebezpiecznym kątem. Wraz z nim
lodowate płatki śniegu wkradały się za kołnierze, pogłębiając tylko dyskomfort
spowodowany uczuciem mrozu. Piątka podróżnych szła wyznaczonym przez Sennivę
szlakiem, który miał ich doprowadzić do tajemniczej wioski położonej w dolinie
między dwiema górami. Wędrowali już tak parę godzin; nie wiedzieli
dokładnie, ile czasu minęło, gdyż słońce, co tak mocno świeciło rankiem, teraz
skryło się za chmurami, z których nieprzerwanie padał śnieg.
Zevran idący
zaraz za Alistairem przystanął na chwilę, pozwalając się wyminąć Morrigan.
Pochód zamykała Isabella krocząca, co bardzo nie podobało się skrytobójcy. Gdyby
coś się jej stało, nawet by nie zauważyli.
Kiedy Isabella
dotarła do Zevrana, spojrzała na niego zdumiona spod kaptura rzucający cień na
jej twarz.
– Czemu nie
trzymasz się szyku? – spytała na tyle głośno, by przekrzyczeć wiatr.
– Nie chcę tracić
cię z oczu. Jeden błąd i lądujesz tam – powiedziawszy to, wskazał głową w dół,
na strome zbocze góry.
–
Dramatyzujesz – odparła. – Ruszajmy dalej, bo naprawdę się zgubimy. Jak tylko
znajdziemy jakąś jaskinię, trzeba będzie przeczekać tę zawieruchę.
Zevran tylko skinął
i przepuścił Strażniczkę przodem.
Witaj!
OdpowiedzUsuńPrzygarnęłam Twojego bloga do mojej kolejki i jest teraz na pierwszym miejscu. Choć nie znam gry Dragon Age, to w zgłoszeniu napisałaś, że nie trzeba znać kanonu.
Oczywiście zrozumiem, jeżeli zechcesz, żeby ktoś inny ocenił Twoje opowiadanie.
Pozdrawiam,
Panikara
Nie było nam dane poznać w grze tak czułego Zeva :) ciekawe co wymyślisz w Azylu :) czekam na więcej :D
OdpowiedzUsuńWystawiłam już ocenę Twojego bloga! Czekam na Twój komentarz z opinią co myślisz o ocenie. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Panikara
Ach Zevran jest przekochany, ujął mnie w tym rozdziale <3
OdpowiedzUsuńTen rozdział mi się bardzo podoba :) W tym tempie nie będę miała niedługo co czytać!
To zostają jeszcze miniatury oraz inne moje blogi :D
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńteraz część z nich wróci do zamku, tak kłótnia między łuczniczką a elfem boska…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia